Od ścian prawie pustego gabinetu naczelniczki poniosło się udręczone jęknięcie.
- Dlaczego mi to robisz? Odchodzisz w takiej chwili! Ty... - I dalej epitety, których może lepiej nie przytaczać - Tak, uciekaj sobie! I tak w końcu Cię znajdę, wpakuję kulkę w łeb i przyozdobię ścianę Twoim mózgiem, panie CZAS!
Oskarżająca: Idariale
Oskarżona: hei-chi [paradoks-hazardzisty]
Pobieżny ogląd więźnia
Adres nie wskazuje od razu, że opowiadanie jest farfoclem jednego z bardziej znanych anime - Death Note. W moim mniemaniu jest to plus, ponieważ nadaje blogowi profesjonalizmu i przede wszystkim pokazuje, że jest to Twoja interpretacja niektórych zdarzeń czy postaci. Unikając imion postaci czy znanych nazw w adresie, zrobiłaś dobry ruch. Podoba mi się. Prosty, polski, łatwy do zapamiętania i przede wszystkim - nie posiadający polskich znaków, a więc można go spokojnie przeczytać.
Na belce widnieje favikona, która idealnie utrafia w mój gust. Uwielbiam klasyczne karty. Do tego łaciński tekst... Jestem oczarowana. "Exitus acta probat" - Cel uświęca środki. Dobre tłumaczenie, to kolejny plus. Aż się pofatygowałam po swój słownik łaciński, gdzie na końcu wypisane są łacińskie sentencje i tłumaczenia pospolitych przysłów, zwrotów. Idealnie! Zgodne z adresem, a więc pewnie i z treścią.
Uśmiecham się na widok szablonu.
10/10
Ubiór więźnia
Prosty i dzięki temu estetyczny, jednak nie nudny, a wręcz bardzo intrygujący. Od razu można założyć (choć nie być w stu procentach pewnym), że opowiadanie będzie o miłości męsko-męskiej. To równocześnie jasny sygnał: nie trawisz - wyjdź! Jak wiadomo, wiele osób stroni od wszelkich tematów homo, cóż, trudno. Jedyne uszczerbki w szablonie to zbyt duży kontrast pomiędzy tytułem a treścią postu oraz fakt, że po najechaniu myszką na link jego nazwa staje się nie do rozczytania.
Wnioskuję, że szablon jest twojego autorstwa, z racji tego, iż nie dostrzegłam nigdzie podpisu. Wolę to jednak sprawdzić, więc przeszukuję zakładki. Nigdzie nie znalazłam wzmianki na ten temat, w stopce wyjaśniłaś jedynie, w jakich przeglądarkach szablon dobrze się prezentuje. Szkoda, taka informacja mogła by się gdzieś pojawić.
Zastosowałaś (zakładając, że autorką szablonu w istocie jesteś Ty) bardzo ciekawe i różnorodne kody CSS, co chwalę. Chociaż blask pod tekstem w ramkach jest zbędny - byłyby wówczas czytelniejsze. Doceniam wygląd zewnętrzny i wewnętrzny szerokiej listy i zastanawiam się, jak to zrobiłaś? Czy uchylisz mi rąbka tajemnicy? Zżera mnie ciekawość. Efekt robi na mnie wrażenie, gdyż pierwszy raz go spotykam. I nawet znienawidzeni przeze mnie "Obserwatorzy" dobrze się tu prezentują! Ogromny plus. Dopasowałaś nawet button akcji Prozaików do wyglądu bloga, cóż za staranność.
Szablon jest estetyczny i uporządkowany, w stonowanych barwach, jest na czym zawiesić oczy (nagłówek złożony z różnych, ciekawych, tematycznych elementów) oraz jest co podziwiać (różnorodne efekty, mające na celu dodać blogowi atrakcyjności - w pełni spełniają swoją rolę).
8,5/10
Przesłuchanie
W momencie, kiedy czytałam fragment pierwszego rozdziału, gdzie główny bohater lawirował między ludźmi, a przed oczami stawały mu wspomnienia, z ustawionej przez Ciebie playlisty leciał właśnie ten utwór: Jason Walker - Echo. Idealnie wpasował się w sytuację i tylko ubarwił moje wyobrażenie owej sceny. Opowiadanie zapowiada się ciekawie, jednak rozbawił mnie zwrot "przyjaciel", skoro jeszcze chwilę temu ukazywałaś wspomnienia nie-przyjacielskie. Wydał mi się trochę nie na miejscu. Oczywiście, nie oznacza to, iż od razu masz nazywać rzeczy po imieniu.
Jeśli chodzi o rozdział drugi, stanowczo zbyt wielką uwagę przywiązujesz do krwi. Skoro mężczyzna nie uważał rany na policzku za swój największy problem w tamtym momencie, znaczy to, iż owa krew nie jest ważna. Ty natomiast wspominasz o niej absurdalnie często i właściwie przy każdej nadarzającej się okazji. Po co? Nie wzmacnia to efektu, a wręcz sprawia, że zaczynam się nudzić, bo mam wrażenie, że akcja krąży i wciąż czytam te same fragmenty. Krew to tylko krew, zostawmy ją w spokoju. Skoro raz napisałaś, że płynie i rana sama nie jest w stanie się zasklepić, znaczy, że przez najbliższe akapity też będzie leciała. Nie ma sensu na okrągło o niej przypominać. Jak zauważyła jedna z Twoich czytelniczek, rozdział przypominał raczej jednopartowe opowiadanie, ale to nie źle. Widzę również ścisłe trzymanie się tematu, który narzucasz w tytule. Zarówno w tej, jak i poprzedniej notce. Może właśnie dlatego odnoszę wrażenie, jakby opowiadanie składało się z jednopartówek.
Rozdział trzeci w gruncie rzeczy spokojny, a jednocześnie czuć było wiszący w powietrzu niepokój. Moja ciekawość rośnie. Zastanawia mnie tylko, czemu Mello wciąż i wciąż gdzieś znika, ucieka. To się jeszcze dokładnie nie wyjaśniło, a jest to jedna z najbardziej nurtujących mnie rzeczy. Podoba mi się również, że nie było ani wcześniej, ani tutaj żadnego intensywniejszego nawiązania do oryginału (anime), tylko że idziesz własną drogą. Scena w domu Mello wydała mi się na swój sposób urocza i trochę rozluźniła atmosferę, mającą w poprzednim rozdziale wagę marmuru. Takie sceny są potrzebne, żeby rozładować nieco napięcie.
W kolejnym rozdziale, czwartym, nie podobał mi się pewien - nie zakładam, że celowy - zabieg. Opisywałaś akurat scenę, kiedy lekarz oglądał Mello i wtedy pojawiło się niniejsze zdanie: "gdy główny bohater popadł w filozoficzne zamyślenie". Dlaczego nagle wyskakujesz z "głównym bohaterem"? Wcześniej używałaś jego imienia lub innych określników (np. mężczyzna). Aż się skrzywiłam. Dałaś o sobie znać, jak o wszechwiedzącym narratorze, podczas gdy powinnaś - aby lepiej wypadł tekst - jakby wtopić się w całość. Opowiadać o wydarzeniach, a jednak nie zdradzając swojej obecności jako komentator. Parokrotnie też w jednym zdaniu umieściłaś kilka podmiotów, po czym użyłaś orzeczenia - nie mogłam już dociec, do którego podmiotu owe orzeczenie się odnosi. Rozbawiła mnie także pewna wypowiedź doktorka: "twoja twarz wygląda jak kawał surowego mięsa". Jakby nie patrzył, ludzka twarz jest surowym mięsem, a już szczególnie widać to, kiedy skóra zostaje z niej zerwana.
"Ruchowa kondycja" zrzuciła mnie z krzesła. Ruchowa kondycja? Pisałaś o wspinaniu się po schodach, więc sama kondycja w zupełności by wystarczyła. Sądzę, że zdecydowana większość osób przebywających w internecie nie ma niedorozwiniętego mózgu i też zrozumiałaby, o co chodzi. Autor nie musi wszystkiego tłumaczyć, a w szczególności rzeczy, które są zwyczajnie logiczne. W rozdziale piątym dobrym ruchem był powrót do przeszłości, kolejne wspomnienie. Mimo wszystko, cóż... zrobiło się trochę nudno. Przerzuciłaś się na opisywanie niczego. Skupiasz się na wyglądzie starej kamiennicy, zachowaniu "pani domu" i przejściu dla pieszych. Zdaje się, że te elementy są akurat najmniej istotne. Odbiegasz od tematu. Tak samo, jak i wcześniej - cały czwarty rozdział poświęciłaś wizycie lekarskiej i czekoladzie, jakby stanowiły gwóźdź programu. Aha, jeszcze coś - woda szumowała cicho.
Jeśli chodzi o rozdział drugi, stanowczo zbyt wielką uwagę przywiązujesz do krwi. Skoro mężczyzna nie uważał rany na policzku za swój największy problem w tamtym momencie, znaczy to, iż owa krew nie jest ważna. Ty natomiast wspominasz o niej absurdalnie często i właściwie przy każdej nadarzającej się okazji. Po co? Nie wzmacnia to efektu, a wręcz sprawia, że zaczynam się nudzić, bo mam wrażenie, że akcja krąży i wciąż czytam te same fragmenty. Krew to tylko krew, zostawmy ją w spokoju. Skoro raz napisałaś, że płynie i rana sama nie jest w stanie się zasklepić, znaczy, że przez najbliższe akapity też będzie leciała. Nie ma sensu na okrągło o niej przypominać. Jak zauważyła jedna z Twoich czytelniczek, rozdział przypominał raczej jednopartowe opowiadanie, ale to nie źle. Widzę również ścisłe trzymanie się tematu, który narzucasz w tytule. Zarówno w tej, jak i poprzedniej notce. Może właśnie dlatego odnoszę wrażenie, jakby opowiadanie składało się z jednopartówek.
Rozdział trzeci w gruncie rzeczy spokojny, a jednocześnie czuć było wiszący w powietrzu niepokój. Moja ciekawość rośnie. Zastanawia mnie tylko, czemu Mello wciąż i wciąż gdzieś znika, ucieka. To się jeszcze dokładnie nie wyjaśniło, a jest to jedna z najbardziej nurtujących mnie rzeczy. Podoba mi się również, że nie było ani wcześniej, ani tutaj żadnego intensywniejszego nawiązania do oryginału (anime), tylko że idziesz własną drogą. Scena w domu Mello wydała mi się na swój sposób urocza i trochę rozluźniła atmosferę, mającą w poprzednim rozdziale wagę marmuru. Takie sceny są potrzebne, żeby rozładować nieco napięcie.
W kolejnym rozdziale, czwartym, nie podobał mi się pewien - nie zakładam, że celowy - zabieg. Opisywałaś akurat scenę, kiedy lekarz oglądał Mello i wtedy pojawiło się niniejsze zdanie: "gdy główny bohater popadł w filozoficzne zamyślenie". Dlaczego nagle wyskakujesz z "głównym bohaterem"? Wcześniej używałaś jego imienia lub innych określników (np. mężczyzna). Aż się skrzywiłam. Dałaś o sobie znać, jak o wszechwiedzącym narratorze, podczas gdy powinnaś - aby lepiej wypadł tekst - jakby wtopić się w całość. Opowiadać o wydarzeniach, a jednak nie zdradzając swojej obecności jako komentator. Parokrotnie też w jednym zdaniu umieściłaś kilka podmiotów, po czym użyłaś orzeczenia - nie mogłam już dociec, do którego podmiotu owe orzeczenie się odnosi. Rozbawiła mnie także pewna wypowiedź doktorka: "twoja twarz wygląda jak kawał surowego mięsa". Jakby nie patrzył, ludzka twarz jest surowym mięsem, a już szczególnie widać to, kiedy skóra zostaje z niej zerwana.
"Ruchowa kondycja" zrzuciła mnie z krzesła. Ruchowa kondycja? Pisałaś o wspinaniu się po schodach, więc sama kondycja w zupełności by wystarczyła. Sądzę, że zdecydowana większość osób przebywających w internecie nie ma niedorozwiniętego mózgu i też zrozumiałaby, o co chodzi. Autor nie musi wszystkiego tłumaczyć, a w szczególności rzeczy, które są zwyczajnie logiczne. W rozdziale piątym dobrym ruchem był powrót do przeszłości, kolejne wspomnienie. Mimo wszystko, cóż... zrobiło się trochę nudno. Przerzuciłaś się na opisywanie niczego. Skupiasz się na wyglądzie starej kamiennicy, zachowaniu "pani domu" i przejściu dla pieszych. Zdaje się, że te elementy są akurat najmniej istotne. Odbiegasz od tematu. Tak samo, jak i wcześniej - cały czwarty rozdział poświęciłaś wizycie lekarskiej i czekoladzie, jakby stanowiły gwóźdź programu. Aha, jeszcze coś - woda szumowała cicho.
Podsumowanie
Nie mogę opowiadania ocenić jednoznacznie, więc najprościej będzie wypisać wszelkie za i przeciw, w ten sposób przedstawić moje zdanie.
Co na tak? Podoba mi się, że nie trzymasz się kanonu, a idziesz w swoją stronę, mimo że wybrałaś sobie Fan Fick do pisania. W Paradoksie nie pojawiają się żadne bezpośrednie nawiązania do treści Death Note, ledwie wzmianki, poszlaki, wskazówki. Być może ulegnie to zmianie w kolejnych rozdziałach (na razie nie napisałaś jakiejś powalającej ilości, więc wszystko pozostaje niewiadomą), ale ja na Twoim miejscu trzymałabym się tego ujęcia, które już wykreowałaś. Zdecydowanie na tak jest dla mnie pewna stylizacja językowa, gdzie przeinaczasz pewne pospolite nazwy na własne, a jednak powszechnie znane i zrozumiałe. Przykładowo, zamiast pisać o pasach - przejściu dla pieszych - piszesz o zebrze i czytelnik doskonale wie, że nie chodziło o zwierzątko. To samo z Los Angeles - ujmujesz je tutaj mianem miasta aniołów, czyli nazwą potoczną. To ciekawe, bo niczego właściwie nie mówisz wprost i to mi się podoba. Kolejną rzeczą godną pochwały i uwagi jest uwidocznienie pewnego zachowania Mello. Mianowicie, jego maniakalnego zamiłowania do czekolady. Sam pomysł ma charakter komediowy i pamiętasz, by to uwypuklać. Nie czynisz tym samym bohatera infantylnym, dodajesz coś dla osłody. Prawie dosłownie. Miłym elementem opowiadania są wspomnienia, lecz nie opisane wyłącznie z perspektywy czasu. Cofasz się, tworząc odrębne sceny, jakby toczyły się tu i teraz. Oczywiście, wyróżniasz tekst, by nie pomylić go z właściwą treścią.
Co na nie? Zdecydowanie przesadzasz z porównaniami. Tekst jest nimi przeładowany. W ciągu tych pięciu rozdziałów nadmieniłaś tak wiele różnych skojarzeń, że równie dobrze można by napisać drugi tekst, w całości złożony z symboli. W efekcie powstałaby nam przypowieść. Na przykład, Mello byłby kotem, bo i takie porównanie się pojawiło. Mało tego - każde porównanie działa na zasadzie "coś jak coś", nie używasz żadnych słów pokrewnych, takich jak niczym. Zanadto skupiasz się na pierdołach. Wolisz poświęcać uwagę elementom otoczenia - dalszego czy bliższego - zamiast poświecić ją temu, co naprawdę istotne. Chociażby z tą krwią, o której pisałam Ci już przy komentarzu do rozdziału drugiego. Albo do budynków i zachowań powtarzających się cyklicznie - jak w rozdziale piątym. Tracisz przez to wątek, zaczynasz przynudzać Naprawdę tego nie zauważasz? Ostatnia rzecz, o której chciałam wspomnieć, to szatkowanie tekstu. Każdy kolejny rozdział zdaje się odcinać od poprzednich, robisz bardzo duże przeskoki. Nie chodzi nawet o to, że raz piszesz z punktu jednego bohatera, raz z drugiego (to akurat jest w porządku), lecz o to, iż wycinasz spore ilości treści, dziurawisz opowiadanie za często.
Bohaterowie są wyraziści i mają indywidualne charaktery. W opisie Paradoksu zaznaczyłaś, że podchodzi on pod kategorię opowiadań psychologicznych i rzeczywiście jest to prawda. Nie tylko wątek związku Mello-Matt ma podłoże psychologiczne, ale także wszelkie działania każdego z bohaterów wobec siebie samego czy ich podejście do reszty świata sugerują, że należałoby zastanowić się nad przyczynami zaistniałych sytuacji i kolejnych poczynań. Mimo że zaczerpnęłaś ich z anime, mogę powiedzieć iż są Twoi. Stawiając ich w położeniu, jakie sama stworzyłaś, dajesz im swoją tożsamość - teraz to Ty ich tworzysz. To również plus. Mam nadzieję, że dalej pociągniesz ideę ludzkiej psychologii, bo idziesz w dobrym kierunku, ciekawie obrazujesz swoje przemyślenia na ich temat; swoje wymysły, które wcale nie są bezsensowne.
Na koniec styl, bo o świecie nie mam co się wypowiadać (nasz świat, zobrazowany świetnie). Wykonanie nieco gorsze od pomysłu, jako że często jeszcze coś zgrzyta. Nie chodzi o same błędy, to już swoją drogą, ale o budowanie zdań, jasne przekazywanie tego, co chce się pokazać, wywoływania emocji i budowania nastroju. Tu to jeszcze trochę kuleje. Zdania często są źle złożone, przypominają dwa puzzle wciśnięte na siłę jeden w drugi, albo niejasne, niezrozumiałe. Opisujesz coś za długo lub za krótko, potrafisz uciąć kwestię jednym zdaniem, bądź przeciwnie - rozwijać ją w nieskończoność. Ta niestałość powoduje chaos. Robisz sporo powtórzeń i nadużywasz zaimków oraz środków stylistycznych (najbardziej tych nieszczęsnych porównań). Napięcie budujesz dobrze, ale z resztą odczuć jest już trochę gorzej. Pomijając scenę z rozdziału trzeciego, która wydała mi się urocza. Dobrze Ci jednak wychodzą sceny smutne, prawie melancholijne. Hm, inaczej... jest nieźle, ale mogłoby być lepiej.
I przyspiesz trochę akcję, bo czytelnicy będą ziewać. Nie rozdrabniaj się.
14/20
Spisanie zeznań
1. Samotność
"Deszcz padał jak z cebra" - lał jak z cebra. Z racji tego, że kiedy przechylisz ceber (takie wiadro), woda się wyleje, a nie będzie padała.
"poświata księżyca próbowała przedrzeć się przez deszczowe chmury, bezskutecznie" - a co Ty na to, żeby to "bezskutecznie" przenieść przed "próbowała"? Zdanie będzie przejrzystsze i płynniejsze.
"jeszcze większym nawałem" - już samo słowo "nawał" daje informację, iż jest czegoś bardzo duża ilość. Nie potrzeba tego dodatkowo umacniać innymi słowami.
"Przemoczone do suchej nitki ubranie, ciążyło na nim." - zbędny przecinek. Zważywszy również na to, że kolejne zdanie o tej samej strukturze jest już bez przecinka.
"I po chwili został pieszczotliwego kuśtańca w bok." - dostał; kuksańca. Literówki.
"Matt wszedł jak burza" - nieprawidłowe sformułowanie. Zwrot "jak burza" informuje o gwałtowności, prędkości tego ruchu, który z pewnością nie był zwykłym wejściem do pokoju.
"rzucił się na łóżko [...] o krawędź łóżka" - powtórzenie.
"...kto ci rozciął wargę?-" - brak spacji.
"który, unosząc się swawolnie w powietrzu, tworzył awangardowy wzorek." - pierwszy przecinek jest zbędny, ponieważ tenże znak interpunkcyjny wystąpił już przed "który", a "który" jest słowem, jakie można łączyć z wszelkiego rodzaju wtrąceniami, jeśli jest samotne.
"sobie przypomnieć dokładnie kontur jego twarzy, chociaż były bardzo delikatne" - konturów. Nie rozumiem także, co delikatność konturów ma do trudności zapamiętania ich?
"które tworzyły z zlepków wspomnień układankę" - ze.
"Mógłbyś….?" - o kropkę za dużo.
"Odpadła farba" - z pewnością nie odpadła cała farba.
2. Strach
"Sam raz na kogoś jego postury" - W sam raz.
"Czuł się bezpieczniej w odcieniach ciemności, które napływały z każdej strony." - ze wszystkich stron nadpływała raczej ciemność, a nie jej odcienie.
"Wślizgnął się w małą przestrzeń pomiędzy kamienną ścianą" - skoro tunel był bardzo ciasny, to wiadomo, że przestrzeń między ścianą a włazem nie grzeszyła szerokością.
"by krew mogła skrzepnąć i zatrzymać krwotok." - to zdanie jest po prostu śmieszne.
"niekontrolowany jęk bólu, który systematycznie przedzierał się przez jego gardło." - a może raczej wydzierał się z jego gardła?
"Czuł się jak na diabelskim młynie w wesołym miasteczku. Poczuł, jak ugięły się pod nim nogi. Myślał gorączkowo, jak wyjść z tej sytuacji" - powtórzenie.
"wyjść z tej sytuacji obroną ręką" - obronną.
"Wysiadł prąd. Teraz szedł trochę na oślep" - prąd szedł na oślep? Bo to wynika z podanych przeze mnie zdań, które rozpoczynają nowy akapit, w którym nie wspominasz o Mello. Używasz jedynie określeń tego, co robił, jednak przy obecności innych rzeczowników nie jest jasne, co do czego należy.
"Kalkulując w myślach swoje szanse na dotarcie tam były równe zeru. Był daleko" - zła konstrukcja zdania, powtórzenie.
"przepełniony litością, przyjdzie go poratować, prowadzony dobrocią serca." - w tym kontekście, skoro litością, to i dobrocią serca. Nie trzeba tego pisać.
"po paciorkach różańca zwinnością" - ze zwinnością.
"Jak trwoga, to do Boga" - brakujący przecinek.
"Lubił te słowo" - TO słowo.
"aby umożliwić mu ucieczkę. To skutecznie odebrało mu" - powtórzenie.
"Zacisnął dłoń na paciorkach różańca, tak mocno" - zbędny przecinek.
"łańcuszek przerwał się" - zerwał bardziej by tu pasowało.
"że chociaż na chwile jego ciało" - chwilę
"Czuł się bezpieczniej w odcieniach ciemności, które napływały z każdej strony." - ze wszystkich stron nadpływała raczej ciemność, a nie jej odcienie.
"Wślizgnął się w małą przestrzeń pomiędzy kamienną ścianą" - skoro tunel był bardzo ciasny, to wiadomo, że przestrzeń między ścianą a włazem nie grzeszyła szerokością.
"by krew mogła skrzepnąć i zatrzymać krwotok." - to zdanie jest po prostu śmieszne.
"niekontrolowany jęk bólu, który systematycznie przedzierał się przez jego gardło." - a może raczej wydzierał się z jego gardła?
"Czuł się jak na diabelskim młynie w wesołym miasteczku. Poczuł, jak ugięły się pod nim nogi. Myślał gorączkowo, jak wyjść z tej sytuacji" - powtórzenie.
"wyjść z tej sytuacji obroną ręką" - obronną.
"Wysiadł prąd. Teraz szedł trochę na oślep" - prąd szedł na oślep? Bo to wynika z podanych przeze mnie zdań, które rozpoczynają nowy akapit, w którym nie wspominasz o Mello. Używasz jedynie określeń tego, co robił, jednak przy obecności innych rzeczowników nie jest jasne, co do czego należy.
"Kalkulując w myślach swoje szanse na dotarcie tam były równe zeru. Był daleko" - zła konstrukcja zdania, powtórzenie.
"przepełniony litością, przyjdzie go poratować, prowadzony dobrocią serca." - w tym kontekście, skoro litością, to i dobrocią serca. Nie trzeba tego pisać.
"po paciorkach różańca zwinnością" - ze zwinnością.
"Jak trwoga, to do Boga" - brakujący przecinek.
"Lubił te słowo" - TO słowo.
"aby umożliwić mu ucieczkę. To skutecznie odebrało mu" - powtórzenie.
"Zacisnął dłoń na paciorkach różańca, tak mocno" - zbędny przecinek.
"łańcuszek przerwał się" - zerwał bardziej by tu pasowało.
"że chociaż na chwile jego ciało" - chwilę
A tak, jeszcze w czwartym rozdziale pojawił się błędny zapis wypowiedzi: "— Och, to tylko ty. — Westchnął ciężko". "Westchnął" powinno być małą literą. Pojawiło się również "w między czasie", co powinno być napisane razem. Tutaj: "W między czasie, gdy główny bohater popadł w filozoficzne zamyślenie, lekarz pochylił się nad nim".
Powyższe błędy wypisałam, by Ci pokazać, jakie zazwyczaj popełniasz. To głównie wpadki, które występują raz na cały tekst. W większej mierze są to błędy stylistyczne i logiczne w zapisie zdań. Wszelkie porównania zapisujesz przy użyciu słowa "jak", a przecież można użyć także "niczym", prawda? Trochę mnie to drażni, tworzy się masa powtórzeń. Trochę literówek, kilka zbędnych przecinków. Nie mam większych zastrzeżeń. Interpunkcja, ortografia, stylistyka w większej mierze - w porządku. Poprawnie zapisujesz wypowiedzi pod względem interpunkcyjnym. Jednak stanowczo nadużywasz porównań, one dominują w Twoim opowiadaniu i jest to, niestety, minus. Tworzy się niepotrzebny patos. Treści rozdziałów są naszpikowane porównaniami, potrafisz wcisnąć takich cztery w jednym akapicie, a wcale nie masz tak bardzo tych akapitów rozbudowanych. Ogólna poprawność w normie.
6,5/10
Przeszukanie kieszeni
W menu masz wszystko, czego blogowi potrzeba. To jest: Paradoks, czyli wstępny zarys opowiadania, mający na celu przedstawić najważniejsze informacje (w tym napomknięcie o kanonie); Hazardziści, gdzie ukazujesz dwóch głównych bohaterów, informując jedynie o ich imionach i ukazując wygląd - to ważne, kiedy pisze się Fan Fiction, którego kanon zawiera wiele postaci. Informujesz, o kim będziesz pisała, ale nie tworzysz suchego opisu; Narrator to inaczej coś o sobie, wystarczająco długi i szczegółowy. Wszystko, co chcesz, aby czytelnik o Tobie wiedział, a jednak zaspokajasz jego ciekawość; Biblioteka, krótko mówiąc linki, posegregowane, ułożone, przejrzyste; Motyw przewodni - to Twój własny dodatek. Może sobie być w odrębnej zakładce, bo gdzie indziej wprowadzałby zbędny nieład i zamęt; Jeden Worek, spamownik. Wszystkie zakładki ułożone w odpowiedniej kolejności - od najbardziej istotnych, po najmniej istotne. Porządek jest, wszystko łatwo można znaleźć.
10/10
Indywidualizm
Przy Fan Fickach nigdy nie daję pełnej puli punktów i zazwyczaj ucinana jest prawie połowa. Teraz jednak postąpię inaczej, gdyż zdążyłam się zorientować, iż wszystko w opowiadaniu zrobiłaś sama. To prawda, że zaczerpnęłaś bohaterów, ale właściwie na tym się kończy - na wyglądzie, ich imionach i zarysach charakterów. WSZYSTKO inne Twoje. Wobec tego ucinam tylko jeden punkt.
6/7
Alibi
Matko, tak szybko to zleciało... No dobra, jeden punkt dodatkowy za aspekt psychologiczny (od dawna szukam czegoś takiego w internecie!), drugi za kreowanie Mello, trzeci za tematykę yaoi. Szkoda, że na razie niewiele o niej było, ale i tak się cieszę.
3/5
Łącznie punktów: 58/72
Wyrok: Zwolnienie warunkowe
Szkolna ocena: mocna 5
Idariale z radością poinformowała więźnia o jego warunkowym zwolnieniu.
- Strasznie mi głupio, że tak długo musiałaś czekać. Trzeba było posprzątać nasz Gaolowy bałagan w papierach - powiedziała, kiedy razem z hei-chi kierowały się korytarzem do głównego hallu. - Mam nadzieję, że niniejszy wyrok choć trochę ci to zrekompensował. Szczerze mówiąc, nie dawałam ci zbyt wielkich szans już na początku, kiedy tkwiłaś pod skrzydłami Maery. Ale to miłe zaskoczenie. - Uśmiechnęła się, otwierając drzwi wyjściowe przed byłym więźniem. - Jesteś wolna.
(Wybacz, Nersiaku, że przesłoniłam Twoją odmowę :c)
6,5/10
Przeszukanie kieszeni
W menu masz wszystko, czego blogowi potrzeba. To jest: Paradoks, czyli wstępny zarys opowiadania, mający na celu przedstawić najważniejsze informacje (w tym napomknięcie o kanonie); Hazardziści, gdzie ukazujesz dwóch głównych bohaterów, informując jedynie o ich imionach i ukazując wygląd - to ważne, kiedy pisze się Fan Fiction, którego kanon zawiera wiele postaci. Informujesz, o kim będziesz pisała, ale nie tworzysz suchego opisu; Narrator to inaczej coś o sobie, wystarczająco długi i szczegółowy. Wszystko, co chcesz, aby czytelnik o Tobie wiedział, a jednak zaspokajasz jego ciekawość; Biblioteka, krótko mówiąc linki, posegregowane, ułożone, przejrzyste; Motyw przewodni - to Twój własny dodatek. Może sobie być w odrębnej zakładce, bo gdzie indziej wprowadzałby zbędny nieład i zamęt; Jeden Worek, spamownik. Wszystkie zakładki ułożone w odpowiedniej kolejności - od najbardziej istotnych, po najmniej istotne. Porządek jest, wszystko łatwo można znaleźć.
10/10
Indywidualizm
Przy Fan Fickach nigdy nie daję pełnej puli punktów i zazwyczaj ucinana jest prawie połowa. Teraz jednak postąpię inaczej, gdyż zdążyłam się zorientować, iż wszystko w opowiadaniu zrobiłaś sama. To prawda, że zaczerpnęłaś bohaterów, ale właściwie na tym się kończy - na wyglądzie, ich imionach i zarysach charakterów. WSZYSTKO inne Twoje. Wobec tego ucinam tylko jeden punkt.
6/7
Alibi
Matko, tak szybko to zleciało... No dobra, jeden punkt dodatkowy za aspekt psychologiczny (od dawna szukam czegoś takiego w internecie!), drugi za kreowanie Mello, trzeci za tematykę yaoi. Szkoda, że na razie niewiele o niej było, ale i tak się cieszę.
3/5
Łącznie punktów: 58/72
Wyrok: Zwolnienie warunkowe
Szkolna ocena: mocna 5
Idariale z radością poinformowała więźnia o jego warunkowym zwolnieniu.
- Strasznie mi głupio, że tak długo musiałaś czekać. Trzeba było posprzątać nasz Gaolowy bałagan w papierach - powiedziała, kiedy razem z hei-chi kierowały się korytarzem do głównego hallu. - Mam nadzieję, że niniejszy wyrok choć trochę ci to zrekompensował. Szczerze mówiąc, nie dawałam ci zbyt wielkich szans już na początku, kiedy tkwiłaś pod skrzydłami Maery. Ale to miłe zaskoczenie. - Uśmiechnęła się, otwierając drzwi wyjściowe przed byłym więźniem. - Jesteś wolna.
(Wybacz, Nersiaku, że przesłoniłam Twoją odmowę :c)
Wypowiem się krótko, treściwo i na temat, mam nadzieję ;)
OdpowiedzUsuńCo do szabloniku - w Mozilli nie widać tego dziwnego czerwonego podświetlenia (przynajmniej z mojego punktu widzenia), dlatego też wymieniłam ją jako przeglądarkę najbardziej sprzyjającą szablonowi. Strzelam, że używasz Google Chrome. Ale tylko strzelam, bo monitor monitorowi nierówny, a mój jest "długo wieczny", że tak się wyrażę ;)
Aż sobie włączę "Echo" Walkera!
Wyjaśniam (albo pytam). Nie można nazwać przyjacielem kogoś, do kogo się czuję c o ś więcej? Myślę, że można, bo są ludzie, którzy nie potrafią albo nie chcą nazwać uczuć po imieniu. Zwłaszcza Matt, który próbował o Mello zapomnieć, choć szło mu to opornie, właściwie strasznie opornie. Wydaję mi się, że to było bardzo na miejscu, zwłaszcza że po upływie tych lat, Jeevas nabrał wątpliwości co tak naprawdę czuł, a uważam to za całkiem normalne. Wszak nawet miłość nie zawsze trwa wiecznie.
Owszem, Mello nie uważał, że rana na policzku jest jego głównym problem, ale była jego problemem, naprawdę. Zwłaszcza że wykrwawić się na śmierć mógł, zwłaszcza że rana ciągnęła się od policzka i ciągnęła aż po ramię. I z pewnością była zakażona, bo była raną po wybuchu. Jeśli oglądałaś DN, wiesz jaki jest to moment, tak myślę ^^
Mimo że rozdziały (choć bardziej skłoniłabym się przy słowie "części") mogą przypominać jedopartówki, ciągną za sobą łańcuch przyczynowo-skutkowy, przynajmniej tak mi się wydaję.
Mello ucieka, bo poniekąd zmusza go do tego sytuacja, poza tym zawsze wydawało mi się, że Keehl (nawet z samej mangi i anime) nie lubił wracać do przeszłości. A rzecz z rozdziału trzeciego (przynajmniej połowa) nie działa się w domu Mello, a w domu Matta.
Zdanie z tym "głównym bohaterem" też mi jakąś zgrzytało, ale stwierdziłam, że to pewnie jakaś tam moja wewnętrzna paranoja, ale z pewnością pomyślę nad zmianą. ;)
Ano, wiem, że doktór stwierdził fakt raczej natury oczywistej, ale myślę, że mało który lekarz nie zwróciłby uwagi na t a k ą raną, bo tak naprawdę nie na co dzień lekarze widzą zwykłego cywila z ubytkiem na połowę twarzy, której przyczyną był wybuch. Oczywiście nie biorę pod uwagę kraj, gdzie panują wojny.
"Ruchową kondycją" nie chciałam sobie kpić z niczyjej inteligencji. Jakoś tak wyszło, przypadkiem i nawet podejrzewam, że w praniu. Zmienię na kondycję bez żadnego dodatku. Obiecuję ;)
Wizyta u lekarza była gwoździem programu, serio. Że tak pójdę za twoim przykładem – nie zauważyłaś tego? Myślę, że po minimalistycznym zabiegu Matta, rana Mello i tak wymagała przeglądu specjalisty, zwłaszcza że Jeevas to nie lekarz, jak pisałam. Kojarzysz jego bliznę, prawda? Wygląda nawet dość "ładnie", a wątpię, aby same środki przeciwbólowe doprowadziły ją do takiego względnego stanu. A czekolada, cóż, to nałóg. A jak to z nimi bywa – oczywiście, że musiał się pojawić.
Skupiłam się na wyglądzie kamiennicy i właścicielce, aby przybliżyć sytuację materialną Matta. Myślę, że to ważne, aby ukazać w jakim środowisku bohaterowie żyją, wszak to kreuje ich charaktery, prawda? Nie uważam więc, że to zabieg nie mający żadnego znaczenia i nie traktuje go jaki zbędny zapychacz. Ale uszanuję twoje zdanie na ten temat.
Trzymam się kanonu DN, właśnie zabawa polega na tym, aby wpasować się w ramy czasowe. Młoda Yagami została porwana przez mafię, do której należał Mello gdzieś w październiku i w tym samym miesiącu została rozwiązana akcja z ukradzionym Notatnikiem Śmierci. Po tym jak Mello wysadził kryjówkę mafii, znika (pojawia się tylko w nie których fragmentach, np. gdy przychodzi po zdjęcie), a później widzimy go razem z Mattem w styczniu w Tokio, gdzie dochodzi do rozwiązania serii.
Ulegnie, ponieważ już niedługo zacznie się akcja, która z całą mocą będzie nawiązywać do Death Note. Tylko zakończenie losów tych bohaterów będzie inne niż w oryginale, bo jakieś korzyści na tle emocjonalnych z ficka trzeba wynieść, prawda? :D
Ja ogólnie to bardzo lubię symbolikę, lubię jak czytelnik musi domyślać (widać to było przy okazji "dyktatora" czy "ogniem i dymem"), zdecydowanie nie lubię wszystkiego podawać łatwo i szybko jak McDonaldzie, że się tak wyrażę. Ale "paradoks" nie ma funkcji, która zmuszała by do większych domysłów. A porównania wynikają z przyzwyczajenia i faktu, że to poniekąd lepiej obrazuje.
UsuńRobię przeskoki, czy ja wiem? Rozdział pierwszy dzieje się na kilka godzin przed rozdziałem drugim. Końcówka rozdziału trzeciego dzieje się w tym samym czasie, co początek rozdziału czwartego. Zaś końcówka rozdziału czwartego - jest na dworze ciemno, co wskazuje noc albo wczesny poranek - dzieje się niewiele wcześniej niż początek rozdziału piątego (a mianowicie motyw z samochodem), bo wcześniejszy akapity odgrywają się w czasie rozdziału czwartego. Dlatego wcale nie wydaje mi się, że robię kolosalne przeskoki. Wręcz przeciwnie. Wszystko odegrało się na przełomie kilku dni.
Opowiadanie psychologiczne mają to do siebie, że akcja jest tłem, liczą się przeżycia bohaterów, a co nagle to po diable. Nie mam zamiaru się śpieszyć. Wszystko dzieje się w swoim rytmem. W życiu też niczego nie da się przyspieszyć, a nie wszystkie dni składają się z zaskakujących zwrotów akcji.
Czyli dobrze mi wychodzą, czy jest nieźle (ogólnie myślę, że te dwa wyrażenie mają inne znaczenie, więc jestem ciekawa)? A jeśli nie tak dobrze, to co powinnam zmienić? Ej, no, potrzebuję rad i tak dalej. Dlatego się zgłosiłam. Gdybym chciała opinii "na sucho" zgłosiłabym się do jakieś recenzjalni i już. ;)
"poświata księżyca próbowała przedrzeć się przez deszczowe chmury, bezskutecznie" - a co Ty na to, żeby to "bezskutecznie" przenieść przed "próbowała"? Zdanie będzie przejrzystsze i płynniejsze.
Jestem przeciw! Skonstruowałam tak zdanie specjalnie, bo nie miało tylko nawiązywać do chmur i księżyca, ale także stanu emocjonalnego Matta. On tak samo bezskutecznie walczył ze swoimi uczuciami.
"jeszcze większym nawałem" - już samo słowo "nawał" daje informację, iż jest czegoś bardzo duża ilość. Nie potrzeba tego dodatkowo umacniać innymi słowami.
Antologiczna sytuacja, co przy okazji nieszczęsnego księżyca. Wszak słyszałam, że pogoda też ma wpływ na uczucia i stan.
"Matt wszedł jak burza" - nieprawidłowe sformułowanie. Zwrot "jak burza" informuje o gwałtowności, prędkości tego ruchu, który z pewnością nie był zwykłym wejściem do pokoju.
Jakie proponujesz rozwiązanie? Chodziło mi o to, że Mello usłyszał jak Matt wchodzi, ale nie zobaczył konkretnie tego momentu, ani tego, gdy wylądował na łóżku, bo zrobił to błyskawicznie.
"który, unosząc się swawolnie w powietrzu, tworzył awangardowy wzorek." - pierwszy przecinek jest zbędny, ponieważ tenże znak interpunkcyjny wystąpił już przed "który", a "który" jest słowem, jakie można łączyć z wszelkiego rodzaju wtrąceniami, jeśli jest samotne.
"unosząc się swawolnie w powietrzu" nie jest wtrąceniem?
Nie rozumiem także, co delikatność konturów ma do trudności zapamiętania ich?
Nie chodziło o sam fakt delikatności, tylko ich kształt itp.
"Wślizgnął się w małą przestrzeń pomiędzy kamienną ścianą" - skoro tunel był bardzo ciasny, to wiadomo, że przestrzeń między ścianą a włazem nie grzeszyła szerokością.
Ale tworzy atmosferę i buduje napięcie. Ten fakt jest ważny.
W takim razie kolei na moje uwagi, dotyczące oceny. Mogłaś rozwinąć bardziej swoje spostrzeżenia dotyczące treści, fabuły, bohaterów, świata przedstawionego (!), a mniej skupić się na podstronach (bo co w nich jest, każdy zobaczy, jak jest zainteresowany) i szablonie.
Dziękuję za ocenę i za czas, który poświęciłaś, aby blog przeczytać i w ogóle, że mimo uprzedzeń napisałaś ocenę. Możesz bardziej rozwinąć wątek "nie dawałam ci zbyt wielkich szans już na początku", bo mnie naprawdę ciekawi. A w tym momencie mogę to potraktować tylko na zasadzie "no bo tak".
UsuńMuszę przyznać, że także miałam sceptyczne uczucia, co do oceny. Sam fakt, że musiałam czekać X miesięcy i miałam jeszcze przy uwadze inną ocenę, której się kiedyś na "gaolu" doczekałam, nie spodziewałam się niczego dobrego, ale jestem mile zaskoczona.
Ach, z moich zamiarów, że komentarz będzie krótki wyszło jak zwykle nic. No, nic. Mam nadzieję, że dotrwasz do końca.
Resztę błędów poprawię albo za chwilę, albo później (zależy czy burza rozwinie się na dobre). Życzę miłego dnia!
Właśnie też się zdziwiłam, kiedy napisałaś, że chcesz się streszczać, a mi rzuciły się w oczy trzy długie komentarze XD
UsuńNie zrozumiałyśmy się w wielu kwestiach. Już wyjaśniam, co miałam na myśli, pisząc to i owo.
Oczywiście, że można nazwać kogoś przyjacielem, mając z nim (kiedykolwiek) bardziej zażyłe stosunki. Wiem to z własnego doświadczenia, bo przydarzyło mi się coś takiego. Niemniej jednak, ja wcale Ci tego nie wytykałam jako błąd :)
Z tą krwią - nie napisałam, że rana w ogóle się nie liczyła, tylko że nie była ważna dla bohatera - a więc w większej mierze nie była ważna również dla mnie jako czytelnika. Zważywszy na to, że w tamtej scenie poznajemy psychikę Mello, patrzymy jakby jego oczami. "Przesadziłaś" - miałam na myśli, że zbyt często o niej wspominałaś. Można przecież było raz, a dobrze. Ewentualnie dwa, ale hei-chi, ta krew pojawia się co chwilę. To przede wszystkim odwraca uwagę od akcji. Tu swoją drogą - "akcja" nie ogranicza się przecież wyłącznie do wybuchów i pościgów. Akcja to po prostu rozwój wydarzeń, a kiedy mówię "przyspiesz akcję", nie chodzi mi o wzmacnianie poziomu adrenaliny.
Jeśli chodzi o to porównanie do jednopartówek, Paradoks przypomina mi w pewnym sensie łańcuszek z koralikami.
O matko, faktycznie. Napisałam "dom Mello", a chodziło mi o dom Matta xd Trzeba być mną. Ostatnio mylę prawą stronę z lewą. Do mojego chłopaka mówię "zrobiłaś", a do koleżanki "zrobiłeś".
Z tym gwoździem programu - scena po prostu bardzo się ciągnęła i troszeczkę na niej usypiałam. Oczywiście, nie twierdzę, że zwyczajny opatrunek załatwiłby sprawę. Nic z tych rzeczy.
Kreowanie świata jest bardzo ważne. Ja tylko zwróciłam Ci uwagę, że znowu za bardzo odbiegasz od tematu. Przecież ten opis można było rozłożyć na dwie części i ładnie je umieścić w dwóch różnych miejscach. Właśnie dlatego ludzie tak nienawidzą "Nad Niemnem" - bo te opisy idą blokowo, zamiast łączyć się z akcją. Chociaż nie wiem, czy w tym akurat przypadku coś by to dało. I nie, to nie było porównanie Paradoksu do "Nad Niemnem", nie martw się. Musiałam posłużyć się jakimś przykładem.
UsuńOjejku, tutaj nie zrozumiałyśmy się najbardziej. Z tym "nie trzymaniem się kanonu". Może zbyt mało czytam Fan Fiction, żeby wiedzieć, co tak naprawdę byłoby odstępstwem. W każdym razie widziałam takie FF, które było niemalże przerysowane z oryginału. Wiele temu podobnych blogów występuje w internecie. Chciałam pokazać, że u Ciebie ten związek jest (w porównaniu z tamtymi) luźny. Jak na Fan Fiction - podkreślam. Właśnie o to mi chodziło.
Skoro tak lubisz porównania... Ale czasem, bardzo Cię proszę, zamień "jak" na "niczym" albo coś w tym guście, bo tych Jaków to się zrobiło całe stado i wypasa się, gdzie chce.
Kolejna rzecz - przeskoki. Tu bardziej chodziło mi o... hm, teleportację. Miałam wrażenie, że rzucasz mną z miejsca na miejsce. Stąd wrażenia "ubytków", wciąż przenosisz akcję.
"Czyli dobrze mi wychodzą, czy jest nieźle (ogólnie myślę, że te dwa wyrażenie mają inne znaczenie, więc jestem ciekawa)?" - no właśnie dlatego na końcu dodałam "Może inaczej". Cały ten punkt to moje rozważania, takie "za i przeciw". Uważam, że jest dobrze, bo coś tam. Ale coś tam. I efekt końcowy widać, jak się można spodziewać, na końcu (nie umiałam tego inaczej ująć). Pisałaś, żebym to rozwinęła. Nie rozwinęłam tego w ocenie, gdyż sądziłam, że zostałam zrozumiana, ale pewnie przy szybkim pisaniu jedynie sama siebie rozumiałam. Huh xd Proszę bardzo, rozwijam: czytając Twoje rozdziały, miałam wrażenie, że jesteś nieobecna. Hm... Jakby to wytłumaczyć, żebym została zrozumiana... Heh. Chodzi o to, że pisałaś to jakby "z boku", nie odniosłam wrażenia, że się wczuwasz w to, co piszesz. Że robisz to jakoś tak mechanicznie. Lepiej wytłumaczyć chyba tego nie umiem. Opisy były dobre technicznie, ale brakowało mi Twojego wczucia się w tekst. A może po prostu taki masz styl, może to wcale nie jest wina "nie wczuwania się". Nie czytałam innych Twoich opowiadań, więc właściwie nie mam do czego porównać.
Widzisz, właśnie przed tym Cię przestrzegałam. Moje oceny są o wiele lepsze, kiedy oceniam opowiadania zupełnie autorskie (dlatego właśnie nie oceniam Fan Fiction z natury). Wiem, czym jest "dobra powieść autorska", ale co znaczy "dobre Fan Fiction"? Może za bardzo spojrzałam na Twoje opowiadanie, jakby było czysto autorskie, może zbyt wielu rzeczy wymagam - takich, jakich oczekuję od autorów, którzy sami wszystko tworzą od podstaw (łącznie z najdrobniejszymi szczegółami, jak kolor oczu bohatera). Przyznam, że ocenę pisało mi się trochę dziwnie. Łatwiej odnajduję się w opowiadaniach czysto autorskich, jestem - że się tak wyrażę - na swoim boisku.
Widzisz, oczekujesz ode mnie rad typu "pisz tak i tak", "zrób to i to", a ja uważam, że to trochę narzucanie autorowi swojego spojrzenia, prowadzenie go za rączkę. Co powiem teraz, pewnie będzie niespodzianką, ale hei-chi, ja dałam Ci te rady. "Rady" w moim wykonaniu wyglądają tak: piszę, co robisz źle pod jakimś tam kątem, sugeruję jedynie, co można z tym zrobić, ale nie każę Ci - ani nie mówię wprost - JAK masz to zrobić. To przecież Twoje opowiadanie. Ja mogę wyrazić swoją opinię i powiedzieć, co bym zrobiła na Twoim miejscu, jak bym poprowadziła opowiadanie i poszczególne jego aspekty. Ale wtedy będzie to mój styl i moje wyobrażenie. Przecież nie wszystkie rzeczy mogę rozpisać "to jest źle" i koniec. Może masz inne zamiary? Może chciałaś zrobić coś innego? Nie chcę autorowi narzucać swojego zdania, więc tylko sugeruję pewne zmiany, doradzam. I właśnie takich sugestii było całe mnóstwo w ocenie, trzeba się tylko wczytać. A moje nieraz sarkastyczne uwagi? To nie były swego rodzaju rady?
UsuńDalej, błędy:
Usuń"Większy nawał" to pleonazm, czyli właściwie błąd stylistyczny.
Sądzę, że "wpadł", "wparował", "wbiegł" bardziej pasuje do burzy, niż "wszedł".
Owszem, "unosząc się w powietrzu" jest wtrąceniem, ale jeśli wcześniej mamy "który", to wtrąceniem będzie "który unosił się w powietrzu". Nie trzeba tego dzielić na jeszcze mniejsze wtrącenia.
Tworzy atmosferę? Przecież już wcześniej ją stworzyłaś. A skutkiem umieszczenia tego wyrażenia jest tylko powtórzenie.
Przecież opis menu i szablonu są krótsze od rozwinięcia na temat treści. Rozumiem, że możesz mieć do niej pewne uwagi. Chciałabyś, żebym bardziej rozbudowała te punkty. Ale powiedz mi - pod jakim względem? Jaki aspekt bohaterów/świata/fabuły powinnam jeszcze Twoim zdaniem rozwinąć? Bo skoro już to sugerujesz, chciałabym wiedzieć, co dokładnie. Tak jak ty chciałabyś wiedzieć, co dokładnie źle zrobiłaś, kiedy zgłaszasz się do oceny. Długa ocena nie zawsze jest treściwa, czasem im dłuższa, tym większe lanie wody. Czego jeszcze chciałabyś się dowiedzieć? Zawsze mogę wyrazić swoje zdanie tutaj.
Kwestii z "nie dawaniem Ci zbyt wielkiej szansy" nie rozwinęłam, ponieważ było to zamieszczone w zakończeniu. Już tłumaczę: kiedy trafiłaś do Maery, zajrzałam na blog. Zobaczyłam pustki. Mało rozdziałów, duże przeterminowanie. To ciągnęło się bardzo długo. Jestem przyzwyczajona (również na bazie własnych doświadczeń), że jeśli autor opuszcza opowiadanie na długi czas, w dodatku na razie mało rozwinięte, to po swoim powrocie a) nie wie, jak dalej pociągnąć akcję, b) nie potrafi odnaleźć się w fabule.
Dlatego jestem mile zaskoczona, że przez upływ tylu miesięcy nie widziałam jakiejś ogromnej przepaści pomiędzy rozdziałem pierwszym a piątym (zważywszy na to, że są bardzo blisko siebie).
Mimo wszystko cieszę się, że ocena nie okazała się aż tak beznadziejna ;) Jak mówiłam, nieco nieswojo czuję się w FF, więc jest to dla mnie swego rodzaju sukces, że nie skopałam jej od początku do końca, że na coś tam jednak się przydała.