Srebrenica, Bośnia, 16 lipca 1995 r.
Każdy z nas ma jakiś dom –
niekoniecznie jest to budynek, oczywiście. Cóż, dość powiedzieć, że w
większości przypadków zdecydowanie nie jest to budynek. Bo dom to przecież nie miejsce urodzenia:
wieś czy miasto, w górach czy na nizinach. Co więcej, można się gdzieś czuć jak
u siebie w domu, niekoniecznie tam się rodząc. Domem można nazwać ojczyznę małą
jak i dużą. Nie ma człowieka, który tak naprawdę nie miałby domu.
Kapitan Nikola Jovanović uważał, że
jego domem jest Belgrad – tam się urodził, wychował i znał każdy zakątek
Obrenovaca – dzielnicy miasta, w której mieszkał od urodzenia, trzydzieści lat.
Nikola czuł dumę, że jest z Obrenovaca – co jak co, ale pochodzenie z dzielnicy
nazwanej na cześć Miloša Obrenovicia[i]
zobowiązuje do dumy, prawda?
Dom
jest jeden. Ma się tylko jeden dom. Tak.
Nikola
Jovanović nie mógł sobie poradzić z uczuciem,
iż mimo wszystko posiada dwa domy – jeden na Obrenovacu, w Belgradzie, i
drugi tu, w Bośni, w cholernej Srebrenicy. W Srebrenicy, u rodziców swego
tatki, spędzał przecież każde lato. Ba, przyjeżdżał tu nawet, gdy już był
dorosły, bo jakże porzucić ten drugi dom?
Nie da się!
Dlatego
Nikola Jovanović zwykł był mówić, że jego domem jest Jugosławia. No przecież
się nie rozerwie między Serbię i Bośnię, między Belgrad a Srebrenicę!
Każdy
z jego dwóch domów miał swój specyficzny zapach, jak to dom. Dom na Obrenovacu
pachniał lakierowanym drewnem i świeżym praniem. Pachniał też rakiją[ii].
Który jugosłowiański dom nie pachniał? Każdy!
Każdy młody Serb, Chorwat, czy nawet
Macedończyk, Bóg wie czy rzeczywiście Słowianin, od urodzenia przyzwyczajany
jest do zapachu rakiji. Rakiją pachniał cały Bałkan, więc to nic
nadzwyczajnego. To, co łączyło dom w Belgradzie i dom w Srebrenicy, to rakija
właśnie. Problem w tym, że dom dziadków pachniał przyjemniej. Bo nie cuchnął
octem, papierosowym dymem, ściekami oraz spalinami, topiącym się od gorąca
asfaltem, murarską zaprawą i starą cegłą, nie cuchnął nagrzanym betonem.
To trzeba przyznać, dom w Srebrenicy
był czysty. Nikola dobrze pamięta z
dziecięcych lat, że Srebrenica pachniała kwiatami, świeżymi gruszkami, cierpkim
winogronem, świeżo skoszoną trawą. Oczywiście, były też zapachy nieprzyjemne,
takie jak krowie łajno, ciepłe jeszcze kozie, brudne mleko, świńska krew.
Zawsze w lipcu, w wakacje, sąsiad dziadka, čika[iii]
Blagoje, urządzał świniobicie. Mały Nikola napatrzył się w życiu na martwe
zwierzęta, tak.
Nie sposób zapomnieć przecież świni,
która jednego dnia tapla się radośnie w błocie w swojej zagrodzie, a następnego
wisi w otwartych drzwiach stodoły, powieszona głową w dół za nogi, a krew z
poderżniętego gardła spływa jej po podgardlu i ryju wprost do podstawionej
miski, ciurkając jakoś tak nieprzyjemnie i kapiąc głośno.
Jednak w lipcu dziewięćdziesiątego
piątego Srebrenica nie pachniała ani gruszkami, ani świeżo skoszoną trawą.
Srebrenica w lipcu dziewięćdziesiątego piątego cuchnęła: spalenizną, rozkopaną
ziemią, prochem i krwią.
Srebrenica pachniała dziś prawdziwą
masakrą, prawdziwym morderstwem.
Ach, nie, Srebrenica nie pachniała
masakrą. Srebrenica pachniała „akcją odwetową”.
Nikola Jovanović nie miał tak naprawdę
zdania na ten temat. Kapitan Jovanović był nikim więcej jak żołnierzem,
wykonywał rozkaz. To w końcu jest wojna, chociaż Milošević bardzo stara się
zaklinać rzeczywistość, uparcie powtarzając, że Serbia nie prowadzi żadnej
wojny. Ale Nikola wie, że „akcja odwetowa” to rzeź, że prawo wojny to nic
więcej jak „ oko za oko, ząb za ząb”.
A tutaj? Tutaj gwałcono Serbki,
zabijano Serbów. No więc przyszli nowi Serbowie, nie bezbronni cywile, ale
żołnierze i zabili bezbronnych Bośniaków. Muzułmanów, innowierców, co tak
naprawdę nie mają Boga w sercu. A
Serbowie mają? Nikola dopiero co strzelał do dzieci. Nikola przecież jest
twardy jak sam Bata Živojinović[iv], jebem ti matere!
Pochylił się i zwymiotował wprost pod
własne nogi.
Srebrenica cuchnęła: spalenizną,
rozkopaną ziemią, prochem, krwią i wymiocinami.
Jezu Chryste, Zbawicielu!
Co go obchodziła rzeczywista wina tych
ludzi? To wojna! A on miał rozkaz. Więc go wykonał, taki jego żołnierski
obowiązek, piczku materinu! Nikola
chciał przecież żyć. Nie po to bardzo mocno starał się w wojsku, by za
szlachetność, skrupuły i wyrzuty
sumienia trafić pod ten sam sąd, co ci
ludzie za jego plecami, zakopywani teraz w ziemi przez podkomendnych kapitana
Jovanovicia.
Wieczorem żołnierze napiją się rakiji,
zatańczą kolo[v], pośpiewają i pójdą spać,
pewni i spokojni, bo spełnili żołnierski obowiązek, wykonali rozkaz. To jest
prawo wojny, której nie ma, chociaż jest. To jest akcja odwetowa, a Nikola nią
dowodzi. Tą akcją, nie wojną, o wojnie decyduje Milošević, šta te boli kurac?
Srebrenica pachnie świeżo rozkopaną
ziemią – akcją odwetową.
Ziemia nie zapomina, ziemia pamięta i
ziemia osądza – tak zwykł był mawiać dziadek. Jak ziemi ciąży to, co ludzie
kazali jej uwięzić, to ziemia wyrzuca kości.
Czy
nie znajduje się już kości, Nikola? pyta pochylony nad stołem dziadek i
zerka na niego zachodzącym bielmem okiem. Dziesięcioletni Nikola kiwa
posłusznie głową i dalej myje brudne ręce. Cały dzień pracowali w polu, ale nie
znaleźli kości. Chociaż u čiki Blagoje w zeszłym roku wykopali. Przyjechali
wtedy specjaliści i powiedzieli, że to kości białogwardzistów[vi]. Zabrali je i
pojechali. Tyle ich było widać.
Kto tam słyszał o kościach
białogwardzistów wykopanych w Srebrenicy? Nikt. A o tych tam, cholernych
Bośniakach, usłyszą. Bo inny świat, inny system, błękitne hełmy[vii]
i Europa. A później okrzykną ich mordercami, tak jak prawicowcy, wywrotowcy,
okrzyknęli komunistów. Sam Marszałek[viii]
został pierwszym mordercą SFRJ[ix].
I nikt nie będzie pamiętał, że w Srebrenicy mieszkali Serbowie. Wszyscy myślą,
że jak Serbowie to tylko w Serbii.
Serbia dla Serbów!
Bośnia dla Bośniaków!
Chorwacja dla Chorwatów!
Jugosławia!
Bałkan!
Nacjonalizm!
Wojna!
Na wojnie nie ma sądów i więzień, na wojnie
wyrokiem jest rozstrzelanie, a więzieniem przepełniony ciałami dół w ziemi: tak
było, tak jest i tak będzie. Ludzie zapamiętają sobie to prawo, zapamiętają ten
sąd i ten dół. Błękitne hełmy w końcu przyjdą i Milošević będzie musiał
przyznać, że Serbia jest jednak w stanie wojny, dokładnie ze wszystkimi wkoło.
Wtedy więzienie się zmieni, wtedy będzie nowe więzienie: sumienie.
Boga w sercu nie masz, biedny Serbie!
Za wykonanie rozkazu: płać! Za posłuszeństwo: płać! Za wojaczkę: płać! Za
morderstwo: płać! Dożywocie w celi, w nowym domu bez pozłacanych klamek i
wielkich, jasnych okien, bez kominka, bez mebli, które pachną lakierowanym
drewnem, bez stodoły, w której latem można powiesić za nogi świnię, by się
wykrwawiła, bez urodzin pierworodnego, które można uczcić rakiją i zatańczyć
kolo. Więzienie! Bo ty, Serbie, wieszałeś tak za nogi muzułmanki, dawałeś
gwałcić, palić i zabijać, bo sam zabijałeś dzieci, jak te świnie, bo piłeś
rakiję i tańczyłeś kolo po tych wszystkich morderstwach.
Ty Boga w sercu nie masz, Serbie!
— Kapitanie! – Na
wzgórze, na którym stoi Nikola i obserwuje niemal wymarłą, dogorywającą
Srebrenicę, wbiega szeregowy Jovan Miljaćević.
Miljaćević jest
spocony, brudny i sapie, jakby mu kazano przeciągać lokomotywę z Zagrzebia do
Belgradu. Poza tym okrągła, chłopięca twarz Miljaćevicia jest dokładnie taka
sama jak wczoraj, nie wyraża żadnych głębszych emocji. Szeregowy Miljaćević nie
wygląda na mordercę, ma przecież czyste ręce. Chłopak jest zmęczony, nic
więcej. Tylko jakoś naboi w magazynku ma
mniej.
Nikola prostuje się,
poprawia pas z nabojami, który zwykł nosić przewieszony przez pierś na wzór
swojego idola, Johna Rambo.
— Meldujcie,
szeregowy – mówi, starając się zrobić odpowiednią minę.
— No… — Jovan
wyraźnie nie wiedział, co właściwie powinien zameldować. – Po robocie, panie
kapitanie. Zakopaliśmy… No… Zakopaliśmy, cośmy mieli zakopać.
Meldunek jest nieprzepisowy,
ale Nikoli nie chce się zwracać na to uwagi. Trudno przecież zameldować, że
morderstwo ostatecznie się dokonało.
Niemniej jednak
powinien wyćwiczyć poborowego, to należy do jego obowiązków. A obowiązki to
rzecz święta. Klnąc w myślach, Nikola nabiera powietrza w płuca i wrzeszczy
tak, że żołnierze na dole natychmiast porzucają swoje zajęcia:
— Jebem ti matere, szeregowy, co wy mi
meldujecie?! Nie potraficie meldować poprawnie?!
Jovanović odwraca się
plecami do Srebrenicy, na którą już naprawdę nie może patrzeć. Miljaćević przez
krótką chwilę wygląda na zaskoczonego reakcją Nikoli, ale trwa to jedynie
ułamek sekundy. Żołnierz staje na baczność, klikając obcasami butów.
— Tak jest!
— Tak jest co, piczku materinu?!
— Akcja odwetowa
zakończona, kapitanie! To znaczy… Melduję wykonanie zadania!
Nikola mimowolnie
odwraca się raz jeszcze. Jakby chciał zapamiętać to, co pozwolił zniszczyć,
chociaż bardziej chce mu się wymiotować niż rozpaczać. Nie chce patrzeć.
— Idziemy, szeregowy.
Zabierajmy się, nic tu po nas. – Spluwa wprost na wymiociny, odwraca się na
pięcie i odchodzi, zupełnie nie zwracając uwagi na Jovana, który truchta za
nim, sapiąc głośno.
Przechodząc, przecina
na skos połać świeżo przekopanej ziemi. Czarnoziem miesi się pod jego stopami i
kapitanowi Jovanoviciowi wydaje się, że idzie po świeżych trupach, a krew
brudzi mu oficerki.
Dom
jest jeden. Ma się tylko jeden dom. Tak.
[i]Książę Miloš
Obrenović – dowódca drugiego serbskiego powstania, rządził Serbią w latach
1815/39-1858/60
[ii] Bałkańska wódka
[iii] Słowo wyrażające
szacunek, można tłumaczyć jako „wujek”, ale posługiwano się nim nie wobec
członków rodziny, a wobec obcych, starszych ludzi
[iv] Bardzo znany serbski
aktor, grywał w najdroższych jugosłowiańskich produkcjach i najbardziej znanych
filmach partyzanckich. Można powiedzieć, że jugosłowiański Rambo.
[v] Kolo - tradycyjny taniec ludowy
[vi] Formacja wojskowa
działająca przeciw komunistycznym partyzantom w czasie II wojny światowej,
podległa okupantowi
[vii] Tak nazywane są siły ONZ
[viii] Josip Broz-Tito, rządził
Jugosławią od 1945 aż do swojej śmierci w 1980 r.
Muszę powiedzieć, że praca zasługuje na wygraną.
OdpowiedzUsuńSzczególnie podoba mi się nawiązanie do serbskich domów. Za to fragment o zimnym wykonywaniu rozkazów sprawił, że miałem gęsią skórkę.