czwartek, 17 stycznia 2013

Urodzinowy prezent, ujęcie pierwsze

wanilia. (klik) 

                Więzienie skrzypiało. Dosłownie. A Niewidzialna się bojała, znaczy bała, bo ona to nigdy nie lubiła takich ekscesów. Trzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą i wyglądała za okno w swoim gabinecie. Drzewa prawie kładły się pod naporem szalejącego wiatru, nic więc dziwnego, że stary, dobry Gaol trochę jęczał. Pewnie ktoś nie zamknął okna i stąd to całe zamieszanie.
                Odstawiła parujące jeszcze naczynie i wyszła na korytarz, kierowana intuicją. Nie chciała być sama. Bała się niewiadomo czego, chociaż względnie była bezpieczna. No ale ona tak już miała, że lubiła sobie trochę podramatyzować. Bo kto nie lubi dobrego przedstawienia?
                Znalazła Wanilię na strychu, zakopaną pod kocem, spod którego wystawała jej ciepła piżamka i równie ciepłe kapciuszki. En uśmiechnęła się szeroko. W dłoniach Naczelniczki parował kubek z kakao, względnie gorącą czekoladą. Nie miała zielonego pojęcia, co dokładnie, czekoladowe to czekoladowe, dla niej nie miało znaczenia, jak się nazywa. Pomieszczenie zawalone było regałami, które uginały się od książek. Znajdowało się tam chyba wszystko, co kiedykolwiek wydano.
                - En, to Ty – dziewczyna uśmiechnęła się do niej ciepło. Poklepała miejsce obok siebie, a Niewidzialna, największy zmarźlak, jakiego ten świat widział, owszem, podeszła, tyle że zamiast usiąść na kocyku, bez ceregieli wlazła pod niego.

                - Jesteś pewna, że nie przeszkadzam? Mogę przyjść kiedy indziej.

                -Och, nie, w porządku. Mam na czytanie całą noc, a rozmowa z kimś bardziej realnym, niż moi książkowi przyjaciele dobrze mi zrobi!

                - Książkowi przyjaciele? To brzmi interesująco. Opowiesz mi o nich? Ja raczej takich nie mam...

                - Zobacz... - Machnęła dłonią, wskazując na regały. - Jest ich tu mnóstwo. Dobrych i złych, żyjących w różnych światach, a jednak wciąż czekających tu na mnie. Najbardziej zaprzyjaźniłam się z niejakim Severusem Snapem oraz Anią. No wiesz, tą z Zielonego Wzgórza. Och, jak mogłam zapomnieć o Heathcliffie?! Oni... moi przyjaciele... kryją się wszędzie, za każdą literką, słowem, zdaniem, stroną...

                - Tak, bohaterowie to coś pięknego. Za każdym razem, kiedy zaczynam jakąś książkę, zakochuję się w którejś z postaci na zabój. Zdaje mi się, że mnie utożsamiają. A Ty? Co myślisz na ten temat? Jesteś rudowłosą marzycielką z przetłuszczonymi włosami? – zaśmiała się Niewidzialna.  

                - Uściślając, jestem brązowowłosą marzycielką z przetłuszczonymi włosami i aparatem na zębach - parsknęła. - Ale tak, potrafię się zakochać... Ostatnio nawet trafił się taki jeden. Patch się nazywa, może go znasz? Moi książkowi przyjaciele oddają często to, czego sama nie potrafię ubrać w słowa. Są częścią mnie, odbywają przygody, o których ja często marzę i za to ich kocham.



                -  Ale to nie znaczy, że nie jesteś odważna, prawda? Przecież oceniasz na Gaolu. Do tego potrzeba odwagi, przynajmniej moim zdaniem... 



                - Och, może nie tyle odwagi, co cierpliwości. Przede wszystkim cierpliwości... A skoro o odwadze mowa, to cóż, tchórzem bym siebie nie nazwała. W końcu znak Lwa zobowiązuje, prawda?

                -Nie wiem, jestem tchórzliwym Strzelcem, któremu czasami zdarzają się przebłyski. A wracając do tej cierpliwości, to chyba się z Tobą zgodzę. Ale mimo wszystko widać, że to lubisz. Inaczej już by Cię tam nie było, co? 

                - Oczywiście, że nie! Ocenianie, to w pewnym sensie moja pasja. Możliwość wskazywania drogi innym, dawania rad i wskazówek bardzo mnie cieszy, ale jednak trzeba dbać o to, by wszystko to, co powiem, miało jakiś sens i przysporzyło samych dobrych rzeczy w przyszłości. Kłamstwem byłoby jednak, gdybym powiedziała, że robię to tylko i wyłącznie dla innych. Ocenianie daje wiele także mi samej - poza satysfakcją, dużo się uczę. Moja cierpliwość wzrasta z każdą oceną i coraz lepiej posługuję się językiem ojczystym.



                -  No i oprócz tego spotykasz takich wspaniałych ludzi jak ja – wyszczerzyła się blondynka. 



                - Dokładnie! Załoga stanowi dla mnie drugą rodzinę. Wiele osób tutaj traktuję jak swoje rodzeństwo - darzę wielką miłością, uwielbiam się kłócić, ale mimo wszystko zawsze stanę w ich obronie. Także w Twojej – uśmiechnęła się. 

                - Oh, to słodkie. I potwierdza Twoją lwią odwagę. Ale przecież oprócz nas i tych wspaniałych książek istnieje coś jeszcze w Twoim życiu. Opowiesz ciekawskiej Niewidzialnej trochę więcej o sobie, czy walniesz knigą?

                -  Mogę opowiedzieć, choć nie ma zbyt wiele do mówienia. Moje życie to rodzina: dziadkowie, których kocham nad życie. Mama, która jest dla mnie przyjaciółką. Trójka starszych braci, którzy mnie dobijają swoją głupotą. Trójka psów, które gwałcą się nawzajem. Moja najlepsza przyjaciółka, która jest dla mnie niczym siostra, oraz mój kochany Łosiu, którego po prostu kocham. Moje życie kręci się wokół wielu wspaniałych ludzi, zwierząt, książek, muzyki i filmu. Nic specjalnego.

                - Na nic specjalnego to to nie brzmi. Ale książki, muzyka i film mnie zaciekawiły. Coś więcej na ten temat? 

                - Książki... Cóż, wiadomo. Kocham fantasy, to moje życie. Ale ostatnio zaczytuję się w thrillerach i kryminałach. Jeśli chodzi o muzykę, to nie uznaję czegoś takiego jak "gatunki". Słucham tego, co mi się podoba, a więc w moim MP4 znajdziesz zarówno Guns 'n Roses, EastWest Rockers, Muse, Boba Marleya, Grubsona, Nickelbacka i wiele, wiele innych. Jeśli chodzi o filmy to przede wszystkim fantasy i przygodowe. Horrory tylko wtedy, gdy mam z kim oglądać.


                 - Brrr... Nie lubię horrorów. Wpływają mi na psychikę. Ale jak zrobisz mi jakąś psychoterapię, to mogę z Tobą obejrzeć .  – Wzdrygnęła się En i oparła głowę na ramieniu towarzyszki. 

                - Nie martw się - ostatni horror oglądałam może z rok temu. Nikt nie chce ze mną oglądać, bo za bardzo się boję! Ostatnio wyłączyłam po pięciu minutach, bo sama muzyka była dla mnie przerażająca... Ale muszę Cię zasmucić - na leczenie jest za późno.

                - Jakie to miłe, dziękuję. A już myślałam, że zostaniesz moim psychologiem.


                - Myślałam kiedyś o tym zawodzie, nie powiem, że nie. Jednak nie jestem pewna, czy się do tego nadaję. Umiem wysłuchać ludzi, ba! Nawet doradzić potrafię, ale jednak boję się tego, że za bardzo zaangażuję się w problemy moich pacjentów.

                -  Czyli nie psychologia. To co teraz?


                - Słodka, naiwna wanilia marzy o pisarstwie, ale wie, że z tego nie wyżyje. Myślała więc o przedszkolance lub nauczycielce, ale ostatnio jest niż demograficzny, więc raczej też większych szans nie ma. Stwierdziłam więc, że po prostu dobrze wyjdę za mąż – parsknęła śmiechem.

                - To też jest jakieś rozwiązanie, nie powiem, że nie. Tylko że wtedy wyjdziesz na materialistkę – podsumowała, przedrzeźniając dziewczynę. 

                - A nią zdecydowanie nie jestem. Tak więc ukończę najprawdopodobniej pedagogikę, być może nawet resocjalizacyjną i zobaczę, co zdołam zdziałać, ze smutną świadomością, iż świata nie zmienię

                

                - Znaczy się ambitna, pomocna, skromna i odważna.

                - Och, może nie aż tak... Dodałabym również odrobinę bezczelności i, momentami, niezmiernej głupoty oraz próżności.

                - To znaczy, że nie jesteś też zadufana w sobie, a to dobrze świadczy. Podobno tacy ludzie dochodzą do wielkich rzeczy.

                - Pożyjemy - zobaczymy

                - Twardo po ziemi stąpasz, koleżanko Wanilio. Właśnie, dlaczego Wanilio? Nie słyszałam tej historii. 

                - Nie? Myślałam, że wszyscy już ją słyszeli! No to weź sobie jedno z moich czekoladowych ciasteczek i posłuchaj... Jeszcze jak chodziłam do gimnazjum, miałam taki okres, że w każdej minucie musiałam żuć gumę. Pewnego dnia siedziałam pod salą od języka polskiego, czytając jedną z książek. Moi, jakże dojrzali, koledzy rozmawiali o prezerwatywach, nazywając je potocznie "gumami". Pytali się nawzajem o ulubiony kolor i inne takie.. A mądra ja, gdy zapytali mnie o "ulubiony smak gumy" odpowiedziałam: "Waniliowy!" I tak oto stałam się wanilią.

                - Inspiracja niezła, nie powiem. Wykorzystałaś ten motyw w jakimś swoim opowiadaniu mam nadzieję?

                - Nigdy mi to przez myśl nie przeszło, wiesz? Ale może, może... – uśmiechnęła się z udawanym rozmarzeniem

                -  No to o czym Ty piszesz? –spytała zdziwiona En. - Takie fragmenty pomijasz, czyli masz inne natchnienia.

                - Piszę i publikuję fan-ficki na podstawie ukochanego Harry'ego Pottera. Raz spróbowałam swych sił w opowiadaniu bez większej magii, ale nic z tego nie wyszło, to nie dla mnie. Aktualnie mam pewien pomysł na książkę, ale co z tego wyjdzie... Zobaczymy w przyszłości.


                - Wanilia pisze książkę? O kurcze... Starczy Ci czasu? A tak w ogóle, o czym? Jeśli mogę wiedzieć. – Ostatnie zdanie wypowiedziała, patrząc na nią z wargami wykrzywionymi w delikatnym i za razem podejrzanym uśmiechu. 

                - Mam nadzieję, że czasu mi starczy, choć jakoś ciężko idzie mi zabranie się za to całe "pisanie". Jeśli chodzi o to, o czym ona będzie to... Nie mam zielonego pojęcia! – zaśmiała się. - Choć troszkę... Cóż, mogę powiedzieć tylko tyle, że nie ma to nic wspólnego z wampirami, ani ze zwykłymi nastolatkami. Będzie to historia piątki bardzo różnych ludzi, którym los zwiąże ścieżki i będą musieli nauczyć się współpracować.

                - Przypomina mi to coś... Już wiem! Seria "Jutro", czytałaś? Podoba mi się zamysł, ale jakbyśmy tak na ten przykład całą gaolową załogą zostali sami sobie na środku nigdzie, to nie wiem, czy bym dała radę.

                - Hm, nie, nigdy nie sięgnęłam po tę serię, co więcej - nawet nie wiedziałam o jej istnieniu! Ale teraz z pewnością będę przeczesywała biblioteki w jej poszukiwaniu. Och, powiem Ci szczerze, że gdyby Twój pomysł stał się realny nie wiem, czy przeżyłabym choć jeden dzień – parsknęła śmiechem. 

                 - I nie ma tam budyniu! – krzyknęła blondynka, udając wzburzoną. 

                - Powiem Ci, że brak budyniu byłby plusem - nie byłoby tak wiele kłótni

                - No ale i tak jesteśmy dość zgraną załogą, nie uważasz?

                - Faktycznie, masz rację i to nieco zaskakujące, biorąc pod uwagę, jak bardzo się od siebie różnimy.

                - A jednak nas kochasz –uśmiechnęła się. - No ale tak serio, nie wiem, jak Ty z nami wytrzymujesz. Chociaż ciekawi mnie, co oznacza bycie naczelnikiem, nie jestem pewna, czy chciałabym się tego podjąć.

                - Ach, nie wiem, czy mogę zdradzać takie tajemnice .

                - No ale mi nie powiesz? 

                - Och, no dobrze, jeśli tylko uchronisz mnie przed nimi – wskazała palcem na sufit z udawanym przerażaniem na twarzy, po czym zaśmiała się głośno. - Cóż, bycie naczelnikiem wymaga sporej ilości czasu i cierpliwości, to przede wszystkim. Pomijając już pisanie ocen, trzeba także uzupełniać kolejkę, rozdawać punkty dodatkowe, pisać podsumowania... Jednak to nie jest najważniejsze. Przede wszystkim trzeba umieć uspokoić nerwowych autorów, powstrzymywać kłótnie w załodze i rozstrzygać wszelkie spory. Przyjmowanie nowych osób do załogi też nie jest łatwe, tak samo jak trudno jest upominać kogoś ze "starej" drużyny. Może się wydawać, że to wcale nie takie trudne, ale naprawdę - jest. Bycie naczelnikiem wymaga sporego poświęcenia.

                - Aż zapragnęłam upiec naszej kochanej Pani Naczelnik ciasto. Piękne, pachnące ciasto, za to, że ze mną wytrzymuje. A właśnie, miałam się spytać, czy Ty to w ogóle lubisz? No bo mimo wszystko pełnisz tę funkcję. 

                - Bardzo to lubię. Zbliżyło mnie to jeszcze bardziej do załogi, a i wiele mi dało - chociażby to, że jestem teraz nieco bardziej systematyczna, ale powiem Ci, że wyrzucanie z załogi kilku osób, czy ewentualne kłótnie wymagały ode mnie o wiele więcej, niż zwykłe zajmowanie się Gaol'em.

                - No tak, to musiało być przykre. Niestety, ludzie przychodzą i odchodzą. Spójrzmy nawet na naszą obecną sytuację. Kilka miesięcy temu było nas kilkunastu, dzisiaj tylko pięć oceniających. Przykro. 

                - Tak, jest to przykre, ale nic z tym nie zrobimy. A mimo to mamy naprawdę zgraną załogę, więc nie ma co się zadręczać.

                -  Ech... Masz rację. Co ma być, to będzie, może kiedyś zbierzemy całą setkę i zawojujemy Internet. To byłoby lepsze od zostania cesarzową. Zdecydowanie.


                - Tak, byłoby to ciekawe – zaśmiała się -  jednak... Sama nie wiem, jakoś ta perspektywa mnie nie pociąga. Chyba lepiej czuję się w mniejszych grupach.

                -  Ale co... Dobra, za bardzo się rozpędziłam. Chyba już będę się zbierać, ale jakby co, to zastaniesz mnie w moim gabinecie . No i dzięki za rozmowę – odparła, podpijając jej ostatnie łyki kakao i podnosząc się leniwie. 



                - Och, to ja dziękuję! Zapewne uratowałaś moje oczy przed noszeniem okularów... Tak, zapewne jeszcze do Ciebie zajrzę, ale teraz wrócę do moich książkowych przyjaciół. Trochę się za nimi stęskniłam.


                Gdy Mewa opuściła strych, wolnym krokiem udała się do swojego gabinetu, opuszkami palców dotykając wszystkich ścian z wielkim sentymentem. Na jej bladych wargach błąkał się uśmiech.

                Sto lat, sto lat, wszystkiego, co najlepsze! 

5 komentarzy:

  1. Trzy psy, które gwałcą się nawzajem... Jebłam O.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, Ners... Teraz już wiesz dlaczego jestem taka, a nie inna ;P

      Usuń
  2. Lepiej pięcioro stałych i zgranych, niż tysiące chwilowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, wywiad! Cudownie, En ; )

    OdpowiedzUsuń

Zgłoszenia należy umieszczać w przeznaczonej do tego zakładce, nie pod postami!

Statystyka