wanilia. (klik)
Więzienie skrzypiało. Dosłownie. A Niewidzialna się
bojała, znaczy bała, bo ona to nigdy nie lubiła takich ekscesów. Trzymała w
dłoniach kubek z gorącą herbatą i wyglądała za okno w swoim gabinecie. Drzewa
prawie kładły się pod naporem szalejącego wiatru, nic więc dziwnego, że stary,
dobry Gaol trochę jęczał. Pewnie ktoś nie zamknął okna i stąd to całe
zamieszanie.
Odstawiła parujące jeszcze naczynie i wyszła na
korytarz, kierowana intuicją. Nie chciała być sama. Bała się niewiadomo czego,
chociaż względnie była bezpieczna. No ale ona tak już miała, że lubiła sobie
trochę podramatyzować. Bo kto nie lubi dobrego przedstawienia?
Znalazła Wanilię na strychu, zakopaną pod kocem, spod
którego wystawała jej ciepła piżamka i równie ciepłe kapciuszki. En uśmiechnęła
się szeroko. W dłoniach Naczelniczki parował kubek z kakao, względnie gorącą
czekoladą. Nie miała zielonego pojęcia, co dokładnie, czekoladowe to
czekoladowe, dla niej nie miało znaczenia, jak się nazywa. Pomieszczenie
zawalone było regałami, które uginały się od książek. Znajdowało się tam chyba
wszystko, co kiedykolwiek wydano.
- En, to Ty
– dziewczyna uśmiechnęła się do niej ciepło. Poklepała miejsce obok siebie, a Niewidzialna,
największy zmarźlak, jakiego ten świat widział, owszem, podeszła, tyle że
zamiast usiąść na kocyku, bez ceregieli wlazła pod niego.
- Jesteś pewna, że nie przeszkadzam? Mogę przyjść
kiedy indziej.
-Och, nie, w
porządku. Mam na czytanie całą noc, a rozmowa z kimś bardziej realnym, niż moi
książkowi przyjaciele dobrze mi zrobi!
- Książkowi przyjaciele? To brzmi interesująco. Opowiesz
mi o nich? Ja raczej takich nie mam...
- Zobacz...
- Machnęła dłonią, wskazując na regały. - Jest
ich tu mnóstwo. Dobrych i złych, żyjących w różnych światach, a jednak wciąż
czekających tu na mnie. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z niejakim Severusem
Snapem oraz Anią. No wiesz, tą z Zielonego Wzgórza. Och, jak mogłam zapomnieć o
Heathcliffie?! Oni... moi przyjaciele... kryją się wszędzie, za każdą literką,
słowem, zdaniem, stroną...
- Tak, bohaterowie to coś pięknego. Za każdym razem,
kiedy zaczynam jakąś książkę, zakochuję się w którejś z postaci na zabój. Zdaje
mi się, że mnie utożsamiają. A Ty? Co myślisz na ten temat? Jesteś rudowłosą
marzycielką z przetłuszczonymi włosami? – zaśmiała się Niewidzialna.
-
Uściślając, jestem brązowowłosą
marzycielką z przetłuszczonymi włosami i aparatem na zębach - parsknęła. - Ale tak, potrafię się zakochać... Ostatnio
nawet trafił się taki jeden. Patch się nazywa, może go znasz? Moi książkowi
przyjaciele oddają często to, czego sama nie potrafię ubrać w słowa. Są częścią
mnie, odbywają przygody, o których ja często marzę i za to ich kocham.
-
Ale to nie znaczy, że nie jesteś
odważna, prawda? Przecież oceniasz na Gaolu. Do tego potrzeba odwagi,
przynajmniej moim zdaniem...
- Och, może nie tyle odwagi, co
cierpliwości. Przede wszystkim cierpliwości... A skoro o odwadze mowa, to cóż,
tchórzem bym siebie nie nazwała. W końcu znak Lwa zobowiązuje, prawda?
-Nie wiem,
jestem tchórzliwym Strzelcem, któremu czasami zdarzają się przebłyski. A
wracając do tej cierpliwości, to chyba się z Tobą zgodzę. Ale mimo wszystko
widać, że to lubisz. Inaczej już by Cię tam nie było, co?
- Oczywiście, że nie! Ocenianie, to w pewnym sensie moja pasja. Możliwość
wskazywania drogi innym, dawania rad i wskazówek bardzo mnie cieszy, ale jednak
trzeba dbać o to, by wszystko to, co powiem, miało jakiś sens i przysporzyło
samych dobrych rzeczy w przyszłości. Kłamstwem byłoby jednak, gdybym
powiedziała, że robię to tylko i wyłącznie dla innych. Ocenianie daje wiele
także mi samej - poza satysfakcją, dużo się uczę. Moja cierpliwość wzrasta z
każdą oceną i coraz lepiej posługuję się językiem ojczystym.
-
No i oprócz tego spotykasz takich
wspaniałych ludzi jak ja – wyszczerzyła się blondynka.
-
Dokładnie! Załoga stanowi dla mnie drugą
rodzinę. Wiele osób tutaj traktuję jak swoje rodzeństwo - darzę wielką
miłością, uwielbiam się kłócić, ale mimo wszystko zawsze stanę w ich obronie. Także
w Twojej – uśmiechnęła się.
- Oh, to
słodkie. I potwierdza Twoją lwią odwagę. Ale przecież oprócz nas i tych
wspaniałych książek istnieje coś jeszcze w Twoim życiu. Opowiesz ciekawskiej
Niewidzialnej trochę więcej o sobie, czy walniesz knigą?
- Mogę
opowiedzieć, choć nie ma zbyt wiele do mówienia. Moje życie to rodzina:
dziadkowie, których kocham nad życie. Mama, która jest dla mnie przyjaciółką.
Trójka starszych braci, którzy mnie dobijają swoją głupotą. Trójka psów, które
gwałcą się nawzajem. Moja najlepsza przyjaciółka, która jest dla mnie niczym
siostra, oraz mój kochany Łosiu, którego po prostu kocham. Moje życie kręci się
wokół wielu wspaniałych ludzi, zwierząt, książek, muzyki i filmu. Nic
specjalnego.
- Na nic
specjalnego to to nie brzmi. Ale książki, muzyka i film mnie zaciekawiły. Coś
więcej na ten temat?
- Książki... Cóż, wiadomo. Kocham fantasy, to
moje życie. Ale ostatnio zaczytuję się w thrillerach i kryminałach. Jeśli
chodzi o muzykę, to nie uznaję czegoś takiego jak "gatunki". Słucham
tego, co mi się podoba, a więc w moim MP4 znajdziesz zarówno Guns 'n Roses,
EastWest Rockers, Muse, Boba Marleya, Grubsona, Nickelbacka i wiele, wiele
innych. Jeśli chodzi o filmy to przede wszystkim fantasy i przygodowe. Horrory
tylko wtedy, gdy mam z kim oglądać.
- Brrr... Nie lubię horrorów. Wpływają mi na
psychikę. Ale jak zrobisz mi jakąś psychoterapię, to mogę z Tobą obejrzeć
. – Wzdrygnęła się En i oparła głowę na
ramieniu towarzyszki.
- Nie martw się - ostatni horror oglądałam
może z rok temu. Nikt nie chce ze mną oglądać, bo za bardzo się boję! Ostatnio
wyłączyłam po pięciu minutach, bo sama muzyka była dla mnie przerażająca... Ale
muszę Cię zasmucić - na leczenie jest za późno.
- Jakie to
miłe, dziękuję. A już myślałam, że zostaniesz moim psychologiem.
- Myślałam kiedyś o tym zawodzie, nie powiem,
że nie. Jednak nie jestem pewna, czy się do tego nadaję. Umiem wysłuchać ludzi,
ba! Nawet doradzić potrafię, ale jednak boję się tego, że za bardzo zaangażuję się
w problemy moich pacjentów.
- Czyli nie psychologia. To co teraz?
- Słodka, naiwna wanilia marzy o pisarstwie,
ale wie, że z tego nie wyżyje. Myślała więc o przedszkolance lub nauczycielce,
ale ostatnio jest niż demograficzny, więc raczej też większych szans nie ma.
Stwierdziłam więc, że po prostu dobrze wyjdę za mąż – parsknęła śmiechem.
- To też jest
jakieś rozwiązanie, nie powiem, że nie. Tylko że wtedy wyjdziesz na
materialistkę – podsumowała, przedrzeźniając dziewczynę.
- A nią zdecydowanie nie jestem. Tak więc
ukończę najprawdopodobniej pedagogikę, być może nawet resocjalizacyjną i
zobaczę, co zdołam zdziałać, ze smutną świadomością, iż świata nie zmienię.
- Znaczy się
ambitna, pomocna, skromna i odważna.
- Och, może nie aż tak... Dodałabym również
odrobinę bezczelności i, momentami, niezmiernej głupoty oraz próżności.
- To znaczy,
że nie jesteś też zadufana w sobie, a to dobrze świadczy. Podobno tacy ludzie
dochodzą do wielkich rzeczy.
- Pożyjemy - zobaczymy
- Twardo po
ziemi stąpasz, koleżanko Wanilio. Właśnie, dlaczego Wanilio? Nie słyszałam tej
historii.
- Nie? Myślałam, że wszyscy już ją słyszeli!
No to weź sobie jedno z moich czekoladowych ciasteczek i posłuchaj... Jeszcze
jak chodziłam do gimnazjum, miałam taki okres, że w każdej minucie musiałam żuć
gumę. Pewnego dnia siedziałam pod salą od języka polskiego, czytając jedną z
książek. Moi, jakże dojrzali, koledzy rozmawiali o prezerwatywach, nazywając je
potocznie "gumami". Pytali się nawzajem o ulubiony kolor i inne
takie.. A mądra ja, gdy zapytali mnie o "ulubiony smak gumy" odpowiedziałam:
"Waniliowy!" I tak oto stałam się wanilią.
- Inspiracja
niezła, nie powiem. Wykorzystałaś ten motyw w jakimś swoim opowiadaniu mam
nadzieję?
- Nigdy mi to przez myśl nie przeszło,
wiesz? Ale może, może... – uśmiechnęła się z udawanym rozmarzeniem.
- No to o czym Ty piszesz? –spytała zdziwiona En.
- Takie fragmenty pomijasz, czyli masz inne natchnienia.
- Piszę i publikuję fan-ficki na podstawie
ukochanego Harry'ego Pottera. Raz spróbowałam swych sił w opowiadaniu bez
większej magii, ale nic z tego nie wyszło, to nie dla mnie. Aktualnie mam
pewien pomysł na książkę, ale co z tego wyjdzie... Zobaczymy w przyszłości.
- Wanilia
pisze książkę? O kurcze... Starczy Ci czasu? A tak w ogóle, o czym? Jeśli mogę
wiedzieć. – Ostatnie zdanie wypowiedziała, patrząc na nią z wargami
wykrzywionymi w delikatnym i za razem podejrzanym uśmiechu.
-
Mam nadzieję, że czasu mi starczy, choć
jakoś ciężko idzie mi zabranie się za to całe "pisanie". Jeśli chodzi
o to, o czym ona będzie to... Nie mam zielonego pojęcia! – zaśmiała się. - Choć troszkę... Cóż, mogę powiedzieć
tylko tyle, że nie ma to nic wspólnego z wampirami, ani ze zwykłymi
nastolatkami. Będzie to historia piątki bardzo różnych ludzi, którym los zwiąże
ścieżki i będą musieli nauczyć się współpracować.
- Przypomina
mi to coś... Już wiem! Seria "Jutro", czytałaś? Podoba mi się zamysł,
ale jakbyśmy tak na ten przykład całą gaolową załogą zostali sami sobie na
środku nigdzie, to nie wiem, czy bym dała radę.
- Hm, nie, nigdy nie sięgnęłam po tę serię, co
więcej - nawet nie wiedziałam o jej istnieniu! Ale teraz z pewnością będę
przeczesywała biblioteki w jej poszukiwaniu. Och, powiem Ci szczerze, że gdyby
Twój pomysł stał się realny nie wiem, czy przeżyłabym choć jeden dzień – parsknęła
śmiechem.
- I nie ma tam budyniu! – krzyknęła blondynka,
udając wzburzoną.
- Powiem Ci, że brak budyniu byłby plusem -
nie byłoby tak wiele kłótni.
- No ale i
tak jesteśmy dość zgraną załogą, nie uważasz?
- Faktycznie, masz rację i to nieco
zaskakujące, biorąc pod uwagę, jak bardzo się od siebie różnimy.
- A jednak
nas kochasz –uśmiechnęła się. - No ale tak serio, nie wiem, jak Ty z nami
wytrzymujesz. Chociaż ciekawi mnie, co oznacza bycie naczelnikiem, nie jestem
pewna, czy chciałabym się tego podjąć.
- Ach, nie wiem, czy mogę zdradzać takie
tajemnice .
- No ale mi
nie powiesz?
- Och, no dobrze, jeśli tylko uchronisz mnie
przed nimi – wskazała palcem na sufit z udawanym przerażaniem na twarzy, po
czym zaśmiała się głośno. - Cóż, bycie
naczelnikiem wymaga sporej ilości czasu i cierpliwości, to przede wszystkim.
Pomijając już pisanie ocen, trzeba także uzupełniać kolejkę, rozdawać punkty
dodatkowe, pisać podsumowania... Jednak to nie jest najważniejsze. Przede
wszystkim trzeba umieć uspokoić nerwowych autorów, powstrzymywać kłótnie w
załodze i rozstrzygać wszelkie spory. Przyjmowanie nowych osób do załogi też
nie jest łatwe, tak samo jak trudno jest upominać kogoś ze "starej"
drużyny. Może się wydawać, że to wcale nie takie trudne, ale naprawdę - jest. Bycie
naczelnikiem wymaga sporego poświęcenia.
- Aż
zapragnęłam upiec naszej kochanej Pani Naczelnik ciasto. Piękne, pachnące
ciasto, za to, że ze mną wytrzymuje. A właśnie, miałam się spytać, czy Ty to w
ogóle lubisz? No bo mimo wszystko pełnisz tę funkcję.
- Bardzo to lubię. Zbliżyło mnie to jeszcze
bardziej do załogi, a i wiele mi dało - chociażby to, że jestem teraz nieco
bardziej systematyczna, ale powiem Ci, że wyrzucanie z załogi kilku osób, czy
ewentualne kłótnie wymagały ode mnie o wiele więcej, niż zwykłe zajmowanie się
Gaol'em.
- No tak, to
musiało być przykre. Niestety, ludzie przychodzą i odchodzą. Spójrzmy nawet na
naszą obecną sytuację. Kilka miesięcy temu było nas kilkunastu, dzisiaj tylko pięć
oceniających. Przykro.
- Tak, jest to przykre, ale nic z tym nie
zrobimy. A mimo to mamy naprawdę zgraną załogę, więc nie ma co się zadręczać.
- Ech... Masz rację. Co ma być, to będzie, może
kiedyś zbierzemy całą setkę i zawojujemy Internet. To byłoby lepsze od zostania
cesarzową. Zdecydowanie.
- Tak, byłoby to ciekawe – zaśmiała się - jednak... Sama nie wiem, jakoś ta perspektywa
mnie nie pociąga. Chyba lepiej czuję się w mniejszych grupach.
- Ale co... Dobra, za bardzo się rozpędziłam.
Chyba już będę się zbierać, ale jakby co, to zastaniesz mnie w moim gabinecie .
No i dzięki za rozmowę – odparła, podpijając jej ostatnie łyki kakao i
podnosząc się leniwie.
- Och, to ja dziękuję! Zapewne uratowałaś moje
oczy przed noszeniem okularów... Tak, zapewne jeszcze do Ciebie zajrzę, ale
teraz wrócę do moich książkowych przyjaciół. Trochę się za nimi stęskniłam.
Gdy
Mewa opuściła strych, wolnym krokiem udała się do swojego gabinetu, opuszkami
palców dotykając wszystkich ścian z wielkim sentymentem. Na jej bladych wargach
błąkał się uśmiech.
Sto lat, sto lat, wszystkiego, co najlepsze!
Trzy psy, które gwałcą się nawzajem... Jebłam O.O
OdpowiedzUsuńNo widzisz, Ners... Teraz już wiesz dlaczego jestem taka, a nie inna ;P
UsuńLepiej pięcioro stałych i zgranych, niż tysiące chwilowych ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak!
UsuńOch, wywiad! Cudownie, En ; )
OdpowiedzUsuń