Była spokojna,
wrześniowa noc. Więźniowie smacznie spali w swoich małych
pokoikach na metalowych łóżeczkach, kiedy na korytarzu pojawiła
się Claudinella, asystentka przyjęta niedawno do pracy. Maszerowała
zadowolona, z trudem wychylając głowę znad sterty przedmiotów,
które niosła do swojego nowego gabinetu; w jej rękach było kilka
notesów, jakieś szare pudło i wypchany, na szczęście niezbyt
wyrośnięty dodo. Dziób ptaka zawadzał o pręty drzwi w celach,
robiąc w ten sposób mnóstwo hałasu i budząc nieszczęśników,
którzy byli z tego powodu bardzo niezadowoleni.
Claudinella przeprosiła
więźniów, pomachała im z uśmiechem i upuściła przypadkiem
kilka zeszytów.
*
W końcu znalazła się w
swoim gabinecie, ułożyła dodo na krawędzi biurka i zabrała się
do przeglądania akt jednej z więźniarek, z którą umówiła się
na rozmowę po południu następnego dnia. Zadanie było bardzo
odpowiedzialne: miała wydać decyzję, czy może ona już opuścić
zakład karny.
Rozpatrujący wniosek:
Claudinella
Więzień: Nina N.
[jane-volturi-niespodziewanie]
Powitał mnie szablon ze
zdecydowanie zbyt kontrastującymi czcionkami, bałaganem w ramkach i
obrazkiem z Jane w prawym górnym rogu ekranu; moja pierwsza myśl
była więc taka, że blog się jeszcze do końca nie załadował.
Niestety, okazał się po prostu niedopasowany do mojej
rozdzielczości i taki problem będzie mieć każdy, kto korzysta z
większej niż 1366x768. Tak wygląda twój blog na moim monitorze:
[link]. Prawdopodobnie u Ciebie wygląda to nieco lepiej, zgaduję,
że zdjęcie wypełnia cały ekran? Jak widzisz, u mnie jednak kończy
się w połowie tekstu notki i przeszkadza w czytaniu; na czarnym tle
litery wybijają się jeszcze mocniej i niestety męczą oczy, więc
radziłabym zmienić ich kolor na odrobinę ciemniejszy, nawet jeśli
dopasujesz już tło do wszystkich rozdzielczości.
Układ Twojego szablonu
jest dobry, umieściłaś wygodne menu i wszystko jest na swoim
miejscu. Teoretycznie powinno być czytelnie, a jednak wydaje mi się,
że na stronie panuje okropny nieporządek; jest tak z powodu tła,
niewyjustowanych notek (z dialogami rozpoczynającymi się, o zgrozo,
od dywizów) i czcionek, których jest za dużo. Każdy tekst na tym
blogu wygląda inaczej, jest pisany innym rodzajem i krojem pisma, a
warto byłoby to uporządkować oraz ograniczyć się do
dwóch-trzech. W dodatku niektóre z nich pozbawione są polskich
znaków, chociażby ta: [link].
Zakładka „bohaterowie”
zawiera standardowo, jak to w przypadku fan fiction, zdjęcia z
adaptacji filmowej i krótkie opisy postaci; nie przeszkadza mi to,
chociaż wydaje mi się, że w tej ramce opisałaś je znacznie
dokładniej niż w opowiadaniu. Ta podstrona przydała mi się tylko
dlatego, że musiałam sprawdzać, jakie kolory włosów mają
bohaterowie: wprowadzając nowych, nie opisywałaś ich wyglądu, a
później nazywałaś ich określeniami „czarnowłosy”,
„rudowłosa”.
Mogłabym powiedzieć, że
nie mam nic do zarzucenia w sprawie adresu bloga, bo raczej nie
przywiązuję do tego zbyt wielkiej wagi, ale gdy zaczęłam pisać
ocenę i następnego dnia chciałam wpisać adres do przeglądarki,
nie mogłam go sobie przypomnieć. Pamiętałam tylko napis na belce
i w nagłówku… a w zasadzie ten, który jest nagłówkiem: „This
may hurt just a little”. Moim zdaniem wybór cytatu jest bardzo
trafny, dobrze oddaje charakter opowiadania.
Na początku chciałabym
wspomnieć, że gdy zgłaszałaś do mnie swoje opowiadanie,
napisałaś o nim, że można je zrozumieć bez znajomości historii,
na jakiej bazuje – to fan fiction na podstawie „Zmierzchu” –
niestety, nie jest to prawda. O tym, że opowiadanie jest dedykowane
tylko dla fanów, świadczy między innymi to, że pojawiają się w
nim bohaterowie, którzy nie są w żaden sposób przedstawiani. Skąd
pozostali odbiorcy mają wiedzieć, kim jest Sulpicia, która pojawia
się dość niespodziewanie i od razu staje się częścią intrygi?
Z drugiej strony, mimo że przeczytałam tę serię tylko raz i to
dość dawno, jestem w stanie wypisać z opowiadania sporo
nieścisłości z kanonem i w większości wynikają one nie z
nieznajomości pierwowzoru, a z uproszczenia realiów prawdziwego
świata; w końcu to w nim Meyer umieściła akcję, dodając parę
świecących w słońcu szczegółów. Nie mówię, że od razu
się zniechęciłam – bardzo lubię „Zmierzch” za całą tę
otoczkę „och Edwarda” i „ech Belli” oraz za wpychanie
nieuzasadnionego patosu, gdzie się tylko da; to w jakiś sposób
zabawne. Twój prolog też uznałam w pierwszej chwili za ciekawy:
pojawia się w nim nieskomplikowany, przyjemny wiersz, który byłby
dobry, gdyby faktycznie przedstawiał świat, w którym akcja ma
miejsce.
„Jestem skazana na
wieczność” – chyba że ktoś w pobliżu ma ochotę rozpalić
ognisko; dość powszechne jest u wampirów zabijanie pobratymców.
„Żyję w nocy, światło
dnia zabija mnie” – u Meyer promienie UV nie robiły żadnej
krzywdy wampirom.
Rozdziały 1-4
Wydarzenia są tu opisane
bardzo chaotycznie, a czytanie ich było prawdziwą drogą przez
mękę; ciężko zrozumieć, gdzie się znajdują i co robią
postacie, które pojawiają się znikąd.
W czwartym rozdziale
przenosisz wydarzenia o 1500 lat do przodu i nagle całość staje
się znacznie przyjaźniejsza czytelnikowi. Od tego miejsca
rozumiałam, o co w ogóle chodzi, bo bohaterowie mają swoje
przemyślenia, a gdzieniegdzie pojawiają się jakieś opisy. Wygląda
to tak, jakbyś tworzyła pierwsze rozdziały, zakładając, że
czytelnicy już to wszystko znają i wiedzą, co masz na myśli,
zapominając w ten sposób o niektórych kluczowych faktach. Ja mniej
więcej kojarzę historię przemiany Jane i jej wstąpienia w szeregi
Volturi, ale tę część czytało mi się bardzo dziwnie; dziewczyna
o niczym nie myśli, jeden raz krzyczy na widok czerwonych oczu
wampira, a resztę przyjmuje ze stoickim spokojem, jakby nie działo
się nic nadzwyczajnego. Zamieściłaś bardzo mało opisów, miejsce
akcji zmienia się ze zdania na zdanie, a główna bohaterka nie ma
żadnych refleksji, mimo że ledwo uniknęła śmierci, znajduje się
w nowym miejscu i zostaje wciągnięta do stowarzyszenia, o którym
nie miała prawa w ogóle słyszeć. Trzech obcych mężczyzn mówi
jej, że właśnie została przemieniona w mityczną istotę, a ona
wzrusza ramionami i idzie zjeść dziecko, jakby cała sytuacja nie
wywarła na niej żadnego wrażenia.
Pierwsze trzy rozdziały
wrzuciłabym w prolog, skoro i tak opisują wydarzenia mające
miejsce tyle czasu przed akcją właściwą. Czytelnik, który widzi
te rozdziały w obecnej formie, raczej nie będzie się spodziewał,
że w czwartym styl bardzo się poprawia, a tak rzeczywiście jest i
widać, że od tego momentu zaczęłaś pisać swoją własną
historię, czułaś już potrzebę przedstawienia wydarzeń
odbiorcom. Zresztą później także zrobiłaś spore postępy, bo
twój sposób pisania zmienia się płynnie z kolejnymi rozdziałami.
Tutaj chciałabym
wspomnieć o ciekawym wniosku, jaki mi się nasunął, po
przeczytaniu całości i który zadecydował o podzieleniu oceny
treści właśnie w ten sposób: Twoje opowiadanie dzieli się na
trzy wyraźne części. Pierwsza z nich jest chaotyczna, w drugiej
zaczynasz pisać swoją własną historię, powoli poprawiasz swój
styl pisania i na jej końcu wątki zaczynają być naprawdę
interesujące. O części trzeciej i o tym, czemu podobała mi się
dużo mniej, wspomnę później, bo to nieco bardziej złożony
problem.
Na początku
przeszkadzały mi zdania pojedyncze i bardzo krótkie opisy: zauważ,
że praktycznie wszystkie odnoszące się do postaci ograniczają się
do koloru ich włosów i ewentualnie ubioru. Raz czy dwa pojawia się
kolor skóry i oczywiście kolor oczu, ale jako że u większości
wampirów cechy te są bardzo zbliżone, nie pomaga to w rozróżnianiu
bohaterów. Zdarza ci się też mylić te określenia, na przykład w
momencie, kiedy nazwałaś Violettę rudą; ponownie zwracam uwagę,
że u Ciebie kolor włosów jest zazwyczaj jedynym zamiennikiem
imion, jaki stosujesz do określania swoich bohaterów. Właściwie mało jest
cech, które mogłyby wyróżniać w Twoim opowiadaniu postacie
poboczne. Ciężko było mi po języku i sposobie formułowania myśli
wyłapać, kto wypowiada się w danym momencie, więc gdyby nie
znajdujące się nad niektórymi akapitami nagłówki w rodzaju
„narracja Aleca” nie miałabym pojęcia, kto opowiada historię.
Czasem pojawia się
niekonsekwencja w takiej narracji, bo niektórzy bohaterowie
wypowiadają się beztrosko o uczuciach innych osób, chociaż o ich
zdolnościach telepatycznych nic mi nie wiadomo. Staraj się zwracać
na to uwagę, bo jest duża różnica między „Marek walczył ze
sobą, czy być znudzony czy rozbawiony” i „Marek wyglądał,
jakby...”; w pierwszym przypadku sugerujesz, że Jane zna myśli i
uczucia innych, podczas gdy nie ma takiego daru.
Rozdziały 5-22
Akcja rozwija się
szybko, ale dość sprawnie wprowadzasz nowe wątki i udaje ci się
je wszystkie zakończyć. No, może poza Feliksem, który stał
zmrożony, prawdopodobnie przez Violettę, a później ponoć
wyzdrowiał, ale tak naprawdę nikt nie wie, co się z nim stało.
Inna sprawa, że pod
koniec piątego rozdziału Jane obiecuje sobie, że nigdy się nie
zakocha i trzyma się tego do rozdziału ósmego, gdzie zostaje
niespodziewanie pocałowana przez Demetriego i nagle zmienia zdanie.
Romans byłby na pewno bardziej zaskakujący, gdyby nie ta oczywista
aluzja, ale poza tym jest w tej części miły i bezpretensjonalny,
przewija się w tle i choć nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie te
dwie osoby byłyby w stanie ze sobą wytrzymać, to uważam to za
dość udany wątek. Oczywiście mamy też odrzuconego adoratora,
często pojawiają się wątki humorystyczne i ciągle dodajesz coś
nowego. Widać, że masz dużo pomysłów, które wykorzystujesz w
opowiadaniu, ale odnoszę wrażenie, że są to tylko spontanicznie
opisane wydarzenia, a ogólnej wizji tego, co umieszczasz w swojej historii, wcześniej nie miałaś. Krótkie wątki są ciekawie
napisane, w pewien sposób trzymają w napięciu i mają nawet temat
przewodni, podczas gdy brakuje tego w tekście jako całości;
ewentualnie mógłby być nim romans, ale w tym momencie nie wybija
się on na tyle mocno.
Podobało mi się to, że
praktycznie z rozdziału na rozdział można było zauważyć, że
zyskujesz wprawę w pisaniu i Twoje opisy, wcześniej ograniczające
się do wyliczenia kilku przedmiotów znajdujących się w
pomieszczeniu, stały się znacznie ciekawsze i da się faktycznie
wyobrazić klimat miejsc, w jakich rozgrywają się wydarzenia.
Zaczęłaś przykładać większą wagę do szczegółów i świat,
jaki stworzyłaś, stawał się coraz bardziej spójny.
Zaczęły mi się podobać
niektóre Twoje pomysły, rozwinęłaś relacje bohaterów, a ci
stali się barwni i nawet udało mi się polubić niektórych z nich. Wszystko zmierzało w
dobrym kierunku, gdy nagle...
Rozdziały 23-31
Mniej więcej na tym
etapie coś się psuje, intryga robi się zbyt dziwna, a postacie
przerysowane. Pomimo znacznych postępów, jeśli chodzi o styl,
opowiadania nie czyta się już szybko. Silisz się na komedię i
chociaż widzę, że wielu twoich czytelników jest zachwyconych
żartami, które się pojawiają (dodaj dwa do dwóch...), to do mnie
to jakoś nie trafia. Chamskie, chwilami wulgarne żarciki, mające
podkreślać złośliwość Jane, występują się co chwila i Twoje
opowiadanie dużo na tym traci; to już nie jest ten przyjemny,
nieszkodliwy humor z poprzednich rozdziałów – to poniżanie
postronnych bohaterów, a w sumie nie są to postacie w szczególny
sposób zasługujące na potępienie. W dodatku pojawiają się
wątki, które sprawiają wrażenie, jakbyś traciła pomysły, co
jeszcze można napisać. Dokładasz więc wskrzeszanie umarłych,
skrzydlate wampiry i tandetne tatuaże, czyniąc dość przyjemną
historię o złośnicy opowiadaniem do bólu sztampowym i
nieoryginalnym. Naprawdę trochę tego żal, bo oprócz tej
ślizgawki, która pokonuje bardzo sprawne fizycznie wampiry, nie ma
już miłych akcentów. Relacje bohaterów też stają się
nierealistyczne, a już zwłaszcza ta, która łączy Jane i
Demetriego – ona z nim zrywa, ponieważ taki ma kaprys, a on,
zamiast jakoś zareagować, nie robi kompletnie nic, żeby niedługo
potem zacząć udawać, że tej sprzeczki w ogóle nie było i starać
się znowu o jej względy. Gdzieś pojawia się postać stereotypowej
złej piękności, mającej zwracać na siebie uwagę wszystkich
mężczyzn i całość zmierza donikąd. Podobała mi się tylko
życiowa sprzeczka Athendory i Kajusza; jest to jeden z lepszych
dialogów.
Aha, wampiry spoza
Volturi są znacznie od nich mądrzejsze, bo umieją korzystać z
monitoringu, a główni bohaterowie używają laptopów tylko po to,
by na tapecie ustawić swoją niedoszłą miłość. Nie mówiąc już
o sztuce nekromancji – nie, Volturi by nigdy na to nie wpadli.
Powinnaś zwrócić na to uwagę, bo raczej kompromitowanie głównych
bohaterów nie było przez Ciebie zamierzone. We wcześniejsze ich
drobne potknięcia (nie zabiliśmy Benita, ale nie będziemy go
szukać, bo na pewno sam umarł) łatwiej było uwierzyć i nie
wynikały z aż tak rażących zaniedbań.
Obiektem uczuć Jane,
zarówno nienawiści jak i miłości, jest Demetri, którego prawie
od razu bardzo polubiłam. Podobały mi się jego spontaniczne
reakcje i wydawał się mieć indywidualny charakter, który z
jakiegoś powodu rozmywa się zupełnie w końcowych rozdziałach,
gdzie z cierpliwego introwertyka staje się kompletnym chamem. To na
pewno wina Jane, ale wolałabym czytać o kimś, kto z przyczyn
etycznych odmawia wykonania rozkazu, a potem po prostu ucieka przed
zwierzchnikiem i wciąga w kłopoty brata bohaterki, w której jest
zakochany, niż kogoś, kto w prostacki sposób próbuje wzbudzić w
swojej dziewczynie zazdrość.
Alec i Aro też mają coś
na kształt charakteru, jestem sobie w stanie wyobrazić ich
zachowania, chociaż ten drugi wyróżnia się głównie przez
groteskowe działania. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o innych
postaciach – w mojej głowie wyglądają jak kukiełki, które mają
po prostu określone funkcje i czasem wypowiadają jakieś istotne
zdanie mające popchnąć akcję do przodu.
Najwięcej wiem
oczywiście o Jane, która jest główną bohaterką i wydarzenia są
opisywane najczęściej z jej perspektywy. Cieszy mnie, że nie jest
postacią ani złą, ani dobrą, ani też przesadnie utalentowaną;
nie jest płaska i chociaż przeszkadza mi czasem jej dziecinne
zachowanie, to można to uznać za jej charakterystyczną cechę. Z
drugiej strony nie mam pojęcia, jak można czuć jakąkolwiek
sympatię do kogoś tak ironicznego, wulgarnego i odpychającego, ale
może zyskuje adoratorów przez swój dominujący charakter.
Dziecinność to cecha
większości bohaterów; czasem ma to na celu wprowadzenie zabawnych
elementów, a czasem jest zbyt karykaturalne i nie do końca wiem, co
chciałaś coś w ten sposób osiągnąć, bo z czasem wszyscy
zaczynają zachowywać się podobnie. Reagują zbyt naiwnie i
nielogicznie, a chwilami bez żadnych problemów wpadają na właściwe
i nietypowe rozwiązanie skomplikowanego problemu – jaką akcję
wymyśliłaś, tak reagują bohaterowie. Wyszło to dosyć sztucznie.
Poza tym lubię Feliksa i
jego bezwarunkową radość; to taki miły kontrast dla Jane.
Największym problemem
Twojego tekstu jest brak logiki i pewnej konsekwencji, wynikający
najprawdopodobniej z tego, że nie wracasz do starych rozdziałów i
skupiasz się na akcji. Znalazłam naprawdę dużo nieścisłości
zarówno z kanonem, jak i niespójności w świecie, który
stworzyłaś sama.
Na samym początku
wypowiem się na temat zamieszania związanego z epokami, o czym już
wcześniej wspominałam. [link] podaje, że Jane przemieniła się w wampira około 800 roku naszej
ery; opisujesz to wydarzenie, a zaraz potem przesuwasz czas o 1500 i
kolejne piętnaście lat do przodu. Założyłam więc, że akcja
dzieje się w przyszłości i żałowałam tylko, że nie wspomniałaś
nawet, jak wygląda zwykły, ludzki świat koło roku 2300; dlaczego
tego nie zrobiłaś, zrozumiałam dopiero później, kiedy jeden z
bohaterów siedzi przy laptopie, a drugi używa telefonu komórkowego.
Można z tego wywnioskować, że mamy czasy współczesne. Mogłaś
oczywiście przesunąć w czasie przemianę Jane, ale wypadałoby o
tym czytelnika poinformować, albo chociaż zmniejszyć ten odstęp,
aby wszystko się zgadzało. Niestety, po napisaniu około dwudziestu
rozdziałów, zapytałaś czytelników, czy chcieliby zobaczyć w
opowiadaniu Edwarda; oczywiście, że chcieli, bo przecież każdy
szanujący się fan jakiejkolwiek serii będzie chciał zobaczyć
swojego ulubionego bohatera w swoim ulubionym fan fiction. Wątek
Edwarda jest jednak wciśnięty na siłę i w zasadzie do niczego nie
prowadzi, do akcji nie wnosi kompletnie nic. Bohaterowie zostają
wysłani do Carlisle'a, zamieniają z nim dwa słowa i po prostu
wracają, bo nic więcej nie mieli tam do roboty; mogli mu równie
dobrze wysłać SMSa. Pojawienie się tej postaci powoduje natomiast
nieścisłość, bo lekarz oryginalnie przemienił tego Bogu ducha
winnego chłopca w wampira w roku 1918, a na Twoim blogu dzieje się
to w czasach samolotów i telefonów komórkowych. Oczywiście, że
nie musisz trzymać się sztywno tego, co Meyer napisała w swojej
książce, ale postaraj się, żeby wydarzenia opisywane w Twoim
opowiadaniu zgadzały się ze sobą. Wydaje mi się, że zapominasz
po prostu o niektórych faktach i to dlatego Jane w pewnym momencie
(rozdział 25) stwierdza, że ma „kilka tysięcy lat”. Półtora
to jednak nie „kilka”.
W rozdziale 14. znowu
przenosisz akcję o piętnaście lat. Kompletnie nic się jednak nie
zmienia i gdybyś to zdanie usunęła albo po prostu zamieniła na
„minęły dwa tygodnie”, nie byłoby żadnej różnicy, bo
bohaterowie zajmują się tymi samymi sprawami, co piętnaście lat
wcześniej i nie wiem, czemu ten skok miał w ogóle służyć.
Pamiętaj, że już kilkanaście lat może sprawić, że otaczający
bohaterów świat zmieni się nie do poznania; wampiry w tym
przypadku nadal używają takiego samego telefonu komórkowego i
laptopa. Przez cały ten czas nie zaczęli jednak korzystać z GPS
czy jakichkolwiek innych rozwiązań, które w wielu przypadkach
mogłyby im pomóc.
Z odległościami w
opisywanym przez Ciebie świecie wcale nie jest lepiej. Nie wiem, czy
zwróciłaś na to uwagę, ale twoi bohaterowie na zmianę biegają i
lecą w jakieś miejsca samolotem; raz jest daleko, a raz bardzo
blisko, skoro można dostać się tam pieszo.
Jane zapędziła się raz
aż na Alaskę, gdzie bardzo się zdziwiła i „pobiegła z powrotem
do Włoch” (chyba przez ocean niczym młody Jezus). Skoro mogła
znaleźć się tam bez problemu, nie używając żadnego środka
transportu, to dlaczego przy każdej misji wampiry udają zwykłych
ludzi, lecąc samolotem pasażerskim? W dodatku nie zachowują się
wcale tak, żeby faktycznie nikt nie zauważył ich obecności;
rozmawiają głośno o piciu krwi, zabijaniu ludzi, a raz nawet wiozą
ze sobą związaną Violettę, podczas gdy nikt się temu nie dziwi.
Jeśli użyli jakiegoś sposobu na ukrycie przed ludźmi swoich
zamiarów, starali się być niewidzialni albo zahipnotyzowali
obsługę samolotu, to powinnaś o tym napisać, bo to brzmi
wyjątkowo mało przekonująco. W dodatku na każdą taką podróż
wybierają się w ostatniej chwili, wychodząc z domu kwadrans przed
odlotem. Nie mogliby wsiąść do samolotu, gdyby przyszli na
lotnisko tak późno. No, na pewno nie udałoby im się to, jeśli
udawali zwykłych, szarych obywateli.
Bohaterowie tylko raz
wyruszają na misję innym środkiem transportu, bo samochodem. Jadą
i płyną kilka godzin, po czym docierają do... Stanów
Zjednoczonych. Samolotem może by i tak szybko dolecieli, ale statek
porusza się nieco wolniej i kilka dni musieliby na nim spędzić.
Większym problemem jest jednak to, co dzieje się później, bo
udają się tam w celu odnalezienia Anthedory i Sulpicii; to w tym
momencie musiałam się zastanowić, o kogo właściwie chodzi, bo
ich imiona pojawiły się pierwszy raz w Twoim opowiadaniu. Wiele by
ono zyskało, gdybyś w jakikolwiek sposób przedstawiła czytelnikom
postacie z sagi – wystarczyłoby jedno zdanie. Dostają informację, że
kobiety znajdują się w gdzieś w USA (9 373 967 km²) i z miejsca
wyruszają w drogę. Właśnie dlatego otrzymują od przełożonych
samochód, żeby mogli się komfortowo poruszać na dużych
odległościach i żeby w ten sposób łatwiej było im znaleźć
zguby na nieco większym (tak, to naprawdę 9 373 967 km²) niż do
tej pory bywało terenie. Zdajesz sobie sprawę, że USA mają
powierzchnię niewiele mniejszą niż Europa (z europejską częścią
Rosji włącznie)? Nie mówiąc już o tym, że żeby dostać się na
Alaskę, musieliby przejechać przez teren Kanady, co dodatkowo
wydłużyłoby podróż.
Innego rodzaju zgrzytem
jest to, jak opisujesz sposób na zgładzenie wampira. Wygląda na
to, że wystarczy tylko odpalić zapalniczkę i przystawić ją do
niego, bo Violetta spłonęła w ten sposób w kilka sekund;
przynajmniej lekko zdenerwowanemu Kajuszowi udało się ją tak
uśmiercić. Swoją drogą, czy zapalniczki nie powinny być z tego
względu nielegalne w siedzibach wampirów? Przecież mieć
cokolwiek, co może bardzo łatwo wywołać pożar w miejscu
zamieszkania, to tak, jakby porozstawiać w domu z dziećmi
odbezpieczoną broń porozrzucaną na podłodze i dziwić się, gdy
coś pójdzie nie tak. Oczywiście wrażliwość na ogień nie
przeszkadza bohaterom w rozpalaniu ognisk, machaniu zapalniczkami,
więc oni naprawdę są przekonani o swojej nieśmiertelności, póki
przypadkiem nie zajmą się ogniem.
Zabawnym niedociągnięciem
jest to, że ciągle podkreślasz małomówność i spokojne
usposobienie Marka, podczas gdy prawie w każdej scenie, w której
występuje, „pokonuje swoją naturę” albo „przypomina sobie o
zdolności mówienia”. Wiem, że odnosisz się w ten sposób do
książki, gdzie jego charakter jest inny, ale wyszło dość
komicznie. Zwłaszcza, kiedy wszyscy bohaterowie za każdym razem tak
samo się temu dziwią; biedny Marek, chciał się tylko odezwać, a
tu taka reakcja.
Twoje opowiadanie ma
sporo technicznych niedociągnięć i różnego rodzaju błędów, o
których nie mogę tutaj nie wspomnieć.
Podstawową bolączką
tekstu jest brak płynności i nierówny styl. Ograniczasz
przedstawianie czytelnikowi świata, obrazowanie otoczenia polega
najczęściej na wskazaniu przedmiotów znajdujących się w danym
miejscu, a dialogów z kolei jest nieproporcjonalnie dużo. Mimo że
w niektórych momentach opisujesz konkretną akcję wystarczająco,
żeby czytelnik nie czuł się zagubiony, to opisów zawsze brakuje w
punkcie kulminacyjnym. Przykładem jest opis śmierci antagonisty w
rozdziale ósmym: „Wtedy wylądowałam na ziemi i usłyszałam
dźwięk jakby rozdzieranego metalu. To Demetri właśnie zniszczył
Dennisa. Podszedł do mnie i mnie przytulił”.
Identyczna sytuacja w
rozdziale dwudziestym drugim: „Dziewczyna nie dokończyła, bo
wściekły Kajusz chwycił swoją zapalniczkę, podbiegł do niej i
podpalił ją. Demetri upuścił Violettę, a chwilę później na
podłodze został tylko popiół po dziewczynie”.
Inną rzeczą, która
bardzo utrudnia czytanie, jest sposób, w jaki zmieniasz narrację. W
jednym odcinku potrafi się ona zmienić kilkakrotnie, a w większości
przypadków jest to zupełnie zbędne i nie wnosi niczego do fabuły.
Czasem wręcz kilka osób, które przebywają w tym samym
pomieszczeniu i widzą to samo wydarzenie, po kolei opisują je ze
swojej perspektywy. Odbiorca może mieć wrażenie, że czyta
parokrotnie ten sam fragment. Widać, że zależy ci na tym, by
pokazywać uczucia innych bohaterów względem Jane, opinie o niej,
których sama w żaden inny sposób nie ma prawa poznać, a także
chcesz pokazać lepiej relacje między członkami Volturi i lepiej
przedstawić czytelnikom również bohaterów pobocznych. Wydaje mi
się, że dobrym wyjściem byłoby wykorzystanie narracji
trzecioosobowej, najlepiej narratora wszechwiedzącego; ewentualnie
powinnaś ograniczyć się do kilku postaci, które pełniłyby rolę
osoby opowiadającej wydarzenia i poświęcić każdej z nich
przynajmniej cały rozdział. Przez to zwiększyłaby się ich rola i
miałabyś szansę na ubarwienie historii pobocznymi wątkami mniej
skupiającymi się na Jane.
Nie rozumiem też celu
istnienia „przypisów autorki”, które dodajesz w nawiasie, żeby
uściślić czyjąś wypowiedź albo wskazać osobę, o której mowa.
Radziłabym je usunąć i informacje w nich zawarte wpleść w tekst,
bo da się to łatwo przeredagować.
Jedną z pierwszych
rzeczy, jakie rzuciły mi się w oczy po załadowaniu się bloga,
były dywizy i niewyjustowany tekst. Dialogi tradycyjnie rozpoczyna
się od pauzy (—), która jest znacznie dłuższa od dywizu (-).
Używanie w tym celu tego drugiego znaku jest nie tylko niepoprawne,
ale tekst traci też na przejrzystości i wygląda dość
niechlujnie; bardzo namawiałabym cię więc na to, żebyś
zdecydowała się to zmienić. Wystarczyłoby oprócz tego wyjustować
tekst od prawej do lewej, a blog zacząłby wyglądać znacznie
lepiej.
Nie robisz wielu błędów
ortograficznych, ale miewasz problemy z interpunkcją. Czasem nie
stawiasz przecinków tam, gdzie zdecydowanie powinny się znaleźć,
za to prawie zawsze stawiasz przecinek przed „i” – dziwne, że
nawet Twoja beta tego nie wyłapała.
W początkowych
rozdziałach brakuje bohaterom motywów działania. Wiele razy ciężko
wytłumaczyć ich zachowanie, Jane na samym początku praktycznie nie
ma przemyśleń i w efekcie nie wiadomo, co nią kieruje. Oto kilka
przykładów:
„Korytarz tymczasem
zaczął się zwężać, by zakończyć się ślepą uliczką. Stałam
chwilę zdezorientowana, ale mężczyzna podniósł w podłodze
dziwną klapę i skoczył. Popatrzyłam na Aleca. Bałam się, ale
skoczyłam. Spadałam może kilka sekund i wylądowałam na nogach.
Nic nie poczułam, a przecież było strasznie wysoko” –
bohaterka jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że przemieniła się w
wampira i raczej nie ma prawa sądzić, że skok w przepaść wyjdzie
jej na zdrowie.
„Zauważyłam, że
jestem cała w krwi. Przebrałam się w szarą sukienkę, która była
w szafie i spojrzałam na zegar”.
„Nagle poczułam na
ramieniu czyjąś rękę i zatrzymałam się. Spojrzałam na wampira,
który mnie zatrzymał. Był to Demetri. Miał ciemne włosy do
ramion i ciemnoczerwone oczy. Zastanawiałam się, czy moje oczy też
miały taki straszny odcień.
- Co ty tu robisz? -
spytał. Jakby to nie było oczywiste. W końcu ile można siedzieć
w jednej komnacie?
- Chodzę, nie widać? -
Spojrzałam na niego z wściekłością. Nienawidziłam go” –
Skąd wie, że to Demetri? Dlaczego go nienawidzi? Przecież widzą
się pierwszy raz w życiu.
W tej samej linijce, w
której znajduje się dialog, kilka osób potrafi wejść i wyjść z
pomieszczenia. Nie jest to ani poprawne, ani czytelne i w takim
wypadku najlepiej po prostu wcisnąć enter. Przykład:
„- Aro chce was widzieć
– powiedziała, i wyszła. Wyszliśmy zaraz za nią - nie minęła
nawet minuta, a już jej nie było”.
Błędy ortograficzne,
interpunkcyjne i logiczne:
„- Gdy dotknie jakiegoś
wampira, może zabrać mu dar, a tego daru nie można odzyskać, puki
Dennis nie zginie” – póki.
Czasem zmieniasz pisownię
imion: „Po prostu zagadałem się z Feliksem” i „już chyba bym
wolała za Felixa wyjść” znajdują się w tym samym, siódmym
rozdziale.
„Wygląda na szesnaście
lat, lecz naprawdę kilka tysięcy” – brakuje „ma”, pomijając
oczywiście, że z tekstu wynika, że żyje nieco krócej.
„- Słuchaj, Alec:
Trójca umówiła się z Felixem, że jeśli w ciągu dwóch tygodni
od jej powrotu z ostatniej misji nie znajdzie sobie partnera, to
Felix za nią wyjdzie”.
„Wyszedłem z jego komnaty. Muszę to powiedzieć Jane. Nie pozwolę, aby Felix za nią wyszedł” – wychodzi się za mąż.
„Wyszedłem z jego komnaty. Muszę to powiedzieć Jane. Nie pozwolę, aby Felix za nią wyszedł” – wychodzi się za mąż.
„Na jej rękach było
widać ślady po oderwaniu rąk, które zostały potem wyjątkowo źle
przytwierdzone do ciała” – ślady po oderwaniu rąk raczej nie
mogły być na rękach.
„- Jesteś odważna,
lubię takie - powiedział i złapał mnie za rękę”.
Po chwili Jane jednak
robi uniki:
- Przesadziłaś - warknął i zaatakował mnie. Nawet nie atakowałam go, tylko robiłam uniki” – podejrzewam, że ciężko byłoby jej to robić, skoro Dennis ją trzymał.
- Przesadziłaś - warknął i zaatakował mnie. Nawet nie atakowałam go, tylko robiłam uniki” – podejrzewam, że ciężko byłoby jej to robić, skoro Dennis ją trzymał.
„To Aro ustanowił te
prawo” – to prawo.
„nie musieliśmy
się nigdzie biec” – zbędne „się”.
„Mi się podoba! -
krzyknął rozbawiony Alec” – mnie; na początku zdania używany
dłuższych form zaimków.
„Santiago udał się do
hotelu Atarisuite Cintermex, aby potwierdzić rezerwację na pokój,
a ja z Demetrim i Rudą poszliśmy zapolować, na szczęście na
ludzi” – chodziło o czarnowłosą Violettę, ale nawet jeśli to
pomyłka, to dlaczego wielką literą?
„Od walki z rumunami
minęło jakieś 1500 lat” – Rumunami.
„- Alec, zaprezentuj
Vladimirowi swoje umiejętności – uśmiechnął się, a z rąk
Aleca wypłynęła czarna mgła. I otoczyła Rumunów” – ten
fragment nie jest niepoprawny, chociaż nie powinno się zaczynać
zdania od „i”. Chciałam tylko powiedzieć, że go uwielbiam.
Twoja historia jest
niespójna, a styl nierówny; poprawiasz się z czasem i miałam
wrażenie, a także nadzieję, że kiedy dotrę do trzydziestego
rozdziału, zobaczę znaczne postępy i rozbudowaną, przemyślaną
akcję. Tak się jednak nie stało, bo zmieniłaś konwencję.
Technicznie jest oczywiście lepiej, chociaż opisów nadal brakuje w
kulminacyjnych punktach, ale zmiany w fabule zupełnie nie wyszły
Twojemu opowiadaniu na dobre. Wygląda to odrobinę tak, jakbyś
straciła chęć do kontynuowania tej historii i zaczęła
intensywnie myśleć nad czymś nowym, bo wszystkie wątki związane
ze wskrzeszaniem i skrzydlatymi wampirami pojawiają się nagle i nie
mają związku ze światem znanym ze „Zmierzchu”.
Podoba mi się Twoja
pomysłowość, jednak wątki, które wprowadzasz, szybko stają się
przewidywalne i praktycznie od razu wiadomo, co stanie się dalej,
kto zginie, a kto się zakocha. Niektórzy bohaterowie wzbudzili moją
sympatię, ale zweryfikowały to najnowsze rozdziały, gdzie utracili
większość swoich indywidualnych cech. Powinnaś się zastanowić
również nad ich relacjami, ponieważ były w większości sztuczne
i służyły intrydze, a nie uwypukleniu cech postaci.
Największymi problemami
w Twoim tekście jest brak planu ogólnych wydarzeń i potknięcia
logiczne, które uniemożliwiają wykreowanie dobrego świata. Nie jestem pewna, czy
będziesz chciała zmieniać cokolwiek w tym opowiadaniu po mojej
ocenie, bo wiem, że planujesz napisanie innej historii. Zdecydowanie
namawiam cię do zmian, bo niektóre z nich nie wymagają wiele
pracy, a mogą naprawdę ułatwić odbiór tekstu. Wierzę jednak, że
nawet jeśli porzucisz This may... i zaczniesz na nowo, to ze
spójniejszą wizją i zrobisz użytek z moich rad.
Ciężko było mi wystawić Ci odpowiednią notę. Brałam pod uwagę wszystkie pozytywne aspekty, jednak oceniałam twoje opowiadanie w takim stanie, w jakim jest obecnie, czyli razem z niezbyt czytelnym początkiem, błędami i niespójną fabułą. Mój wyrok to odroczenie.
Ciężko było mi wystawić Ci odpowiednią notę. Brałam pod uwagę wszystkie pozytywne aspekty, jednak oceniałam twoje opowiadanie w takim stanie, w jakim jest obecnie, czyli razem z niezbyt czytelnym początkiem, błędami i niespójną fabułą. Mój wyrok to odroczenie.
Następnego wieczoru
asystentka przeprowadziła długą i wyczerpującą rozmowę z
więźniarką. Spotkanie trwało tak długo, że ani się
spostrzegła, jak nastał „Zmierzch” i zapadła noc. Szybko
zapisywała na kartce swoje spostrzeżenia, spoglądając co chwila
na dziewczynę i kiwając głową. Jej podejrzenia potwierdzały się
jednak z każdym jej słowem.
— Niestety, to jeszcze
za wcześnie, żebyś opuściła nasz zakład karny. — Zobaczyła,
jak więźniarka opuściła głowę, więc szybko dodała: —
Możesz oczywiście zgłosić się ponownie, ale nie wcześniej niż
po upływie trzech miesięcy.
*
Jeszcze długo po wyjściu
dziewczyny, Claudinella rozmyślała o pierwszej trudnej decyzji,
jaką musiała podjąć w nowym miejscu pracy. Nie było jednak innej
możliwości; musiała się pozbyć wyrzutów sumienia i starając
się zająć czymś innym myśli, doszła do wniosku, że podczas
następnej podróży samolotem zacznie zwracać większą uwagę na
pasażerów, którzy rozmawiają o krwi i zjadaniu ludzi.
Jestem pod wrażeniem:) Ocena jest naprawdę dobra i dopracowana. Dajesz dużo naprawdę mądrych rad. Bardzo mi się podoba, że nie tylko krytykujesz, ale też chwalisz. Czy to twoja pierwsza ocena?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Tak, nie oceniałam nigdy wcześniej. Cieszę się, że Ci się podoba, bo starałam się w miarę możliwości obiektywnie zanalizować treść i wskazać wszystkie niedociągnięcia, unikając protekcjonalnego tonu. Mam tylko nadzieję, że kolejne oceny będzie mi się pisać łatwiej i tekst będzie płynniejszy, bo trochę brakuje mi wprawy w pisaniu tego typu rzeczy. Dziękuję za opinię i pozdrawiam :)
UsuńPrzepraszam, gdzie można się zgłosić do rekrutacji? jestem chętna!
OdpowiedzUsuńNicka, realnie-nienormalna.blogspot.com
W menu po prawej stronie znajdziesz odpowiednią zakładkę :)
UsuńWitam! Chciałabym poinformować, że zmieniłam adres bloga fivedevils.blogspot. com na her-infinity.blogspot.com, jak i również prosić o przeniesienie go z Wolnej kolejki do Claudinellii. Z góry dziękuję :).
OdpowiedzUsuńNa początek chciałabym, oczywiście, podziękować za ocenę.
OdpowiedzUsuńNa moim komputerze szablon rzeczywiście wygląda inaczej i blog jest czytelniejszy. Czcionkę niedługo zmienię - jej wygląd wynika z tego, że wybierałam ją na tablecie, na którym wyglądała dobrze.
Pierwsze rozdziały pisałam niecałe dwa lata temu, dopiero później postanowiłam stworzyć z nich historię, i rzeczywiście nie są najlepsze.
,,Marek walczył ze sobą, czy być znudzony, czy rozbawiony" - takie rzeczy raczej da się wychwycić z wyrazu twarzy danej osoby, więc Jane nie musiała posiadać umiejętności telepatycznych, aby to odgadnąć.
Telefony, laptopy samoloty wprowadziłam trochę nieświadomie, zapomniałam, w jakich czasach dzieje się akcja opowiadania. Postaram się poprawić tego rodzaju błędy i pamiętać o datach.
Zapalniczki rzeczywiście mogłyby być zakazane w miejscu pełnym ,,łatwopalnych" osób, ale pisząc ten rozdział, wzięłam pod uwagę to, że Kajusz był jednym z władców Volterry i raczej nikogo by przypadkowo nie podpalił.
Opisy są moim słabym punktem, ale staram się je ćwiczyć. Między innymi dlatego zdecydowałam się zacząć nowe opowiadanie, w którym zdecydowanie będzie ich więcej.
Wątek ze wskrzeszonymi wampirami wzięłam po prostu z innej książki, pomyślałam, że to będzie oryginalny pomysł, bo sama nigdy nie spotkałam się z połączeniem kilku różnych książek.
Nie straciłam chęci do kontynuowania tej historii, jednak brak mi pomysłów, dlatego ostatnie rozdziały są słabsze.
Błędy oczywiście poprawię, nie mam zwyczaju zostawiania ich w tekście.
Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za ocenę. :)
Jeśli chodzi o zapalniczki, miałam na myśli raczej to, że wampiry nie powinny płonąć i zamieniać się w popiół natychmiastowo po zetknięciu z ogniem, bo to sugerowałoby możliwość przypadkowego zapalenia się kilku osób podczas kolacji przy świecach. W książce jedynym sposobem na zabicie ich było podpalenie ciała unieruchomionego i pozbawionego kończyn.
UsuńŁączenie dwóch różnych książek, a co za tym idzie, dwóch różnych kreacji światów, wymaga bardzo dobrych umiejętności i nie spotkałam się jeszcze z opowiadaniem, gdzie taki zabieg przyniósł dobre efekty. Zazwyczaj jest wręcz przeciwnie, chociaż wyjątkiem są parodie wyśmiewające konkretne utwory.
Cieszę się, że moja ocena była dla ciebie przydatna i że przyjęłaś ją pozytywnie. Życzę ci powodzenia w pisaniu kolejnych tekstów, chętnie zajrzę na Twój nowy blog, kiedy już go otworzysz :) Pozdrawiam!
Claudinello, świetna ocena i myślę, że Ci wszyscy, którzy w Ciebie wątpili powinni nabrać wody w usta xD
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Zastanawiałam się właśnie, jak ocena zostanie przyjęta, bo na kilku blogach widziałam komentarze oburzenia, że fair gaol przyjął mnie na staż.
UsuńKilku?! Ja widziałam tylko na jednym :O
UsuńNo cóż, już pod poprzednim wpisem na gaolu ktoś miał wątpliwości i kilka osób zdążyło napisać o mnie na sznaucerku. Do tego wczoraj po opublikowaniu oceny ktoś postanowił mnie zgłosić na kaktusie, nie ma to jak ciepłe przyjęcie nowej oceniającej ;)
UsuńMimo wszystko jestem zadowolona, bo pojawiły się osoby, które wypowiedziały się tutaj i odniosły się do samej oceny.
Dziękuję za informację. Proszę, aby mój blog (rozowakoszula.blogspot.com) został przeniesiony do kolejki Idariale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Do Nearyh (nie wiedziałam, gdzie napisać, więc w końcu napisałam tu) - naprawdę nic nie szkodzi, że nie się coś opóźniło. Naprawdę nie mam żadnych pretensji:) Sama też nie dysponuję masą wolnego czasu, a wiem jaką ilość czasu zabiera ocenianie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na ocenę,
Malcadicta
Ekhem...
OdpowiedzUsuńClaudinello, powiem to konkretnie do Ciebie, bo ta ocena porządnie mnie zaskoczyła. Nie miałam do czego się przyczepić, sprawdzając jej format, a później przeczytałam (przyznaję, że kilka rzeczy pomijając) i od tej pory minęło pół godziny, a ja dalej siedzę nad tą oceną i zastanawiam się czy nic nie pomyliłam. Ocena naprawdę dobra. Twoja pierwsza? Więc naprawdę duże brawa. Ostatnio naczytałam się mnóstwa ocen wątpliwej jakości, strasznych, tragicznych i długości listka papieru toaletowego, nie wspomnę nawet gdzie... Na wielu blogach, bo poszukuję ocenialni na jakimś poziomie, by zgłosić się na staż. Może dlatego Twoja ocena wydaje mi się tak dobra? Bo za wiele koszmarnych czytałam i Twoja zdecydowanie wypada lepiej? Hm, po prostu widać, że się starałaś.
Przyznaję, że już dość dawno docierały do mnie wzmianki o Twoich reakcjach na oceny, a w pewnym momencie oceniające jedna po drugiej Ci odmawiały. Nie miałam o Tobie dobrego zdania. Jednak po tej ocenie moje zdanie się "zawahało", później, pod koniec nie byłam już niczego pewna. Myślę, że moje zdanie się zmienia. Gdybym dostała taką ocenę, gdzie są naprawdę pomocne rady, dużo na temat logiki w tekście, byłabym naprawdę zadowolona. Ocenka długa, pisana naprawdę lekko, szczegółowa, błędów nie wykryłam. Nie szukałam, fakt, ale istnieją błędy, które "rzucają się w oczy" już przy pierwszym zdaniu.
Rozgadałam się. Chciałam tylko powiedzieć, jak mnie zaskoczyłaś i oby tak dalej:) Życzę Ci powodzenia w pisaniu kolejnych ocenek;)
Pozdrawiam,
Dess
Też tak mi się wydaje, że część ludzi ocenia mnie wciąż przez pryzmat złych ocen opowiadania, którego pewnie nawet nie czytali (i które nie dostało żadnej odmowy od przynajmniej roku). Bardzo mi miło, że przeczytałaś jednak ocenę i dziękuję za to, co napisałaś. Pozdrawiam!
Usuń