Pierwsze
promienie słońca przebijały się przez zasłonę chmur zwiastując poprawę pogody.
Nersi uniosła lekko głowę. Musiała zmrużyć oczy, ponieważ zrobiło się za jasno.
Była zadowolona z faktu, że nareszcie nadchodzi wiosna. To oznaczało zrzucenie
tych wszystkich warstw ubrań, możliwość wyjścia w jej ukochanych
pomarańczowo-żółtych tenisówkach i pożegnanie się ze śniegiem. Cóż, lubiła
zimę, ale w tym roku było to raczej jakieś
coś ją przypominające. Nawet nie miała okazji być na nartach.
Oskarżająca: Nersi
Oskarżona: Kaede (andrea-misabielle)
Pobieżny ogląd więźnia
Patrzę na
adres i próbuję się do niego jakoś przekonać. Nie wiem, dlaczego, ale nie
jestem w stanie. Od tej technicznej strony zachowałaś pełną poprawność – słowa
są oddzielone myślnikiem, przez co nic się nie skleja i łatwiej dojść, czym
właściwie ten adres jest. Natomiast mam wrażenie, że umieszczenie w tym
przypadku imienia i nazwiska głównej bohaterki było zabiegiem nieodpowiednim,
po prostu złym. Nie zainteresowałabym się tym blogiem, gdybym znalazła go wśród
linków na innej stronie czy w spisie. Sprawia wrażenie płytkiego, banalnego,
można powiedzieć, iż dziecinnego.
Zrobienie adresu z imienia oraz nazwiska jednej z postaci, które pojawią się w
opowiadaniu, było pójściem na łatwiznę. Zero kreatywności, a to jest coś, co
autor musi pokazać, żeby zaciekawić potencjalnego czytelnika. Ten element
każdej strony pojawia się jako pierwszy. To jest najważniejsza rzecz, od której
bardzo często zależy, czy osoba wejdzie dalej, czy znajdzie tam coś dla siebie.
A w takim przypadku, kiedy ja nie mam bladego pojęcia, co mogę zobaczyć na
blogu, ale nie w tym pozytywnym znaczeniu – gdy ja nie mam ochoty go otwierać,
bo wydaje mi się beznadziejny, to go nie otworzę. Ja wiem, że zmiana adresu
bloga sprawia raczej największy problem i większość osób olewa tą kwestię,
kiedy inni sugerują zrobienie czegoś takiego, no ale… Mogłabym mieć nadzieję,
iż potraktujesz to trochę inaczej.
A teraz czas
na część, którą pewnie większość z Was skrytykuje – nie oceniłam ani belki, ani
pierwszego wrażenia. Za to zero punktów, przykro mi. Powód jest na samym dole
oceny.
2/10
Ubiór więźnia
Dół oceny.
0/10
Przesłuchanie
Zaczęłam
czytać prolog nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Żaden poprzedni element
bloga nie naprowadził moich myśli w kierunku prawdziwej fabuły, co akurat nie
przypadło mi do gustu. Cóż, może niektórzy wolą taką niepewność, ale ja nie.
Prolog
podzieliłaś jakby na dwie części: rok 1926, w którym urodziła się Andrea oraz
1933, kiedy mamy opisany atak szału dziewczynki. W tej pierwszej nawaliłaś
informacje o wszystkim i o niczym. Ja nie wiem, czemu miał służyć ten wstęp. W
jedenastu zdaniach (tak, liczyłam) mamy o przyjęciu urodzinowym noworodka, pani
Misabielle (jej opis: cechy charakteru, ukrywana tajemnica, ataki szału) oraz tą
dziwną przypadłość odziedziczoną przez córkę. Za dużo informacji wsadzonych na
siłę w zbyt mały fragment tekstu. Oprócz tego akcja w drugiej części dzieje się
za szybko. Zanim zdążyłam ogarnąć, że ojciec Andrei wszedł do pomieszczenia,
jej matka już była martwa. Mężczyzna klęczał obok łóżka dziewczynki, potem „nagle wszystko potoczyło się szybciej niż
ktokolwiek mógłby się zorientować”, a on już był przy swojej żonie, która
leżała we krwi z wbitymi nożami. To tak jakbyś miała za mały zasób słów na
opisanie obszerniej tego wszystkiego. Pisanie opowiadania nie polega na tym, że
ty streścisz to, co chcesz przekazać i na tym skończy się jakakolwiek
kreatywność. Ty masz to opisać! Czytelnik powinien czuć, jakby był obok, jakby
to widział i słyszał, jakby to mogło się wydarzyć naprawdę (pomimo magii i
czarów). Opowiadanie nie ma być tylko planem ramowych (u Ciebie po prostu
szczegółowym nawet nazwać nie można, jak na razie), a rozbudowaną historią do
każdego podpunktu. Przeczytaj dany fragment jeszcze raz i dopisz do niego to,
co wpadnie Ci do głowy, co chciałabyś przekazać (nawet głupi opis pokoju, w
którym była Andrea). Bardziej rozbudowany tekst zrobi większe wrażenie na
czytelniku, analizując dodatkowe zdania usystematyzuje sobie to, co przeczytał
wcześniej.
Rozdział
pierwszy zaczyna się zachęcająco. Jednak już początek dialogu wydaje się
sztuczny. Nie wiem, jak mam to wytłumaczyć. Akcja dzieje się trzy lata później.
Przez te trzydzieści sześć miesięcy na pewno niejednokrotnie ze sobą
rozmawiali, chociaż nie ma mamy tego wyraźnie podstawionego pod nosem.
Aczkolwiek każdy głupi to sobie dopowie, nie oszukujmy się. Są na tym cmentarzu
i rozmowa od razu zaczyna się do śmierci matki Andrei. To nie jest naturalne.
Ten temat był poruszany na pewno wiele razy, więc po trzech latach dziwne
wydaje się rozpoczynanie każdej rozmowy od tamtego wydarzenia. Jest tyle innych
rzeczy, o których mogą porozmawiać. A oni? Cała konwersacja dziesięcioletnich
dzieci to śmierć pani Misabielle, śmierć matki Toma oraz ich obłąkanie. Nudy, po prostu, na dodatek
nierealistyczne nudy. Ten opis na końcu był równie dziwny. No bo myśli o wojnie:
„wszystkie domy zostaną zniszczone i
spalone – szpitale, sklepy, sierocińce”. O matko, gdyby wszystko podczas
wojny było tak niszczone to pewnie aktualny świat wyglądałby całkowicie
inaczej. Oczywiście, myślenie o zniszczeniach, śmieci bliskich osób, martwienie
się są naturalne, ale popadasz ze skrajności w skrajność. Rozdział jest strasznie
krótki, nie wiem nawet, czy prolog nie był dłuższy.
Po
przeczytaniu rozdziału drugiego mogę śmiało stwierdzić, że jest lepszy niż
poprzedni, o wiele lepszy. Mam jedynie dwa zastrzeżenia.
Reakcja
Andrei, kiedy ojciec wręcz wyśmiał ją, gdy zaproponowała zaadoptowanie Toma.
Mężczyzna bardzo dobrze zareagował, a ty wykreowałaś tę dziewczynkę na totalną
egoistkę – który normalny rodzic (na jedno słowo swojego dziecka) zgodzi się na
przyjęcie pod swój dach jeszcze jednego? Próbujesz stworzyć z jej ojca potwora:
ma swoją córkę daleko w nosie, wstydzi się, nie zgadza na każdą zachciankę.
Aczkolwiek to Ci nie wychodzi. Przez ich relacje to Andrea wygląda na
rozpieszczone, samolubne dziecko, które musi dostać wszystko, co tylko zechce.
Drugą rzeczą
jest ten fragment: „Już z daleka
dostrzegłam czarną limuzynę. Pięknie połyskiwała w bladym słońcu, a w niej była
widoczna klatka z żółtym kanarkiem, który wpatrywał się we mnie i cicho
podśpiewywał.” Zauważyła limuzynę z daleka, więc jakim cudem dostrzegła
również klatkę z kanarkiem? Chociaż to nic – skąd wiedziała, iż ptak się w nią
wpatruje? Pisząc takie bzdury, takie cholernie nielogiczne rzeczy, sprawiasz,
że odechciewa się czytać. To jest kolejny przykład całkowitego braku
jakiejkolwiek logiki. Ty myśl trochę, kiedy coś piszesz.
Rozdział
trzeci mnie rozczarował. Tutaj to w ogóle nic się nie dzieje. A kiedy zacznie?
Bo szczerze mówiąc ja czytam i czytam, i nic z tego na razie nie wiem. No
sorki, ale jak fabuła jednego rozdziału obejmuje pobudkę dziewczynki w samochodzie
i rozmowę z Rosmertą, która trwała jakieś kilka minut… Gdzie są jakieś ciekawe
fakty z życia Andrei? Gdzie są jakieś błahe, proste sytuacje wplątane w główną
fabułę? Gdzie jest jakaś akcja, ponieważ albo ja jej nie widzę, albo takowej
tutaj nie ma.
Spaprany
rozdział czwarty… Fajny, naprawdę fajny pomysł na uświadomienie Andrei, że
pójdzie do Hogwartu, że jest czarodziejką… Aczkolwiek, gdzie się podziała
realizacja tych koncepcji? Jedynym pocieszeniem jest to, iż widzę więcej opisów
niż dotychczas. Za to plus, bo, patrząc na poprzednie części, bałam się ich
całkowitego braku. Zazu mówi – bomba, ale sama sobie zniszczyłaś jakiekolwiek
napięcie głównej bohaterki związane z jej przyszłym pójściem do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa.
- Co? - odparłam. - przecież nie wolno przezywać, bo tym sposobem zraża
się do siebie innych i ty właśnie to robisz; na mnie!
- Ty jesteś czarownicą. Są czarodzieje i czarownice.
- Oni istnieją tylko w bajkach, to nieprawdopodobne, by… - urwałam. Spojrzałam na jego rozeźloną minę. - no… uznajmy, że masz racje i po sobie dałeś mi przykład, ale skąd mam wiedzieć, czy to prawda, bo jednak istnienie jednorożca nie oznacza istnienia smoka.
- I jednorożec i smok istnieją, a dowiesz się kiedy dostaniesz list z Hogwartu.
- A kiedy to będzie? Dziś? Jutro? Pojutrze? - zaczęłam z ogromnym podekscytowaniem. Byłam ciekawa tego miejsca, o ile jest, ale skoro Zazu istnieje, to może również ta szkoła.
- Ty jesteś czarownicą. Są czarodzieje i czarownice.
- Oni istnieją tylko w bajkach, to nieprawdopodobne, by… - urwałam. Spojrzałam na jego rozeźloną minę. - no… uznajmy, że masz racje i po sobie dałeś mi przykład, ale skąd mam wiedzieć, czy to prawda, bo jednak istnienie jednorożca nie oznacza istnienia smoka.
- I jednorożec i smok istnieją, a dowiesz się kiedy dostaniesz list z Hogwartu.
- A kiedy to będzie? Dziś? Jutro? Pojutrze? - zaczęłam z ogromnym podekscytowaniem. Byłam ciekawa tego miejsca, o ile jest, ale skoro Zazu istnieje, to może również ta szkoła.
Było fajnie,
zaczęło się super, Andrea nie chciała mu uwierzyć, myślała, że to sen, że coś
jej się popaprało w główce. Naturalna reakcja. Jednak, kiedy Zazu mówi o
Hogwarcie, a dodajmy, iż pierwszy raz w ogóle usłyszała tę nazwę, od razu jest
podekscytowana i nie może się doczekać. Buuuum! Czar prysł. Jeszcze chwilę
wcześniej nie mogła uwierzyć w gadanie swojego zwierzaka, ba, uważała to za
sen. A teraz nagle nie może się doczekać listu z Hogwartu, chociaż tak naprawdę
nawet nie wie, co to właściwie jest. No przepraszam bardzo, ale czytelnik nie
będzie domyślał się, o czym Ty właściwie chciałaś napisać.
Łoooo matko,
jaki długi! Nareszcie coś do czytania! I nawet są opisy, no gratulację. A teraz
tak na poważnie – wreszcie widzę jakąś kreatywność. Zaczęło się od w miarę
przyzwoitego opisu, potem dialog z Tomem, chociaż Andrea jest jedną z
najbardziej egoistycznych i snobistycznych postaci, z jakimi kiedykolwiek
miałam do czynienia (sama ją tak wykreowałaś). Już Riddle wydaje się być o
niebo lepszy. Ta sytuacja z szatą, oddanie jej chłopakowi na oczach wszystkich
jego znajomych, to dziwne wydarzenie z wysłaniem ich do pokojów wspólnych –
naprawdę się wciągnęłam, chociaż styl pisania nadal pozostawia wiele do
życzenia i zakończenie rozdziału wyszło beznadziejnie.
W kolejnym
nie podoba mi się przede wszystkim to, że sytuacja z tym napisem o otwartej
Komnacie Tajemnic wygląda dokładnie tak samo jak w książce. To jest zerżnięcie
gotowca. Dodatkowo, trójka przyjaciół chce śledzić Riddle’a – zamieńmy ich
imiona na Harry, Ron i Hermiona oraz Draco Malfoy. Sytuacja będzie teoretycznie
identyczna, nie licząc sposobu, w jaki chcieliby to zrobić (eliksir-animag). I
to lusterko…
A teraz coś,
co mnie irytuje. Zauważ, że Dziedzicem Slytherina nazywają Toma zanim jeszcze
otwarto Komnatę Tajemnic. Niby skąd, przepraszam bardzo? Nie można wplątywać
elementów, które mają pojawić się dopiero później. Pilnuj takich rzeczy,
ponieważ to jest beznadziejne.
Dalej… Gdy
jest w bibliotece od razu podchodzi do jednej z półek i wyciąga odpowiednią
książkę, w której oczywiście natknęła się na bazyliszka. Nikt nie ma aż takiego
szczęścia, zresztą – takie woluminy znajdowały się na pewno gdzieś dalej niż na
pierwszej półce z brzegu (może Zakazany Dział?).
Czytam,
czytam, widzę więcej opisów, czytam, czytam, widzę sytuację rodem z serii
Rowling, czytam, czytam i skończyłam. Ostatnie rozdziały są lepsze od
poprzednich, ale nadal, jak dla mnie, chaotyczne, nieuporządkowane, często
wydarzenia pokrywają się ze znanymi wszystkim dziejami bohaterów w oryginale,
co jest chyba największą zbrodnią, jaką można popełnić (czuję się niczym
prawdziwy strażnik więzienny, yeeeey).
Teraz spójrz
sobie na wygląd tych postów i zastanów się, czy przypadkiem te kilometrowe
odległości pomiędzy kolejnymi linijkami nie są irytujące. Na pewno niszczą
estetykę, nie można się skupić na przeczytaniu dialogu, bo dojście do następnej
wypowiedzi zajmuje więcej czasu niż jej ogarnięcie (a to jest sztuka). Polecam
również zmienić jednak układ słów. Wyśrodkowanie jest dobre, kiedy tych zdań
nie ma zbyt wiele, kiedy chcemy, aby w pewien sposób dopasowały się do reszty,
kiedy mamy do czynienia z tekstem, który nie musi być spójny pod względem
czytania. Natomiast do opowiadania kompletnie to nie pasuje. Nie ma sensu
wymyślać niewiadomo jakich ułożeń. Wystarczy zwykłe przesunięcie do lewej i
wyjustowanie: czyta się lepiej i o niebo ładniej wygląda.
W wielu
przypadkach prostota, z jaką pisze się opowiadania działa na plus. Słowa
używane w języku potocznym często dodają takiemu tworowi realizmu, są po prostu
lepsze do czytania. U Ciebie jest tak, jakbyś sama nie potrafiła się
zdecydować, jak masz to pisać. Raz jest banalnie, kretyn, idiota, głupek,
zdania pozbawione głębszego sensu, płytkie opisy emocji, a raz próbujesz
udowodnić, że umiesz inaczej. Musisz się jakoś ukierunkować. Całe opowiadanie
nie może być mieszaniną humoru autorki, ale czymś, co pochodzi z Twojej
wyobraźni. Jeżeli czujesz się lepiej pisząc prosto – to dlaczego tak często
próbujesz to zmieniać? Niepotrzebnie. Zdania nie muszą być pisane super ekstra
wymyślnie i profesjonalnie, aby zaciekawić czytelnika. Czasami to nawet odstrasza.
Twój styl przez to wszystko pozostawia wiele do życzenia. Tak jakbyś często nie
mogła się skupić przy pisaniu, jakbyś robiła to na odwal. Ostatnie rozdziały
różnią się od tych pierwszych, to prawda, ale nadal mam wrażenie jakiejś
sztuczności, wymuszenia. Nie podobają mi się te odczucia. Jest coraz lepiej,
aczkolwiek musisz się jakoś ukierunkować, skupić, bo na razie Ci to nie
wychodzi.
Opisów na
początku praktycznie nie było. Przerażały mnie ciągłe dialogi i króciutkie
fragmenty całkowicie pozbawione sensu. Poprawiłaś się, widać ten ciągły postęp.
Jednak pamiętaj, że raz jest lepiej, raz jest gorzej. Jedne opisy wychodzą Ci
świetnie, zaskakująco świetnie. Natomiast inne (wiele takich jest) są
beznadziejne. To, co rzuciło mi się jeszcze w oczy, to ukierunkowanie ich w
jedną stronę: najczęściej rozwijasz opisy tego, co robią bohaterowie oraz dość
płytkich odczuć Toma albo Andrei. Gdzie jest jakiekolwiek ambitniejsze
przedstawienie świata dookoła, które ma więcej niż trzy zdania? Gdzie jakieś
filozoficzne myśli, przynajmniej taka jedna, porządnie rozwinięta, która
pokazałaby nam podejście Andrei do życia. Staraj się rozwijać taką ilość
elementów, jaką tylko jesteś w stanie. Nie przejmuj się, że tekst może wyjść
przerażająco długi – część z nich i tak usuniesz przed opublikowaniem, bo to
wyjdzie dziwnie, to nie tak, to w ogóle Ci się nie spodoba. Aby ćwiczyć to
kreowanie świata musisz nie tylko pisać, ale również umieć wplątać te fragmenty
w otaczającą bohaterów rzeczywistość. Jeśli to Ci się uda opanować – jesteś w
stanie zrobić wszystko.
Dialogów nie
brakuje, chociaż… Sztuczności w niektórych jest za dużo, naprawdę. Wiele
nielogicznych, niemożliwych w rzeczywistości reakcji postaci bezpośrednio
wpływa na naturalność wypowiadanych słów. Najlepiej zbudowanymi rozmowami są te
pomiędzy Andreą a Tomem, gdy się sprzeczają, kłócą. Ewentualnie Zazu i jego
właścicielka – to też jest połączenie dość realistyczne. Natomiast: Bella i Andrea, Margaret i Andrea,
Lucas i Andrea… Coś Ci nie wychodzi. Ja nie wiem, od czego to u Ciebie
zależy, naprawdę. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego raz jest dobrze, a raz do
dupy. Potrafisz się postarać i kiedy to robisz, można przeczytać fajny tekst.
Aczkolwiek to jest tak, jakbyś nadal za mało serca wkładała w ten swój twór.
Świat przedstawiony
w opowiadaniu praktycznie nie istnieje i to jest coś, co mnie bardzo boli, bo
zniszczyłaś sobie część historii właśnie tym. Twór oparty na HP jest o tyle
prostszy, bo świat mamy w jakiś sposób wykreowany, nie trzeba wymyślać swoich
nazw, miejsc, nazwisk. Jednak jakoś musisz go przedstawić czytelnikowi. Ta
kwestia jest całkowicie olana. Tak jakbyś myślała, że i tak wszyscy wiedzą jak
wygląda Wielka Sala, więc po co ją opisywać, tak? Nawet w ff nie o to chodzi.
Ominięta kwestia otoczenia, czasu, miejsca, nawet powielanie sytuacji z
książki… To odpycha.
Bohaterowie
są płytcy, praktycznie nie licząc Andrei i Toma, żaden z nich nie wyróżnia się
na tyle, aby go zapamiętać. Dla mnie wszyscy są tacy sami, zero urozmaiceń. Tom
jest najlepszą postacią, wyszedł rewelacyjnie, chociaż za słodko w pewnych
momentach, za ludzko. To jest jego szósty rok nauki w Hogwarcie, inni powoli
zaczynają nazywać go już Lordem Voldemortem (u Ciebie), więc nie powinien być aż
tak uczuciowy. Nie mam nic przeciwko relacji Andrea-Tom, bo wyszła całkiem
całkiem, to muszę przyznać, ale momentami bywa za bardzo wrażliwy. On, bo
dziewczyna od samego początku wyszła na egoistkę. Taka trochę zapatrzona w
siebie i tylko swoje potrzeby laska, która uważa, że może wszystko, bo ma ciut
większą moc od innych. Takie to niesmaczne. Trochę snobistyczne nawet. Proponuję
zrobić coś z resztą bohaterów, dodać każdemu z nich jakąś jedną indywidualną
cechę, która trochę wyróżniałby postać na tle innych. Dodatkowo przydałoby się,
żeby Andrea zmieniła swoje podejście do życia na tej zasadzie, abyś pokazała u
niej ciut więcej zalet, ponieważ odnoszę dziwne wrażenie, że na razie ukazujesz
jedynie jej wady, a te dobre cechy są gdzieś tam schowane i nie wiadomo, czy
masz zamiast je uzewnętrznić. Zrób to, bo możliwe, iż to zmieni bohaterkę na
lepsze.
Myślę, że jak
przestaniesz obawiać się większej ilości samej siebie w tym opowiadaniu, to
będzie o niebo lepiej. Możesz przedstawiać w nim swoje własne podejście do
życia, swoje poglądy jako te pochodzące od Andrei, co na pewno trochę urozmaici
historię. Więcej tekstu, więcej zdań, więcej słów. Pomysły trzeba realizować, a
nie chować je w łepetynce i mieś nadzieję, iż zostaną tam do momentu, w którym
będzie można je użyć. Nie. Jeśli masz nagły przebłysk to od razu go
wykorzystaj, nie czekaj aż zniknie. Wsadź to w aktualnie pisany rozdział,
pamiętając o ładnej oprawie opisów.
8/20
Spisanie zeznań
Teraz wracamy
do pierwszych rozdziałów i zaczynamy analizę pod względem poprawnościowych.
Chciałam tylko poinformować, że ja nie wypisuję każdego błędu, aby autor bloga
miał podane na tacy rzeczy do poprawienia. Ja nie jestem betą, ale oceniającą,
więc są to przykłady wraz z wytłumaczeniami.
1. Pierwszą
rzeczą, która rzuciła mi się w oczy i troszkę zmartwiła to błędny zapis dialogów. To nie był jeden przypadek, ale naprawdę
wiele, więc nie mogę potraktować tego jako potknięcie.
Przedstawię
problem na przykładzie:
„(…)z trudem łapiąc oddech. – dostała znów
ataku szału!”
O co chodzi?
Z tą pierwszą częścią dialogów nie masz problemu. Wiesz, że po myślniku piszemy
słowo z małej litery, kiedy określa sposób mówienia lub jakąś powiązaną
czynność. Jednak kłopot pojawia się po zakończeniu tego opisu, wtrącenia
pośrodku dwóch wypowiedzi jednego bohatera. Błąd jest popełniany w dwóch przypadkach:
albo dajesz kropkę, chociaż nie powinno jej tam być (gdy, na przykład, ta druga
część jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej), albo zaczynasz słowo z małej
litery, a powinno być z dużej. Potraktowałabym to pewnie bardziej ulgowo, gdyby
zdarzyła się rzadko. Aczkolwiek, średnio trzy takie zapisy na rozdział, kiedy
Twoje dialogi najczęściej nie posiadają opisów towarzyszących, traktuję jako
często robiony błąd, brak znajomości zasad. Jeśli kończysz narrację (czytaj:
to, co jest pomiędzy wypowiedziami jednej postaci) kropką to musisz zacząć
zdanie po myślniku z dużej litery. W Internecie znajdziesz miliony artykułów
dotyczących zapisu dialogów, więc odsyłam do Wujka Google i zainteresowania się
tym tematem.
2. Literówki. Mnóstwo ich. Przecież to są
pomyłki, które mogą być automatycznie sprawdzane. Nawet, jeśli nie masz Worda,
to wystarczy przeglądarka typu Mozilla Firefox i tak banalne potknięcia zostaną
od razu wyeliminowane. Przy czym, chciałabym napomknąć, że część z tych
literówek może być traktowana jako błędy ortograficzne, co w ogóle w dobie
Internetu i darmowych korekt tekstu jest dziwne.
Przykłady: latałyu, patrzyłą, więdz (ort.), żadko (ort.).
Zlituj się
nad psychiką niektórych osób i, jeśli słówko podkreśli Ci się na czerwono,
przestać to ignorować, zmień i wszyscy będą zadowoleni. Będziemy żyć długo i
szczęśliwe…
3. Mieszanie czasów pisanego tekstu. Ta
kwestia sprawia, że punkty za tę kategorię polecą ostro w dół. Moja droga, nie
wybieramy sobie czasu, w jakim napiszemy dane zdanie. To ustalasz sobie na
początku i próbujesz się tego trzymać. Jeśli Ci nie wychodzi – a w wielu
przypadkach tak właśnie jest – starasz się przeczytać każdy rozdział tak dużą
ilość razy, aż w końcu przestaną Ci zgrzytać poszczególne elementy. Raz widzę „jest” a zaraz po tym „było”. Nie mówię w tym przypadku o
dialogach, to logiczne, ale o opisach (to już takie logiczne nie jest). Pełna
kontrola nad pisanym tekstem!
Problemów z
przecinkami nie ma, dzięki Bogu, bo wypisywanie tych wszystkich zasad za każdym
razem jest naprawdę irytujące i męczące. Pod względem budowania zdań: raz są
super ekstra krótkie, raz poraża mnie wielkość kilku wersów jednej sentencji.
Na szczęście budowane są w miarę przyzwoicie, pod tym gramatyczno-stylistycznym
względem. Nie licząc nieścisłości, które wymieniłam w Przesłuchaniu.
Czyli:
zapoznajesz się z zasadami zapisu dialogów, bo są z tym problemy; instalujesz
przeglądarkę, która sprawdza błędy i przed opublikowaniem eliminujesz wszystkie
czerwone podkreślenia; kontrolujesz to, jak piszesz, aby nie mieszać czasu
przeszłego z teraźniejszym.
5/10
Przeszukiwanie kieszeni
Pierwszym
odnośnikiem jest Strona Główna:
potrzebny, bowiem nagłówek nie przenosi nas do punktu wyjścia.
Zakładka Bohaterowie jest zrobiona ciut
chaotycznie. Przede wszystkim ten wyśrodkowany, postrzępiony z obu stron tekst
nie wygląda zbyt estetycznie, a jedynym urozmaiceniem jest powiększona czcionka
z imieniem i nazwiskiem. Skoro już dodałaś te zdjęcia (chociaż w tym przypadku
nie był to odpowiedni zabieg) trzeba było przynajmniej ustawić ich rozmiary na
identyczne – nie tylko kopiuj-wklej, trochę kreatywności. Do każdej postaci dałaś
kilka kategorii: wiek, charakter,
pseudonim, przyjaciele, wrogowie, zainteresowania, lubi, nie znosi oraz cytat.
Więcej się nie dało? Tak jakbym czytała kartę postaci do RPG. Dziewczyno, my
fabułę jesteśmy w stanie ogarnąć przez samą zakładkę z bohaterami. To mają być
informacje uzupełniające, coś, co trudno obrać w słowa w opowiadaniu, a nie ich
CV wzbogacone o prywatny pamiętnik. Proponuję popracować nad tą podstroną,
ponieważ, jak na razie, jest beznadziejna.
Kolejną
zakładką są Linki. Skromnie, ładnie,
tutaj nie widzę zastrzeżeń. Fair Gaol jest, więc idziemy dalej.
Cytaty… Nie jestem dokładnie pewna,
czemu ma służyć ta podstrona. Spisane są tutaj sentencje, które można
przeczytać w innych miejscach na blogu. Takie to niepotrzebne trochę.
Powielanie tych samych zdań jest bezsensu. Przynajmniej, gdybym znała autora
umieszczonych cytatów (nawet takowego tutaj nie ma, tak dla informacji).
Ostatnią
uzupełnioną zakładką jest Autorka.
Część, która wyjątkowo mi się spodobała, chyba najbardziej ze wszystkiego, co
miałam okazję zobaczyć na Twoim blogu. Prosto, krótko, ale wystarczająco. Nie
licząc tego spapranego wyglądu.
Dodatkowo mam
odnośnik do Twojego drugiego bloga, informację o szablonie, króciutko o blogu
(dostosowanie względem przeglądarki, podziękowanie), spis treści oraz Rozmowę Liryczną. Jedynie ten ostatni
element wygląda na niedopasowany, ponieważ kolumna jest za wąska na tak długi
tekst. Może coś krótszego? Albo trochę rozszerzyć układ?
Gratisów mamy tyle. Nie jest źle, ale
rewelacji nie ma. Proponuję popracować nad zakładką Bohaterowie, bo jest kompletnie nieprzemyślana.
6/10
Indywidualizm
Myślę i
myślę, myśl myślą pogania, ale za nic nie mogę się przekonać do Twojego tworu.
Opowiadanie nie jest pisane źle, nie chcę, żebyś tak to odebrała, ponieważ to
nieprawda. Zamierzenia, które chciałaś zrealizować; fabuła, która wykreowała
się w Twojej głowie; pomysły, które gdzieś tam się chowają naprawdę przypadły
mi do gustu. Miłość Toma Riddle’a jest intrygującym tematem, aczkolwiek trzeba
to jakoś obrać w słowa, zdania, tekst. Tobie się to nie udało. Wyobraźnia
wykreowała Ci fantastyczną historię, te ataki szału, miłość-nienawiść… Fajne,
ale beznadziejnie napisane, nie przekazałaś tego, co chciałaś, a czytanie
opowiadań nie polega na domyślaniu się każdego najmniejszego szczegółu
(ukrytego gdzieś tam w łepetynce autora). Pisz, pisz, pisz… Warsztat czyni
mistrza. Żeby nim jednak zostać musisz się rozwijać.
2/7
Alibi
Nic mnie nie
ujęło, nic właściwie nie zachwyciło. Nie mam za co dać dodatkowych punktów.
0/5
Punkty: 23
Wyrok: co najmniej 20 lat
Ocena: 2
Podsumowanie: A teraz tłumaczę
wielmożnej publiczności, dlaczego nie oceniłam ani belki, ani pierwszego
wrażenia (ogólnego), ani wyglądu. Dnia 10 marca 2013 roku opublikowałam na
stronie komentarz, że zaczynam oceniać twór naszej szanownej Kaede. Jednakże,
kiedy 13 marca otworzyłam ponownie bloga, okazało się, że szablon oraz belka
zostały zmienione, a komentarza… brak. Napisałam ponownie, iż piszę ocenę z
planami dotyczącymi rozpoczęcia analizy od nowa. Aczkolwiek doszłam do wniosku,
że komentarz sam nie zniknął. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby jakiś się nie
opublikował, nie na Blogspocie. Nie twierdzę, iż autorka go usunęła, nie chcę
nikogo oskarżać, bo po co. Nie spodobała mi się ta sytuacja i stwierdziłam, że
pisanie tego wszystkiego od nowa to strata czasu i moich chęci. Wybacz, jednak
to jest co najmniej dziwne.
"Chciałam tylko poinformować, że ja nie wypisuję każdego błędu, aby autor bloga miał podane na tacy rzeczy do poprawienia. Ja nie jestem betą, ale oceniającą, więc są to przykłady wraz z wytłumaczeniami." Wiesz, Ners, to już drugi raz w ciągu ostatnich dni, kiedy mnie do czegoś inspirujesz. Pomyślałam sobie - dlaczego nie? Czemu nie "zdjąć" wyłapywania błędów z oceny? To rzeczywiście średnio ma sens, bo - jak słusznie zauważyłaś - nie jesteśmy betami. Dużo czasu tracimy na wypisywanie tych samych błędów (bo wiadomo, że ciągną się przez cały tekst). Może naprawdę warto ograniczyć to do wypisywania zasad i przedstawiania błędów gramatycznych w formie wytłumaczenia. Jedynym wyjątkiem byłoby, gdyby autor znał zasady i robił naprawdę niewiele błędów, więc wtedy te "wpadki" można by mu pokazać, prawda?
OdpowiedzUsuńPrzemyślę to i poczekam na opinię dziewczyn.
Ło matko, ja kogoś zainspirowałam :O
UsuńWłaściwie bez sensu jest wypisywanie błędów. To zajmuje o wiele więcej czasu. Często zamiast się skupić na czytaniu, oceniający szuka pomyłek. A to działa tylko na niekorzyść.
Zdecydowanie się zgadzam. To zajmuje zdecydowanie najwięcej czasu, a często jest i tak, że autor nawet tych błędów nie poprawia. I po co nasza praca?
UsuńI warto by też zwrócić uwagę, że oceny idą nam przez to wolniej. Np. blog, który teraz oceniam, ma błąd na błędzie. Sprawdzanie czterostronowego (albo trzy-) rozdziału zajęło mi czterdzieści minut @_@'
UsuńNie mogę przeczytać, dopiero w piątek. Chcę tylko wyjaśnić - niektóre notki pisałam, gdy laptop mi się zepsuł, pisałam je do zeszytu, potem na szybko do komputera w bibliotece (miałam godzinę, by przepisać tekst długości sześciu kartek około)stąd błędy ortograficzne i literówki, adres wymyśliłam pół roku temu, co nie miałam pomysłu, teraz nie chciałam go zmieniać, ze względu na czytelników. Komentarz mi się nie pojawił, a na ocenę czekałam dobre kilka miesięcy, dlatego zmieniłam szablon. To już nie moja wina. Przepraszam, ale muszę szybko pisać, resztę napiszę pewnie w poniedziałek, odnośnie oceny. Kaede - prawdziwa ja, napiszę potem na swoim koncie.
OdpowiedzUsuńTen Wasz pomysł ze zmianą w kryteriach jest CUDOWNY!Dlaczego macie wypisywać wszystkie błędy, jak byście były betą? Teraz oceny będą się pojawiać częściej i szybciej. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńProsiliście, aby zmieniła oceniającą, bo ta do której si zgłosiła rozważa odejście tak? Tak więc proszę o ocenę Wanilię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale nie zauważyłam wcześniej waszego komentarza- doczytałam go dopiero dziś.
Mój blog to Kolorowe-spinki.blogspot.com
UsuńDobrze, zaraz Cię umieszczę. Zgodnie z datą zgłoszenia - tak, jak obiecałam.
Usuń