poniedziałek, 8 października 2012

[039] Ocena: saga-echo


Nersi czytała właśnie niezwykle wciągającą lekturę (nie oszukujmy się, chodzi o Makbeta), kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu. Uniosła lekko głowę i spojrzała zrezygnowana na biurko – dzieliło ją od niego kilka kroków, jednak zbyt dobrze siedziało jej się na wielkiej niebieskiej poduszce, żeby teraz ją opuszczać. Wzruszyła ramionami, powracając do lektury.
Ignorowała komórkę przez dłuższą chwilę. Po jednym zakończonym połączeniu nastała cisza. Nie trwała jednak zbyt długo. Już kilka minut później ponownie rozbrzmiał refren piosenki Only Girl Rihanny, a ona nie potrafiła skupić się na czytaniu. Odłożyła książkę na bok i wściekła ruszyła w stronę biurka.
- Tak słucham?
- Dzień dobry, tutaj obsługa klienta T-Mobile. Mamy dla Pani nową ofertę promocyjną…
Stłumiła soczyste przekleństwo wymierzone w panią z obsługi klienta, i jednym, bardzo przydatnym przyciskiem, zakończyła rozmowę.
Usiadła przy biurku, rzucając krótkie spojrzenie na otwartą książkę.
- Pozwól, że Cię zdradzę Williamie.

Oskarżająca: Nersi
Oskarżony: saga-echo

Pierwsze wrażenie
Przyznam, że bardzo chciałam ocenić tego bloga. Sama nie wiem, dlaczego, ale od samego początku bardzo interesował mnie adres. Ma w sobie coś takiego, co mnie intryguje, zachęca do wejścia na niego. Jeśli mam być szczera – nie mam bladego pojęcia, skąd w ogóle mi się to wzięło.
Saga daje do zrozumienia, iż w zamierzeniu autora, blog ma się składać z kilku „części”. Tak jak Harry Potter ma siedem kolejnych tomów – saga-echo zapowiada się być taką właśnie serią. Natomiast nie potrafię zgadnąć, skąd wzięło się to echo? Może to jest właśnie powodem dziwnego zainteresowania całym opowiadaniem. Ta niepewność związana z adresem. Ten brak jakiegokolwiek porównania, przez co wydaje mi się być wyjątkowy, niepowtarzalny.
Jest krótki, bardzo szybko się go zapamiętuje i pozostaje w pamięci czytelnika. W trzech słowach – podoba mi się.
Muszę jednak trochę dłużej pojęczeć na temat belki. Ostatnio bardzo często miewam sytuacje, w których lubię szukać minusów zamiast plusów. Niestety – tak, niestety – taka chwila właśnie się pojawiła.
To, co rzuciło mi się w oczy – to jest Twój cytat? Nie ma podanego autora, przez co nie jestem w stanie stwierdzić bardzo ważnej rzeczy – czy jest puentą opowiadania, jaki związek mają te słowa z treścią, którą przeczytam na blogu? Brakuje mi właśnie takiego odnośnika do fabuły. Jeśli faktycznie ten cytat obrazuje w jakiś sposób sens życia głównego bohatera, jego samego czy po prostu historii – nie wiem, jak bardzo samodzielny jesteś pod tym względem. Jeżeli jest to zdanie powstałe w Twojej głowie, radziłabym to jednak zaznaczyć tym cudzysłowem i podkreślić, że jesteś autorem.
Sam sens jest ujmujący. Nie zachwycił mnie, mogłam spodziewać się czegoś więcej po zaintrygowaniu przez adres, ale nie jest źle. Mam tylko problem z samym ocenieniem ewentualnego znaczenia, ponieważ przez brak autora nie mogę opisywać tak, jakbym miała krytykować lub pochwalać Ciebie samego. Więc skończę na tym, iż fajna jest konstrukcja samego cytatu, ale nie powala mnie.
6/10

Ubiór więźnia
Idąc od góry.
Pasek nawigacyjny ustawiony na przeźroczysty, dzięki czemu ładnie wkomponowuje się w tło zewnętrzne. Niby taki prosty zabieg, ale obowiązkowy.
Nagłówek – fajny jest, nie powiem. Kolory bardzo mi się podobają. Fiolet i coś pomiędzy złotem a zielenią (przynajmniej tak pokazuje mi się na telefonie), odpowiednio do siebie dobrane. Takie odcienie kojarzą mi się z jedną z akcji do Photoshopa, która nigdy nie chce mi działać. Dobrze, że się ze sobą nie gryzą.
Widzę księżyc, Kellana Lutza, dużego strasznego wilka, jakiś budynek w tle, fragment pokoju… Wydawałoby się, że jest tego za dużo, chaotyczne, niepasujące do siebie obrazki, ale wszystko jest idealnie zestawione, w oczy rzuca się aktor (tutaj przedstawienie głównego bohatera, przynajmniej ja tak myślę), księżyc i po bardziej wnikliwym wpatrzeniu się – wilk. Reszta jest w zbliżonych do siebie kolorach, wpadających w prawą stronę nagłówka. Dzięki temu nie ma natłoku elementów, grafika sprawia wrażenie lekkiej, przemyślanej, dopasowanej. Wtapianie się poszczególnych krawędzi zdjęć wyszło bardzo dobrze, Kellan idealnie „wycięty” – nie mam się właściwie czego tutaj przyczepić.
Podoba mi się to, iż zaznaczyłeś na blogu czyjego autorstwa jest nagłówek. W tym przypadku czułam się, jakbym oceniała dzieło wspomnianej dziewczyny, ale możesz jej przekazać, że jestem zauroczona tą pracą.
Teraz elementy, które zależą tylko od Ciebie.
Tło zewnętrzne ma identyczny odcień, co przewodni kolor nagłówka.
Mam tylko wrażenie, iż do tego obrazka pasuje cały szablon, a nie taki minimalistyczny wygląd reszty bloga. To się ze sobą gryzie, spotkanie takich dwóch światów. Grafika jest ambitna, ciekawa, taka magiczna. Przesuwając jednak w dół wszystko się zmienia. Tak jakbyś wstawił sam nagłówek z jakiegoś gotowego szablonu, bo nie wiedział, co trzeba zrobić z resztą. Myślę, że sama zamiana tych dwóch odcieni byłaby odpowiedniejsza. Nie wiem, na ile takie zmiany będą wyglądać wizualnie, ale ja bym ustawiła to na odwrót. Ciemnofioletowy jako tło wewnętrzne, dzięki czemu górna grafika wpadałaby bezpośrednio pod ten kolor, który towarzyszy czytelnikowi przez cały okres czasu czytania tekstu będącego na blogu. Natomiast ten delikatny róż widoczny teraz albo wstawiłabym do tła zewnętrznego, albo całkowicie zlikwidowała i pozostawiła tylko tekst w tym kolorze. Tak, ta druga opcja mi samej się bardziej podoba. Wtedy nie byłoby takiego minimalizmu widocznego niżej nagłówka, ponieważ pasowałby on do jego dolnej części.
Estetyka jak najbardziej zachowana, nic nie wychodzi poza ustalone ramy, jest przejrzyście. Ważnym punktem okazuje się być również czcionka. U Ciebie na blogu jest świetnie widoczna, czytelna i nie gryzie się w żaden sposób z resztą kolorystyki. Podchodzi pod tło zewnętrzne, co odpowiednio wygląda, chociaż, jak wspomniałam wcześniej, lekko zmodyfikowałabym układ kolorów na stronie.
7/10

Przesłuchanie
Prolog
Bardzo podoba mi się wstęp do opowiadania. Słowa Paula Coelho mają być puentą historii, zobrazowaniem jej w tych zdaniach. Ciekawy sposób na zainteresowanie czytelnika.
Prolog jest krótki, ale fajnie zbudowany. Zadawanie pytań, ściśle powiązanych z treścią słów Coelha oraz odpowiedzi udzielane raz w pierwszej osobie liczby pojedynczej, raz w mnogiej – nie powiem, gdyż jest to dość interesująca forma skonstruowania treści.
Pod względem sensu również mi odpowiada. Wszystko kręci się wokół myśli autora, narrator zanurza się w głębinach drugiego dna i w końcu dochodzi do banalnego, logicznego oraz znanego od początku wniosku – Ale zanim do tego dojdzie, najpierw musimy umrzeć.

Rozdział 1
Już po pierwszym zdaniu widzę, że opowiadanie pisane jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Nie jestem zadowolona, gdyż popieram historie fabularne pisane z perspektywy różnych bohaterów. Mamy wtedy taki trójwymiar, możemy poczuć więcej emocji, niż tylko te głównej postaci, która jest zarazem narratorem. Aczkolwiek jest to wybór autora, więc niech będzie.
Mam wrażenie, że pierwsze fragmenty zaczynają obrazować naszego bohatera w taki prosty sposób. Spóźnia się na najważniejszy egzamin w jego życiu, co normalnie zdarza się bardzo rzadko, a jednak tutaj wprowadza do całego opowiadania. Wpada na dziewczynę (oczywiście musiała być to dziewczyna *wzdycha*), a ona z politowaniem informuje go o tym, iż test, na który tak strasznie się śpieszy, zaczyna się dopiero za pół godziny. Rozgrywa się tam jakaś krótka rozmowa. Napomknę tylko o dobrym zbudowaniu tego dialogu. Słowa się uzupełniają, wypowiedzi łączą się w spójną całość, bohaterowie (Matt i Susie) zachowują się naturalnie, te ich reakcje na banalne bodźce nie są, jak na razie, wymuszone.
Nie wiem, czy jednak ten króciutki fragmencik o tym, że Matt nie zauważył odejścia swojego przyjaciela, podczas ich powrotu do domu, jest odpowiedni. Wątpię, czy najlepszy kumpel nie powiedziałby słowa cześć na pożegnanie, a zaabsorbowanie głównego bohatera matematyką byłoby na tyle duże, iż by tego nie dosłyszał (jeśli w ogóle przyjaciel się z nim pożegnał).
Nie podoba mi się rozmowa rodziców z Mattem. Pytania jego ojca, nawet jeśli postrzegane przez samego chłopaka jako głupie, naprawdę były nielogiczne. Ten pozbawiony jakichkolwiek uczuć dialog można było napisać trochę inaczej. Jest drętwy, przeczytałam go bez mrugnięcia okiem, tak naprawdę opisy wtrącone pomiędzy kolejne myślniki tekstu do mnie nie docierały. Dziwny fragment.
Poznał jakąś Sam… Mam nadzieję, że ta dziewczyna pojawi się w późniejszych rozdziałach.
Opis tego biegu był istnie wyczerpujący i prawdziwy. Naprawdę można było poczuć się, jakby samemu biegło, co działa na plus w opowiadaniu. Dziwny jest ten przypływ adrenaliny, przeczuwam, że będzie on mieć jakiś związek z późniejszym rozwinięciem akcji.
Śmierć Adama była dla mnie dużym zaskoczeniem, chociaż można zacząć się domyślać, co będzie jednym z wątków tej historii. Taka układanka, w której elementy z minuty na minutę coraz bardziej zaczynają do siebie pasować.
Na ten moment ilość akcji, informacji – jest wystarczająca. Dialogów nie brakowało, jedne lepsze, drugie gorsze, ale są nawet dobrze zbudowane. Troszkę mało tych typowych opisów: otoczenia, wyglądu osób dookoła niego (chodzi mi o Susie i Stevena), brakowało mi również jakiejś obszerniej opisanej relacji syn-rodzice i ogólnie - uczuć. Tego jest mało. Aczkolwiek świetnie scharakteryzowane czynności wykonywane przez Matta, ruchy jego ciała, szczegółowo rozbudowany fragment biegu czy zderzenia z Susie.
Co oczekuję od następnego rozdziału? Wyjaśnienia sprawy z tą jego internetową koleżanką, ponieważ jak na razie jest to fragment niepotrzebny, dlatego właśnie potrzebuję szerszego rozpatrzenia wątku. Nie chciałabym jednak końcowej wersji tej niepewności związanej ze śmiercią jego kolegi, ponieważ zbyt szybkie wytłumaczenie tego wpłynie niekorzystnie na fabułę.

Rozdział 2
Rozdział rozpoczyna opis zawodów, jakie wykonują rodzice Steve’a. Występuje również takie porównanie tej dwójki do ojca oraz matki głównego bohatera, przez co możemy zauważyć dość niechętny stosunek syna do swoich opiekunów.
Mogę przeczytać również opinię Matta dotyczącą zmian w ludziach, którą mamy przedstawioną na przykładzie wiecznie nietrzeźwego ojca Adama. To jest chyba jedno z pierwszych rozmyślań, które faktycznie obrazują z jakiś sposób bohatera i jego życie refleksyjne.
Dalej czytamy krótki opis ceremonii pogrzebowej, myśli Matta dotyczące jego złości skierowanej w stronę Adama… Nie podoba mi się jednak fakt, iż główny bohater zaczął myśleć o jakiś nadnaturalnych mocach. Według mnie to może spaprać rozwijanie się akcji. Poza tym magia? Matt żyje w normalnym, pozbawionym fantastycznych zjawisk świecie (jeszcze), w którym, w tym momencie fabuły, nie może istnieć coś takiego, jak jakieś psychiczne czarodziejskie zdolności. To nie jest jeszcze moment wytłumaczenia tej historii – jesteśmy dopiero przy drugim rozdziale. Normalny człowiek, na miejscu Matta, nie myślałby w takiej chwili (ginie jego kumpel) o magii, którą być może w sobie posiada.
Uhu, będzie impreza. Mam nadzieję, że wydarzy się na niej coś ciekawego.
Idealnie rozplanowany rozdział, chociaż na początku może wydawać się nudny, bo nic się nie dzieje. Na szczęście końcowy fragment – moment spotkania z tajemniczym wilkiem – utrzymał to fantastyczne uczucie niepewności związanej z tym, co może dalej się wydarzyć.
Podsumowując: podobał mi się. Co prawda na początku niewiele się dzieje, ale długość tekstu nie jest na tyle duża, aby czytelnik się zniechęcił. Przeważają opisy – fajnie ujęte, nie są zbyt ciężkie do czytania, jednak urozmaicone wieloma ciekawszymi słowami.

Rozdział 3
Podobają mi się te trudne relacje pomiędzy Mattem a rodzicami (tutaj matką). Podczas czytania brzmiało to bardzo naturalnie, nic nie było naciągane. Nawet to uderzenie własnego syna było w tym przypadku reakcją całkiem normalną (o ile czymś normalnym można nazwać bicie własnych dzieci). Ja jednak nie uważam, żeby przegiął. Pyskował, to fakt, ale powiedział prawdę. Czyż nie ma nic ważniejszego od mówienia tego, co naprawdę się czuje i myśli? *O Ironio!*
Drugą częścią rozdziału jest dość rozbudowany dialog Steve’a i Matta, a w następstwie ich rozmowy – zagadanie do Sue, co ściśle wiąże się z tematem rozpoczętym przez najlepszego kumpla głównego bohatera.
Jeśli chodzi o ten pierwszy – temat jak najbardziej naturalny; rozmawiają o imprezie, Steve mówi przyjacielowi, co wydarzyło się na jakiejś tam poprzedniej zabawie młodych ludzi, zaczynają poruszać sprawę partnerki Matta – której nie ma, tak dla ścisłości.
Sens rozmowy, opisy towarzyszące, reakcje bohaterów (te nakreślone przez autora) – są w porządku. Mam tylko wrażenie, że ten dialog jest taki… drętwy. Użyłam już tego słowa wcześniej, wiem, ale ono obrazuje to, jak wyglądają niektóre fragmenty (nieliczne). Posługują się zbyt idealnymi zdaniami – jak na dwójkę przyjaciół z liceum – Steve używa dość nietypowych słów, które w rzeczywistości są raczej trudne do usłyszenia w konwersacji kumpli (podkreślając fakt, iż dotyczy ona imprezy i dziewczyn). „Wziąłeś to na opacznie”, „Wszak to teraz najmniej istotne”, „w stanie względnej nietrzeźwości”, „pralinki w afekcie”… To bardzo fajnie brzmi, gdy czyta się tekst; takie urozmaicenia językowe. Jednak, czy na pewno brzmi to naturalnie? Czy to jest na tyle logiczne, że usłyszeć to można na szkolnym korytarzu w XXI wieku? Może przesadzam, ale jest to jeden z powodów, dlaczego ten dialog wydaje mi się być sztywny.
Jest on również pozbawiony głębszych emocji. To, co powiedział Steve, opisując kumplowi, co się wydarzyło na tamtej imprezie, powinno być dość zaskakujące, śmieszne, chamskie, ale ciekawe. To jest nakreślone przez Ciebie, jako odczucie Matta, ale JA tego nie czułam. Moja osoba – będąca w tym przypadku uosobieniem wymagającego czytelnika – nie czuła żadnego rozbawienia, zaskoczenia – nic.
Aczkolwiek, jak dla mnie, głównym powodem sztywności tego dialogu jest brak odczuwanej sympatii dwóch głównych bohaterów. To są przyjaciele, oni powinni ze sobą żartować, sprzeczać się – widzę to, ale tylko słowami. Tak jakby prowadzili tą rozmowę od niechcenia, jakby się nie lubili, jakby ktoś zmusił ich do konwersacji.
Czyli – pod względem językowym, stylistycznych, ułożeniem zdań i ich sensu – porządek jest zachowany. Jednak brakuje mi tutaj tej iskierki, która pokolorowałaby ten szary dialog na różne odcienie tęczy.
Natomiast druga rozmowa – Sue&Matt – ja nie wiem, jak ty to robisz, ale potrafiłeś wstawić tak drętwy dialog (Steve&Matt) pomiędzy dwa naprawdę fajne elementy – opis relacji matki i syna, i wynikającą z tego sytuację oraz konwersację dziewczyny i chłopaka, która jest… Bardzo dobra. Tutaj czułam zażenowanie bohaterów, pewność siebie Sue, zakłopotanie Matta… wszystko! Nie wiem dlaczego jedne dialogi wychodzą Ci beznadziejnie, a chwilę później można przeczytać naturalną, naszpikowaną prostymi emocjami rozmowę, która nadaje opowiadaniu fajny, banalny sens.
Na tle bogatych, ambitnych relacji Matta z innymi postaciami, ta jedna – Steve&Matt – jest najgorsza, najnudniejsza, najmniej naturalna. Ona mi się nie podoba. Natomiast inne – są rewelacyjne, trudne, ale ciekawe.

Rozdział 4
Impreza! Odkąd tylko zaczęło się poruszanie tego tematu, to byłam pewna, że coś się na niej wydarzy. Podejrzewałam jakiś kolejny zgon, ale wyszedłeś naprzeciw moim oczekiwaniom i fabuła okazała się nie być aż tak przewidywalna. Za to jest plusik.
Najlepszy rozdział, jaki miałam przyjemność przeczytać na tym blogu. Ten punkt kulminacyjny postu nie znajdował się na samym końcu, dzięki czemu mogłam przeczytać od razu wnioski i odczucia bohatera po przeżyciu tego spotkania trzeciego stopnia z wilkiem. Na dodatek ciągle coś się dzieje, nie jest nudno, a wszystko układa się w całość.
Susie jest wilkołakiem? (Musiałam ;]).

Rozdziały, które piszesz, nie są zbyt długie, dzięki czemu pozbawione są zbędnych opisów i sytuacji. Akcja wydaje się być wartka, momentami się urywa, ale w każdym poście jest coś ważnego. Także długość i względna zawartość mi odpowiada.
Po czterech rozdziałach nie dowiadujemy się wszystkiego. Fabuła ciągnie się jak guma balonowa, a końca nowości nie widać. Ciekawie to rozgrywasz, możemy przeczytać o błahych sytuacjach, pierwotnie nie związanych z tym głównym motywem. Potem jednak tworzysz coś, co ma związek z poprzednimi fragmentami – prowadzi to do wrażenia spójności tekstu. Nie mogę na razie napisać nic więcej, bo nie mam nawet potwierdzonych informacji o wilkołactwie Susie czy Matta (tak twierdzę). W każdym bądź razie – rozgrywaj to nadal według tego swojego planu, bo jak na razie wydaje się być idealny.
Tych bardziej rozbudowanych opisów uczuć Matta nadal mi brakuje. Opowiadanie jest pisane w narracji pierwszoosobowej. Wybór trudniejszy, ponieważ mamy tylko jedną perspektywę zaistniałych wydarzeń. Jednak zamiast tych odczuć innych powinno być więcej samego bohatera. Ja o nim nie wiem zbyt dużo. Co prawda można wywnioskować niektóre cechy po sposobie mówienia, reakcjach na bodźce psychiczne, ale byłabym za większą ilością przeżyć wewnętrznych Matta. Faceci przecież też czują, nawet, jeśli próbujecie udawać, że tak nie jest.
Susie – na razie tajemnicza, raz się pojawia, raz znika – istotna postać, jak się okazuje, ale w tej historii mamy jej (jak na razie) bardzo mało. To są minimalne fragmenty tekstu, jeden, dwa dialogi.
Jakieś rady? Więcej przemyśleń Matta – nie chodzi mi o same rozkminki dotyczące pogody, rodziców, przyjaciół… Byłabym bardziej za większą ilością uczuć, opisanych trochę bardziej rozlegle emocji. Normalnie nie polecam czegoś takiego, ponieważ aby opisać bohatera od tej wewnętrznej strony – trzeba to umieć. Ja znam Twój styl pisania, ja wiem, że Ty potrafisz zaczarować słowem czytelnika. Dlatego Tobie bez żadnych przeszkód mogę poradzić więcej uczucia, ponieważ naprawdę w niektórych momentach mi tego brakuje.
Taka jeszcze mała rada – nie zdradzaj zbytnio fabuły przemyśleniami Matta. Ten fragment o magii był za bardzo ujawniający to, co może się wydarzyć. Nie pisz tak, jakbyś wiedział, co chcesz zawrzeć w następnym rozdziale, ale tak, jakbyś nie do końca był tego pewien – wiedział, jednak się wahał (albo nie był pewny pomysłu).
15/20

Spisanie zeznań
(Na czerwono – błędy, na żółto – to, co niepotrzebne, na zielono – to, co brakuje).
Prolog
jest los na jaki jest ono – powtórzenie;
tak i my, chcemy wierzyć w odkupienie;

Rozdział 1
były czasem, w jakim rozegra;
jeszcze jeden problem, otóż ja nie za bardzo – zamiast przecinka lepiej pasuje pauza;
nie za bardzo byłem pewien, gdzie dokładnie;
jak się okazało, była to;
O tyle dobrze, ze – że;
za to, ze – że;
mogłoby się te odbywać – mogłyby;
zapytała głupio, była – to była jest ostatnim słowem w tym zdaniu. Do niczego nie pasuje;
chwilę zastanawiała się, czy w ogóle;
wzór myśli o tym, że dobralibyśmy się jako przyjaciele. Z taką myślą;
o kogo mu chodzi, dopiero kiedy bezpośrednio wskazał palcem, zorientowałem się o kogo wcześniej chodziło;
Tak czy inaczej, już nie;
że przez co najmniej pięć minut, mówiłem do siebie. Tak, Steve ma to do siebie, że słucha tylko;
tylko tego, co go aktualnie;
No, nieważne;
niczym innym, jak tylko;
W domu, i oczywiście w progu, powitał;
ale nie, aż tak;
zaciekawiony tym, co mógłbym;
dlatego pragnąłem, aby o nic;
czymś, co wyglądało;

Myślę, że wystarczy tyle przykładów, gdyż w tamtych trzech rozdziałach były właściwie takie same.
Przecinki – albo ich nie ma, albo są niepotrzebne. Tego jest naprawdę bardzo dużo. Szczerze mówiąc trochę się dziwię, ponieważ Ty rzadko robisz w tej kategorii jakiekolwiek błędy i zazwyczaj nie ma, co pisać. Aczkolwiek troszkę interpunkcyjnych potknięć jest. Możliwe, że wynika to z niepewności, niedociągnięć, więc nie jest to jakieś straszne, jednak… Ha, złapałam Cię *nie, Nersi wcale nie czuje żadnej satysfakcji*.
8/10

Przeszukiwanie kieszeni
Kieruję swoje spojrzenie na rządek z zakładkami i widzę tam aż dziewięć. Pierwsze pytanie, które pojawia mi się w umyśle, to: po co? Naprawdę potrzeba tak wiele podstron do jednego opowiadania? Cóż, tą nieścisłość spróbuję wytłumaczyć sobie po obejrzeniu każdej z osobna.
Autor – tak, to Ty, nie domyśliłabym się, wiesz? Przepraszam, mam zbyt dobry humor, więc włącza mi się tryb złośliwości. Jednak, pisząc o tej zakładce – ja już to kiedyś czytałam. Dokładnie tego dnia, którego oceniałam innego Twojego bloga. Ten sam tekst, te same informacje, ten sam styl. Nie wiem, jakie były szczegóły tamtejszego podsumowania Twojej osoby, gdyż nie chce mi się szukać tamtej oceny. Napiszę tylko, że mogło być lepiej, ale nie jest źle. Nikt się nie czepia braku tej podstrony – jest i wszyscy są zadowoleni.
Archiwum – czyli spis wszystkich rozdziałów, które pojawiły się na blogu. Dodatkowo słynne słowa z ostatnich stron najlepszych książek i najciekawszych momentów amerykańskich seriali… C.D.N.
O Echo – intryguje mnie sama nazwa zakładki, ponieważ nie jest ujęte „O Sadze Echo”, a tylko to drugie słowo. Dlaczego? Czyżby miała się wyjaśnić sprawa adresu, nie do końca przeze mnie zrozumiałego?
Po pierwsze - niestety, nie do końca rozumiem wyjaśnienia tytułu.
Po drugie – skoro sam napisałeś, iż będą to trzy księgi, to dlaczego nie zaznaczasz tego jakoś w tytułach rozdziałów? Zauważ fakt, że czytelnik o tym nie wie, jeśli dokładnie nie przeczyta zakładek. Ja dopiero teraz to widzę, w momencie, w którym to jest jasno napisane. Osoba wchodzącą na bloga ma podział na rozdziały, ale nie na księgi. Wystarczyłoby zmienić sposób tytułowania – z „Rozdział 1” na „Księga I – Rozdział 1”. Albo chociaż w treści przydałaby się jakaś informacja o tych księgach.
Po trzecie – chodzi o takie echo przeszłości, tak? Piszesz „To będzie dla niego coś nowego, "magicznego", coś co będzie w stanie kontrolować, ale nie przekreśli to czasu, tego kim był lub tym kim mógłby się stać, gdyby postępował według ludzkich odruchów...”. To, co było zanim się zmienił… W takim razie przestaje pasować mi tutaj ta saga. W końcu opowiadanie ma być o teraźniejszości bohatera, nie o przeszłości (tym echu), jak informuje nas adres.
Zaczyna mi brakować po prostu logicznego rozwiązania. Elementy przestają do siebie pasować.
Reszta tej zakładki jest ok, mamy określone: czas, miejsce akcji, fabułę, narrację i cel pisania. Szkoda tylko, że do tego momentu mogłam przeczytać jedynie rozdziały z perspektywy Matta, gdyż z chęcią zobaczyłabym, jak piszesz tą historię w narracji opisowej, ze strony innych bohaterów.
FB – odnośnik do Facebooka, a dokładnie fanpage’a Twojego bloga. Nawet kliknęłam „Lubię to” ;)
AV – na początku nie wiedziałam, co to za zakładka, bo szczerze mówiąc nic mi nie mówił ten tytuł. Dopiero jak otworzyłam to pokazał mi się obrazek. Trzeba na to osobną zakładkę?
Grafika – widzę podstronę, w której mam ukazane wszystkie szablony, będące w przeszłości czy również ten aktualny. Tak się zastanawiam nad sensem stworzenia czegoś takiego. To jest dodatkowa robota, a tak naprawdę w niczym nie pomaga.
Obserwatorzy – wyskakuje mi jakiś błąd. Przenosi mnie do mojego konta Bloggera, co jest dziwne. Nie wiem, jaki był cel stworzenia tej zakładki, ale mi nie działa.
Linki – wszystko ładnie pogrupowane, ponumerowane – idealnie.
dA – odnośnik do Twojego konta na dA.
Teraz takie podsumowanie, tak to nazwijmy.
Uważam, że wiele z tych zakładek, które górują na Twoim blogu, można połączyć w jedną. Chodzi mi przede wszystkim o umieszczeniu awatara gdzie indziej, ponieważ źle jest ustawiony. Jako zwykły obrazek, np. w podstronie o blogu, będzie wyglądał lepiej. Fanpage mi nie przeszkadza, ale nie pasuje mi jako osobna zakładka. Z tą nazwaną „Obserwatorzy” – nawet nie wiem, co tam jest, bo nie chce mi się otworzyć. Odnośnik do dA można by było wstawić w zakładkę z grafiką.
Nie chcę, żebyś zmieniał wszystko na siłę i jeśli myślisz, że tak jest ok, to rób jak chcesz, jednak mam wrażenie, iż jest tego tam za dużo, o wiele ładniej wyglądałaby mniejsza ilość zakładek.
I mam jeszcze taką małą rzecz, o której zapomniałam napisać wcześniej – dlaczego zakładki pojawiają się na stronie głównej, jako notki? Gdy wchodzę teraz na Twojego bloga to pierwszym postem jest ten zatytułowany „Szablony”. Identyczny jak zakładka o tym tytule. Widz nie widzi rozdziału tylko coś, co przypomina startującą stronę z opowiadaniem. Ci bardziej wytrwali zajrzą do podstron, klikną „Starsze posty”, aczkolwiek stawiam, że jest to jedna osoba na pięć, nie więcej.
6/10

Indywidualizm
Cóż mam rzec o tym wytworze? To nie jest fanfic, to nie jest opowiadanie w żaden sposób nawiązujące do jakiegoś mi znanego dzieła. Akcja dzieje się na Ziemi, na razie jest realistycznie, chociaż można domyślić się, co wydarzy się potem… Aczkolwiek już raz zaskoczyłeś mnie i nie sprawiłeś, że ta historia była aż tak przewidywalna.
Jednak… Ten wątek już gdzieś czytałam. Wilkołactwo, chłopak się o tym dowie, tajemnicza dziewczyna… Tak naprawdę nic wyjątkowego.
Fajne, ale nie unikalne.
3/7

Wyrok
Dwa punkty – za umiar w opowiadaniu oraz ta ciekawość, którą wywoływał u mnie Twój blog. Jeden dodatkowy za magiczny nagłówek.
3/5

Razem: 48 punktów – Parę dni w areszcie (4)

Odłożyła akta na bok, przeciągając się w krześle. Nie wiedziała, co ma robić – zabierać się za następnego więźnia (dziwnie to brzmi, wiem) czy wrócić do swojego Williama. Ach, kto by pomyślał, że można mieć aż tak niesamowicie trudny wybór…



2 komentarze:

  1. Przepraszam,że nie skomentowałem wcześniej, choć przyznaję, że ocenę przeczytałem :)
    Okay, jako że do czasu aż będę musiał wychodzić na uczelnię, mam jeszcze godzinę. Myślę się jakoś rozpisać :)

    A więc... XD Jeśli chodzi o adres, czemu "saga"? Jest to pewnego rodzaju odwołanie do rodziny, a więc nie tyle rodzina "powieści/opowiadań (zależy na ile mnie stać), ale nawiązanie do tego, że wszystkie będą opiewały na życiu tego samego, głównego bohatera. Poza tym jest też "łącznikiem" wszystkich ksiąg.
    Że jest to "część" pierwsza, powiadomiłem przed pierwszym rozdziałem, czynie powiadomiłem??? Sam już nie wiem! Sprawdzę. Fakt, informacja ta powinna znaleźć się podstronie, jednak tamtego czasu,nawet nie myślałem o takim rozwiązaniu...

    Dlaczego "echo"? To, jak zauważyłaś ma dwojakie znaczenie ~ echo przeszłości, jak najbardziej.Do tego jest jeszcze jedna rzecz, której nie poruszyłem jeszcze w opowiadaniu, dlatego pozwolę sobie o tym na razie nie wspomnieć :)

    Wychodzę z założenia, że zaciekawiony czytelnik, powinien przejrzeć najpierw zakładki - ja tak robię, jeśli mi się coś spodoba. Dlatego "śmieję się" (tak naprawdę to nie, to tylko takie wyrażenie... XD) na wzmiankę o zmianie sposobu publikacji rozdziałów - tytulaturze. Bo jakby nie patrzeć. Po części i nie w moim interesie leży, aby wyjaśniać na bieżąco kwestię tego, który z kolei to rozdział, czy jaka to księga. Tyle, przynajmniej w moim odczuciu, wypada wymagać od czytelnika.

    Jeśli chodzi o same zakładki. Z początku 'grafikę' miałem podszytą pod 'o echo', jednak było tego stanowczo za dużo, jak na jeden post...
    Obserwatorzy-powinno działać, jednak link do tej funkcji ma tendencję do znikania... Także nie jest to wyłącznie moja wina XD

    Co do błędów. Przyznaję się bez bicia, że mam gdzieś poprawione wersje rozdziałów, jednak leń we mnie się odezwa, kiedy tylko opuściłem mury domu i ruszyłem na studia i tak mnie sporadycznie odwiedza... XD

    Dziękuję serdecznie za ocenę.W pełni zasłużoną, choć spodziewałem się niższej :D
    Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O widzisz, na wytłumaczenie adresu sama nie wpadłam :)
    No i nie ma za co xd

    OdpowiedzUsuń

Zgłoszenia należy umieszczać w przeznaczonej do tego zakładce, nie pod postami!

Statystyka