poniedziałek, 24 czerwca 2013

[111] Teczka: can-we-stop-this-for-a-minute

Nersi uśmiechnęła się szeroko, gdy wzięła do ręki jedną z teczek. Wcześniej nie miała okazji do niej zaglądnąć, gdyż dopiero niedawno trafiła na jej biurko, jednak nie żałowała. A przynajmniej łudziła się, że nie będzie.

Oskarżająca: Nersi
Oskarżona: faith was strong. (can-we-stop-this-for-a-minute)

świstakowa kraina, czyli technikalia pod lupą
Jak sam tytuł wskazuje (bardzo ambitny, wiem, ale nie stać mnie było na nic innego, inwencja twórcza właściwie padła), przyjrzymy się tej technicznej stronie bloga, którą w razie konieczności łatwo można zmienić (no dobra, nie zawsze).
Patrząc na adres, nie jesteśmy w stanie od razu domyślić się, że będzie to opowiadanie o One Direction (ano, będzie), co akurat mi się spodobało. Większość ma jakieś tam domieszki zwrotów czy słów, które bezpośrednio są z 1D związane, więc taka odskocznia od otoczenia jest (tak, nie każdy zna teksty piosenek tego zespołu, więc nie domyślimy się, że to fragment utworu). Kolejnym plusem wydaje się użycie myślników pomiędzy poszczególnymi słowami (no, gdyby było canwestopthisforaminute, to mielibyśmy teksańską masakrę piłę mechaniczną) oraz jego polskie znaczenie. I to, niestety, tyle, jeśli chodzi o pozytywne odczucia w stosunku do adresu. Po pierwsze… długość. Tak patrzę i myślę, czy naprawdę nie było czegoś krótszego? Ja rozumiem, że czasami wyrażenia, które chcemy użyć, są już zajęte, no ale… siedem słów w adresie wydaje mi się być lekką przesadą. Po drugie: trudność. Jest naprawdę niełatwy do zapamiętania, co jest skutkiem tej ilości wyrazów. Po trzecie, jeśli mam być szczera, po angielsku nie brzmi to tak ładnie jak po polsku, jednak to już moje własne odczucia. Adresu teraz nie zmienisz, zdaję sobie z tego sprawę, ale to takie małe zboczenie przy pisaniu ocen.
Belka, belka, belka… a na niej moja ukochana piosenka. Właściwie nie miałabym serca proponować Ci czegoś innego, bo Over Again to jeden z piękniejszych utworów z Take me Home (najpiękniejszy to nie, bo Rock Me wymiata), aczkolwiek mam zastrzeżenia co do zapisu. Po pierwsze: dlaczego część słów jest z dużej litery, a część z małej? Rozpoczęcie fragmentu oczywiście, ale nie rozumiem, po co Your Heart zapisałaś wielkimi znakami. To raczej niepotrzebna rzecz, więc proponuję ujęcie tego zdania normalnie, bez żadnych urozmaiceń. Po drugie: brakuje mi również jakiegokolwiek znaku interpunkcyjnego na końcu. Możesz wstawić zwykłą kropkę, ale w tym przypadku trzy kropki czy wykrzyknik też będą pasować. Po trzecie i ostatnie: cudzysłów. To nie jest Twój cytat, to jest fragment piosenki. Już nie wymagam nawet, aby zapisać na belce jeszcze zespół (pomijając już utwór; to można zrobić w ramce na blogu czy zakładce), aczkolwiek zaznaczenie tym znakiem interpunkcyjnym będzie wystarczające. I wydaje mi się, że potrzebne, ponieważ jednak jest to jakieś minimalne przynajmniej poszanowanie praw autorskich.
Otwierając bloga, w oczy rzucają się pastele – wszędzie pastele. Na początku dość przypadło mi to do gustu. Barwy są stonowane, nie rażą w oczy, wyglądają całkiem przyzwoicie. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że coś mi nie pasuje. Po dłuższym przebywaniu na Twoim blogu (przy czytaniu większej ilości rozdziałów niż jeden), to wszystko robi się nudne, mdłe. Kolorystyka jest lekka, nie przytłacza czytelnika, ale niczym tak naprawdę nie zachwyca. To jest zwykły, przeciętny szablon, który nie przykuwa uwagi widza. Prawda – jest dobrze wykonany, mistrzostwa w łączeniu warstw to może nie ma, aczkolwiek taka poprawność jest zachowana. Niestety, ta grafika jest pozbawiona jakiejś głębi, czegoś, co mogłoby zaintrygować. Gdyby został dodany jeden intensywny kolor, który ożywiłby jakoś to wszystko, może wyglądałby ten szablon o wiele lepiej.
Mam Louisa, Harry’ego i nieznaną dziewczynę, oprócz tego Big Bena, jakiś pokój, kwiatki po jednej stronie… Larry? Poważnie? Nie, mam nadzieję, że ta dziewczyna to partnerka któregoś z nich, bo Larry’ego nie przetrwam (przepraszam wan, nie zabij mnie). Szanuję, ale opowiadań z nimi tak naprawdę nie lubię, po prostu.
Podoba mi się natomiast układ stworzony z arkuszy CSS czy tam zmiany kodu HTML, nie wiem, ale wygląda to bardzo fajnie. Z jednej strony rogi są zaokrąglone; ciekawe paski jako marginesy (tak to sobie ujęłam); ciemniejsza barwa pod linkami, szmery bajery i inne duperele na głównej… Kurde no, to wygląda dobrze, nawet świetnie, ale dziwnie zasłoniłaś wszystko tak jakby za jakąś mgłą. Myślałam, że przynajmniej ikonki obserwatorów będą dodawały koloru całemu blogowi – nie, też z tym coś zrobiłaś. Ta zbytnia delikatność elementów zepsuły ten szablon. To jest kwestia gustu, ja wiem, niewątpliwie i tak z wyglądem nic nie będziesz robić, bo pewnie Tobie się podoba. Jednak mówię – to jest mdłe, pozbawione żywych barw.
Nie justujesz rozdziałów, za co minus, bo to wygląda beznadziejnie. Ogólnie czcionka nie powala, mogłaby być lepiej dobrana. Tło z tymi kwiatkami i pokojem za notkami jest zbyt intensywne w porównaniu do delikatnego miętowego koloru pod tekstem. Przeszkadza to w czytaniu. Akurat większość rozdziałów i tak analizowałam w telefonie, gdzie mam czarno na białym, nie ma problemów, ale przy tych kilku na blogu nie czytało się dobrze.
Cztery rozdziały na głównej? Nie wydaje Ci się, że to lekka przesada. Na Twoim blogu przesuwa się ten pasek i przesuwa, przesuwa, przesuwa, a końca nie widać. Rozwiązanie beznadziejne dla opowiadań. O wiele ładniej by to wyglądało, gdyby była jedna, góra dwie notki na stronie głównej, reszta w spisie treści.
Nie zrobiłaś sama szablonu, teraz zauważyłam. No cóż, oceniłam komuś pracę.
W kolumnie dużo elementów. Tak się zastanawiam, czy przypadkiem nie ZA dużo. Jednak po kolei.
Menu – ważna rzecz, oczywiście. Odnośnik do strony głównej, tutaj potrzebny. Zakładka z bohaterami, ich zdjęciami, długimi charakterystykami… Nie, do dupy to wyszło. Zaczynając od błędów, jakie tam są, przez nieestetycznie wyglądające zdjęcia, po beznadziejne opisy tych postaci (szczególnie One Direction, gdybym miała zainteresować się pierwszy raz zespołem po Twoich opisach na ich temat, nigdy bym tego nie zrobiła; wyszli na idiotów). Albo usuń tę zakładkę, ponieważ jest niepotrzebna, albo usiądź do niej i ogarnij ją jak należy, a nie tak na odczep. Potem mam dwa zwiastuny, wybacz, że ich nie pooglądam, ale nie mam zainstalowanych potrzebnych wtyczek, to nie mój komputer, więc nie chcę się rządzić. Podstrona o Tobie jest w porządku, chociaż jedno zdanie mnie rozbawiło, nie chcę jednak, żeby było to odebrane jakoś inaczej, więc przemilczę. Dalej SPAM – chwalę. Ask, odnośnik do bloga z szablonami, z którego pewnie masz ten swój oraz ładniutki spis treści. Zastanawia mnie tylko, dlaczego każdy tytuł rozdziału jest inną piosenką? Czyżby notki były pisane pod teksty? Mam nadzieję, że nie (to poważnie tak głupio zabrzmiało czy mi się tylko tak wydaje? ;O).
Dalej mam licznik osób, które są online i od razu mówię, że to niepotrzebny gadżet. Potem statystyka, krótkie podziękowania za wszystko, ramka z obserwatorami (nie dodaję punktów za ilość komentarzy i czytelników, jak to robią niektórzy, więc niezbyt mnie obchodzi ich liczba, tak dla informacji), reklama (nawet dwie) oraz coś, czego bardzo nie lubię: wszystkie możliwe linki na stronie głównej. Tak, teraz napiszę, że radzę stworzyć zakładkę, gdzie ładnie umieścisz wszystkie odnośniki i takowe nie będą niszczyć Ci estetyki, co teraz robią.
Podsumowując stronę techniczną bloga, przyznam, że nie jest źle. Bywały lepsze i gorsze egzemplarze, Twój pod tym względem zajmuje takie miejsce pośrodku. Są rzeczy, które bym zmieniła na Twoim miejscu, z wieloma się pewnie nie zgadzasz (jak to autorzy z oceniającymi, standardzik). Jednak wydaje mi się, że wystarczy trochę dopracować tego Twojego bloga, żeby wyszło z niego naprawdę niezłe cacko (cały czas mówimy o części technicznej, wyglądzie). Zbierz swoje szanowne cztery litery, poświęć tutaj trochę czasu i będzie dobrze. Za jakiś czas wpadnę zobaczyć, jak tam postępy.
Ogólnie pierwsze wrażenie nie jest złe, wyszło raczej pozytywnie. Chcę przeczytać tekst, który masz na blogu, a to dobrze świadczy. Może szablon mnie faktycznie nie powalił, aczkolwiek zauważ, że to jest tylko i wyłącznie kwestia gustu – mój nie do końca odebrał to na plus, ale ważne, abyś Ty była z niego zadowolona. 

świstak bawi się w krytyka, czyli analiza opowiadanka
Powiem tak – na początku trochę obawiałam się, że przebrnięcie przez opowiadanie zajmie mi o wiele więcej czasu, ponieważ masz prawie trzydzieści rozdziałów. Jednak okazało się, iż wcale nie było tak źle. Aczkolwiek nie uważam, aby szybkość czytania była w tym przypadku zasługą lekkości Twojego stylu. O tym rozpiszę się niżej, pod analizą postów.

Prolog – Rozdział 10
Rozbawiła mnie przede wszystkich informacja od Ciebie na końcu prologu, że nie wysilałaś się nad wprowadzeniem i chciałaś zachować siły na rozdział pierwszy. Miałaś bardzo dziwne podejście, ponieważ to jest taka część każdego opowiadania, która ma zachęcić czytelnika do pozostania na blogu dłuższy czas i niecierpliwego oczekiwania na właściwy początek fabuły. Mnie osobiście odrzucił. Składa się z dwunastu zdań, co wydaje mi się być lekką przesadą. Prolog powinien opiewać niewiele informacji, budować pewnego rodzaju napięcie i zainteresowanie u czytelnika, ale to był przeciętny, niczym nie wyróżniający się tekst, który przypomina wszystkie inne wprowadzenia możliwe do przeczytania w reszcie historii o One Direction. Spodziewałam się czegoś ciekawszego w samym prologu. Na razie zapowiada się na banalne opowiadanie o 1D.

Poznajemy główną bohaterkę, Louise, która mieszka w domu dziecka, jest osobą samotną, wyśmiewaną przez rówieśników, uważaną za inną. Ma swoją pasję – konie – i jest to jak na razie jedyna rzecz ciut odróżniająca ją od innych szczęśliwie zakochanych ze wzajemnością przyszłych dziewczyn któregoś z członków zespołu. Niestety, tekst wydał mi się tak strasznie absurdalny, że przestraszyłam się tych następnych dwudziestu kilku rozdziałów.
„Pocałowałam ją w policzek, zdjęłam toczek i niezauważalnie weszłam do więzienia.” Jedno zdanie, a zawiera idealny przykład nieścisłości, które widać na każdym kroku w Twoim opowiadaniu. Była pojeździć sobie na koniu, opiekunowie o tym nie wiedzą, z tego co zauważyłam (to już jest nienaturalne), natomiast ona podjeżdża sobie na zwierzęciu pod same drzwi sierocińca, aby od razu, gdy schodzi z konia, wejść do środka. To w wyobraźni autorki nie tak miało wyglądać, to zauważamy po przeczytaniu wcześniejszych i późniejszych zdań, jednak nie potrafiłaś tego odpowiednio dobrać w słowa. Wystarczyło rozwinąć. Zbyt dużo informacji próbujesz wcisnąć w bardzo małą ilość zdań. Chodziło tutaj o to, że pocałowała Marikę w policzek, zdjęła ten toczek, opuściła miejsce, gdzie trenowała z dziewczyną, przeszła drogę powrotną do sierocińca i dopiero wtedy weszła do swojego więzienia. Domyślimy się tego, ale to obrazuje, jak ubogo kreujesz świat przedstawiony. Wychodzą Ci długie zdania, zbyt długie, a wszystko dzieje się za szybko. Jeśli to się nie zwolni – ciężko będzie.
Panno X? Poważnie? Ludzie w sierocińcu mówili do niej Panno X?
Ach, Mullingar, Niall, można się było tego spodziewać. Czyżby miała się w nim zakochać i pomimo hejtów zostaną szczęśliwą i długo żyjącą parą? Zobaczymy.
„Nikt i tak mnie nie zrozumie, nikt nie zrozumie dzieci, które były w domu dziecka. Ludzie żałują wysłać sms'a POMAGAM, który kosztuje 1,23 zł...” To brzmi jak żałosna reklama jednej z telewizyjnych fundacji. Zabrakło mi jedynie numeru telefonu.

 „- Louise, poznaj Robby'ego i Marlen Horan - przywitałam się z nimi i podałam rękę. - Nie będę owijać w bawełnę. To państwo chciałoby ciebie, Louise, zaadoptować.” Ja proszę, myślałam, że po reklamie fundacji bardziej absurdalnych momentów nie będę musiała czytać. Zaczynam się bać, poważnie. Oni jej nie znali. Nie widzieli nigdy wcześniej Louise na oczy, nie mieli bladego pojęcia jak wygląda, jaka jest, czy sprawia jakieś problemy, jak się zachowuje, ale ją zaadoptowali? Najpierw taka rodzina poznaje dziecko (i na odwrót), można powiedzieć, że testuje je, sprawdza, często zaprasza do siebie na weekendy, spotyka, a u Ciebie oni się kompletnie nie znali. Dziewczyna przedstawia się i opowiada o sobie już po decyzji o zaadoptowaniu jej. To jest beznadziejne.
 „- No w końcu mam siostrę! - wykrzyknął, wiadomo Nialler. - To jak, co jemy?
- Fakt numer jeden; Niall ma dwanaście żołądków i może ciągle jeść - odezwała się Alex, na co wybuchnęłam śmiechem.”
Ja się załamałam, tyle napiszę. Nawet głupiego cześć nie powiedział, nawet się nie przedstawił, zachował się jak skończony dupek, który myśli tylko i wyłącznie o jedzeniu. Jego pierwsze słowa „No w końcu mam siostrę!”. Chociaż reakcja Louise wcale nie była lepsza: „Tak Niall, jesteś bardzo słodki. A teraz może opowiesz mi coś o sobie i zagrasz coś na gitarze, bracie? - Pierwszy raz od paru minut się odezwałam.” Naprawdę tak się zachowuje osoba, która niedawno została zaadoptowana, właśnie poznała swojego brata, a to są pierwsze słowa, jakie wypowiedziała w jego kierunku? Nie wydaje Ci się to być dziwne, nienaturalnie żałosne?
„Pokiwałam tylko głową i zrobiłam face palma.”

„I znowu była akcja o nazwie #aweźtoodemnie.” Na tt taka była? I ja nie wzięłam w niej udziału? Jak to w ogóle możliwe?
Niektóre sytuacje w tym rozdziale miały być śmieszne, powinny rozbawić czytelnika, skoro główna bohaterka tak często się uśmiechała, miała taki dobry humor, ale tego nie robiły.
Dziwię się troszeczkę, ponieważ nie trzeba wcale się wysilać, aby zauważyć, jak nieprzemyślane i napisane na odczep to jest. Nie chcę Cię w żaden sposób urazić, ale już tutaj widzę, iż będzie mi bardzo ciężko przetrwać ten tekst bez docinek i sarkastycznych komentarzy. Z góry przepraszam.

Ona się śmiała jak głupia, że Niall nie potrafi wstawić na YT filmiku, a dla niej samej była to całkowicie czarna magia. No tak, wyśmiewajmy się z innych, sami nie umiejąc tego zrobić. Zresztą, Horan nie potrafił wgrać głupiego filmu? Większego idioty nie dało się z niego zrobić? Przecież tam wszystko jest napisane, krok po kroku, jak należy klikać kolejne przyciski, żeby opublikować video. Poczułam się… taka mądra.
Po piętnastu minutach nauczyła się chodzić na szpilkach? Nie no, to się jakaś farsa z tego zaczyna robić. Złamała dziewięć par obcasów? Really? Przecież urwanie go wcale nie jest tak łatwe jak się wydaje, a podczas nauki nieprawdopodobne jest zniszczenie aż dziewięciu par butów (w ciągu piętnastu minut, heeeeeeloooooł).
Zgubił bilety, zgubił bilety, on zgubił bilety.

No, Niall znalazł wreszcie te bilety (okazało się, że były w pustym opakowaniu po batoniku, chociaż, jak trafnie ktoś zauważył, jak wielki ten baton musiał być, żeby zmieściły się do niego bilety lotnicze?).
Jedzą bigos, który ugotował Harry (znalazł przepis w internecie, jak słodko, dla mnie też może gotować, nie obraziłabym się). Chłopcy zachwycają się cudownym smakiem kapusty i chcą od razu lecieć do Polski. Potem Zayn proponuje imprezę przy basenie, Alex pożycza Louise strój kąpielowy. Siedzą sobie, kiedy nagle Louis wciąga Horan pod wodę. Zaczyna się bitwa na ochlapywanie, dziewczyna nie potrafi zapamiętać imion czwórki chłopaków (a tak przy okazji, nie przedstawili jej się? Nieładnie). Potem rozmawia sobie z Harrym (będzie miłość), organizują ognisko, poznają Perrie, Elkę i Dan, idzie do pokoju razem ze Stylesem (ooooooo, gorąco), ale nic się nie dzieje, a szkoda.
Z jednej strony wydaje się to fajne, że wszystko wygląda tak normalnie, życiowo, każdy może wziąć udział w dokładnie takiej samej imprezie. Jednak… Nic się nie dzieje. To jest piąty rozdział, ja wiem, aczkolwiek nie jesteśmy w stanie stwierdzić, o czym w ogóle jest to opowiadanie. Na pewno zajeżdża nudą i typową historyjką o One Direction. Chciałabym, aby następne rozdziały mnie czymś zaskoczyły.

Spali razem w jednym łóżku i po pobudce prawie się pocałowali. Dlaczego Louise nie dała mu buzi? Czekałam na emocjonalny wybuch, ale nie – nadal trzymamy czytelników w wyimaginowanym napięciu.
Harry pożycza jej swoją bluzę (ze Smerfami, a jednak Styles ma dobry gust), Louise obrywa marchewką od Louisa idioty (nie podoba mi się, że tak obrażasz, oj nie podoba; on jest lekko pokręcony, ale nazywanie go idiotą bardzo mi się nie spodobało). Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja z Elką. Louise była taka nieśmiała, a w ich towarzystwie nagle stała się gwiazdą, najpewniejszą ze wszystkich. Calder tylko na nią patrzyła, co w tym dziwnego?
„- Hmm… zgrabne nogi.
- A ty tylko o jednym.
- No ale miałem na myśli tego konia!”
Jedyna rzecz, która mnie rozbawiła, jak na razie. Jednak bardzo dobry humor ulotnił się, kiedy dowiadujemy się, że… Harry jest biologicznym bratem Louise! A ona go pocałowała i zakochała się w nim? Fuuuuuj, ohyda. No ale… Nie wiedziała, możemy to wybaczyć.
Przyznam, iż podoba mi się ta komplikacja. Jeśli tego nie spieprzysz, zapowiada się całkiem ciekawy wątek.

Zauważyłam pozytywną poprawę – jest więcej przemyślanych, ułożonych opisów, a nie chaotycznych pojedynczych zdań, które miały nam wcześniej cokolwiek przybliżać. Szczególnie te opisujące dość smutne przemyślenia głównej bohaterki po tym jak dowiedziała się, że Harry jest jej bratem. Całkiem, całkiem to wyszło, chociaż ta późniejsza sytuacja, rozmowa z nim jest dość… dziwna.
Przychodzi do niej Louis. Zwierza się dziewczynie, iż rozszedł się z Elką, bo się pokłócili (mhh… o co? Wiesz, zdanie Wkurzyła mnie, pokłóciliśmy się, doszedłem do wniosku, że to nie była ta jedyna jest dość nienaturalne). Chłopak przekonuje ją, że powinna pojechać razem ze Stylesem do swojego rodzinnego domu, aby poznać matkę i siostrę.

Rozdział rozpoczyna ładny opis przeżyć wewnętrznych Louise. Bardzo fajnie Ci to wyszło, mam wrażenie, że to wszystko się staje coraz lepiej dopracowane, oby tak dalej.
Jadą tam, leci w radiu Torn i Harry sobie podśpiewuje, dziewczyna do niego dołącza i znowu robi się niezręcznie. Proponowałabym spędzać w jego towarzystwie mniej czasu, ponieważ ma na nią zły wpływ. Zresztą, on się zachowuje trochę jak dupek – sytuacja jest bardzo krępująca, a on do niej mruga i twierdzi, że ma na tyle podzielną uwagę, aby patrzeć na drogę podczas prowadzenia samochodu i wpatrywać się jej w oczy. Supermaaaaaaaaaan.
Nie podoba mi się wszystko, co wydarzyło się po wejściu do domu Harry’ego. Wybacz, ale to było dość… żałosne.
- Cześć synku – przytuliła go w pierwszej kolejności i ucałowała. – A ta miła dziewczyna to?
- Hej mamo. To Louise, usiądziemy? (On przyjeżdża jako gość i proponuje mamie, żeby usiedli? Na progu domu, tak?)
- Pewnie, zapraszam – udaliśmy się do salonu, gdzie usiadłam na bardzo wygodną sofę.
- Mamo… To TA Louise. Louise Styles… Teraz jest siostrą Niall’a.
- Harry! – szturchnęłam go. – Czemu tak szybko to powiedziałeś.
Czy tylko mi się wydaje, że to wyszło zbyt absurdalnie, zbyt łatwo, zbyt żałośnie?
Nie poznała swojej córki? Nawet jeśli minęłoby tyle lat, to coś tam mogłaby podejrzewać. Nie zwróciła uwagi, że dziewczyna jest podobna? To w końcu jej matka!
Naturalnym odczuciem w takiej sytuacji byłoby skrępowanie, niepewność wypowiadanych słów, zawahanie, a tutaj Harry wali prosto z mostu, nie liczy się z niczyimi uczuciami; sama Louise zachowała się jak skończona idiotka. To bezkonkurencyjnie najgorsza scena w tym opowiadaniu, do tej pory. Mam nadzieję, że takie się więcej nie powtórzą.
Na końcu dowiadujemy się strasznej rzeczy: Louise miała raka (tak, miała, już nie ma, z tego co zrozumiałam), Anne nie była w stanie wyleczyć niemowlaka (rili?). Gdyby szczerze ją kochała, w rzeczywistym świecie nawet chorego dziecka by nie oddała.

Stop, ja muszę się zatrzymać, cofnąć, aby zrozumieć. Przeczytałam tę wypowiedź parę razy i nadal nie jarzę.
Miałaś dziesięć miesięcy. Lekarze stwierdzili raka wątroby. Miałaś przerzuty na żołądek, oni powiedzieli, że praktycznie masz tylko miesiąc życia. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Niestety już nie miałam sił, w Polsce znaleźliśmy dom dziecka, gdzie zaoferowano pomoc. Wyleczyli cię, cudem. Jednak my już nie mieliśmy pieniędzy i siły na utrzymanie. Byłaś i jesteś piękną i inteligentną dziewczynką, postanowiliśmy, że już cię tam zostawimy.
Tamtaradam! Cudowna historia w pigułce. Gdyby mnie coś takiego spotkało, znienawidziłabym takich ludzi i pewnie nie kontynuowała tej rozmowy, jak to zrobiła nasza silna główna bohaterka. Odkąd to domy dziecka oferują pomoc w leczeniu dzieci, które mają normalne rodziny? Tym się nie zajmują domy dziecka. Mogli znaleźć jakąś fundację, klinikę, środki do pomocy, ale dom dziecka?
Znikąd pojawia się Gemma, przedstawia się, chwilę później gadają i śmieją się, jakby znali się od lat… Za szybko, to wszystko rozwijasz za szybko.
Oni znowu się całują? Rzygać mi się chce. Zresztą, ryczała (yeah, znowu) i kilka minut później zrobiła sobie z Lou małą sesję i śmiali się, jak gdyby nigdy nic. To jest prawdziwa przyjaźń… Po kilku dniach, ile właściwie czasu minęło? Pędzisz, skarbie, za bardzo z tym wszystkim pędzisz.

Niall i Harry praktycznie się pobili, gdy Horan próbował uświadomić przyjacielowi, żeby trzymał łapy z dala od Louise, bo inaczej tego pożałuje. Dziewczyna wpada, robi porządek i znika u siebie w pokoju. I teraz, panie i panowie, scena rodem z tego typu opowiadań: aby sobie ulżyć, wyciąga żyletkę i się tnie… Matko, co ja czytam, jeszcze się zdemoralizuję (ach, zapomniałam, gorzej ze mną i tak nie będzie). Naprawdę nie ma innych sposobów na radzenie sobie z problemami? Zrobiłaś z głównej bohaterki wiecznie pokrzywdzoną przez los dziewczynkę, która najchętniej popełniłaby samobójstwo. Ja widzę, że spotkało ją w życiu wiele złego, ale bez przesady! Stawiasz na jej drodze wszystkie najgorsze rzeczy naszego świata: jest sierotą, jest poniżana przez innych, miała raka, zakochuje się w swoim bracie, cierpi przez to, teraz się tnie… No popatrz na to. Przerysowałaś tę historię. Obawiam się, że ciężko będzie z tego wybrnąć.
No i dla odmiany, w jej życiu pojawia się światełko… Marika ma raka. Jakąś godzinę po tej strasznej wiadomości, Louise jest już w szpitalu przy niej (tak, spakowała się, dojechała na lotnisko, przeleciała z Londynu do Polski, dotarła do szpitala). A, no i nie ma czegoś takiego jak oddział chemioterapii. Jak ma raka, to leży na onkologii, chemioterapia to leczenie.

Rozdziały 11-20
Skąd paparazzi i fani wiedzieli, że Harry jest w Polsce? W szpitalu? Bardzo podejrzane, może ma jakiś nadajnik, czujnik albo coś.
Mamy krótki fragment z perspektywy Louisa, który mnie… Niezbyt zaskoczył. Szczerze mówiąc, po zachowaniu chłopaka od razu można zauważyć, że zaczyna coś do siostry Nialla czuć. Nie trzeba nawet było tego pisać. Rozbroił mnie fragment o Maliku prawiącym sobie komplementy przed lustrem.
I dla odmiany… Znowu się całują. Weź walnij jakąś scenę łóżkową, bo tylko tego mi tutaj teraz brakuje.
Nersi nie lubi, jak autorzy piszą Było mało komentarzy. Poproś o szczerą opinię, a nie puste komentarze. To nie jest wyścig na ich ilość. Po co w takim razie pisać, skoro chce się tylko widzieć komentarze pod postem?

Początek rozdziału i znowu piosenka. To zaczyna być nudne.
Oczywiście, Harry miał lustrzankę, kiedy była potrzebna. Zastanawia mnie tylko, po co ją wziął? Lecieli na łeb na szyję do Polski, aby jak najszybciej być w towarzystwie Mariki, a on zdążył zabrać lustrzankę, która przecież jest podstawowym sprzętem przy przebywaniu z chorą na raka dziewczyną. Moje monologi zaczynają mnie przerażać.
Zdjęcia w tekście to zuo, zawsze będę tak uważać.
Ajć, Harry zauważył blizny po cięciach i zaczął płakać jak małe dziecko. Musiała mu obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobi.
Jeżeli pod tym rozdziałem będzie 45 komentarzy… Z natury jestem agresywna, chamska i wredna, więc będę się o to czepiać.

Odnoszę wrażenie, że Louise powinna udać się do psychologa, ponieważ takie cholerne wahania nastroju nie są normalne nawet dla kobiet podczas miesiączki. Poznaje Marka, który jest właścicielem stadniny. Ona może pojeździć sobie na koniu, ale musi mu dać autograf i swoje zdjęcie (dla córki, która jest wielką fanką One Direction). Pojawia się Harry, całują się dla odmiany, a potem wracają do hotelu i obiecują sobie, że zostają przyjaciółmi.

Marika umiera. Dziwnie się czuję, bo zmarła na raka. To nie jest opowiadanie dla mnie ;O
Rzucili się na mnie jak na ostatniego pieroga w Wigilię – beznadziejne porównanie, biorąc pod uwagę fakt, że opis poprzedza pogrzeb Mariki.
Jest dzień po pogrzebie Mariki, jej najlepszej przyjaciółki, siostry, tak naprawdę, a ona jest w stanie się uśmiechnąć? Szczerze uśmiechnąć? Ja wiem, że nie może się aż tak tym wszystkim przejmować, ale wiesz… Dziwne to.
Przecięty łuk brwiowy, złamana ręka, podbite oko, śliwa na policzku… Tak właśnie skończyło się chronienie Louise przed Harrym. Niall się na niego rzucił, a Lou chciał pomóc. Dziewczyna wylądowała w szpitalu, gdyż była bardzo osłabiona, a oni czekali, aż się obudzi. Tomlinson dość dogaduje się z Horan, Nersi wyczuwa romansik.
Jest impreza, jakiś barman dowala się do dziewczyny, czyli coś się miało dziać, ale dzielny bohater Harry ją uratował. Dzięki Bogu.
Opis tego, co było po imprezie, to dokładnie to samo, co jest w filmikach rozpoczynających trasę koncertową Take Me Home (nie zaznaczyłaś chyba tylko, że Liam miał fartuch z nadrukiem idealnie wyrzeźbionej klaty, yhy). Tylko, że jechali na wywiad, a nie z nadmuchanymi zabawkami gdzieś tam…
Zepsuła bieżnię? Muahahahahaha, ja też bym śmiała :D

Rozdziały 21-28
Mecz był fajnym pomysłem, wyjątkowo mi się spodobał. Kiedyś czytałam gdzieś o meczu, też na zasadzie par, ale grających przeciwko sobie w dwóch drużynach, więc jest inaczej. Zresztą, całuśna kamera wzięta z gali… Jakiejśtam, jednak tym razem nie razi to tak w oczy. No i, pocałowali się. Za dużo się całują w Twoim opowiadaniu.
Harry zachował się jak idiota, zapatrzony w siebie dupek, który nie potrafi zrozumieć, że ją może boleć fakt, iż jest jej bratem. Powiedziała Tomlinsonowi o darzonym uczuciu, zostali parą, wszystko jest piękne i romantyczne, a tu Styles. On ma tendencję do bycia egoistyczną świnią.
Ta cała sytuacja z pieniędzmi dla Elki mnie rozbawiła. Jedno zdanie, a Louis daje jej osiem tysięcy funtów? Beznadzieja.
No i ciąża… Matko, co za zwrot akcji. Czyli Harry jednak ją przeleciał, a ona nawet tego nie pamięta? Dziwne, ale może być.


Wszystkie wypisane powyżej rzeczy, to takie, które raziły mnie jakoś w oczy, coś się według mnie w nich nie zgadzało. Z rozdziału na rozdział zdarza się ich coraz mniej – to jest pierwszy wniosek, jaki można wysunąć po ilości poruszanych wcześniej kwestii. W tym przypadku oznacza to, że zaczyna być lepiej, naprawdę. Porównując pierwsze rozdziały, gdzie beznadziejne sytuacje poganiały te absurdalne, do tych ostatnich, w których całkiem ładnie radzisz sobie z bohaterami, widać postęp. Myślę, iż tego akurat zarzucić Ci w żaden sposób nie można. Jeśli będzie tak dalej – wyrobisz się z tym pisaniem, to widać.
Chciałabym zacząć od stylu, ponieważ co do niego mam mieszane uczucia. Zaletą tego, jak piszesz, jest na pewno prędkość czytania kolejnych rozdziałów. W takiej sytuacji, kiedy ja w miarę szybko potrzebowałam ogarnąć dwadzieścia osiem części, bardzo cieszyłam się, że nie muszę wysilać umysłu nad czytanym tekstem. Aczkolwiek, większość Twoich czytelników to osoby będące na bieżąco z opowiadaniem i w tym przypadku nie wiem, czy dwie/trzy minuty, bo tyle średnio zajmowało mi przeczytanie jednego rozdziału (ale to tylko ja), jest fajne. Kończąc post, może mieć się wrażenie, że było zbyt krótko lub zbyt banalnie. Na to, co nazywamy stylem, składa się dużo elementów: sposób kreowania dialogów, opisy, świat przedstawiony, używane słownictwo… Żadna z tych rzeczy nie była użyta w stu procentach. Cały czas odnoszę wrażenie, że ciągle się hamujesz, że to nie jest szczyt Twoich możliwości, tylko nie rozumiem, dlaczego ich nie chcesz pokazać.
Język, jakim operujesz w opowiadaniu, bywa zbyt potoczny. Takie hahaha zamiast słówka określającego, cyfry w tekście (czego staramy się nie robić, zapamiętaj, aby liczby zapisywać słownie, nie licząc oczywiście dat, roku), wyrazy, którymi na co dzień się posługujemy, ale rzadko używamy ich w tekście (szczególnie w dialogach). Pewnego rodzaju realizm jest możliwy do osiągnięcia i bez typowego języka potocznego wplątanego w wypowiedzi. Zanim opublikujesz rozdział, przeczytaj sobie cały na głos, starając się wyobrazić, że dane kwestie mówią przyporządkowani im bohaterowie. Weź pod uwagę ile mają lat, ponieważ mam wrażenie, iż w tym przypadku poległaś: postacie nie wypowiadają się jak na swój wiek.
Dialogi to jest element Twojego opowiadania, nad którym musisz bardzo wiele popracować. Naprawdę, nie piszę tego wszystkiego, żeby udowodnić Ci, że robisz to źle, ale abyś dostała kopa w dupę i nadal się rozwijała, tylko z jakimś efektem. W internecie znajdziesz tysiące artykułów o poprawnym budowaniu dialogów. Oczywiście, samo przeczytanie ich nic Ci nie da, może poradzić, w jaki sposób kreować wypowiedzi bohaterów, jednak to od Ciebie zależy, jak dalej będzie. Przede wszystkim ten wiek – postacie naprawdę nie wypowiadają się, jakby miały te osiemnaście, dziewiętnaście lat. Wiem, że jesteś młodsza i dlatego może ciężej Ci jest wczuć się w starszych od siebie. Aczkolwiek roczniki licealne, bo na takie wykreowałaś bohaterów, są ciut bardziej dojrzałe pod względem swoich wypowiedzi, zachowania niż gimnazjum. Musisz wziąć to pod uwagę. Pamiętaj o tym przy następnych rozdziałach – oni nie mogą zawsze wychodzić na takie dzieci! Będę szczera: pod względem rozwoju umysłowego to większość z nich zatrzymała się na poziomie przedszkola, tak są wykreowani. Jeśli chcesz, żeby byli odbierani pozytywnie również przez czytelników, którzy nie mają codziennie do czynienia z One Direction, powinnaś trochę przystopować z własnym wyobrażeniem członków zespołu. To ma być lekka obyczajówka, ja rozumiem, tylko, że skoro już tak strasznie komplikujesz głównej bohaterce życie, to skomplikuj również tekst, postaraj się być bardziej poważna, dojrzalsza w niektórych wypowiedziach. Odrobina szaleństwa oczywiście nikomu nie zaszkodzi, ale w odpowiednich sytuacjach. Nie w każdym rozdziale bohaterowie muszą się śmiać, robić sobie słit focie i obrzucać się jedzeniem.
Opisy budujesz ładnie, aczkolwiek nie ogarniasz wszystkiego. To znaczy, przeżycia bohaterów opisywane są poprawnie, Louise ma chyba najbardziej rozbudowane życie uczuciowe, to jej poświęcasz najwięcej czasu – wychodzi Ci to fajnie, naprawdę. Mamy różne perspektywy, dzięki czemu dowiadujemy się trochę więcej o emocjach Lou i Hazzy, za co plus, ponieważ przypadło mi to do gustu. Niestety, opowiadanie jest bardzo ubogie w resztę opisów. Zaczynając od wykonywanych przez bohaterów czynności, przez sytuacje, aż po cały świat przedstawiony: miejsca, czas, w jakim odbywa się dany moment. Skupiasz się na bohaterach, wiemy, jak wyglądają, jacy są, co czują, ale olałaś całkowicie wszystko dookoła nich. Nie mamy charakterystyk miejsc, otoczenia postaci, co jest cholernie irytujące, ponieważ czytelnik nie ma bladego pojęcia, gdzie, kiedy, dlaczego dzieje się dana sytuacja. Postaraj się spróbować wytłumaczyć w tekście powód każdego wydarzenia, miejsce, w którym się ono rozgrywa, wspomnieć, który dzień jest… Niech rozdział wyjdzie bardzo długi, ale zawierający dosłownie wszystko. Potem, czytając go przed publikacją, usuń fragmenty uważane przez Ciebie za kompletnie niepotrzebne, jednak bądź stuprocentowo pewna tej decyzji. Jeśli się wahasz przed usunięciem jakiejś informacji – nie rób tego. Rozdział może wyjść naszpikowany nic nie znaczącymi elementami, ale będzie kompletny, a ty sama zadecydujesz, które są odpowiednie. W ten sposób więcej napiszesz, przyczynisz się do rozwinięcia umiejętności, dając to od razu do oceny czytelnikom. Jeżeli nie chcesz koniecznie pisać tego wszystkiego bezpośrednio w rozdziale, stwórz sobie plik na komputerze, gdzie będziesz opisywać każde miejsce, każdą sytuację, każdego bohatera jeszcze raz, aby móc to kiedyś wykorzystać (zaznaczaj sobie, które już były użyte i w jakim rozdziale). Jest to okazja do pisania więcej niż zwykle, a zarazem pomoc dla Ciebie, gdyż nie będziesz powielać opisów pojawiających się w innych notkach.
Porównując ilość dialogów i opisów, to te drugie nie mają najmniejszych szans. Zdecydowaną większość kolejnych rozdziałów tworzą wypowiedzi bohaterów. Znam opowiadania, gdzie tylko i wyłącznie za pomocą wypowiadanych przez postacie słów, jest wykreowana akcja (minimalne opisy się zdarzają), jednak u Ciebie jest to kompletnie niepotrzebne. Taki opis może bardzo wiele zmienić. Kreuj ich więcej, niech nie będzie tak ubogo pod względem tych bloków ciągnącego się tekstu. Zaszalej – pół rozdziału niech składa się z samych opisów, a pół z dialogów. Zobacz, jak to wygląda. Może wtedy przekonasz się, że jeśli świat dookoła bohaterów nie jest dobrze opisany, czytelnik odbiera tekst mniej pozytywnie. Ludzie nie lubią domyślać się, o co chodziło autorowi, a u Ciebie trzeba to robić, ponieważ zdecydowana większość rzeczy nie jest opisywana.
Wyobraź sobie, że czytelnik to głupiutka istotka, której wszystko trzeba podać gotowe, bo inaczej się zagubi w świecie złożonej fabuły opowiadania, nie będzie wiedział kompletnie nic. Spróbuj przedstawić to tak, żeby znał dosłownie każdy najmniejszy szczegół. Potem sama zobaczysz, które fragmenty wydają się zbyt absurdalne i łatwe, a które potrzebne,
Długość rozdziałów jest całkiem przyzwoita. Nie bój się, że jak dodasz więcej opisów to będzie zbyt długie – dobry tekst czyta się bez patrzenia na to, ile jeszcze zostało. Mogą być dwa razy dłuższe, ale jeśli zaciekawią czytelnika, to i tak zostaną przeczytane. No i jeszcze raz – justuj tekst! Wprowadź trochę estetyki do wizualnego odbioru tekstu. Proponuję również zacząć stosować akapity.
Mamy bardzo dużą liczbę bohaterów. Niektórym może to przeszkadzać, ja tam nie mam nic przeciwko, sama tworzę opowiadanie, gdzie jest ich w cholerę, więc to nie problem.
Przede wszystkich Louise. Urodziła się w rodzinie Styles, jednak miała raka wątroby (albo żołądka, ej, pogubiłam się) i biologiczna matka Anne była zmuszona poszukać dla niej pomocy gdzieś dalej. Znalazła dom dziecka w Polsce, który zaoferował wyleczenie niemowlaka. Kiedy to się udało, kobieta postanowiła zostawić tam dziewczynkę. Dorastała w sierocińcu jako osoba nielubiana, inna, bez przyjaciół. Jedynym wyjątkiem była poznana przez przypadek Marika, z którą dzieliła pasję – konie. Kilkanaście lat później zostaje przeniesiona do domu dziecka w Mullingar, gdzie adoptują ją państwo Horan. Tak Louise stała się siostrą jednego z najsłynniejszych nastolatków świata, a zarazem przyjaciółką całego zespołu. Mam wrażenie, że w tych zdaniach można zawrzeć jej całą historię, a ty to rozpisałaś na tyle rozdziałów… Zresztą, nieważne. Absurdalność jej przeszłości mnie troszeczkę przeraża. Wcześniej wytłumaczyłam już głupotę z tym domem dziecka, adopcją, reakcją nowego rodzeństwa. Wydaje mi się, że na siłę próbowałaś skomplikować jej życie. To jest bohaterka wręcz tragiczna, ponieważ przytrafiają jej się wszystkie najgorsze rzeczy, jakie tylko mogą. Wspomniałam o tym wcześniej: dom dziecka, rak, najlepsza przyjaciółka umiera również na raka, zakochuje się w swoim bracie, potem okazuje się, że kocha dwóch jednocześnie, matka biologiczna jej nie chciała, cięła się, ma traumę po dobieraniu się do niej jakiegoś barmana, Harry Styles ją przeleciał i teraz jest w ciąży. Em… Pokomplikowałaś to wszystko jak cholera. Ta mała, pokrzywdzona przez los dziewczynka, na co dzień obcuje z najsłynniejszym zespołem świata – z One Direction. Ma chłopaka, cudownych nowych rodziców, idealny wiek na pewne szaleństwa… Dlaczego ty tego nie opiszesz? Zwracasz uwagę tylko i wyłącznie na te złe rzeczy, które ją spotykają. Czytelnicy też czasami chcą przeczytać sobie coś wesołego, miłego, a nie same wahania nastroju siedemnastolatki w ciąży, której krzywda się dzieje, bo ma wszystko, czego tylko może zapragnąć typowa nastolatka. Przestań skupiać się na samych złych sytuacjach. Louise nie wzbudziła we mnie żadnych emocji – ja nie wiem, czy ja ją lubię, czy nie lubię. Ona mnie właściwie odrzuca. Twierdzisz, że jest inteligentna. Weź nam to pokaż, bo szczerze mówiąc większej głupoty nie dało się w niej wykreować. Udowodnij, iż ona potrafić cieszyć się tym, co ma. Zabierz z jej życia smutki na jakiś czas, przestań robić z niej dziecka, któremu trzeba współczuć. To w końcu najpiękniejszy rok jej egzystencji, pokaż nam to. Nie dodawaj już żadnych wątków mających pomieszać jej życie jeszcze bardziej, ponieważ ciągle tworzysz nowe, ale poprzednich nie kończysz, nie rozwiązujesz ich. Ja się w pewnym momencie zaczęłam gubić.
Oprócz niej wyróżniałbym jeszcze trzech bohaterów: Harry’ego, Nialla i Louisa.
Podoba mi się to, że nie zrobiłaś ze Stylesa typowego zboczeńca, jakiego kreują inne dziewczyny w opowiadaniach. Nie widać tutaj żadnych niepokojących skłonności, co ostatnio rzadko się zdarza. To miły, sympatyczny, romantyczny chłopak, który wydaje się być nietknięty przez świat showbiznesu. Jedyna udana postać, naprawdę. Śmieszy mnie tylko jego taka bezbronność. Niby twierdzi, że walczy o Louise, ale tego nie widać. Myślę, że powinnaś go zostawić takim, jaki jest. Tego bohatera nie trzeba zmieniać. Fajnie by było jednak, gdyby nie był aż tak wrażliwym i płaczliwym chłoptasiem, ponieważ czasami śmiać mi się z niego chce.
Cicha woda brzegi rwie, czyli Niall Horan. Słodki obżartuch, który nie myśli o niczym innym niż o jedzeniu, co widać czasami aż za bardzo. Pokochał swoją nową siostrzyczkę i stara się nią opiekować najlepiej jak umie. Cóż, nie zawsze wychodzi na dobre, szczególnie te jego częste bójki z Harrym. Zastanawia mnie tylko, dlaczego na Louisa tak szybko się zgodził, a do Stylesa ciągle miał jakieś wąty? Dyskryminacja loczków.
No i nasz Louis. Louise&Louis, ładnie im. Mają widocznie podobne charaktery, pomimo pięciu lat różnicy pomiędzy nimi są ze sobą, ale jak twierdzi Boo Bear – wiek się nie liczy. Ach, jakie to romantyczne. To nie zmienia jednak faktu, że nie rozumiem, dlaczego niby zachował się podle – że wykorzystał Stylesa i Louise, dlaczego ona nie chciała potem z nim rozmawiać? Tego nie ogarniam. Tak, proponuję przestać robić z niego tak idealnego chłopaka, bo zaczyna taki wychodzić. Perfekcyjni faceci nie istnieją, weź walnij mu kilka wad, żeby nie było słodko. A, no tak, zapomniał – jest cholernie naiwny. Pożyczył Elce osiem tysięcy funtów, bo niby jej mama jest chora, a potem widziano ją całą i zdrową w sklepie, jak latała między regałami. Oj, naiwne dziecko, naiwne.
Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy bohaterowie zachowują się jak dzieci, co wspomniałam już wcześniej. Powagi trochę więcej, życia trochę więcej. Jak śniadanie minie bez obrzucania się jedzeniem, to nikt na tym nie ucierpi.
Fabuła jest z jednej strony prosta, ale próbujesz ją jakoś komplikować. Tu ciąża, tam znikąd pojawiające się uczucie… Fajnie, jednak nie można popadać ze skrajności w skrajność. To się z czasem robi nudne. Wszystko kręci się dookoła Louise, jej problemów (samych problemów, bo odnoszę wrażenie, że tej przyjemności życia to tutaj nie ma), ale brakuje temu opowiadaniu jednego motywu. Wprowadziłaś zbyt wiele różnych wątków. Zamiast skupić się nad jednym, dobrze go rozwinąć, popracować nad nim, to Ty dowaliłaś nam wszystko na raz i większości nie doprowadzasz do końca. Proponuję, żebyś na razie zrezygnowała z jakichkolwiek nowości w życiu głównych bohaterów. Przystopuj z tym trochę. Wypisz sobie wątki, które do tej pory poruszyłaś i ułóż w takiej kolejności, w jakiej chcesz je doprowadzić do końca. Zrób to! Wytłumacz czytelnikom wszystko, co powinni wiedzieć do tej pory. Dopiero potem zabierz się za kolejne sytuacje. Pamiętaj jednak, żeby być konsekwentnym w wprowadzaniu nowych wątków, ponieważ ten brak powoduje lekkie zagubienie. Robi się nawał różnych elementów, które niekoniecznie do siebie pasują, a wciąż pojawiają się nowe.
Masz bardzo wiele pomysłów, za co plus, bo osobiście uwielbiam, kiedy autor ma ich taką ilość, aczkolwiek nie realizuj ich wszystkich jednocześnie. Idź po kolei, możesz napisać kilkadziesiąt rozdziałów, ale niech będą bardziej przemyślane. Niech zniknie taka chaotyczność. Zaplanuj sobie, co chcesz zawrzeć w następnej notce. Załóż zeszyt i układaj szczegółowe plany wydarzeń kolejnych części. Fajnie, że potrafisz usiąść i bez niczego napisać rozdział – też bym tak chciała. Jednak przemyślenie zawartości postu zlikwiduje tą chaotyczność. Początkowo spróbuj wszystko sobie planować. Po dosłownie kilku rozdziałach nie będziesz potrzebowała żadnych punktów, ponieważ wszystko zacznie się układać w Twojej głowie, tak bez niczego. Od czegoś jednak musisz zacząć. Dziwnie to brzmi, ponieważ to już dwudziesty ósmy, ale nigdy nie jest za późno, żeby podciągnąć swój warsztat.

Bardzo cieszy mnie to, że błędy, które robisz, nie są ani rażące, ani częste. W ostatnich rozdziałach nie zdarzają się prawie w ogóle, ale te pierwsze radziłabym po względem poprawności językowej sprawdzić, ponieważ napewno kilkakrotnie pisane razem potrafi zaskoczyć.
Przecinki stawiasz w dobrych miejscach, nie licząc imiesłowów przysłówkowych, zakończonych na –ąc, przede wszystkim (właściwie tylko tych używasz). Nie wiem, czy to wynika z zagapienia się (cóż, w poprzednich rozdziałach zdarzają się zbyt często….), ale pamiętaj – takowy imiesłów ma być oddzielony przecinkiem. Ty o tym zapominasz.
Zdarzają się literówki. Mam wrażenie, że nie piszesz ani w przeglądarce, która sprawdza błędy, ani w Wordzie, ponieważ zostałyby podkreślone. Mozilla sprawdza potknięcia, właściwie tylko jej dlatego używam, więc może przydałoby się zainwestować miejsce na dysku dla takiej łatwiejszej w obsłudze tekstu witrynie? Albo wciskaj tekst do jakiejś internetowej korekty, która sprawdza te najbanalniejsze błędy. Możesz je wyeliminować (tak, to napewno też).
Początkowe rozdziały to były w większości pojedyncze zdania, nie powiązane ze sobą fabularnie, część wygląda, jak wyciągnięta z kontekstu i wrzucona na siłę do nieodpowiedniego opowiadania. Przyznam jednak, że tak od około dwudziestego rozdziału zaczęłaś to poprawiać. Nadal budujesz dość krótkie zdania, ale to nie są już aż tak poobcinane twory i czyta się to wiele przyjemniej. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, iż to się zmieniło, naprawdę. Nie obawiaj się pisania jeszcze dłuższych – oczywiście nie takich na dziesięć wersów, ale bardziej rozbudowanych stylistycznie, z większą ilością tych wszystkich dopełnień, przydawek i innych dziadostw.
Cieszy mnie to, że nie muszę znęcać się nad Twoją interpunkcją.

Oryginalności na próżno niestety doszukiwać. Piszę to z bólem serca, ale nie jestem w tym opowiadaniu w stanie znaleźć nic, co wyróżnia go na tle innych historii o One Direction. Can-we-stop-this-for-a-minute jest rozbudowane fabularnie, aczkolwiek ma się czasami wrażenie, że zbyt napchane. Jak wspominałam już nie raz – przystopuj trochę. To wszystko dzieje się za szybko: za szybko się zaprzyjaźniają, za szybko zaczynają bezgranicznie sobie ufać, za szybko dochodzi do pocałunków, za szybko umierają, za szybko rozwiązują się wszystkie zagadki jej przeszłości. Calm down and stop this. Gdyby nasze realne życie pędziło w ten sposób, to co bylibyśmy w stanie w nim robić? Ja wiem, że to jest tylko opowiadanie, ale takie pozbawione realizmu beznadziejnie się czyta.

Ja jestem pewna jednego – przy Twoich pomysłach Ty pociągniesz z tym opowiadaniem jeszcze mnóstwo miesięcy, może nawet lat, czego z całego serca życzę. Ten rozwój widać już teraz, kiedy na raz czytałam części, ja mogłam to dostrzec. Zdania budujesz coraz lepsze, jest więcej tak wyczekiwanych przeze mnie opisów otoczenia (chociaż ich ogólna liczba nadal kuleje), rozwijasz się, a to czytelnika dostrzega. Pamiętaj jednak, że opowiadanie, gdzie głównej bohaterce dzieją się same krzywdy, przestaje z czasem być ciekawe – robi się nudne, pretensjonalne, przerysowane. Widz przestaje odbierać to jako prawdziwe życie, ale jakiś teatr, farsę pozbawioną naturalności. Louise brakuje tylko uzależnienia od narkotyków i pijańskich imprez. Obawiałabym się, czy czasami nie chcesz czegoś takiego wprowadzić. Jeśli tak – nie rób jej tego.

Mam nadzieję, że ta ocena w żaden sposób Cię nie uraziła – jakby tak, to przepraszam, nie chciałam, ale sama mnie do tego zmuszałaś w niektórych przypadkach. Chciałabym jednak, aby wszystkie słowa krytyki były porządnym kopem w Twoje seksowne cztery litery, żebyś wzięła się do roboty i nadal rozwijała. Nie waż się nawet usuwać bloga (co niestety czasami autorzy robią), ponieważ ta Twoja strona jest idealnym miejscem do szlifowania Twojego stylu. Tam widać postęp. Jak sama będziesz go dostrzegać, zmotywujesz się do dalszego pracowania nad swoim tekstem.

Na dzień dzisiejszy Twój wyrok to kilkumiesięczna odsiadka, czyli szkolna trójka, ale taka mocna, z plusem, na zachętę.
Powodzenia i weny życzę ;)

A, no i zamiast prosić o puste i nic nie znaczące komentarze, poproś o opinię – szczerą opinię o opowiadaniu. Jak czasami ktoś Cię za coś skrytykuje, to zaczniesz się nad tę krytykę uodparniać. Przyda Ci się, każdemu się przyznaje.

Trzynaście stron, łeeeeee, a chciałam pobić te dwa dziady przede mną. Ale kiedyś to zrobię :P
Mam nadzieję, że za wiele błędów nie było i nie wyszło jakoś dziwnie, pani naczelniczko :D

16 komentarzy:

  1. Ja mam tylko jedną uwagę.
    Sierociniec w Polsce, tak? Wyleczył raka, którego nie wyleczyła służba zdrowia za granicą, chyba w Ameryce, nie wiem, skąd ten zespół pochodzi?
    ...
    *odeśmiała sobie dupę*

    A ocenka dłuuuuuga. Niespecjalnie skupiała moją uwagę, bo ja o tym zespole wiem tyle, co nic, i niewiele mnie on interesuje, a rad nie umiałam odnieść do siebie.
    Ale mam nadzieję, że się autorka do nich zastosuje, bo robienie żeńskiego Wertera XXI wieku jest... bolesne.
    Hint dla autorki - bohaterka może chcieć popełnić samobójstwo strzałem w głowę, spudłować i konać dwanaście godzin!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wielkiej Brytanii, nie udało się tego zrobić w Anglii, a udało w Polsce, yeeeep ;D
      Długa, ale Cię nie pobiłam ;( a tak się starałam xD

      Usuń
    2. Bo to trzeba mieć to coś :3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. o, popatrz kto się znalazł :D pojawiło się kilka słów i od razu pojawiła się Nilka :D

      Usuń
  3. "No, Niall znalazł wreszcie te bilety (okazało się, że były w pustym opakowaniu po batoniku, chociaż, jak trafnie ktoś zauważył, jak wielki ten baton musiał być, żeby zmieściły się do niego bilety lotnicze?)." - nieskromnie przypisuję sobie tę uwagę. A co mam się chować |D'

    Jestem zadowolona z oceny, chociaż tak jak mówiłam - literówki i nadmiar "to", "tego" gryzą Cię jak komary, których ostatnio wszędzie pełno :c'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak, chwalić się trzeba spostrzeżeniami :D
      A komarów w ch*j, więc nie dziw, że literówek też <3

      Usuń
  4. Ocena bardzo mi się podobała.
    Naprawdę się uśmiałem, chociaż strach się bać, co zrobiłabyś z moim nędznym blogiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeeeeeee, ja jestem miła i byłabym miła również dla twojego bloga :D No chyba że coś by mnie zirytowało xD

      Usuń
  5. Jeju, nie wiem od czego zacząć :)
    Może od tego, że z całego serduszka dziękuję Ci za ocenę? :) Naprawdę ona dla mnie wiele znaczy, dałaś mi wielkiego kopa w - jak Ty to mówisz - seksowne cztery litery. :D
    Tak, masz rację, bloga traktuję jako miejsce do nauki, rozwijania się, a przy okazji wykorzystania lawiny pomysłów, których mam ostatnio zbyt dużo. Sama zauważyłam różnicę pomiędzy rozdziałem pierwszym, a dwudziestym ósmym, z czego jestem, szczerze mówiąc, dumna.
    Obiecuję, że zacznę justować tekst, masz to u mnie jak w banku. :) Ogólnie wykorzystam Twoje rady, przecież po to się zgłosiłam.
    Co do szaty bloga, zamierzam ją zmienić. Zresztą już bym to zrobiła, gdyby nie oczekiwanie na ocenę.
    Over Again... Jezuuuu, jak ja kocham to cudo. Ogólnie to ona mnie motywuje do pisania, zamiłowanie do niej nie znika xd
    Tak, wiem, dużo wątków na raz :D Ale to jest niestety moja ogromna wada, którą zauważyła nawet pani od polskiego. Staram się tego pozbyć, niestety mam za dużo pomysłów ://
    Kurczę, masz rację. Zrobiłam z bohaterów typowych dzieciaków, dobrze, że mi to uświadomiłaś. Co prawda, będzie mi ciężko, ponieważ sama mam niecałe czternaście lat. Najwyżej spróbuję ograniczyć jak najbardziej dialogi (nie całkowicie, o nie! :D), a charakter bohaterów szlifować.
    Przyznaję Ci rację do wszystkich wypisanych błędów. Sama zdaję sobie z nich sprawę. Cały czas pracuję, pracuję i pracuję. :)
    Niektóre (pf, większość) sytuacje są naprawdę banalne i pozbawione sensu. Po prostu próbuję wszystko upchać do jednego rozdziału.
    Co do komentarzy - wieeeeem, nie martw się, od 3-4 rozdziałów nie wyczekuję ich tak bardzo. :)
    Szczerze mówiąc - jestem N I E S A M O W I C I E zadowolona z oceny :)
    Cóż, spinam swoje cztery litery i dalej ćwiczę! :) Obiecuję poprawę (hah, jakbym się spowiadała XD).
    Patrz, nie napisałaś niczego o tym, że mieszam czasy! :D Przynajmniej mieszałam, bo już to ogarnęłam. :3
    Także jeszcze raz dziękuję, nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna.
    Całuuuuuję<3
    No i dziękuję za taki wyrok, spodziewałam się gorszego :oooo
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Czy to dziwne, że leżałam na podłodze ze śmiechu? O Boże, ile ja się naśmiałam, hahah :D

      Usuń
    2. I dobrze, że jesteś dumna. Masz być :D
      Ej, wiesz, że zapomniałam? O.O miałam nawet wypisane przykłady z tymi czasami, ale zapomniałam xD
      Skleroza :)

      Usuń
  6. Ach, Nersi, uwielbiam Twoje oceny!:D
    Tylko jedna uwaga - "zachował się jak skończony dupek, który myśli tylko i wyłącznie o jedzeniu". Albo tylko, albo wyłącznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, że jest takie powiedzenie jak "tylko i wyłącznie"? o.O Popełnię nietakt, jeśli się zapytam, czy pochodzisz z innego rejonu niż zachodnia Polska, i czy według Ciebie drzwi się zaklucza, czy zamyka na klucz? :) (Wybacz mi tę impertynencję, jednak jestem żywo zainteresowana wszelkimi takimi nowinkami... ;) ).

      Usuń
    2. Nawet nie zwróciłam uwagi, dziękuję! <3
      ja z południowo-wschodniej, ale u nas chyba nie ma czegoś takiego.
      Zaklucza, ciekawe :D

      Usuń
    3. Wiem, ale z tego co słyszałam i czytałam - jest to powiedzenie niepoprawne, ponieważ tylko oraz wyłącznie są swymi synonimami, więc łączenie ich jest błędne.
      Hmm, o zakluczaniu drzwi nigdy nie słyszałam ;)

      Usuń

Zgłoszenia należy umieszczać w przeznaczonej do tego zakładce, nie pod postami!

Statystyka