Kucharka umówiła się z szefową, że mimo zmiany stanowiska nadal będzie przesłuchiwać więźniów w wolnych chwilach, zupełnie jak konsultanci i strażnicy więzienni, bo jest kryzys. Tym razem to jednak nie przymus, a coś, za co dostawała przyzwoite pieniądze, więc spotkania i rozpatrywanie wniosków zaczęła traktować jako przyjemność.
Więźniarka, którą miała przyjąć tego dnia, była młoda, wesoła, wiecznie uśmiechnięta i aż ciężko było uwierzyć, że tylu ludzi zamordowała.
Rozpatrujący wniosek: Claudinella
Więzień: DIANA LANDRIS [ciemnyelf]
Adres bloga raczej nie
wywołuje u mnie najlepszych skojarzeń i przydałaby mu się jakaś
pauza na środku, ale że nie jestem pod tym względem wymagająca, to nie mam zastrzeżeń.
Szablon jest bardzo...
zielony. Nagłówek przedstawia całkiem ładny obrazek z rzeką, ale
jego akurat najmniej widać, bo zasłania go szereg innych, chociaż
półprzezroczystych, grafik. Jest
odbite w poziomie zdjęcie z lasem,
jakaś dziewczynka w białej sukience – wklejona dwa razy, chociaż
nie mam pojęcia dlaczego, księżyc w pełni zasłaniający drzewa i na pierwszym planie,
największa z tego wszystkiego, młoda kobieta odwrócona plecami.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jej głowa prześwituje i czemu
akurat najbardziej z boku, jakby chciała przepuszczać światło
słoneczne (ze słońca, które świeci sobie obok, mimo tego wielkiego księżyca). Nie bardzo rozumiem, co ma to przedstawiać; wygląda
raczej na nieciekawą, rozmytą breję.
Poniżej nagłówka
w oczy rzuca się gigantyczny banner szabloniarni, po którym od razu
wiadomo, kto za to nieszczęście odpowiada; do tego jakiś nie do
końca udany, bo miało być najwyraźniej kółko, a doszła
kwadratowa ramka z wystającym poza granice koła kawałkiem napisu.
Menu jest czytelne, ale
nie najpiękniejsze, bo tworzą je jakieś elipsy z rozpikselizowanym
obramowaniem; statystyka znowu jest na jakimś prostokącie, a
kolejnych pięć ramek już bez tła. Straszny bałagan. Rozmiar tekstu w notkach jest
zdecydowanie za duży, a żeby było więcej figur geometrycznych, to
tło postów stanowi jest prostokąt z mocno zaokrąglonymi rogami.
Tytuły rozdziałów zabawnie kontrastują z treścią z tego
względu, że są o wiele mniejsze i ledwie widoczne, bo prawie nie
odznaczają się kolorem od tła.
Całość jest mimo
wszystko czytelna, ale na Twoim miejscu zmieniłabym szablon – no naprawdę
nie mam pojęcia, czemu masz tak wielki banner i do tego jeszcze
osobną ramkę z adresem szabloniarni, kiedy całość naprawdę nie zachwyca... Jest mnóstwo ładniejszych rzeczy w
internecie, które możesz ściągnąć za darmo.
Do ramki „bohaterowie”,
co ciekawe, prowadzi link, którego końcówka brzmi
„bochaterowie.html”. Zajrzałam na nią dopiero po przeczytaniu
całości i muszę powiedzieć, że te zdjęcia wydają mi się
mało adekwatne. Ciemne elfy wyobrażałam sobie jakoś... bo ja
wiem? Ciemniejsze? Opisy postaci właściwie zawierają
informacje wzięte słowo w słowo z tekstu, ale ja i tak nigdy sensu
w tego typu podstronach nie widziałam.
Informacji o samym
tekście nie ma, jest jeszcze tylko podstrona „rasy”, w której
znajdują się, co logiczne, informacje o rasach występujących w
Twoim opowiadaniu. Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego każda z
nich ma określony strój z wymienionymi kolorami, jakby wszyscy
nosili dokładnie to samo; dla mnie to nie ma sensu. Są też rasy,
których jeszcze nie ma w opowiadaniu, bo dotychczas nie pojawił się żaden
czarodziej ani krasnolud, za to o takim wilkołaku – czym on
właściwie jest w Twoim uniwersum – informacji już nie ma, co
utwierdza mnie w przekonaniu, że nie planujesz akcji do przodu. No,
ale o tym później.
Nie umiem poważnie
podejść do pisania o tym opowiadaniu. Technicznie jest bardzo
słabe, treść także pozostawia wiele do życzenia, jednak całość
ma pewne… niezapomniane momenty, które rekompensują wszystkie
niedogodności „ideowe i ortograficzne”.
Historia z jednej strony
jest bardzo dziwna, ale nie mogę powiedzieć, że nie zaskakuje.
Opowiada o Dianie, córce króla zacofanych
ślepych ciemnych elfów, który nie poświęca jej
wiele uwagi. Dziewczyna regularnie – więc jednocześnie dość
nieudolnie – próbuje uciec z domu, jednak za każdym razem zostaje
schwytana i odniesiona do swojego pokoju przez strażnika imieniem
Jacob, który bardzo lubi swoją pracę, polegającą głównie na
chodzeniu za królewną. Jej ojciec potrzebował siedemnastu lat, by
stwierdzić, że uciekająca z domu córka to same utrapienia, więc
dziękuje jej za współpracę i znajduje sobie w sąsiedztwie
zięcia, by ktoś inny się teraz męczył. To z kolei nie podoba się
nie tyle królewnie, co właśnie Jacobowi, który niespodziewanie
porywa ją z jej własnego ślubu; potem pojawia się jeszcze
wilkołak i owoc miłości syreny i widma (czy cokolwiek tam oznacza
pół-syrena, pół-widmo). O, zapomniałabym o pająkach, których
boją się żółtowłose elfy.
Królestwo, w którym
miejsce ma akcja, jest co najmniej dziwne. Początkowo myślałam, że
przedstawiasz typowy dla opowiadań fantasy świat feudalny (z
kolorowymi, skrzydlatymi wasalami o spiczastych uszach), co mogą w jakimś tam stopniu obrazować problemy w domu Diany. Te z kolei dziewczyna stara się rozwiązywać w jeden sposób: wiecznie ucieka z domu,
w dodatku konno; zastanawiam się tylko, dlaczego żaden strażnik czy
stajenny nie złapał jej, skoro zadała sobie tyle trudu, by w
najgłośniejszy możliwy sposób opuścić teren przy zamku. Dlaczego ucieka?
Przede wszystkim dlatego, że ojciec nie ma dla niej czasu i mimo że obiecał, że w jej
szesnaste urodziny pójdą na rodzinne polowanie, to nigdy do tego nie
doszło. Bohaterka ma więc do niego uzasadniony żal; to
niesprawiedliwe, bowiem wszystkie inne elfy mogą polować do woli:
„Diana od zawsze marzyła tylko o jednym. Polować. Tak, wydaje się
to trochę dziwne, ale wszystkie czarne elfy właśnie na to
poświęcały większość swojego życia”. Nie zostało wyjaśnione
dlaczego, ale mniejsza o to.
Świat przedstawiony
nadal udaje nasze średniowiecze, jeśli brać pod uwagę mało
globalne wojny i ich przebieg, zachowanie poddanych, „zabijanie
niewinnych”, czy grożenie siedemnastoletniej córce, że wynajmie
się dla niej niańkę. Najbardziej znamienny wydaje się jednak ślub
Diany – męża wybrał jej ojciec ze względu na możliwość
zawarcia jakiegoś sojuszu i nie zapytał jej o zdanie. Swoją drogą,
to chyba pierwszy moment, w którym król zainteresował się, że w
ogóle ma jakieś dziecko pod dachem, natomiast o matce dziewczyny
nie znalazłam ani słowa; biorąc jeszcze pod uwagę to, że
królewna „siedziała godzinami w komnacie i liczyła chmury na
niebie” mamy obraz bardzo smutnego życia nastolatki.
Gorzej, że im dalej, tym
większe mam wątpliwości, czy aby przemyślałaś zasady, według
których funkcjonuje Twój świat. To, że królewna miała aż
siedemnaście lat, idąc do ołtarza (to jedyna córka KRÓLA) –
no dobrze, elfy mogą dorastać później, król mógł naprawdę długo szukać
dobrej partii dla córki, wcześniej nie było czasu; nie ma w tym
nic dziwnego. To, że królewna ma parę dni na poznanie męża, a
nie jest prowadzona na ślub prosto z garderoby, bo „sojusz nie
może czekać” – w porządku, może ojcowie młodej pary chcą
właśnie uczcić zawarcie sojuszu. Dlaczego David i Diana mogą
spotykać się bez żadnej przyzwoitki? Może nie była potrzebna, bo
widzieli się w towarzystwie innych osób, ale z narracji to nie wynika?
Szlabanu, który Diana dostała po bliskim spotkaniu z pająkiem,
komentować nie będę, bo bardzo mi się ten motyw spodobał;
symbolu serca zresztą też, bo nie wiem nic o tym uniwersum. Dziwi
mnie jeszcze, że kobiety noszą sukienki lub spódniczki najwyżej
do kolan, choć blondynki mają w zwyczaju chodzić w różowych
wstążkach w miejsce spódnicy. Pomijam już nawet prysznic w zamku
– może elfy są świetnymi inżynierami w chwilach, gdy nie polują
i żaden problem dla nich zbudować odpowiednią instalację
wodociągową. Wszystko to można łatwo obronić, jednak uważam, że
wątpliwych kwestii jest zwyczajnie zbyt dużo, by pominąć je
milczeniem i to dobra okazja, by zastanowić się nad podstawami
świata.
Są jednak dwa
wydarzenia, które są jednoznacznie sprzeczne z tym, co powinniśmy
ujrzeć w Twoim opowiadaniu – oba związane z postacią Jacoba. Po
pierwsze scena, w której włamuje się do pokoju Diany, była dla
mnie nieco zaskakująca. Nie wiem, czy to on jest na straży o tej
pierwszej w nocy, ale nawet takie wyjaśnienie wydaje mi się
nieprawdopodobne; przecież to córka króla, dzięki której można
zawrzeć intratny sojusz, w dodatku ze skłonnościami do uciekania z
domu. No i w końcu tego samego dnia dostała szlaban na wychodzenie
z niego, więc wydawałoby się, że w tym momencie będzie wybitnie
dobrze pilnowana; pewnie miałaby kilku strażników do pilnowania
siebie nawzajem w razie, gdyby któryś z nich przypadkiem sam
postanowił się z nią ożenić i wpadł na genialny pomysł
porwania. Ta scena sama w sobie wydaje się absurdalna, ale Ty
jeszcze postanowiłaś wyposażyć Jacoba w tradycyjną latarkę
(czyli coś na baterie). Nie świecę, pochodnię, w skrajnej
sytuacji lampę naftową – która dużo starsza od latarki nie
jest, ale zawsze to lepsze rozwiązanie – tylko latarkę.
Druga sytuacja to ta, w
której Jacob zachowuje się jak rasowy maczo i w efekcie Diana zostaje brutalnie pchnięta, ląduje na schodach i leje się krew (no
dobrze, tylko czuje ją na ustach). Maczo na wszystkie jej pytania
odpowiada „Zamknij się”, a potem jeszcze śmie napomykać coś o
ratowaniu jej skóry i okazuje się, że chciał w ten sposób
poinformować, że „ukradł dla niej konia”. Za takie
potraktowanie córki króla powinien zostać ukarany ścięciem
głowy, nie mówiąc już o tym, że to wszystko w celu porwania jej
– widać nie jest zbytnim patriotą, skoro tam usilnie stara się nie doprowadzić do pojednania między państwami. Zresztą mam powody, by
podejrzewać, że to całe zajście widziało przynajmniej kilka
osób: Diana siedziała wcześniej z ojcem w jadalni, a Jacob złapał
ją, gdy tylko ta pchnęła drzwi wyjściowe. Już pomijając samego
króla, który albo to wszystko widział, albo usłyszał wrzaski
królewny, w takich miejscach raczej byłoby pełno służby, a jeśli
to maczo postarał się, żeby nikt mu nie przeszkadzał, to... po
prostu wypadałoby o tym wspomnieć.
Co prawda w tej historii oba światy – elfów i ludzi – istnieją
równolegle, ale nie jest powiedziane, jaki jest między nimi
kontakt. Jest wielka brama, są strażnicy... ale nasi bohaterowie po
znalezieniu się w obcym świecie sprawiają wrażenie, jakby nigdy
nie słyszeli o jakiejkolwiek technice. Skąd w takim razie latarka?
Nie wiem, czy w ogóle przemyślałaś tę kwestię, ale na pewno
lepiej wychodzi Ci opisywanie znanego świata niż królestwa, na
które chyba specjalnie nie masz pomysłu, bo jak do tej pory
skupiałaś się wyłącznie na akcji. Nie jestem w stanie do końca
stwierdzić, na ile mieszkańcy elfiego świata (poza Orsay) zdają
sobie sprawę z istnienia tego ludzkiego – ale jeśli większość nie
ma o tym pojęcia, to skąd określenie „siedzieć po turecku”?
Musieliby w ogóle wiedzieć, co to jest Turcja.
Fabuła to coś
niesłychanego. Trudno mówić o spójności, gdy wprowadzasz pewne
elementy na siłę, by pomóc akcji iść do przodu; bo co na celu
miało chociażby wprowadzenie krwiożerczego pająka? Zapewne to, by
Jacob mógł uratować Dianę i okazać się prawdziwym elfim
mężczyzną, ale nie zapominajmy, że ta scena nie zaczyna się
atakiem ośmionogiej bestii, tylko zirytowaniem Diany, bo właśnie
spotkała na swej drodze elfią blond piękność. Ta postać nie
wniosła nic do opowiadania, bo jej rola ograniczyła się do bycia
skrytykowaną w myślach przez Dianę, która powstrzymała się
jednak przed wypowiedzeniem na głos swoich zarzutów dotyczących...
w sumie tylko atrakcyjności drugiej elfki. To takie dziecinne! No,
ale od biedy można tę wstawkę z nienawiścią do pięknych
dziewczyn podciągnąć pod charakter bohaterki, której życie było
przecież raczej samotne i mogła w końcu mieć jakiś
nieuzasadniony żal do wszystkich naokoło.
Ta scena jednak psuje
kompozycję, bo o ile opis ucieczki Diany był dość płynny, to
blondynka pojawiająca się znikąd, która wraz z królewną
wrzeszczy na widok pająka, a potem po prostu ucieka, by nigdy więcej
się już nie pojawić, to element całkowicie zbędny. W miarę
płynne wydawało mi się narzeczeństwo córki króla, ale tylko do
momentu ślubu, bo postanowiłaś w bardzo dziwny sposób przerwać
tę uroczystość, do tego wprowadzając nowe, niepasujące do
dotychczasowego świata postaci. Czytelnik może czuć się
zdezorientowany, bo o ile wielkie wejście Jacoba to oczywiste
następstwo jego wcześniejszych wygłupów, to wprowadzanie jakichś
syren – których opisu nie ma i nie wiadomo, czy są bardziej
ptasie czy rybie – powoduje chaos.
Akcja w Twoim opowiadaniu
pędzi z niesamowitą szybkością i chociaż treść wszystkich
rozdziałów mieści się na ośmiu stronach w Wordzie, to zdążyło
się stać tyle, że ciężko się w tym wszystkim połapać.
Dominują dialogi, za to opisów jest bardzo niewiele i
przedstawienie wyglądu pomieszczenia zazwyczaj ogranicza się do
jednego zdania. Jeśli bohaterowie akurat się nie kłócą ani nad
czymś nie dyskutują, stawiasz czytelnika przed faktem dokonanym:
stało się to, Diana poszła tam, wszyscy uciekli przez bramę. O
ile pomysły masz naprawdę interesujące i nawet mimo tych
wszystkich potknięć logicznych byłam ciekawa, co stanie się
dalej, to o budowaniu napięcia nie ma mowy. Zdecydowanie powinnaś
przemyśleć, w jaki sposób przedstawiasz akcję, której tempo jest
praktycznie takie samo: nie ważne, czy bohaterka wykonuje poranną
toaletę czy akurat jest porywana z własnego wesela. Wydaje mi się,
że po prostu nie planujesz, co i w jaki sposób chcesz przedstawić
czytelnikowi, a skupiasz się na realizowaniu ciekawych pomysłów,
które akurat wpadły Ci do głowy. Zupełnie zapominasz przy tym o
jakiejkolwiek kompozycji, a czasem także o kluczowych sprawach –
takich jak imię jednego z głównych bohaterów chociażby, które
zostaje przedstawione mimochodem w którejś ze scen. Nie tylko
wypadałoby nieco zwolnić, kiedy opisujesz jakieś wydarzenia, ale
również zwyczajnie przedstawić ich tło, aby czytelnik był w
stanie cokolwiek sobie wyobrazić; a to, jak wyglądają bohaterowie
i jakiego koloru jest dywan niestety nie zawsze wystarcza.
Postaci nie stworzyłaś
specjalnie dużo i w ich przypadku wielkich zastrzeżeń nie mam; nie jest to przynajmniej największy
problem w Twoim opowiadaniu.
Diana to nieśmiała,
dość przyjemna dziewczyna, która usilnie próbuje uwolnić się od
życia pod kloszem i mimo że nigdy nie ma planu B, to nie jest to
istotne, bo ucieczki i tak jej nie wychodzą z wielu różnych
przyczyn. Z jakiegoś powodu nienawidzi skrzydlatych (tych blond)
elfów i ich rozrywkowego podejścia do życia, ale cały fragment
wygląda tak:
„Od zawsze nienawidziła tych idealnych dziewczyn w krótkich różowych spódniczkach. Nie trawiła ludzi którzy cały dzień
spędzali na zabawach w lesie i na łąkach. Już chciała odjechać,
gdy niespodziewanie blondyna wrzasnęła”, więc nie wiadomo
właściwie dlaczego. Bo są „idealne”, czyli lepsze od niej? Bo
się bawią, a ona nie może? Wydaje mi się też, że „ludzi”
napisałaś z przyzwyczajenia, a chodziło o elfy. Poza tym Diana z
jakiegoś powodu ma wyrzuty sumienia, będąc porwaną ze ślubu,
którego sama od pewnego momentu chciała (!) – to chyba jednak
wina Jacoba, prawda? Zabrzmiało to tak, jakby jej winą było, że
jakiś niezrównoważony psychicznie chłopak się w niej zakochał.
Wspomniany Jacob to z
kolei uosobienie adoratora, który bardzo szybko okazuje się
najgorszą zmorą kobiety. Na początku wydaje się miły i spokojny
– uśmiecha się i broni ukochanej przed jej ojcem, chociaż co
prawda dość nieudolnie, bo Diana i tak dostaje szlaban na chodzenie
do stajni. Wszystkie złe cechy wychodzą z niego dopiero w momencie,
gdy Diana się zaręcza: wtedy maczo zaczyna się rządzić, staje się
ostatnim chamem rzucającym dziewczynami po schodach i nie może
zrozumieć, że wybranka jego serca chce wyjść za kogoś innego,
mimo że jasno dała mu to do zrozumienia. Niestety, Jacob wydaje się nie brać pod uwagę odrzucenia zalotów.
Moją ulubioną postacią
jest jednak król. Olewa córkę, czasem każe ją schwytać, bo nie
lubi, jak długo siedzi poza domem, a w przerwach między paleniem wiosek
(„dla niego ważne sprawy do zrobienia to podbijanie kolejnych
wiosek i zabijanie niewinnych”) przesiaduje na wielkim królewskim
tronie obitym skórą (pewnie elfów, co nie słuchały rozkazów), wydaje polecenia, zarządza szlabany i ogólnie dobrze się bawi. Za
to to jest naprawdę piękne:
„- Nie uważasz, że jestem za młoda
na ślub? - próbowała ratować sytuację. Wiedziała jednak, że
bezskutecznie.
- Oczywiście, że nie.
- Nigdy go nie widziałam.
- No cóż, każdy lubi niespodzianki”.
Lekkie podejście tego elfa do
życia i uczuć własnej córki jest urzekające.
O Syrenie-widmo imieniem
Orsay wiem bardzo niewiele; ponoć to „śliczna rudowłosa
dziewczyna”, ale nadal nie mam pojęcia, jak powinnam sobie ją wyobrazić.
Pomijając już jakiekolwiek szczegóły wyglądu twarzy, czy syreny
w Twoim świecie przypominają bardziej ludzi, czy może elfy? Czy
mają coś z syren, jakie znamy z baśni lub mitologii? Na te pytania
wypadałoby odpowiedzieć, umieszczając nieco dokładniejszy opis i
przedstawiając czytelnikowi tę tajemniczą rasę choć w zarysie. Orsay wydaje mi się dość śmiałą i zaradną dziewczyną, ale nie znam
żadnych motywów jej postępowania; choć z początku zakładałam,
że zdecydowała się pomóc Dianie z dobrego serca i ze względu na
jakąś przyjaźń z Jacobem, który ją o to poprosił, to nie wiem
jak zinterpretować jej ukrywanie się (dlaczego musiała to robić?
Raczej nikt jej nie zauważył, skoro zatrzymała czas, więc czy
ktokolwiek musiał wiedzieć, że im pomagała?) i ten fragment:
„Diana i Orsay siedziały w krzakach czekając na ten moment.
Strażnicy zaraz się zmienią, a wtedy... Wtedy będą wolne”.
Jaką to wolność Orsay musi odzyskiwać i dlaczego?
Jedną z ważnych postaci
jest również książę David, z którym Diana miała wziąć ślub.
Nie został jednak obszernie opisany:
„- Ale to prawda.
Pewnie prędzej czy później bym im zwiała - przez chwilę miała
wrażenie, że David ( bo takie było imię księcia ) spojrzał na
nią jak na jakąś wariatkę, ale trwało to tylko chwilę, bo gdy
znowu na niego spojrzała wyglądał raczej na rozbawionego” –
dokładnie w ten sposób dowiadujemy się, jak ten pan ma na
imię. Wcześniej nie było o tym ani słowa, chociaż to z pozoru
istotna postać i trafił jej się nawet dość dokładny opis
wyglądu, a królewna spędza z nim cały dzień. Bardzo podobne
rozwiązanie zastosowałaś w przypadku Luke’a, wilkołaka, a w tym
samym rozdziale po raz pierwszy posłużyłaś się też linkami do
zdjęć, które mają obrazować ubrania i przedmioty pojawiające
się w opowiadaniu. Mam wrażenie, że chcesz sobie w ten sposób
uprościć pisanie; uwierz mi, to wszystko da się przedstawić
słowami, a do poprzednich rozdziałów można wrócić i dopisać
to, o czym zapomniałaś wspomnieć za pierwszym razem.
Twój styl pisania nie
jest najlepszy, co niestety widać już od pierwszego zetknięcia się
z opowiadaniem. Zdarza Ci się robić błędy ortograficzne,
interpunkcja chwilami szaleje, tekst jest dość niechlujny przez
brak justowania, literówki i różnego rodzaju przypadkowo
postawione znaki. Przypuszczam, że po prostu nie czytasz tego, co
już napisałaś i nie wracasz do poprzednich postów, aby poprawić
niedociągnięcia – na pewno przynajmniej część z nich
wyłapałabyś sama, czytając tekst ponownie po jakimś czasie od
napisania.
Do zapisu dialogów
używasz dywizów (-) zamiast pauzy dialogowej („–” lub „—”),
ale poza tym piszesz je prawie poprawnie – pamiętaj tylko, że gdy
po pauzie opisujesz czynność niezwiązaną z mówieniem („- Odsuń
się - Jacob popchnął je z całej siły”), to po wypowiedzi
należy postawić kropkę. Zauważyłam też, że starasz się
uzyskać polski cudzysłów za pomocą dwóch przecinków i znaku
„"”,
nie jest to jednak w dalszym ciągu najlepsze rozwiązanie. Myślę,
że wiele dałoby pisanie w jakimś edytorze, który od razu
wstawiałby poprawne znaki, takie jak wspomniane cudzysłowy, i
umożliwiłby Ci szybkie poprawki w tekście, np. wyszukanie
wszystkich dywizów i zamianę ich na pauzy.
Nie można również
powiedzieć, żeby tekst czytało się łatwo, bo jest bardzo
niepłynny – a to głównie ze względu na zbyt krótkie zdania
proste, które występują wręcz w większości: „Teraz to Diana
milczała. Może chłopak miał rację. Nie powinni opuszczać ich
świata. Usłyszała za sobą jakiś ruch. Odwróciła się
gwałtownie jednak nic nie zobaczyła. Nie minęło kilka minut, a
znowu usłyszała podobny dźwięk”. Nie ma nawet miejsca na
oddech.
Wydaje mi się, że po
prostu brakuje Ci wprawy, ale nie jestem w stanie zauważyć różnicy
w Twoim stylu pomiędzy nowymi i starymi rozdziałami; mam wręcz
wrażenie, że jest nieco gorzej, ale to najprawdopodobniej przez to,
że zaczęłaś ułatwiać sobie sprawę linkami do zdjęć. Cóż;
masz oryginalne pomysły, ale nie widać jakiejkolwiek pracy włożonej
w tekst.
Chwilami nie mogłam
zrozumieć narracji, jaką stosujesz, ponieważ z pozoru neutralny
wszechwiedzący narrator wtrącał dziwne stwierdzenia: „No jasne.
Jej kochany tatuś musiał już się
zorientować, że uciekła”. „Kochany” to raczej mało
neutralne określenie, a „No jasne” wygląda raczej na myśl,
która pojawiła się w głowie Diany. Takich fragmentów jest
znacznie więcej i radziłabym zdecydować się na konkretnego narratora i zastanowić się, czy wplatanie w tekst dokładnych myśli bohaterki jest potrzebne.
Wypisałam z opowiadania naprawdę sporo błędów wszelkiego rodzaju. Ortograficznych, rzeczowych, interpunkcyjnych... Z tymi ostatnimi masz duży problem o tyle, że gdybym chciała wypisać je wszystkie, przepisałabym połowę tekstu z bloga – o nawet dość podstawowych zasadach, takich jak stawianie przecinka przed „który” i „gdy”, często zapominasz.
Cytaty wklejałam po kolei, zaczynając od pierwszego rozdziału, więc mam nadzieję, że mimo ich ilości nie będziesz mieć większych problemów ze znalezieniem miejsc, w których należy opisane błędy poprawić.
Na samym początku zwrócę jednak uwagę na problem, który może nie pojawia się na samym początku, ale powtarza we wszystkich rozdziałach: księżniczka
to nie to samo co królewna. Księżniczka to córka księcia –
Diana nie ma takiego tytułu, bo urodziła się jako córka króla i
powinnaś nazywać ją „królewną”.
„Dziewczyna nie dbała
jednak o to. Jej jedynym celem było wyjechanie poza granicę” –
albo „za granicę”, albo konkretnie... poza granicę państwa?
Lasu?
„Albo to zrobi albo...
. Usłyszała krzyki straży” – dziwna interpunkcja pomiędzy
tymi zdaniami.
„Chciała przyspieszyć (...) ale koń
ani drgnął” – chciała przyspieszyć, ale koń stał w miejscu?
„Chwyciła uzdę i jak
najszybciej się dało zaciągnęła konia za wysokie drzewo” –
brak przecinka przed „zaciągnęła”.
„- I siedź cicho -
fuknęła przywiązując uzdę do drzewa” – brak przecinka po
„fuknęła”.
„Jeśli szybko czegoś
nie wymyśli zostanie złapana i odprowadzona do zamku ojca” –
brak przecinka po „wymyśli”.
„Teraz pewnie
zastanawiacie się dlaczego uciekała przed strażą” – brak
przecinka przed „dlaczego”.
„Wszystkie czarne
elfy właśnie na to poświęcały większość swojego życia. Diana
nie zaliczała się jednak do ,, wszystkie ". Była córką
króla” – tu dzieją się bardzo dziwne rzeczy z interpunkcją i
gramatyką: pojawiają się dwie spacje przed „czarne”, drugie
„wszystkie” powinno być zamienione na „wszystkich”, a poza
tym, że cudzysłów jest niepoprawny, to jeszcze zawiera jakieś
dziwaczne spacje.
„A jej zadaniem jest
siedzenie w domu i nie wtykanie nosa w nie swoje sprawy” –
„niewtykanie”.
„Nagle coś uderzyło
ją w ramie i runęła w duł” – w dół. Bo na dole.
„Co mogło strącić ją
z drzewa” – jako że to rozważania, przydałby się tutaj znak
zapytania.
„Śliczna, blond włosa
elfka” – blondwłosa.
„Dziewczyna dobrze
wiedziała kim jest nieznajoma” – brak przecinka przed „kim”.
„Gdy tylko blondynka
dojrzała ciemną elfkę od razu do niej podfrunęła” – brak
przecinka po „elfkę”.
„Spytała stając na
ziemi” – po „stając” brakuje przecinka. Myślę, że
odpuszczę sobie wymienianie kolejnych miejsc, gdzie występuje ten
błąd, bo musiałabym cytować co drugie zdanie. Zapamiętaj, że
zdanie rozdzielamy przecinkiem, jeśli występuje w nim imiesłów
przysłówkowy... czyli przed każdym „robiąc” w takim wypadku
należy go postawić.
„Nie trawiła ludzi
którzy cały dzień spędzali na zabawach w lesie i na łąkach” –
brak przecinka przed „który”.
„Wiedziała kto ocalił
jej życie” – brak przecinka po „wiedziała”.
„Tylko jedna osoba
którą znała mogła spowodować ten huk” – brak przecinka przed
„która”.
„- To nie tak Jacob”
– brak przecinka przed „Jacob”.
„Gdybym cię nie lubiła
już bym ci zwiała” – brak przecinka przed „już”.
„- To znaczy, że mnie
lubisz tak?” – przecinek przed „tak”.
„Jedynym którego
znosiła” – brak przecinka przed „który”. I znowu, po prostu
przestanę cytować fragmenty, gdzie brakuje przecinka przed tym
słowem.
„Był w jej wieku co
rzadko się zdarza” – rzadko był w jej wieku? Plus brak
przecinka przed „co”.
„Za zwyczaj posadę
strażnika można zdobyć po ukończeniu osiemnastu lat” –
„zazwyczaj” pisze się razem. Poza tym „można było”, a nie
„można”, bo cały rozdział był w czasie przeszłym.
„- Przykro mi, ale
chyba moim obowiązkiem jest odprowadzenie cię do zamku - westchnął.
- Poważnie?
- Wolisz żeby zrobił to
jeden z tych gburów” – w tym kontekście to pytanie, więc
brakuje znaku zapytania po ostatnim zdaniu. Poza tym brak przecinka
przed „żeby”.
„Miała wyrzuty
sumienia co rzadko się jej zdarzało” – brak przecinka przed
„co”.
„- Sądzisz, że nie
dałabym rady - wyszeptała na tyle głośno by mógł ją usłyszeć”
– brak przecinka przed „by”.
„Zamiast go przeprosić
tylko się na nim wyżywa” – brak przecinka przed „tylko”.
„Gdy wjechali do małej
wioski niedaleko zamku, dziewczyna ze smutkiem spostrzegła, że
wiadomość o jej ucieczce musiała dojść aż tutaj” – aż? Mowa o miejscu położonym naprawdę blisko zamku.
„- Sama się prosisz o
dodatkową nianie, młoda damo” – nianię.
„- Jacob będzie cię
pilnować na zmianę z Thomasem.
Diana westchnęła.
Tomas był jednym ze strażników, którego po prostu nie cierpiała”
– trzy zdania, dwie wersje imienia strażnika.
„- O co chodzi -
spojrzała na ojca” – pomijając zły zapis dialogu, to też
pytanie.
„- Byłem dzisiaj na
uczcie u króla zwyczajnych elfów,Gabriela” – brak spacji po
przecinku.
„Przerwał by zaciągnąć
łyk herbaty” – brak przecinka po „przerwał”, poza tym...
zaciągnąć łyk herbaty?
„- Postanowiliśmy
zawrzeć sojusz ...” – zbędna spacja przed wielokropkiem.
„Dziana siedziała w
swojej komnacie i układała plany alternatywnej ucieczki” –
Diana.
„Szybko wskoczyła pod
miękką kołdrę, udając, że śpi” – wskoczyła, udając sen?
„- Jeśli będziesz mi
tym ustrojstwem świecić po oczach to nigdy nie zasnę” – brak
przecinka przed „to”.
„- I co. Przyszedłeś
zaśpiewać mi kołysankę?
- Ha ha ha -
zaśmiał się z sarkazmem” – dwie spacje po śmiechu.
„Potknęła się i
straciwszy równowagę runęła na kamienne schody” – brak
przecinka przed „runęła”.
„Diana stała przed
wielkim ściennym lustrem i wpatrywała się bezsensownie w swoje
odbicie (…). Jej długie czarne włosy splatała zawsze w luźny
warkocz” – swoje (długie, czarne) włosy...
„- Król kazał mi
przekazać, że suknia ślubna ma być lekko zielonkawa, nie szara -
wydyszał takim tonem jakby była to najważniejsza rzecz na świecie.
Krawcowe westchnęły
cicho i zabrały się do pracy. Po kwadransie wszystko było gotowe”
– chyba nie zaczynały od początku? Wówczas nie skończyłyby w
piętnaście minut; lepiej napisać, że podmieniły sukienkę i
szybko poszło.
„Minęła go na
korytarzu. Nie wiedząc czemu poczuła lekkie ukucie w sercu” –
brak przecinka przed „poczuła”.
„Rano pod jej drzwiami
stały już uzbrojone w cały arsenał kosmetyków krawcowe.
- Nie ma czasu -
powtarzały malując jej paznokcie na żółto i dopinając suknię”
– paznokcie lakierem? Nie spodziewałam się tego w tym świecie.
Poza tym brak przecinka po „powtarzały”.
„Gdy tylko była gotowa
wpakowali ją do karocy” – brak przecinka po „gotowa”.
„Przez całą drogę
wyglądała za okno oglądając mijane lasy” – brak przecinka po
„okno”. Poza tym... wyglądała, oglądając?
„Do ceremonii zostały
dwa dni które miała poświęcić na poznanie nowego męża. Gdy o
tym myślała chciało jej się wymiotować” – brak przecinka
przed „które” i „chciało”.
„Gdy dotarli na miejsce
ku swojemu przerażeniu zobaczyła, że czaka na nią całe miasto”
– brak przecinka przed „ku”. Poza tym „czeka”, a nie
„czaka”.
„Wysiadła powoli
rozglądając się dookoła” – brak przecinka po „wysiadła”.
„Drugi, zdecydowanie
młodszy miał burzę kasztanowych włosów i miły wyraz twarzy” –
brak przecinka przed „miał”.
„Gdy ceremonia
powitalna dobiegła końca Diana zażądała, by zaprowadzili ją do
jej sypialni. Wzięła szybki prysznic i zasnęła praktycznie od
razu” – brakujący przecinek przed „Diana”.
„- Właśnie, uważam,
że nie powinni nami rządzić.
- Powinni pozwolić mi
zostać starą panną - zażartowała gorzko.
- Wcale nie. Nic takiego
nie mówiłem - chłopak poczuł się urażony” – czemu on poczuł
się urażony? Przecież to Diana mogła źle zinterpretować jego
słowa (choć to było powiedziane żartobliwie).
„- Ale to prawda. Pewnie prędzej czy później bym im zwiała - przez chwilę miała wrażenie, że David ( bo takie było imię księcia ) spojrzał na nią jak na jakąś wariatkę” – po „(” i przed „)” nie daje się spacji.
„Teraz jednak, gdy
poznała go lepiej nie wydawał się już najgorszym co mogło ją w
życiu spotkać” – brak przecinka po „lepiej”.
„Gdy wszystko było
gotowe krawcowe przytargały suknię i Diana musiała iść z nimi”
– brak przecinka po „gotowe”.
„Stała na czerwonym
dywanie z rozwianymi czarnymi włosami” – wiemy, że Diana włosy
ma z natury czarne, a ten przymiotnik tu źle brzmi, ponieważ
wygląda to tak, jakby to była jakaś nowość z okazji
uroczystości... albo dywan miał rozwiane włosy.
„David stał na drugim
końcu dywanu pod wielkim plecionym sercem” – sercem? Ale
plecionym z czego?
„Diana już miała
odpowiedzieć gdy nagle poczuła podmuch wiatru koło siebie i jakąś
klejącą maź na uszach” – brak przecinka przed „gdy”.
„Jej spojrzenie padło
na śliczną, rudowłosą dziewczynę i wiedziała już wszystko.
Nieznajoma śpiewała. Diana znała tą piosenkę. Była smutna. Jej
słowa przyprawiały o dreszcze. Dziewczyna poczuła, że do oczu
napływają jej łzy” – brzmi to tak, jakby to ruda zaczęła
płakać, choć z kontekstu wynika, że to Diana.
„Ruszyli galopem co
utrudniały im rosnące gęsto drzewa. (…)
Pędzili chyba przez godzinę bez przerwy, aż wreszcie Jacob
zdecydował, że tymczasowo zatrzymają się w małej, ciasnej
jaskini” –konie nie byłyby w stanie galopować przez godzinę,
chyba że to jakieś elfie mutanty; znowu jeśli poruszali się wolniej, to
nie oddalili się za daleko. Brakuje też przecinka przed „co”.
Nasi bohaterowie przywiązali konie koło groty, schowali się, a strażnicy przejechali obok i nie zauważyli. Co tam jakieś konie z siodłami, nic specjalnego.
Nasi bohaterowie przywiązali konie koło groty, schowali się, a strażnicy przejechali obok i nie zauważyli. Co tam jakieś konie z siodłami, nic specjalnego.
„- Co to” – kolejne
pytanie bez znaku zapytania.
„- Dosko” – O OO O I DOSKO SIĘ CZUJĘ! I WSZYSTKO KAPUJĘ!
„Gdy dotarła do celu obok niej pojawiała się nagle Orsay” – brak przecinka przed „obok”.
„- Co się stało -
Jacob wyglądał na zdezorientowanego” – brak znaku zapytania po
pytaniu...
„- O co chodzi? Jaki
znowu Mur? - czarnowłosa wpatrywała się w obojgu wielkimi oczami”
– przypatrywała się obojgu albo wpatrywała się w oboje. Poza
tym „czarnowłosa” to bardzo zły zamiennik imienia bohaterki.
„Wystarczy by otworzyć
wrota” – brak przecinka po „by”.
„- Powiedz mi proszę
ile już razy twoje proroctwo zawiodło?” – brak przecinka przed
„ile”.
„- Jeśli mamy
jakiekolwiek szanse warto spróbować” – brak przecinka przed
„warto”.
„Poco to odwlekać?” – „po co” oddzielnie.
„- To na co jeszcze
czekasz” – kolejny brak znaku zapytania.
„Ładuj się na konia i
jedz na śmierć” – jedź.
„- Jeśli chcesz
Jacobie Brown skończyć w lochu mojego ojca to twoje marzenie
niebawem się spełni” – brak przecinka przed i po „Jacobie
Brown”.
Okazuje się, że strażnicy zmieniają się co godzinę, więc łatwo będzie przejść na drugą stronę. Na zmianę potrzebne im dwie minuty. Boże, dlaczego ich nikt nie zwolnił?
„Nie patrząc za siebie ruszyła za syreną” – brak przecinka przed „ruszyła”.
Okazuje się, że strażnicy zmieniają się co godzinę, więc łatwo będzie przejść na drugą stronę. Na zmianę potrzebne im dwie minuty. Boże, dlaczego ich nikt nie zwolnił?
„Nie patrząc za siebie ruszyła za syreną” – brak przecinka przed „ruszyła”.
„Orsay szła na czele
kompani” – kompanii.
„Mówiła, że wie co
robi” – brak przecinka przed „co”.
„- Nie marudź tylko
się pospiesz” – brak przecinka przed „tylko”.
„- Pobudka królewiczu”
– brak przecinka między wyrazami.
„Gdy wreszcie dotarła
na szczyt, ujrzała to co tak zaniepokoiło Orsay” – brak
przecinka przed „co”.
„- Zemdlałaś gdy
Orsay zaczęła śpiewać” – brak przecinka przed „gdy”.
„Diana spodziewała
się, że Jacob nie zrozumie o kogo jej chodzi” – brak przecinka
przed „o kogo”.
„Może wie gdzie
jesteśmy” – brak przecinka przed „gdy”.
„Drzewa rosy gęsto” – rosły.
„Odwróciła się napięcie” – na. Pięcie. Nie „napięcie”.
„Oczywiście Orsay musiała go najpierw związać. Jacob mierzył bestie uważnym spojrzeniem” – przez brak „ę” okazuje się, że Orsay i wilkołak to bestie.
„Konie zostawili przy bramie w nadziej, że strażnicy je znajdą” – nadziei.
„Diana miała na sobie zieloną suknię w liścia” – w liścia?
„Drzewa rosy gęsto” – rosły.
„Po dziesięciu minutach marszu, wyszli na leśną drużkę” – weszli na druhnę? „Dróżka” przez ó, bo drOga.
„Wilkołak podszedł do pierwszej lepszej pułki i wybrał krótką sukienkę galaxy <tutaj>” – półki (to akurat jest wyraz nieodmienny). Poza tym oczywiście nikt nie zwraca uwagi na ich wygląd w tym momencie; co tam, że nie są raczej zwyczajnie ubrani, a Jacob może nawet ma zbroję.
Twojemu opowiadaniu brak przede wszystkim jakiegoś planu i sensownej konstrukcji, bo odnoszę wrażenie, że składa się wyłącznie z akcji, w dodatku nie do końca przemyślanej. Mimo zaskakujących momentów i interesujących wątków ciężko mówić o jakimkolwiek napięciu. Wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko i na tym ucierpiała przede wszystkim kreacja świata, jakbyś nie znalazła czasu na przedstawienie go czytelnikowi, chcąc jak najszybciej przejść do ciekawej akcji. Brakuje dokładnych opisów, a szereg błędów wszelkiego rodzaju zwyczajnie utrudnia i zniechęca do czytania.
Mam nadzieję, że nie przejmiesz się krytyką i skorzystasz z moich rad. Brakuje Ci po prostu doświadczenia w pisaniu i to zwyczajnie widać, tak samo jak bałagan w tekście i małe zaangażowanie. Jeśli tylko będziesz chciała się rozwijać, na pewno uda Ci się pisać dobre teksty dzięki wyobraźni, bo Twoje poczucie humoru i pomysły naprawdę mnie zaskakiwały.
Błędy ortograficzne, językowe i logiczne, brak spójności i jakiegokolwiek przedstawienia świata niestety nie pozwalają mi na wystawienie wyższej oceny, bo nie byłoby to niczym uzasadnione; a szkoda, bo mimo wszystko czytało mi się przyjemnie... i jakoś tak czuję po tej lekturze pełnię pozytywnych emocji. Potraktuj tę ocenę jako jedynkę z plusem.
Mam nadzieję, że nie przejmiesz się krytyką i skorzystasz z moich rad. Brakuje Ci po prostu doświadczenia w pisaniu i to zwyczajnie widać, tak samo jak bałagan w tekście i małe zaangażowanie. Jeśli tylko będziesz chciała się rozwijać, na pewno uda Ci się pisać dobre teksty dzięki wyobraźni, bo Twoje poczucie humoru i pomysły naprawdę mnie zaskakiwały.
Błędy ortograficzne, językowe i logiczne, brak spójności i jakiegokolwiek przedstawienia świata niestety nie pozwalają mi na wystawienie wyższej oceny, bo nie byłoby to niczym uzasadnione; a szkoda, bo mimo wszystko czytało mi się przyjemnie... i jakoś tak czuję po tej lekturze pełnię pozytywnych emocji. Potraktuj tę ocenę jako jedynkę z plusem.
***
Przewidywania Claudinelli potwierdziły się – Diana Landris okazała się ciepłą i miłą osobą, ale sposób, w jaki mówiła o popełnionych przestępstwach i żartach, które robiła strażnikom więziennym, nie wskazywał na to, aby była faktycznie zresocjalizowana. Kiedy przyciszonym głosem poinformowała pracownicę, że zdołała dokładnie zaplanować ucieczkę, nie pozostawiła jej wyboru.– Dobrze, wiem już wszystko – zaczęła kucharka. – Niestety, ale to, co mówisz, nie pozostawia mi innych możliwości i jestem zmuszona odrzucić twój wniosek.
– Dosko. – Więźniarka skrzyżowała ręce i obrażona popatrzyła gdzieś za okno.
– Ale nie martw się! Zrobiłaś na mnie dobre wrażenie i chociaż rzeczywiście na twoich aktach pojawi się widoczny napis „bez szans”, to załatwię Ci możliwość napisania kolejnego wniosku po kilku miesiącach. – Puściła oczko do więźniarki i uśmiechnęła się ciepło.
***
Claudinella była lekko przybita tym, że pierwszy raz w swojej karierze wystawiła tak niską ocenę i długo nie opuszczała swojego gabinetu, siedząc w zamyśleniu i obejmując dodo za szyję. Z zadumy nad życiem wyrwała ją dopiero myśl, że niebawem odbędzie kolejną rozmowę; o kobiecie, z którą miała się spotkać, usłyszała wiele od innych wieźniarek, ale najbardziej zaciekawiła ją informacja, że to prawdziwa miłośniczka kolumn. Ale super!
Ojej, to już po rocznicy od zgłoszenia się przeze mnie na Gaola? Jak ten czas leci... :o To nie jest popędzanie, serio, wiem, jak to jest i w życiu, i w ocenianiu, tak tylko zauważam upływ czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło załogę i najlepszego w Nowym Roku! ^^
Och, Chiyo, mogłabym przepraszać Cię godzinami, ale to nie zmieni faktu, iż nawaliłam. Nie chcę niczego obiecywać, ponieważ na razie wiele rzeczy stoi pod znakiem zapytania. Planowałam wystawić ocenę w styczniu, ale muszę poprawić semestr, więc sądzę, że pojawi się ona najwcześniej w lutym. Na chwilę obecną mogę zapewnić, iż będzie to najdłuższa ocena w historii Gaola, o.
UsuńIdariale! Tak długo się nie odzywałaś, byłam pewna, że nie żyjesz. Trzeba aktualizować kolejki, a więźniowie się buntują i mają pretensje, że są zamrożeni.
UsuńJaka była do tej pory najdłuższa ocena na Gaolu? Zamierzasz pobić moje 10864 słowa w ocenie trzymaj-mnie? ;)
Żyję, żyję! Chociaż sylwester ze studentami to bardzo ryzykowne posunięcie. Dopiero niedawno wróciłam z Krakowa do domu. Już lecę wszystko uzupełniać!
UsuńKochanie, ocena pierwszych dziewięciu postów Sukcesji (ogólnie jest czterdzieści) zajęła mi ponad 4000 słów (dokładnie 4449) :P Ciekawe czy dobiję do 20 000... *myśli*
Idariale, broń Boże Cię nie winię, nie poganiam ani nie zmuszam do jakichkolwiek obietnic! Jak powiedziałam, wiem, jak to jest i w życiu, i w ocenianiu (a także tym, jak się te dwa potrafią ze sobą łączyć lub nie) i zazwyczaj są ważniejsze rzeczy niż blogaski. Zatem nie obiecuj ani się nie spiesz się - mój komentarz naprawdę był bardziej głośnym myśleniem, że ojej, to już rok, podczas gdy sama nie bardzo czuję, kiedy on minął. Mam wrażenie, jakby ostatni styczeń był co najwyżej dwa miesiące temu, nie dwanaście. :o
UsuńPS
UsuńJeśli znajdziesz w Sukcesji aż tyle, by dobić do 20tyś słów, to schylę przed Tobą głowę tak nisko, jak tylko się da (to byłaby ocena równa niewiele ponad jednej piątej samego ocenianego dzieła!). ;)
Ja wiem, mimo wszystko czuję się trochę winna, ponieważ odwlekałam ocenę Sukcesji, by na Gaolu pojawiały się jakiekolwiek wyroki (w efekcie wystawiałam je wszystkim blogom, tylko nie Twojemu, humpf...). Jakby nie patrzył, Sukcesja to powieść i chciałabym podejść do niej... hm, jak najprofesjonalniej? W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, jak to nazwać, to słowo poniekąd pasuje.
UsuńOjej, toś mi teraz dała wyzwanie! Chętnie spróbuję :3 Jak na razie mam sporo do powiedzenia, zarówno do wychwalenia, jak i do zganienia.
Ciekawi mnie tylko, jak długo moja biedna beta będzie to sprawdzała ^-^'
...nienawidzę cię xD
Usuń@Idariale, wiem, co masz na myśli. A bo mnie się nie zdarzało robić czegoś podobnego ? (Notabene, między innymi tak działo się właśnie z "Legendą Sennarille", dopóki nie uznałam, że dość tego, co się odwlecze, to nie uciecze). Nie mogę pierwsza rzucić kamieniem i nawet nie zamierzam. Mogę Ci tylko życzyć, że jak już znajdziesz chwilę, żeby powrócić do oceniania Sukcesji, to pójdzie Ci to jak najbardziej gładko. :)
Usuń@Nearyh, za co? Za to że zamknęłam się w niewiele ponad 90tyś słowach? Ty, jak widać, masz więcej do opowiedzenia - i szczerze, to nie życzę dojścia do momentu, w którym pisanie dzieła przestaje sprawiać frajdę i staje się tylko poczuciem obowiązku. ;D
@Nearyh, Ja Ciebie też <3
Usuń@Chiyo, Kiszka to właśnie moja beta xD Prawdopodobnie dlatego mnie nienawidzi, hm, nie dziwię się. A jeśli chodzi o Sukcesję: o, ja piszę ocenę. Wróciłam do niej na jesieni i teraz małymi kroczkami idę do przodu, jednakże staram się coraz bardziej zwiększać tempo pracy. Gdyby tylko nie jedynka z fizyki oraz matmy na semestr. Kocham przedmioty ścisłe...
Najpierw te jedynki popraw, potem myśl o ocenianiu. Bo jeszcze w ogóle zostaniesz odcięta od Internetów i co wtedy? ;>
UsuńMatematyka jest fajna! :D lubię matmę, a fizykę trzeba... przetrawić XD
UsuńDziękuję za sprawiedliwą ocenę i za poświęcenie czasu na moje opowiadanie. Poprawię błędy i postaram się ich nie popełniać :). Gdy wszystko "naprawię" zgłoszę się ponownie ;).
OdpowiedzUsuńOczywiście za te kilka miesięcy :).
UsuńCieszę się, że ocena się przydała. Nowy szablon jest ładniejszy i moim zdaniem dużo bardziej pasuje do opowiadania :)
UsuńZasada jest taka, że zgłosić się ponownie można po trzech miesiącach niezależnie od uzyskanej oceny – to jednak nie do końca grało ze stroną fabularną i tym całym „bez szans”, bo teoretycznie wniosków można składać do woli. Pozdrawiam!
Odpowiedź dla Claudinelli - cóż, chciałabym wiedzieć, jak moje opowiadanie odbierze ktoś, kto właśnie pierwowzoru nie zna, więc jeśli to dla Ciebie nie problem, to jednak prosiłabym o ocenę. Mogę jednak oczywiście przenieść się do innej Oceniającej lub poczekać w wolnej kolejce. :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, nie prowadzimy współpracy z innymi ocenialniami. Od tego jest Katalog Ocenialni.
OdpowiedzUsuńWitaj, Nersi! Przybywam z betowania, by poprosić o Twoją opinię na temat współpracy z April Rove - dziewczę skończyło dziś swój okres próbny i szykuję jego wynik. Opinię prześlij w przeciągu dziesięciu dni na mojego maila: fufikomanka@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję oraz pozdrawiam!
Wysłałam, ale obawiam się, że raczej nie pomogę ;)
UsuńTak, tak! Dalej proszę o ocenę mojego bloga ;) Dodaję rozdziały rzadko, ale jednak ciągle piszę, więc nie masz co się martwić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D