Nersi czytała właśnie niezwykle
wciągającą lekturę (nie oszukujmy się, chodzi o Makbeta), kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Uniosła lekko
głowę i spojrzała zrezygnowana na biurko – dzieliło ją od niego kilka kroków,
jednak zbyt dobrze siedziało jej się na wielkiej niebieskiej poduszce, żeby
teraz ją opuszczać. Wzruszyła ramionami, powracając do lektury.
Ignorowała komórkę przez dłuższą
chwilę. Po jednym zakończonym połączeniu nastała cisza. Nie trwała jednak zbyt
długo. Już kilka minut później ponownie rozbrzmiał refren piosenki Only Girl Rihanny, a ona nie potrafiła
skupić się na czytaniu. Odłożyła książkę na bok i wściekła ruszyła w stronę
biurka.
- Tak słucham?
- Dzień dobry, tutaj obsługa
klienta T-Mobile. Mamy dla Pani nową ofertę promocyjną…
Stłumiła soczyste przekleństwo
wymierzone w panią z obsługi klienta, i jednym, bardzo przydatnym przyciskiem,
zakończyła rozmowę.
Usiadła przy biurku, rzucając
krótkie spojrzenie na otwartą książkę.
- Pozwól, że Cię zdradzę
Williamie.
Oskarżająca: Nersi
Oskarżony: saga-echo
Pierwsze wrażenie
Przyznam, że bardzo chciałam
ocenić tego bloga. Sama nie wiem, dlaczego, ale od samego początku bardzo
interesował mnie adres. Ma w sobie coś takiego, co mnie intryguje, zachęca do
wejścia na niego. Jeśli mam być szczera – nie mam bladego pojęcia, skąd w ogóle
mi się to wzięło.
Saga daje do zrozumienia, iż w
zamierzeniu autora, blog ma się składać z kilku „części”. Tak jak Harry Potter ma siedem kolejnych tomów –
saga-echo zapowiada się być taką właśnie serią. Natomiast nie potrafię zgadnąć,
skąd wzięło się to echo? Może to jest
właśnie powodem dziwnego zainteresowania całym opowiadaniem. Ta niepewność
związana z adresem. Ten brak jakiegokolwiek porównania, przez co wydaje mi się
być wyjątkowy, niepowtarzalny.
Jest krótki, bardzo szybko się go
zapamiętuje i pozostaje w pamięci czytelnika. W trzech słowach – podoba mi się.
Muszę jednak trochę dłużej pojęczeć
na temat belki. Ostatnio bardzo często miewam sytuacje, w których lubię szukać
minusów zamiast plusów. Niestety – tak, niestety – taka chwila właśnie się
pojawiła.
To, co rzuciło mi się w oczy – to
jest Twój cytat? Nie ma podanego autora, przez co nie jestem w stanie
stwierdzić bardzo ważnej rzeczy – czy jest puentą opowiadania, jaki związek
mają te słowa z treścią, którą przeczytam na blogu? Brakuje mi właśnie takiego
odnośnika do fabuły. Jeśli faktycznie ten cytat obrazuje w jakiś sposób sens
życia głównego bohatera, jego samego czy po prostu historii – nie wiem, jak
bardzo samodzielny jesteś pod tym względem. Jeżeli jest to zdanie powstałe w
Twojej głowie, radziłabym to jednak zaznaczyć tym cudzysłowem i podkreślić, że
jesteś autorem.
Sam sens jest ujmujący. Nie
zachwycił mnie, mogłam spodziewać się czegoś więcej po zaintrygowaniu przez
adres, ale nie jest źle. Mam tylko problem z samym ocenieniem ewentualnego
znaczenia, ponieważ przez brak autora nie mogę opisywać tak, jakbym miała
krytykować lub pochwalać Ciebie samego. Więc skończę na tym, iż fajna jest
konstrukcja samego cytatu, ale nie powala mnie.
6/10
Ubiór więźnia
Idąc od góry.
Pasek nawigacyjny ustawiony na
przeźroczysty, dzięki czemu ładnie wkomponowuje się w tło zewnętrzne. Niby taki
prosty zabieg, ale obowiązkowy.
Nagłówek – fajny jest, nie
powiem. Kolory bardzo mi się podobają. Fiolet i coś pomiędzy złotem a zielenią
(przynajmniej tak pokazuje mi się na telefonie), odpowiednio do siebie dobrane.
Takie odcienie kojarzą mi się z jedną z akcji do Photoshopa, która nigdy nie
chce mi działać. Dobrze, że się ze sobą nie gryzą.
Widzę księżyc, Kellana Lutza,
dużego strasznego wilka, jakiś budynek w tle, fragment pokoju… Wydawałoby się,
że jest tego za dużo, chaotyczne, niepasujące do siebie obrazki, ale wszystko
jest idealnie zestawione, w oczy rzuca się aktor (tutaj przedstawienie głównego
bohatera, przynajmniej ja tak myślę), księżyc i po bardziej wnikliwym
wpatrzeniu się – wilk. Reszta jest w zbliżonych do siebie kolorach, wpadających
w prawą stronę nagłówka. Dzięki temu nie ma natłoku elementów, grafika sprawia
wrażenie lekkiej, przemyślanej, dopasowanej. Wtapianie się poszczególnych
krawędzi zdjęć wyszło bardzo dobrze, Kellan idealnie „wycięty” – nie mam się
właściwie czego tutaj przyczepić.
Podoba mi się to, iż zaznaczyłeś
na blogu czyjego autorstwa jest nagłówek. W tym przypadku czułam się, jakbym
oceniała dzieło wspomnianej dziewczyny, ale możesz jej przekazać, że jestem
zauroczona tą pracą.
Teraz elementy, które zależą
tylko od Ciebie.
Tło zewnętrzne ma identyczny
odcień, co przewodni kolor nagłówka.
Mam tylko wrażenie, iż do tego
obrazka pasuje cały szablon, a nie taki minimalistyczny wygląd reszty bloga. To
się ze sobą gryzie, spotkanie takich dwóch światów. Grafika jest ambitna,
ciekawa, taka magiczna. Przesuwając jednak w dół wszystko się zmienia. Tak
jakbyś wstawił sam nagłówek z jakiegoś gotowego szablonu, bo nie wiedział, co
trzeba zrobić z resztą. Myślę, że sama zamiana tych dwóch odcieni byłaby
odpowiedniejsza. Nie wiem, na ile takie zmiany będą wyglądać wizualnie, ale ja
bym ustawiła to na odwrót. Ciemnofioletowy jako tło wewnętrzne, dzięki czemu górna
grafika wpadałaby bezpośrednio pod
ten kolor, który towarzyszy czytelnikowi przez cały okres czasu czytania tekstu
będącego na blogu. Natomiast ten delikatny róż widoczny teraz albo wstawiłabym
do tła zewnętrznego, albo całkowicie zlikwidowała i pozostawiła tylko tekst w
tym kolorze. Tak, ta druga opcja mi samej się bardziej podoba. Wtedy nie byłoby
takiego minimalizmu widocznego niżej nagłówka, ponieważ pasowałby on do jego
dolnej części.
Estetyka jak najbardziej
zachowana, nic nie wychodzi poza ustalone ramy, jest przejrzyście. Ważnym
punktem okazuje się być również czcionka. U Ciebie na blogu jest świetnie
widoczna, czytelna i nie gryzie się w żaden sposób z resztą kolorystyki.
Podchodzi pod tło zewnętrzne, co odpowiednio wygląda, chociaż, jak wspomniałam
wcześniej, lekko zmodyfikowałabym układ kolorów na stronie.
7/10
Przesłuchanie
Prolog
Bardzo podoba mi się wstęp do
opowiadania. Słowa Paula Coelho mają być puentą historii, zobrazowaniem jej w
tych zdaniach. Ciekawy sposób na zainteresowanie czytelnika.
Prolog jest krótki, ale fajnie
zbudowany. Zadawanie pytań, ściśle powiązanych z treścią słów Coelha oraz
odpowiedzi udzielane raz w pierwszej osobie liczby pojedynczej, raz w mnogiej –
nie powiem, gdyż jest to dość interesująca forma skonstruowania treści.
Pod względem sensu również mi
odpowiada. Wszystko kręci się wokół myśli autora, narrator zanurza się w
głębinach drugiego dna i w końcu dochodzi do banalnego, logicznego oraz znanego
od początku wniosku – Ale zanim do tego
dojdzie, najpierw musimy umrzeć.
Rozdział 1
Już po pierwszym zdaniu widzę, że
opowiadanie pisane jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Nie jestem
zadowolona, gdyż popieram historie fabularne pisane z perspektywy różnych
bohaterów. Mamy wtedy taki trójwymiar,
możemy poczuć więcej emocji, niż tylko te głównej postaci, która jest zarazem
narratorem. Aczkolwiek jest to wybór autora, więc niech będzie.
Mam wrażenie, że pierwsze
fragmenty zaczynają obrazować naszego bohatera w taki prosty sposób. Spóźnia
się na najważniejszy egzamin w jego życiu, co normalnie zdarza się bardzo
rzadko, a jednak tutaj wprowadza do całego opowiadania. Wpada na dziewczynę
(oczywiście musiała być to dziewczyna *wzdycha*), a ona z politowaniem
informuje go o tym, iż test, na który tak strasznie się śpieszy, zaczyna się
dopiero za pół godziny. Rozgrywa się tam jakaś krótka rozmowa. Napomknę tylko o
dobrym zbudowaniu tego dialogu. Słowa się uzupełniają, wypowiedzi łączą się w
spójną całość, bohaterowie (Matt i Susie) zachowują się naturalnie, te ich
reakcje na banalne bodźce nie są, jak na razie, wymuszone.
Nie wiem, czy jednak ten
króciutki fragmencik o tym, że Matt nie zauważył odejścia swojego przyjaciela,
podczas ich powrotu do domu, jest odpowiedni. Wątpię, czy najlepszy kumpel nie
powiedziałby słowa cześć na pożegnanie,
a zaabsorbowanie głównego bohatera matematyką byłoby na tyle duże, iż by tego
nie dosłyszał (jeśli w ogóle przyjaciel się z nim pożegnał).
Nie podoba mi się rozmowa
rodziców z Mattem. Pytania jego ojca, nawet jeśli postrzegane przez samego
chłopaka jako głupie, naprawdę były nielogiczne. Ten pozbawiony jakichkolwiek
uczuć dialog można było napisać trochę inaczej. Jest drętwy, przeczytałam go
bez mrugnięcia okiem, tak naprawdę opisy wtrącone pomiędzy kolejne myślniki
tekstu do mnie nie docierały. Dziwny fragment.
Poznał jakąś Sam… Mam nadzieję,
że ta dziewczyna pojawi się w późniejszych rozdziałach.
Opis tego biegu był istnie
wyczerpujący i prawdziwy. Naprawdę można było poczuć się, jakby samemu biegło,
co działa na plus w opowiadaniu. Dziwny jest ten przypływ adrenaliny,
przeczuwam, że będzie on mieć jakiś związek z późniejszym rozwinięciem akcji.
Śmierć Adama była dla mnie dużym
zaskoczeniem, chociaż można zacząć się domyślać, co będzie jednym z wątków tej
historii. Taka układanka, w której elementy z minuty na minutę coraz bardziej
zaczynają do siebie pasować.
Na ten moment ilość akcji,
informacji – jest wystarczająca. Dialogów nie brakowało, jedne lepsze, drugie
gorsze, ale są nawet dobrze zbudowane. Troszkę mało tych typowych opisów: otoczenia,
wyglądu osób dookoła niego (chodzi mi o Susie i Stevena), brakowało mi również
jakiejś obszerniej opisanej relacji syn-rodzice i ogólnie - uczuć. Tego jest
mało. Aczkolwiek świetnie scharakteryzowane czynności wykonywane przez Matta,
ruchy jego ciała, szczegółowo rozbudowany fragment biegu czy zderzenia z Susie.
Co oczekuję od następnego
rozdziału? Wyjaśnienia sprawy z tą jego internetową koleżanką, ponieważ jak na
razie jest to fragment niepotrzebny, dlatego właśnie potrzebuję szerszego
rozpatrzenia wątku. Nie chciałabym jednak końcowej wersji tej niepewności
związanej ze śmiercią jego kolegi, ponieważ zbyt szybkie wytłumaczenie tego
wpłynie niekorzystnie na fabułę.
Rozdział 2
Rozdział rozpoczyna opis zawodów,
jakie wykonują rodzice Steve’a. Występuje również takie porównanie tej dwójki
do ojca oraz matki głównego bohatera, przez co możemy zauważyć dość niechętny
stosunek syna do swoich opiekunów.
Mogę przeczytać również opinię
Matta dotyczącą zmian w ludziach, którą mamy przedstawioną na przykładzie
wiecznie nietrzeźwego ojca Adama. To jest chyba jedno z pierwszych rozmyślań,
które faktycznie obrazują z jakiś sposób bohatera i jego życie refleksyjne.
Dalej czytamy krótki opis
ceremonii pogrzebowej, myśli Matta dotyczące jego złości skierowanej w stronę
Adama… Nie podoba mi się jednak fakt, iż główny bohater zaczął myśleć o jakiś
nadnaturalnych mocach. Według mnie to może spaprać rozwijanie się akcji. Poza tym magia? Matt żyje w normalnym,
pozbawionym fantastycznych zjawisk świecie (jeszcze), w którym, w tym momencie
fabuły, nie może istnieć coś takiego,
jak jakieś psychiczne czarodziejskie zdolności. To nie jest jeszcze moment
wytłumaczenia tej historii – jesteśmy dopiero przy drugim rozdziale. Normalny
człowiek, na miejscu Matta, nie myślałby w takiej chwili (ginie jego kumpel) o
magii, którą być może w sobie posiada.
Uhu, będzie impreza. Mam
nadzieję, że wydarzy się na niej coś ciekawego.
Idealnie rozplanowany rozdział,
chociaż na początku może wydawać się nudny, bo nic się nie dzieje. Na szczęście
końcowy fragment – moment spotkania z tajemniczym wilkiem – utrzymał to
fantastyczne uczucie niepewności związanej z tym, co może dalej się wydarzyć.
Podsumowując: podobał mi się. Co
prawda na początku niewiele się dzieje, ale długość tekstu nie jest na tyle
duża, aby czytelnik się zniechęcił. Przeważają opisy – fajnie ujęte, nie są
zbyt ciężkie do czytania, jednak
urozmaicone wieloma ciekawszymi słowami.
Rozdział 3
Podobają mi się te trudne relacje
pomiędzy Mattem a rodzicami (tutaj matką). Podczas czytania brzmiało to bardzo
naturalnie, nic nie było naciągane. Nawet to uderzenie własnego syna było w tym
przypadku reakcją całkiem normalną (o ile czymś normalnym można nazwać bicie własnych dzieci). Ja jednak nie
uważam, żeby przegiął. Pyskował, to fakt, ale powiedział prawdę. Czyż nie ma
nic ważniejszego od mówienia tego, co naprawdę się czuje i myśli? *O Ironio!*
Drugą częścią rozdziału jest dość
rozbudowany dialog Steve’a i Matta, a w następstwie ich rozmowy – zagadanie do
Sue, co ściśle wiąże się z tematem rozpoczętym przez najlepszego kumpla
głównego bohatera.
Jeśli chodzi o ten pierwszy –
temat jak najbardziej naturalny; rozmawiają o imprezie, Steve mówi
przyjacielowi, co wydarzyło się na jakiejś tam poprzedniej zabawie młodych ludzi, zaczynają poruszać sprawę partnerki Matta –
której nie ma, tak dla ścisłości.
Sens rozmowy, opisy towarzyszące,
reakcje bohaterów (te nakreślone przez autora) – są w porządku. Mam tylko
wrażenie, że ten dialog jest taki… drętwy. Użyłam już tego słowa wcześniej,
wiem, ale ono obrazuje to, jak wyglądają niektóre fragmenty (nieliczne).
Posługują się zbyt idealnymi zdaniami
– jak na dwójkę przyjaciół z liceum – Steve używa dość nietypowych słów, które
w rzeczywistości są raczej trudne do usłyszenia w konwersacji kumpli (podkreślając
fakt, iż dotyczy ona imprezy i dziewczyn). „Wziąłeś to na opacznie”, „Wszak to
teraz najmniej istotne”, „w stanie względnej nietrzeźwości”, „pralinki w
afekcie”… To bardzo fajnie brzmi, gdy czyta się tekst; takie urozmaicenia
językowe. Jednak, czy na pewno brzmi to naturalnie? Czy to jest na tyle
logiczne, że usłyszeć to można na szkolnym korytarzu w XXI wieku? Może
przesadzam, ale jest to jeden z powodów, dlaczego ten dialog wydaje mi się być
sztywny.
Jest on również pozbawiony
głębszych emocji. To, co powiedział Steve, opisując kumplowi, co się wydarzyło
na tamtej imprezie, powinno być dość zaskakujące, śmieszne, chamskie, ale
ciekawe. To jest nakreślone przez Ciebie, jako odczucie Matta, ale JA tego nie
czułam. Moja osoba – będąca w tym przypadku uosobieniem wymagającego czytelnika
– nie czuła żadnego rozbawienia, zaskoczenia – nic.
Aczkolwiek, jak dla mnie, głównym
powodem sztywności tego dialogu jest
brak odczuwanej sympatii dwóch głównych bohaterów. To są przyjaciele, oni
powinni ze sobą żartować, sprzeczać się – widzę to, ale tylko słowami. Tak
jakby prowadzili tą rozmowę od niechcenia, jakby się nie lubili, jakby ktoś
zmusił ich do konwersacji.
Czyli – pod względem językowym,
stylistycznych, ułożeniem zdań i ich sensu – porządek jest zachowany. Jednak
brakuje mi tutaj tej iskierki, która pokolorowałaby ten szary dialog na różne
odcienie tęczy.
Natomiast druga rozmowa –
Sue&Matt – ja nie wiem, jak ty to robisz, ale potrafiłeś wstawić tak drętwy
dialog (Steve&Matt) pomiędzy dwa naprawdę fajne elementy – opis relacji
matki i syna, i wynikającą z tego sytuację oraz konwersację dziewczyny i
chłopaka, która jest… Bardzo dobra. Tutaj czułam zażenowanie bohaterów, pewność
siebie Sue, zakłopotanie Matta… wszystko! Nie wiem dlaczego jedne dialogi
wychodzą Ci beznadziejnie, a chwilę później można przeczytać naturalną,
naszpikowaną prostymi emocjami rozmowę, która nadaje opowiadaniu fajny, banalny
sens.
Na tle bogatych, ambitnych
relacji Matta z innymi postaciami, ta jedna – Steve&Matt – jest najgorsza,
najnudniejsza, najmniej naturalna. Ona mi się nie podoba. Natomiast inne – są
rewelacyjne, trudne, ale ciekawe.
Rozdział 4
Impreza! Odkąd tylko zaczęło się
poruszanie tego tematu, to byłam pewna, że coś się na niej wydarzy.
Podejrzewałam jakiś kolejny zgon, ale wyszedłeś naprzeciw moim oczekiwaniom i
fabuła okazała się nie być aż tak przewidywalna. Za to jest plusik.
Najlepszy rozdział, jaki miałam
przyjemność przeczytać na tym blogu. Ten punkt kulminacyjny postu nie znajdował
się na samym końcu, dzięki czemu mogłam przeczytać od razu wnioski i odczucia
bohatera po przeżyciu tego spotkania trzeciego stopnia z wilkiem. Na dodatek
ciągle coś się dzieje, nie jest nudno, a wszystko układa się w całość.
Susie jest wilkołakiem? (Musiałam
;]).
Rozdziały, które piszesz, nie są
zbyt długie, dzięki czemu pozbawione są zbędnych
opisów i sytuacji. Akcja wydaje się być wartka, momentami się urywa, ale w
każdym poście jest coś ważnego. Także długość i względna zawartość mi
odpowiada.
Po czterech rozdziałach nie
dowiadujemy się wszystkiego. Fabuła ciągnie się jak guma balonowa, a końca
nowości nie widać. Ciekawie to rozgrywasz, możemy przeczytać o błahych
sytuacjach, pierwotnie nie związanych z tym głównym motywem. Potem jednak
tworzysz coś, co ma związek z poprzednimi fragmentami – prowadzi to do wrażenia
spójności tekstu. Nie mogę na razie napisać nic więcej, bo nie mam nawet
potwierdzonych informacji o wilkołactwie Susie czy Matta (tak twierdzę). W
każdym bądź razie – rozgrywaj to nadal według tego swojego planu, bo jak na razie
wydaje się być idealny.
Tych bardziej rozbudowanych
opisów uczuć Matta nadal mi brakuje. Opowiadanie jest pisane w narracji
pierwszoosobowej. Wybór trudniejszy, ponieważ mamy tylko jedną perspektywę
zaistniałych wydarzeń. Jednak zamiast tych odczuć innych powinno być więcej
samego bohatera. Ja o nim nie wiem zbyt dużo. Co prawda można wywnioskować
niektóre cechy po sposobie mówienia, reakcjach na bodźce psychiczne, ale
byłabym za większą ilością przeżyć wewnętrznych Matta. Faceci przecież też
czują, nawet, jeśli próbujecie udawać, że tak nie jest.
Susie – na razie tajemnicza, raz
się pojawia, raz znika – istotna postać, jak się okazuje, ale w tej historii
mamy jej (jak na razie) bardzo mało. To są minimalne fragmenty tekstu, jeden,
dwa dialogi.
Jakieś rady? Więcej przemyśleń
Matta – nie chodzi mi o same rozkminki dotyczące
pogody, rodziców, przyjaciół… Byłabym bardziej za większą ilością uczuć,
opisanych trochę bardziej rozlegle emocji. Normalnie nie polecam czegoś
takiego, ponieważ aby opisać bohatera od tej wewnętrznej strony – trzeba to
umieć. Ja znam Twój styl pisania, ja wiem, że Ty potrafisz zaczarować słowem
czytelnika. Dlatego Tobie bez żadnych przeszkód mogę poradzić więcej uczucia,
ponieważ naprawdę w niektórych momentach mi tego brakuje.
Taka jeszcze mała rada – nie
zdradzaj zbytnio fabuły przemyśleniami Matta. Ten fragment o magii był za
bardzo ujawniający to, co może się wydarzyć. Nie pisz tak, jakbyś wiedział, co
chcesz zawrzeć w następnym rozdziale, ale tak, jakbyś nie do końca był tego pewien
– wiedział, jednak się wahał (albo nie był pewny pomysłu).
15/20
Spisanie zeznań
(Na czerwono
– błędy, na żółto – to, co niepotrzebne, na zielono – to, co brakuje).
Prolog
jest los na jaki jest ono – powtórzenie;
tak i my, chcemy wierzyć w odkupienie;
Rozdział 1
były czasem, w jakim rozegra;
jeszcze jeden problem, otóż ja nie za bardzo – zamiast przecinka
lepiej pasuje pauza;
nie za bardzo byłem pewien, gdzie
dokładnie;
jak się okazało, była to;
O tyle dobrze, ze – że;
za to, ze – że;
mogłoby się te odbywać – mogłyby;
zapytała głupio, była – to była
jest ostatnim słowem w tym zdaniu. Do niczego nie pasuje;
chwilę zastanawiała się, czy w ogóle;
wzór myśli o tym, że dobralibyśmy się
jako przyjaciele. Z taką myślą;
o kogo mu chodzi, dopiero kiedy
bezpośrednio wskazał palcem, zorientowałem się o kogo
wcześniej chodziło;
Tak czy inaczej, już nie;
że przez co najmniej pięć minut, mówiłem
do siebie. Tak, Steve ma to do siebie, że słucha
tylko;
tylko tego, co go aktualnie;
No, nieważne;
niczym innym, jak tylko;
W domu, i oczywiście w progu, powitał;
ale nie, aż tak;
zaciekawiony tym, co mógłbym;
dlatego pragnąłem, aby o nic;
czymś, co wyglądało;
Myślę, że wystarczy tyle
przykładów, gdyż w tamtych trzech rozdziałach były właściwie takie same.
Przecinki – albo ich nie ma, albo
są niepotrzebne. Tego jest naprawdę bardzo dużo. Szczerze mówiąc trochę się
dziwię, ponieważ Ty rzadko robisz w tej kategorii jakiekolwiek błędy i
zazwyczaj nie ma, co pisać. Aczkolwiek troszkę interpunkcyjnych potknięć jest.
Możliwe, że wynika to z niepewności, niedociągnięć, więc nie jest to jakieś
straszne, jednak… Ha, złapałam Cię *nie, Nersi wcale nie czuje żadnej
satysfakcji*.
8/10
Przeszukiwanie kieszeni
Kieruję swoje spojrzenie na
rządek z zakładkami i widzę tam aż dziewięć. Pierwsze pytanie, które pojawia mi
się w umyśle, to: po co? Naprawdę potrzeba tak wiele podstron do jednego
opowiadania? Cóż, tą nieścisłość spróbuję wytłumaczyć sobie po obejrzeniu
każdej z osobna.
Autor – tak, to Ty, nie
domyśliłabym się, wiesz? Przepraszam, mam zbyt dobry humor, więc włącza mi się
tryb złośliwości. Jednak, pisząc o tej zakładce – ja już to kiedyś czytałam.
Dokładnie tego dnia, którego oceniałam innego Twojego bloga. Ten sam tekst, te
same informacje, ten sam styl. Nie wiem, jakie były szczegóły tamtejszego
podsumowania Twojej osoby, gdyż nie chce mi się szukać tamtej oceny. Napiszę
tylko, że mogło być lepiej, ale nie jest źle. Nikt się nie czepia braku tej
podstrony – jest i wszyscy są zadowoleni.
Archiwum – czyli spis
wszystkich rozdziałów, które pojawiły się na blogu. Dodatkowo słynne słowa z
ostatnich stron najlepszych książek i najciekawszych momentów amerykańskich
seriali… C.D.N.
O Echo – intryguje mnie
sama nazwa zakładki, ponieważ nie jest ujęte „O Sadze Echo”, a tylko to drugie
słowo. Dlaczego? Czyżby miała się wyjaśnić sprawa adresu, nie do końca przeze
mnie zrozumiałego?
Po pierwsze - niestety, nie do
końca rozumiem wyjaśnienia tytułu.
Po drugie – skoro sam napisałeś,
iż będą to trzy księgi, to dlaczego nie zaznaczasz tego jakoś w tytułach
rozdziałów? Zauważ fakt, że czytelnik o tym nie wie, jeśli dokładnie nie
przeczyta zakładek. Ja dopiero teraz to widzę, w momencie, w którym to jest
jasno napisane. Osoba wchodzącą na bloga ma podział na rozdziały, ale nie na
księgi. Wystarczyłoby zmienić sposób tytułowania – z „Rozdział 1” na „Księga I
– Rozdział 1”. Albo chociaż w treści przydałaby się jakaś informacja o tych
księgach.
Po trzecie – chodzi o takie echo
przeszłości, tak? Piszesz „To będzie dla niego coś
nowego, "magicznego", coś co będzie w stanie kontrolować, ale nie
przekreśli to czasu, tego kim był lub tym kim mógłby się stać, gdyby postępował
według ludzkich odruchów...”. To, co było zanim się zmienił… W takim razie
przestaje pasować mi tutaj ta saga. W
końcu opowiadanie ma być o teraźniejszości bohatera, nie o przeszłości (tym echu), jak informuje nas adres.
Zaczyna
mi brakować po prostu logicznego rozwiązania. Elementy przestają do siebie
pasować.
Reszta
tej zakładki jest ok, mamy określone: czas, miejsce akcji, fabułę, narrację i cel
pisania. Szkoda tylko, że do tego momentu mogłam przeczytać jedynie rozdziały z
perspektywy Matta, gdyż z chęcią zobaczyłabym, jak piszesz tą historię w
narracji opisowej, ze strony innych bohaterów.
FB
– odnośnik do Facebooka, a dokładnie fanpage’a Twojego bloga. Nawet kliknęłam
„Lubię to” ;)
AV
– na początku nie wiedziałam, co to za zakładka, bo szczerze mówiąc nic mi nie
mówił ten tytuł. Dopiero jak otworzyłam to pokazał mi się obrazek. Trzeba na to
osobną zakładkę?
Grafika
– widzę podstronę, w której mam ukazane wszystkie szablony, będące w
przeszłości czy również ten aktualny. Tak się zastanawiam nad sensem stworzenia
czegoś takiego. To jest dodatkowa robota, a tak naprawdę w niczym nie pomaga.
Obserwatorzy
– wyskakuje mi jakiś błąd. Przenosi mnie do mojego konta Bloggera, co jest
dziwne. Nie wiem, jaki był cel stworzenia tej zakładki, ale mi nie działa.
Linki
– wszystko ładnie pogrupowane, ponumerowane – idealnie.
dA
– odnośnik do Twojego konta na dA.
Teraz
takie podsumowanie, tak to nazwijmy.
Uważam,
że wiele z tych zakładek, które górują na Twoim blogu, można połączyć w jedną.
Chodzi mi przede wszystkim o umieszczeniu awatara gdzie indziej, ponieważ źle
jest ustawiony. Jako zwykły obrazek, np. w podstronie o blogu, będzie wyglądał
lepiej. Fanpage mi nie przeszkadza, ale nie pasuje mi jako osobna zakładka. Z
tą nazwaną „Obserwatorzy” – nawet nie wiem, co tam jest, bo nie chce mi się
otworzyć. Odnośnik do dA można by było wstawić w zakładkę z grafiką.
Nie
chcę, żebyś zmieniał wszystko na siłę i jeśli myślisz, że tak jest ok, to rób
jak chcesz, jednak mam wrażenie, iż jest tego tam za dużo, o wiele ładniej
wyglądałaby mniejsza ilość zakładek.
I mam
jeszcze taką małą rzecz, o której zapomniałam napisać wcześniej – dlaczego
zakładki pojawiają się na stronie głównej, jako notki? Gdy wchodzę teraz na
Twojego bloga to pierwszym postem jest ten zatytułowany „Szablony”. Identyczny
jak zakładka o tym tytule. Widz nie widzi rozdziału tylko coś, co przypomina
startującą stronę z opowiadaniem. Ci bardziej wytrwali zajrzą do podstron,
klikną „Starsze posty”, aczkolwiek stawiam, że jest to jedna osoba na pięć, nie
więcej.
6/10
Indywidualizm
Cóż
mam rzec o tym wytworze? To nie jest fanfic, to nie jest opowiadanie w żaden
sposób nawiązujące do jakiegoś mi znanego dzieła. Akcja dzieje się na Ziemi, na
razie jest realistycznie, chociaż można domyślić się, co wydarzy się potem…
Aczkolwiek już raz zaskoczyłeś mnie i nie sprawiłeś, że ta historia była aż tak
przewidywalna.
Jednak…
Ten wątek już gdzieś czytałam. Wilkołactwo, chłopak się o tym dowie, tajemnicza
dziewczyna… Tak naprawdę nic wyjątkowego.
Fajne,
ale nie unikalne.
3/7
Wyrok
Dwa
punkty – za umiar w opowiadaniu oraz ta ciekawość, którą wywoływał u mnie Twój
blog. Jeden dodatkowy za magiczny nagłówek.
3/5
Razem: 48 punktów – Parę dni w areszcie (4)
Odłożyła
akta na bok, przeciągając się w krześle. Nie wiedziała, co ma robić – zabierać
się za następnego więźnia (dziwnie to brzmi, wiem) czy wrócić do swojego
Williama. Ach, kto by pomyślał, że można mieć aż tak niesamowicie trudny wybór…
Przepraszam,że nie skomentowałem wcześniej, choć przyznaję, że ocenę przeczytałem :)
OdpowiedzUsuńOkay, jako że do czasu aż będę musiał wychodzić na uczelnię, mam jeszcze godzinę. Myślę się jakoś rozpisać :)
A więc... XD Jeśli chodzi o adres, czemu "saga"? Jest to pewnego rodzaju odwołanie do rodziny, a więc nie tyle rodzina "powieści/opowiadań (zależy na ile mnie stać), ale nawiązanie do tego, że wszystkie będą opiewały na życiu tego samego, głównego bohatera. Poza tym jest też "łącznikiem" wszystkich ksiąg.
Że jest to "część" pierwsza, powiadomiłem przed pierwszym rozdziałem, czynie powiadomiłem??? Sam już nie wiem! Sprawdzę. Fakt, informacja ta powinna znaleźć się podstronie, jednak tamtego czasu,nawet nie myślałem o takim rozwiązaniu...
Dlaczego "echo"? To, jak zauważyłaś ma dwojakie znaczenie ~ echo przeszłości, jak najbardziej.Do tego jest jeszcze jedna rzecz, której nie poruszyłem jeszcze w opowiadaniu, dlatego pozwolę sobie o tym na razie nie wspomnieć :)
Wychodzę z założenia, że zaciekawiony czytelnik, powinien przejrzeć najpierw zakładki - ja tak robię, jeśli mi się coś spodoba. Dlatego "śmieję się" (tak naprawdę to nie, to tylko takie wyrażenie... XD) na wzmiankę o zmianie sposobu publikacji rozdziałów - tytulaturze. Bo jakby nie patrzeć. Po części i nie w moim interesie leży, aby wyjaśniać na bieżąco kwestię tego, który z kolei to rozdział, czy jaka to księga. Tyle, przynajmniej w moim odczuciu, wypada wymagać od czytelnika.
Jeśli chodzi o same zakładki. Z początku 'grafikę' miałem podszytą pod 'o echo', jednak było tego stanowczo za dużo, jak na jeden post...
Obserwatorzy-powinno działać, jednak link do tej funkcji ma tendencję do znikania... Także nie jest to wyłącznie moja wina XD
Co do błędów. Przyznaję się bez bicia, że mam gdzieś poprawione wersje rozdziałów, jednak leń we mnie się odezwa, kiedy tylko opuściłem mury domu i ruszyłem na studia i tak mnie sporadycznie odwiedza... XD
Dziękuję serdecznie za ocenę.W pełni zasłużoną, choć spodziewałem się niższej :D
Dziękuję :)
O widzisz, na wytłumaczenie adresu sama nie wpadłam :)
OdpowiedzUsuńNo i nie ma za co xd