Kiedy zamknęły
się za nią drzwi nowego gabinetu, westchnęła z irytacją, omiatając
pomieszczenie spojrzeniem. Zdecydowanie zbyt czysto – po miesiącu jej
urzędowania pokój będzie wyglądał zupełnie inaczej. Bardziej swojsko,
oczywiście.
Przemaszerowała
do biurka, zasiadła na krześle niczym pani i władczyni, nogi natomiast wywaliła
na blat, krzyżując je w kostkach. Kilka papierów sfrunęło na podłogę, w tym
jedna ze znajdujących się wśród nich teczek.
Chcąc czy nie,
westchnęła ponownie, przechyliła się na krześle – prawie zarywając niezbyt
urodziwą mordką w panele – i cudem sięgnęła po upuszczone papierzyska. Z
ciekawości zajrzała do teczki.
– Niech będzie
– mruknęła do siebie, robiąc trochę miejsca obok nóg dla akt oskarżonego.
Należało wziąć
się do roboty.
Oskarżająca: Nearyh
Oskarżone: Wezi i Kitkomania [złodziej-ki]
Pobieżny ogląd więźnia:
Powiem
szczerze, z początku adresu nie umiałam ogarnąć. W pierwszej chwili skojarzył
mi się z czymś japońskim, ewentualnie chińskim, mózg dłuższy moment przetwarzał
pozyskane informacje. No, ale wreszcie dotarło. Ktoś po prostu walnął dywiz w
losowym miejscu; nie takie rzeczy się przecież widuje.
Istnieje
szansa, że ma to głębszy sens. Adres jak adres, przynajmniej mam względne
poczucie, co mnie zaraz czeka.
Belka zaiste
malownicza. Nie do końca wiem, o co chodzi z tym popsutym adresem, ale cóż,
ironizując, można określić, że jest to oryginalność. Generalnie wolałabym
jakiekolwiek składne słowo, zamiast symboli, chociażby „dupa”. Za
przeproszeniem, oczywiście.
Patrzę na
bloga i widzę, że szablon nie powala. Ale względnie jest czytelny.
Przypatrując
się bardziej, dochodzę do wniosku, że oczy to mi zdechną bardzo oraz szybko,
chyba przekopiuję treść do Worda, żebym nie zeszła na kurzą ślepotę.
5/10
Ubiór więźnia:
Dobra, jak dla
mnie to jest trochę bałaganu. Ale nie moje małpy, nie moje zoo, póki da się
czytać, to da się czytać. Generalnie zmniejszyłabym ilość pierdół po prawej
stronie, chociażby te bannery, buttony, czy co to za szajstwo jest, zmieniła na
linki zwykłe. Na upartego obserwatorów można zostawić.
I poważnie bym
się na miejscu Autorek zastanowiła nad innym kolorem tła pod postami. Bo
generalnie mentalnie wpadam w czarną dziurę, a każecie mi czytać robaczki
białym kolorem. To takie lekko sadystyczne jest, wiecie?
Poza tym nie
justujecie tekstu. Będę bardzo złym człowiekiem.
6/10
Przesłuchanie:
„Na
wstępie – Will”
Nie bardzo
nadążam za ideą. Wychodzę z założenia, że smaczki o bohaterach powinny
występować w treści, a nie w… eee… cóż, nawet nie jestem pewna, jak to nazwać.
W każdym razie niech będzie. W końcu to tylko opowiadanie w Internecie, nie
wymagajmy za dużo. I nie, to nie miało wypaść paskudnie, jak coś.
No dobrze,
czyli jest to podstrona dla bohaterów w formie czegoś-dziwnego-przed-główną-historią.
Nie pojmuję idei w dalszym ciągu, prawdę mówiąc. Nie wniosło to niczego
donikąd, a takich informacji, jakie zostały podane, powinniśmy się dowiadywać w
treści. Tej właściwej. Jeśli potrzebowałaś, Wezi, takiego wprowadzenia dla
samej siebie – zachowaj to również dla siebie. Czytelnicy tego nie będą
potrzebować, jeśli poradzisz sobie z narracją.
„Ina o
sobie”
Czyli dziwnych
atrakcji ciąg dalszy…
Dużo więcej
niż powyżej nie powiem. Uważam, że tego być nie powinno, a wszelkie informacje
powinny były się znaleźć w historii, nie w… tym czymś.
Obie mogłyście
to napisać, zapisać w ładnym folderze i wracać do tego, by sprawdzać, czy
kreujecie postaci z własnym zamysłem. Póki nie jest to w opowieści, jest, cóż,
zupełnie zbędne oraz mało merytoryczne.
„Pierwsza
wtopa w życiu (Will)”
Po pierwsze –
darowałabym sobie wpisywanie tych imion bohaterek w nawiasach. Podejrzewam, że
narracja będzie pierwszoosobowa, ale to można poskładać zabiegami
narratorskimi, nie… takim podłym waleniem jak krowie na rowie.
Nawet nie
zdążyłam się niczym zachłysnąć. Gdyby się do tego przyłożyć, wszystkie te
wydarzenia dałoby się rozpisać na… dziewięć stron? Spokojnie. O co mi chodzi?
Już mówię.
Suche fakty.
Bardzo suche. Bez opisów, bez budowania napięcia, jedna rozmowa, wszystkie
sytuacje bardzo deus ex machina.
Zamiast wprowadzać, informujesz. Tylko i wyłącznie – to nie jest tak, że
czytelnik sam dochodzi do swoich wniosków. Ty mu je podajesz na tacy w taki
sposób, że nawet nie może ich podważyć, bo nie ma czym. Jak.
Zamysł jest
jasny. Prosty w odbiorze. Aż za prosty. Narracja pierwszoosobowa daje szalone
pole manewru, można się rozpisywać nad tyloma subiektywnymi rzeczami, że postać
nabiera wielu barw. Można też wpaść w pułapkę i stworzyć bohaterkę idealną –
owszem. Ale niebezpieczeństwo jest wszędzie.
Natomiast
zupełnie nie wykorzystałaś potencjału. Skoro wędrowała znajomymi miejscami,
należało je opisać. Ja ich nie znam, nie są dla mnie znajome. Podkreślić jej
znudzenie widokami. Wprowadzić nieco więcej napięcia w rozmowie, bo chociaż
jedna z postaci stwierdza, że się bohaterki czasami boi – nie było w niej ani
trochę grozy.
To samo z
obchodem. Nie pisz po łebkach! Pierwsze rozdziały nie muszą gonić akcją.
Powinny wprowadzić – zaciekawić także, ale ja się czuję tylko znudzona.
I oczy mnie
bolą, mamusiu.
Swoją drogą,
moje omówienie rozdziału niedługo zajmie tyle samo, co sam rozdział. Wstyd,
Wezi, wstyd, a taki potencjał!
„Zwykły
dzień? Akurat… (Ina)”
Zdecyduj się
na narrację. Najlepiej ustal ją razem z Wezi. Bo podczas gdy ona prowadzi
narrację pierwszoosobową normalną, Ty wpadasz w odmianę gawędziarską. Albo obie
nawiązujecie dialog z czytelnikiem, albo żadna. Bo to irytuje.
Chwila…
przefarbowała włosy, żeby jej koleś nie poznał. Zakładam, że to farbowanie
miało wystarczyć i sprawić, że stanie się nierozpoznawalna – bo inaczej nie
byłoby sensu się za to zabierać, gdyby miał ją poznać po bulwiastym nosie czy
dwukolorowych oczach. Zatem czemu, po ledwie potrąceniu się na pełnej ludzi
ulicy, od razu ją poznał? To na jaką cholerę w ogóle farbowała te włosy, dla
przyjemności?
Pragnę tylko
poinformować, że zdychający dramatyzm szlag ostatecznie trafił, jak bohaterka
zerwała z siebie spódnicę i z gołą dupą pomknęła po dachach. No, teraz na pewno
nie zwraca na siebie, cholera, uwagi.
Ponadto mogę
przekopiować część uwag Wezi. Nie wykorzystałaś potencjału, Kitkomanio,
poleciałaś po łebkach, nie zbudowałaś napięcia, nie wykreowałaś w żaden sposób
postaci. Kolejne suche wymienianie faktów, przez co żaden moment nie był
zaskakujący. Wzruszałam na każde wydarzenie ramionami.
A maga
Mikołaja dało się przedstawić nieco lepiej niż słowami „przystojny mag”, skoro
znaczył coś dla bohaterki. Zwłaszcza że piszesz z jej perspektywy, na Silthe,
to aż się prosi o ciekawy opis!
Chyba
pozostaje mi odesłać Cię do utyskiwań spod pierwszego rozdziału.
„Lustro?
Jednak nie… (Will)”
Wtrącenie
narracyjne przy słowie „cholera” bardzo negatywnie mnie zabiło. Jeśli miał być
to Element Komiczny – to zjawił się, owszem, znienacka, zdzielił mnie obuchem w
łeb, zarechotał paskudnie i się ulotnił.
Żadna,
cholera, cenzura. Albo bluzgajcie tak, jak postaci bluzgają, albo darujcie
sobie takie wstawki! To znaczy, w tym wypadku – Wezi, daruj sobie.
Skąd tam nagle
pranie mózgu? Ale serio pytam, gdyby jej wyprano mózg, to by nawet nie była
świadoma, że taki proces mógł nastąpić. Właśnie! Proces. To się dzieje
miesiącami, wymaga kontaktu z osobą potrafiącą manipulować ludźmi… Mózgu się
nie pierze od grzmotnięcia w łeb, naprawdę.
I zarzuty z
poprzednich rozdziałów. Krótko, sucho, nijako, bez opisów, bez rozwinięć, bez
budowania napięcia. Gdyby się postarać, można wszystko opisać w szalenie
malowniczy, a jednocześnie klimatyczny oraz dynamiczny sposób. Tylko trzeba się
wysilić.
„Ucieczka
(Ina)”
W środku miasta
z krzaków wyskakuje gwardzista. Primo
– co robią tam krzaki, w tym mieście? Nie dawałaś do zrozumienia, by okolice, w
których znajdują się bohaterki, były na obrzeżach czy jakkolwiek zarośnięte. Secundo – na jaką cholerę gwardzista tam
siedział? Jak za potrzebą, to chyba by go zastały bez spodni. Bo nie widzę
innego sensu dla gwardzisty siedzącego na służbie w krzakach.
Czy coś
jeszcze konstruktywnego mogę powiedzieć? Chociaż tytuł rozdziału odnosi się do
czegoś trzymającego w napięciu oraz dynamicznego, w trzech czwartych fragment
składał się z… rozmowy na poziomie głębokiego gimnazjum (z całym szacunkiem dla
niektórych gimnazjalistów). Jedna wielka pyskówka między kobietami, które
wychowała ulica. Mając na głowie całą gwardię wroga. Może i jedna ma zawyżone
poczucie własnej wartości, ale chyba nie jest głównym problemem to, która
której oczy wydrapie swoją zajebistością na początek, tylko to, czy zostaną
wolne, czy jednak trafią do pierdla.
Pojawiają się
drobne smaczki. Will zaskoczona otrzymywaniem rozkazów jest na plus – nabiera
cech ludzkich. Ale nie wiem dlaczego, wydaje mi się, że następnym razem znowu
spadnie z hukiem z tego szczebelka na drabinie kreacji.
Macie,
dziewczęta, szaloną tendencję do robienia ze swoich bohaterek tak zwanych Mary
Sue. Jednak o bohaterce przyjaciółki piszecie z głową. Może się wymieńcie?
Kreujcie postaci sobie nawzajem, bo inaczej obie pozabijam, zanim skończę
czytać.
„Więcej
niż powinna (Will)”
Te wątki deus ex machina są cudowne. Pojawienie
się Marsa w krzakach w środku lasu, podczas ucieczki, ukrywającego się
mimowolnie przed magami… Skojarzyło mi się z ochroniarzem Pocahontas, kiedy
popłynęła w drugiej części z tym gogusiem do Londynu. No, bardzo mi się
skojarzyło.
Niestety, nie
na plus.
No, i kreacja
tajemniczej, groźnej, nieprzystępnej Will poszła się walić. Wystarczyło, żeby
Ina powiedziała „opowiedz coś o sobie”, a dziewczę już pomknęło z wyznaniami
jak przy dobrej przyjaciółce. Owszem, jak się ma poczucie, że się kogoś zna sto
lat, to się można wygadać – ale laska, która każdego dnia walczyła o życie i
musiała trzymać za jaja kilkudziesięciu facetów, żeby jej słuchali, a nie
dymali? Jasne. Już lecę to połknąć.
Brak
konsekwencji albo lenistwo. W każdym razie straszliwe grzechy dla autora,
okropna krzywda dla postaci.
Zwróciłam też
uwagę na fakt, że nic nie wiemy o świecie, w którym dziewczęta żyją. Już nie
wspomnę o opisach – nie wiemy NICZEGO. Nawet suchych informacji nie raczycie
nam nigdzie podać, mamy zgadywać.
W komentarzach
znalazłam wzmiankę, że sporo jest wzięte od twórczości pani Canavan. Zacisnę
usta i przemilczę, żeby nie bluzgać.
„Plany
(Ina)”
Serio. Idą
sobie lasem, w którym są boczne ścieżki. Od głównego traktu może? Z takimi
wielkimi znakami „tędy za wątkiem fabularnym”?
I jeszcze
znajomi, którzy mają WIOSKĘ. Tak rekreacyjnie ją hoduje, tę wioskę? W tamtych
czasach, o ile się orientuję, tacy ludzie należeli do szlachty. Czy tam byli
bogatymi właścicielami ziemskimi (przyznaję, z historii jestem noga, krzyczcie
na mnie, jak coś chlapnęłam). W każdym razie – mając takie tyły, mogłaby pana
szlachcica poprosić, by przekupił straż albo ją przechował w swojej
posiadłości, z której zarządzał CAŁĄ WIOSKĄ. A nie, tułać się po bezdrożach i
podpieprzać mu konie. Serio?
Nie mogę
przeboleć dwóch rzeczy.
1)
Koloru czcionki;
2)
Tego, że jedyne, co dostajemy w treści, to właściwie
niewiele wnoszące do życia dialogi, które kręcą się wokół tematów czytelnikom
nieznanych, ponieważ nikt nie raczył przedstawić nam świata, gdzie wszystko się
dzieje.
Krótko mówiąc
– wciąż te same zarzuty.
„Rozmowa
krótka,
ale niezwykła (Will)”
Czemu tam
każda istota – nawet prosty wieśniak – uśmiecha się chytrze? Co jest, wszyscy
mają jednego przodka Liska-Chytruska?
Nie, nie biorę
Damiana za idiotę. To dość rozsądne, pozostawać tak ostrożnym w kontaktach z
szemranymi osobami. Natomiast ona jest kompletną kretynką, że dopiero po
usłyszeniu, iż jest starszym bratem jej przyjaciela, z którym, jak pisałaś, się
bodajże wychowywała – a na pewno spędzała mnóstwo czasu – zauważyła
podobieństwo. Gdzie ona ma oczy, za przeproszeniem, na dupie? Albo pozbawiono
ją mózgu, nie wiem.
Dobra, coraz
więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje na wykreowanie postaci Mary Sue.
Czekam, aż będzie sobie smoki z tyłka wyciągać, serio. Jedna albo druga.
„Jajo
(Ina)”
…Ja z tym smokiem
to żartowałam.
Nawiązując do
ostatniego zdania, ja się zastanawiam, co właściwie czytam. Serio. Już teraz
stwierdzam, że nic się sensu nie trzyma, nawet kupy się nie trzyma. Z całkowitą
pewnością wystawiam diagnozę: nie planujecie tego, prawda? Siadacie do
klawiatury i piszecie, co Wam ślina na mózg przyniesie, że tak się pobawię
frazeologizmem. Może nawet jedna drugiej nie czyta przed publikacją?
Zastanawiam
się również, czy narracja pierwszoosobowa jest korzystna dla historii. W ogóle
nie wykorzystujecie potencjału, to raz. Dwa – w tym rozdziale wypadła strasznie
koślawo, bezsensownie i tylko wywołała u mnie jeszcze większe skrzywienie w
bólu. Niewiele by trzeba było zmieniać, żeby zrobić z tego narrację
trzecioosobową. Właściwie tylko pozmieniać końcówki w wielu przypadkach.
„Persentiatur
(Will)”
Chyba przyznam
Wam order za rozpoczynanie oraz zabijanie wątków. Gadanie z końmi – won, konie
uciekły nawet poza narracją. Zażyłości ze Złymi Magami ze Złej Organizacji –
won, zostali w mieście.
Jestem zaniepokojona
wielce tym, co się stanie z tym opowiadaniem do dwudziestego chociażby
rozdziału. Czy zostanie w nim chociaż minimum sensu. Obawiam się, że szanse
coraz bardziej nikną.
No. Jeszcze
elfa nie było. Pobawię się dalej w medium, stawiam na krasnoludy oraz… hm…
trolle? Przepraszam za uszczypliwość, ale poziom absurdu we krwi stale się
zwiększa podczas lektury. A wiecie dlaczego? Ponieważ nijak nie przedstawiacie
świata. Czytelnik nie ma bladego pojęcia, jak on wygląda, stąd pomieszanie
wszystkiego ze wszystkim wydaje mu się… beznadziejne.
Kilka
argumentów, kilka wyjaśnień i od razu łatwiej wszystko przełknąć. Ale fakt,
przy tym trzeba się napracować, nie ma rady.
Cóż, jeśli
liczyłyście na zaskoczenie czytelników pokrewieństwem bohaterek – zbyt często
podawałyście sugestie jak krowie na rowie. Tego się wszyscy domyślili już w
drugim rozdziale, niestety, co oznacza, że z budowaniem tajemnicy też jest
kiepsko. Podejrzewam, że to kwestia doboru beznadziejnych, nie ukrywając, słów.
Bez klimatu nie da się stworzyć zagadki, ot i wsio.
„Przepowiednia
(Ina)”
Zacznę
dorabiać jako wieszczka. Trafiłam z tymi krasnoludami, choroba. Wiecie, to już
przestaje być śmieszne.
I nasz mądry
elf ani słowem nie pisnął o nieśmiertelności. Zatem jakim cudem Horace,
urodzony trzy tysiące lat temu, OSTATNIO miał wizję?
Stworzyłyście
– obie – bohaterki, które wychowała ulica. Chyba nie do końca macie pojęcie,
jak to w istocie wygląda w świecie, gdzie naprawdę trudno przeżyć. Naprawdę
myślicie, że okropnym przekleństwem jest słowo „cholera”, a złoczyńcy dodają
„za przeproszeniem”, zanim zbluzgają wszystko wokół?
Inna sprawa,
że przepowiednia nie jest najlepsza. Jest w stanie lekko krytycznym. Mogłyście
się pokusić chociaż o rymy, już nie wspominając o rytmie… czy, na Silthe,
sensie. Jeśli nie potraficie tworzyć liryki – co mogę zrozumieć – to nie
przytaczajcie takich tekstów dosłownie, bo to lekka kompromitacja, niestety.
„Nowe
(Will)”
Fascynuje mnie
fakt, że udały się do opuszczonego, podobno nawiedzonego zamku, a zastają na
miejscu wygody jak w ośrodku wczasowym. Łącznie z przystojnym elfem do… ehem,
dobra, to się wytnie, jestem złym człowiekiem. Ale pierwszy zarzut zostaje!
Nie za dużo
tych umiejętności, wspaniałości, wizji i tak dalej? Nie za dużo… wszystkiego?
To zaczyna przypominać turecki bazar – gdziekolwiek się nie obrócisz, tam nowa
odsłona zajebistości którejś z bohaterek.
W dodatku
niedopracowany charakter zmienny jak w kalejdoskopie. Oraz czcionka-morderca.
Miałam nadzieję przeczytać trochę więcej, ale muszę zrobić sobie przerwę, zanim
oczy mi wypłyną.
„Podróż”
Kolejna
zawiązana tajemnica – i nie ma dreszczyku niecierpliwości, znowu podałyście jak
krowie na rowie i wszyscy już wiedzą, czego się spodziewać. Pozwalając sobie na
uszczypliwość, oczekuję teraz dwóch Tru
Lofferów. Naprawdę jestem przekonana, że wystarczyłoby użyć więcej słów w
mniej oczywisty sposób, by zbudować zagadkę. Wzbudzić ciekawość. Prawdę mówiąc
– cokolwiek. Aktualnie historię czyta się jak przepis na ciastka (a nawet nie,
bo mnie przepisy na ciastka zawsze radują, a tu bryndza), natomiast z
bohaterami – jakimikolwiek – nie czuję żadnej więzi.
Ponadto przed
chwilą leciały do państwa, nie miasta. Co, w czasie ich podróży się skurczyło
do rozmiarów miejscowości? Niezła zaraza musiała tam szaleć.
„Tyle
rzeczy na raz”
Bliźniaczki-zaginione-magiczne-księżniczki?
Nihil novi.
Facet z
włócznią podchodzący niezauważenie w środku bitwy. Ogłaszam, z całym szacunkiem
do Was jako autorek, że Wasi bohaterowie to literalnie kretyni. Jak można
tracić koncentrację w czasie walki? Dać się zajść od tyłu, kiedy jednocześnie
miało się wsparcie? Jak w ogóle można sobie gawędzić podczas takiego
zamieszania?!
Och, wait a second. Dźgnięto go w brzuch =
dźgnięto go od frontu. To już nie wiem, czy są kretynami, czy oślepli od lotów
wysokościowych.
Powstrzymywałam
się od tego typu komentarzy, ale już nie dam rady *zaliczyła dzikiego facepalma* Zdajecie sobie sprawę, że
Will ma już trzech adoratorów? Co więcej, cała sytuacja z wyznaniem miłości
skojarzyła mi się z pięciolatkiem, który podchodzi do wczoraj poznanej
koleżanki i mówi, że chce, żeby została jego dziewczyną.
Może i
spędzili ze sobą tygodnie, ale nie pokazałyście NICZEGO. Niczego, co niby
między nimi było, że się zbliżyli, że coś ich łączyło. Jak chodzi o wygląd, to
prędzej nazwałabym to zauroczeniem. Jak się jest zakochanym, to się czuje nieco
więcej niż sam pociąg seksualny.
A wreszcie
tekst „bo jesteś też piękna w środku” mnie umarł. Konający facet z jelitami na
wierzchu. Już rozumiem, że wydusił to wyznanie, skoro mu zależało, ale
późniejsza przemowa – fail.
Samotna łza –
odhaczone. Dziewczyny, oficjalnie czekam na poranne czynności oraz zejście na
śniadanie.
Przepraszam,
to po prostu, nie przymierzając, zalatuje kiczem.
Naprawdę Inę
śmieszą tragiczne okoliczności? Oraz pyskówki zaraz po śmierci przyjaciela –
czemu nie. Pieprzyć empatię.
Mam takie
subtelne pytanie – a co się stało z zamieszkami? Wstrzymały się, żeby
bliźniaczki mogły się dowiedzieć, że są bardziej wyjątkowe, niż się wszystkim
do tej pory zdawało? Nawet jeśli Will walczyła w szale, z całą swoją
zajebistością nie mogła wyrżnąć całego miasta. Ludzi czy elfów – zostałaby
zraniona. Na tyle, że stwierdzenie „nie czuła bólu” (owszem, adrenalina, to się
zgadza) nie załatwiłoby sprawy.
Krótko mówiąc
– w czasie rżnięcia ludzi padłaby twarzą w beton, wykrwawiwszy się. Bądź
zgubiwszy kilka istotnych organów czy kończyn.
„Przepowiednia…
Już druga!”
Zabiło mnie
stwierdzenie „przepędzić mrok, który jeszcze nie nadszedł”. Aha. Tak w zapasie?
Bo skoro bliźniaczki to rzadkość, to na pewno urodzą się szaleńczo zdolne i
cały świat będzie je w stopy całował. Seems
legit, po co czekać, aż to zło przybędzie, rozprawmy się z nim nawet, kiedy
go nie ma.
Ta
przepowiednia wyszła ciut lepiej. Ale nadal brakuje rytmu, rymy nie wszędzie
się trzymają, a całość ma… mało podniosły wydźwięk. Poezja to nie jest prosta
sprawa, jak już się chce na upartego tworzyć przepowiednie, dobrze by było
dopilnować, żeby brzmiały w miarę znośnie.
Naprawdę,
bohaterowie wracają jak bumerangi i właściwie niczego nie wnoszą do historii. Przynajmniej
tyle dobrze, że nie pourywałyście wszystkich wątków zbyt brutalnie – co nie
zmienia faktu, że nie ciągniecie ich w żaden rozsądny sposób.
„Królowa”
To zdanie
pięknie podsumowuje całą historię: „Przecież to my najpierw się dowiedziałyśmy,
że jesteśmy bliźniaczkami, zaklinaczkami smoków, złodziejkami z przepowiedni,
elfimi księżniczkami, a teraz jeszcze, że elfimi księżniczkami z przepowiedni”
– nic dodać, nic ująć. Przeczytajcie to sobie dokładnie, a potem przemyślcie, czemu
wywołuje u mnie ciężkiego facepalma.
Jeszcze
niedawno smoki porozumiewały się tylko telepatycznie. Kiedy zyskały zdolność
gadania na głos?
Ten zamek musi
być naprawdę potężny, skoro korytarzami spacerowały sobie smoczyce, na których
da się latać. Sam korytarz musiał mieć wymiary solidnej sali tronowej; widać
elfy nie oszczędzają.
A tak w ogóle
rzuciło mi się w oczy, że w tym państwie-mieście miała być jedna wielka
mieszanina ras. Tymczasem dostajemy aż elfy i aż ludzi. Żadnych aniołów i
wampirów, o których było kilka rozdziałów wcześniej. Wyprowadziły się z powodu
zamieszek? Jeśli tak, należało o tym wspomnieć.
Właściwie
czemu tylko ludzie chcieli zagarnąć tron, a inne rasy nie?
Aha, i ten
wielki smok wskakuje na stół. Jasne.
Nie, ta
trzecia przepowiednia też nie brzmi dobrze. Nawet połączona. Naprawdę, polecam
nad tym usiąść, bo szkliwo na zębach pęka.
Jeśli złamała
sobie nogę przy upadku, to nawet adrenalina nie pomogłaby jej tak długo biec. A
potem jechać konno bez adrenaliny. Co ja czytam.
„Kompleks
komnat”
Urzekło mnie
wydawanie rozkazów odnośnie zniszczeń po zamieszkach. Ktoś wyraźnie nie zdaje
sobie sprawy, że przydzielanie nowych domostw czy odbudowa rozwalonych budynków
kosztuje. A nie, się dzieje.
Cudowna
królowa, która zabija sojuszników, bo ją martwią. Nawet jeśli to czcze pogróżki
– to idealnie obrazują dojrzałość Iny. Nadaje się na królową prawie jak ja na
pierwszą damę, cholera.
Wanna rodem z
Pottera w fantastycznym, mniej więcej średniowiecznym świecie. No jasne. Czemu
sama na to nie wpadłam. A wizja schodzenia na śniadanie staje się coraz
bardziej, cholera, prawdopodobna.
„Czarny
jeździec”
Aha, przebrała
się i była nie do poznania. Ani głos, ani sylwetka, ani wystająca trochę twarz,
nic jej nie zdradza. Zwłaszcza że jej siostra bliźniaczka została i wszyscy
mogli się jej przyglądać.
To
królestwo-miasto musiało mieć niezwykle krótką historię i mało zasad, skoro
przyswoiła całą wiedzę o wszystkim z marszu. Nie mam wątpliwości, stoję przed
bohaterką idealną szerzej znaną jako Mary Sue.
Czemu ten
biedny Damian, który rokował na dobrą postać, został zmieniony w bezmózgiego
kretyna? Potrzebuję jednego rozsądnego powodu poza tym, że ma to służyć
podkreśleniu wspaniałości Will.
„Starsza
siostra”
Skąd Ina wie o
wyznaniu, skoro jej wtedy nie było, a Will jej tego nie przekazała?
Ten opis walki
powietrznej. Aż ziewnęłam.
Nie żeby od
początku było wiadomo, która z dziewczyn jakie będzie miała imię. Zastanawia
mnie tylko jedno – czemu jakiś przypadkowy Daniel odnajduje arcyważną księgę
wtedy, kiedy już po problemie? A wielcy mądrzy oraz uczeni nie znaleźli jej
wcześniej, bo? Leżała pod stertą starych czasopism?
„Koronacja”
…Wyciąganie
broni z haftów kiecki? Wielka magia zaklinacza smoków? Rany boskie, dziewczyny,
naprawdę? Zaczynam podejrzewać, że dałam się wczesać w jawną prowokację.
I jak ten
oddział niby dotarł na koronację? Nie strzeżono sali? A jeśli strzeżono i oni
wymordowali cały garnizon, to czemu nie było po nich widać? Czemu nikt się nie
zdziwił? Czemu straż nie zareagowała?
Czemu to takie
niekompetentne królestwo?!
„Tajemnica
pierścienia”
Jeszcze przed
chwilą wszyscy wiedzieli, że pierścionek podarował jej Perse, a teraz
tajemniczym sposobem wszyscy o tym zapomnieli. Imperatyw Narracyjny jak się
patrzy.
Kilka
minimalnych rozdarć materiału. Jak właśnie położyła trupem oddział wojownik
samodzielnie. W jednej kiecce. Nie no, jasne, przecież żadna broń się takiej
Mary Sue nie ima, zapomniałam.
Znowu przez
okno z zamku. Nie połamie się ani nic, wyląduje zgrabnie i w ogóle szaleństwo.
Kto by się przejmował prawami fizyki, prawda?
„Ożywianie”
I saw that coming. Jakim cudem się
zakochała? Nic między nimi nie było
przez cały ten czas. Nie rozwijała się ani relacja, ani wzajemne poznanie. Ale
chłopak ma ładną buźkę i jest miły, więc czemu się nie zakochać. Dziewczyny,
naprawdę myślicie, że tak to działa?
Ina jest
królową i nie wie, czym zajmuje się służba. Ani ociupinkę. Ani nie ma kogoś,
kto by wiedział i ją informował. I całe dnie nic nie robi.
Inna sprawa,
jej ukochany porwany, a ona się cieszy jak dziecko, ożywiając obrazki. Rozumiem
euforię z odkrytej mocy, ale w tej sytuacji to raczej byłoby na zasadzie
„dzięki temu go uratuję”, a nie „ale fajnie!”.
Inna sprawa,
że Element Komiczny wybitnie mało zabawny był. Oraz dziecinny.
I pod komnatą
królowej nie ma straży, może sobie wyjść kiedy chce i każdy może do niej
przyjść. Co to za różnica w końcu, mają przecież zapasową sztukę w postaci
siostry bliźniaczki, nie?
„Króliczki”
Nie udało się
uprzątnąć, bo do tego potrzeba ludzi. Materiałów. A wreszcie – pieniędzy. Nie
przypominam sobie, żeby się Ina zainteresowała stanem królewskiego skarbca.
Pewnie założyła, że jest pełen złota, a rada jest uczciwa i nie roztrwoniła
pieniędzy podczas deficytu władcy.
Serio? Zapach
jeszcze się unosi? Po tygodniu czy generalnie kilku dniach? Co tam, wiatru nie
ma? Powietrze jakieś lewe?
Dobra,
dziewczyny. Bierzemy linijkę do ręki. Odszukujemy liczbę „10”. A teraz
wyobrażamy sobie kuszę takich rozmiarów. Staramy się następnie ani nie
wybuchnąć histerycznym śmiechem, ani nie zaliczyć facepalma. Już bełty były dłuższe!
A te potwory
grzecznie czekały, aż dziewczęta sobie porozmawiają i się uzbroją. Smoki
wyciągnęły popcorn i zajęły wygodne miejsca, w końcu tacy uprzejmi wrogowie,
którzy walczą turami, nie stanowią zagrożenia.
„Jaskinia”
Stały drzwi.
Opierając się może ramieniem o pień? Albo przytupując niecierpliwie nóżką?
Kryjówka z
porwanym ukochanym deus ex machina,
czemu nie! Ponadto wcześnie się smoczyca zorientowała, że tutaj prowadzi trop.
Aż wreszcie – jeśli naprawdę był porwany, wróg się nie wysilił. Jeśli to
podstęp – czy dziewczęta naprawdę nie mają mózgu i nie zorientowały się, że to
wydaje się podejrzane? Nawet mnie się wydaje, a ja królową nie zamierzam
zostawać.
Chwila, to do
czego one właściwie wlazły? Chatki, groty? I co, nic tam nie było? Graficy
zapomnieli dodać odpowiednich tekstur, że szły w pustce? Nie denerwujcie mnie
już bardziej, chyba widać, że skoczyło mi ciśnienie.
„Służąca”
Oficjalnie –
są kretynkami. Niech znajdą za Inę porządnego następcę tronu, bo czarno widzę
przyszłość tego państwa-miasta.
Naprawdę, Ina
się nie nadaje. Uwierzyłaby tej służącej? Czy czym to właściwie miało być.
Jeśli chcecie ją kreować na naiwną, to pamiętajcie o granicach, przecież ona ma
zostać królową. Chyba rozumiem tych z rady, czemu odkładają w kółko koronację.
Też bym odkładała, nerwowo się zastanawiając, jak gówniarze powiedzieć, że się
nie pobawi w księżniczkę.
„Loch”
Dlaczego mnie
nie dziwi, że ta zła stanowi także konkurencję pod względem atrakcyjności? I
oczywiście jest tak seksowna, że aż obrzydliwa. Ludzie, litości. Czy nie można
chociaż raz się wyrwać ze schematów?
I naprawdę
zdumiewa mnie głupota obu bohaterek. Co chwila wpadają w pułapki, pakują się w
tarapaty, w których wszyscy dokoła są krzywdzeni… Jak czytelnicy mają lubić
takie egoistyczne, głupie gówniary?
Jak z tych
mdłości wyjdzie ciąża, to rzucę monitorem, ostrzegam.
Przez tydzień
czy dwa uwięzienia została z niego skóra i kości? Naprawdę? To już lekka
przesada, zwłaszcza że porwano go w celu innym niż powolne zabicie. Jeśli miał
być przynętą, musiał żyć, więc nie mogli go zakatować. No i aż tak szybka
utrata wagi to przesada, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego przydatność.
„Duch”
Czemu w środku
dialogu nagle zmieniłyście narrację z pierwszoosobowej na trzecioosobową?
Jakim cudem
ona go tak kocha? Z całym szacunkiem, kiedy on wyznawał jej miłość, nie była
pewna własnych uczuć. A teraz co, zakochała się w myśli, że nie żyje? Czy
sprytny elf czymś nafaszerował pierścień i te substancje nią manipulowały? Bo
naprawdę nie widzę innego wyjaśnienia.
„Powrót
do przeszłości”
Tak, od miny
wygląda się na trzydzieści lat. Jasne. Możemy już skończyć rozwodzenie się nad
cudownością postaci, a wreszcie przejść do porządnej kreacji świata oraz
logicznego składania wątków? Bo nic się kupy nie trzyma.
I ta straż
czekała jak barany na rzeź, aż ich niewidzialny wróg wymorduje. No, takich
wrogów to każdy by chciał.
Will to też
kretynka. A Perse dał jej beznadziejny pierścień – pierścionki z zasady nie
spadają z palców, bo nie kupuje się za dużych. A jeśli ten był za duży, to
jakim cudem nie zgubiła go do tej pory? Imperatyw Narracyjny jak nic.
„Zamek”
Tak, ci
wrogowie to skończeni debile. Nie mam nic do dodania. W gruncie rzeczy to
szczęśliwie dla dziewcząt, bo one też zbyt inteligentne nie są, nie poradziłyby
sobie z prowadzącymi mózg przeciwnikami.
Zatem jakim
cudem dotarły tam jednego wieczoru? Do tego swojego państwa-miasta podróżowały
tygodniami, a z powrotem droga się skróciła, żeby się zgadzało fabularnie?
„Koniec
tajemnic”
Systematycznie
w trakcie czytania opadałam z sił, teraz ich już w ogóle nie mam. Ogłaszam, że
skończyłam, że rozdział wcale nie wyeliminował kretyństw z historii i
generalnie Wody Zła zebrane ze wszystkich najgorszych ludzi brzmią tak, jakby
się panowie bądź panie zbiorowo odlali do jednej miski, tworząc kwintesencję
podłości.
Przejdę teraz
do reszty omawiania treści.
I na początek
chcę przeprosić – wiem, że jestem uszczypliwa, ironiczna i paskudna. Nie
chciałabym, żebyście wzięły to do siebie lub poczuły się urażone. Nie w takiej
intencji wszystko pisałam; ot, wyznaję zasadę, że należy bić po głowie i lać
zimnym kubłem wody, a nie poklepywać po ramieniu i powtarzać, że wszystko
będzie dobrze. To nie jest także atak personalny, dziewczyny.
Nigdy nie
wiadomo, na kogo się trafi po drugiej stronie, biorę pod uwagę Waszą możliwą
wrażliwość, no. A teraz koniec ględzenia.
Fabuła to
jeden kociokwik. Tak właśnie. Dzieje się wszystko, co kiedykolwiek w historii
niezbyt lotnej literatury się działo. Naraz. Bez ustanku. Wątki są urywane,
porzucane w połowie, w trakcie pisania zmienia się ich zamysł, nic nie jest
poukładane. To wygląda tak, jakbyście postanowiły zaserwować wszystkie
zdarzenia, jakie tylko mogłyście wymyślić, w jednej historii. I chociaż
staracie się to lepić, żeby miało sens – sprawa grubymi nićmi szyta i widać to
na kilometr albo i dwa.
Jednocześnie
akcja pędzi na złamanie karku. Ponieważ skąpicie, cóż, czegokolwiek w treści,
wszystko następuje po sobie natychmiast, nie ma czasu na złapanie oddechu, z
drugiej natomiast strony – brak klimatu sprawia, że nie ma nawet po czym łapać oddechu. Nic nie trzyma w
napięciu, wszystko jest podawane jak krowie na rowie; wiem, że chcecie
wprowadzić tajemnicę, ale Wasze tajemnice oraz ich rozwiązanie zawsze wypada,
cóż, sztampowo i przewidywalnie. Ktoś, kto zaczyna przygodę z czytaniem
(przeraża mnie, że tacy ludzie istnieją, ale znam realia naszych czasów) może
być zachwycony i zaciekawiony.
Ja,
przeczytawszy setki książek, większość z fantastyki, oznajmiam, że nie dość, iż
to wszystko było, to jeszcze żeście to, delikatnie mówiąc, spieprzyły.
Z przykrością
muszę stwierdzić, że nie wiem, czy da się to naprawić. Prawdopodobnie nie.
Prawdopodobnie musiałybyście zacząć pracę nad tekstem od nowa. Albo zmienić
historię. Ale mogłabym podpowiedzieć, co zrobić, żeby tego uniknąć.
Planujcie. To
jest najważniejsza sprawa. Usiądźcie razem nad kartką – czy zwykłą, czy Worda,
komunikując się w jaki tam sposób to robicie – i wypiszcie wszystkie pomysły.
Jakie tylko przychodzą Wam do głowy. Potem wybierzcie z nich te, które można
połączyć. Następnie stwórzcie plan wydarzeń. Ja osobiście rozpisuję planowo
nawet pojedyncze rozdziały, ale wiele osób boi się, że przez to nie będzie
frajdy z pisania. Bullshit, jednak to
tylko moje zdanie, więc.
W każdym razie
planowanie to podstawa, bez której nic się nie będzie kupy trzymało. Łatwo w
ferworze pisania zapomnień o zaczętych wątkach – ale czytelnik będzie pamiętał.
I się zemści, cholera, jak się go zrobi w konia. Wszystko, co zaczęłyście,
kończcie. W ten czy inny sposób, ale nie traktujcie zaczętych wątków po
macoszemu.
Dlaczego
tajemniczość leży? Gdyż nie umiecie budować klimatu. Nie buduje się go szybkimi
dialogami i suchym wymienieniem tego, co się dzieje. Potrzebujecie opisów.
Nastrojów miejsc, bohaterów, wydarzeń. Napięcie tworzy się słowami, Wy ich
naprawdę skąpicie. Na przestrzeni tych prawie trzydziestu rozdziałów nie
zaobserwowałam żadnej druzgoczącej zmiany pod tym względem. Wszystko jest
suche, wymienione z nazwy, rzeczownikiem, czasami kilka przymiotników, tak w
drodze wyjątku.
Przez to także
czytelnik nie zna świata, w którym toczy się akcja. Ba!, mam wrażenie, że Wy
same go nie znacie. Budowanie go na bieżąco może odbić się czkawką – Wam się
odbija. Plączecie się ze wszystkim i wplątujecie w to także czytelników. Nic
się kupy nie trzyma, wszystko jest pourywane, pozawieszane w nicości. Nie ma
punktów odniesienia, a elementy, które ustaliłyście, zmieniacie w trakcie
pisania według potrzeb. Imperatyw Narracyjny to wróg pisarza, dziewczyny. To
nie ma dziać się dlatego, że tak mówicie. To się dzieje dlatego, że ma sens i
okoliczności wszystko napędzają.
Z tego miejsca
przeszłabym do bohaterów, bo sprawy się trochę zazębiają. Otóż – popełniłyście
zbrodnię okrutną, wstrętną oraz niewybaczalną na postaciach. Nie dość, że
stworzyłyście bezwolne kukiełki – zwłaszcza z bohaterów drugoplanowych – to
wykreowałyście najpaskudniejszy typ Mary Sue, jaki po opowiadaniach
internetowych chodził. I nie, nie mam na myśli tego, że główne bohaterki nie
mogą być wspaniałe pod jakimś względem, ładne czy atrakcyjne, że mają mieć
beznadziejne życie.
Ale spójrzcie
na historię obiektywnie, wypiszcie sobie w punktach to wszystko, co dwie
siostry reprezentują, po czym odpowiedzcie mi na pytanie: czy nie za dużo tej
zajebistości jak na jedno życie?
Gdzieś w
omówieniu rozdziałów cytowałam zdanie, które idealnie podsumowuje, co jest nie
tak z bohaterkami. Nie odstąpię od tego. Co za dużo, to niezdrowo, trzeba znać
umiar. Zwłaszcza przy kreacji postaci.
A wreszcie, na
siłę próbując stworzyć postaci fajnymi, wykreowałyście, cóż, kretynki oraz
kretynów. Głupota głupotę głupotą pogania, nic nie jest logiczne, żadne
zachowania nie wynikają ani z charakteru, ani z okoliczności, ani z rozwoju
czegokolwiek. Ot, tak się dzieje, bo tak chcecie. Pragnąc pokazać główne
bohaterki przebiegłymi, nie róbcie z ich wrogów ostatnich kretynów, bo to nie
jest wiarygodne. To wzbudza u wielu osób niesmak.
I niszczenie
postaci drugoplanowych. Długi czas wierzyłam, że u Was występuje piętno
przedobrzenia, dlatego inni bohaterowie mają niewykorzystany potencjał, bo ich
tak często nie potrzebujecie. Szybko rozwiałyście moje wątpliwości, nawet z
przyzwoitego Damiana zrobiłyście głupka. W jakim celu? Czy świadomie? Nie wiem,
ale nic się kupy, generalnie, nie trzyma. I tak, będę to powtarzać.
Bohater nie
jest kreowany opisem narracyjnym. Wymienienie jego cech nie załatwia sprawy.
Musicie to odzwierciedlić. Udowodnić nam. Ale kiedy narrator twierdzi, że
bohater jest inteligentny, a potem opisuje, jak drze mordę przy ukrywaniu się
przed wrogiem, no to cóż. Nikt nie jest wiarygodny, łącznie z Wami.
Dlatego też
dialogi są suche oraz na poziomie… niskim. Gimnazjalnym, niestety. Rozumiem, że
dziewczyny są młode – jak większość Mary Sue, że sobie zgryźliwie mruknę – ale
podobno wychowała je ulica, tak? No cóż, nie widać tego. Chyba Wy same nie do
końca zdajecie sobie sprawę, jak to może wyglądać. To właściwie zrozumiałe, do
mnie samej też takie rzeczy długo nie docierały, aż nie sięgnęłam po literaturę
z naleciałościami naturalizmu na przykład. Życie na ulicy pięknie pokazał Brent
Weeks w swojej trylogii.
Do czego
zmierzam? One w gruncie rzeczy miały cudowne życie. Nie musiały dawać dupy ani
by przeżyć, ani by wspiąć się po drabinie hierarchii u Złodziei, nie zostały
zgwałcone, są dobrze odżywione, nie mają żadnych traum, dobrze wyglądają (te
blizny Will naprawdę nie przemawiają), są pełne życia, a wreszcie – nie widać
po nich żadnego doświadczenia w niczym. Może mają po szesnaście lat, ale na
ulicy przeszły piekło. Tacy ludzie szybciej wyrośli z etapu pyskówek, o ile w
ogóle go przechodzili.
Cóż rzec,
zerknijcie na swoje dialogi.
Dobrze, na
koniec przejdę chyba do stylu. Znając życie, o stu sprawach zapomniałam, które
chciałam przekazać, ale sądzę, że jeśli przemyślicie to, co wyżej napisałam,
już się znacząco literacko rozwiniecie. Tymczasem ten nieszczęsny styl.
Powinnam
zwrócić się do każdej z osobna. Nie zrobię tego, ponieważ nie ma u Was zbyt
dużych różnic. I nie mówię tego jako pochwałę. Raczej stwierdzam, że obie
utknęłyście na tym samym etapie warsztatu. Jakim? Początkowym, trochę jak z
podstawówki.
Masa błędów
wszelakich, u Kitkomanii pojawiają się błędy ortograficzne rażące, u Wezi mniej
rażące (dobra, mnie rażą wszystkie, ale próbuję być łagodna). Przecinki leżą i
kwiczą. Literówki, używanie słów, których znaczenia nie znamy, a wreszcie –
używanie wszystkich słów w za małej ilości, tak po prostu.
Więcej opisów
bywało u Kitkomanii, to muszę przyznać. Ale więcej oznacza u Was kilka
dodatkowych przymiotników. Zero klimatu.
Co można z tym
zrobić? Piszcie. Ot i wsio, lekarstwa nie ma. Piszcie i ćwiczcie. Pozbądźcie
się tych wszystkich błędów, wyznaczajcie sobie zadania; opiszcie miejsce, w
którym jesteście, człowieka, którego znacie, sytuację, którą widziałyście. Starajcie
się oddać jak najwięcej, jak najzgrabniej, jak najlepiej. Potem dajcie to komuś
do przeczytania, żeby obiektywnie ocenił – powinien się na tym znać, inaczej
znowu zaczniecie się kręcić w kółko.
Masa pomysłów
oraz zapał do pisania to dobry start. Nie zniechęcajcie się; ciężka droga przed
Wami, ale możecie stworzyć coś naprawdę ciekawego. Tylko jeszcze nie teraz. Za
rok, może za dwa – przy intensywnej pracy.
Och,
dodatkowo, przypomniało mi się – zmarnowałyście potencjał narracji
pierwszoosobowej. W istocie to jest dość trudna narracja. Trzeba umieć stać się
bohaterem. Poleciłabym na początek próby w trzecioosobowej, daje większe pole
do popisu w kreacji; bo narrator może swobodnie wchodzić do głowy każdej
postaci, przy pierwszoosobowej się nie da, co utrudnia kreację innych
bohaterów.
Po prostu to
jeszcze nie ten czas.
3/20
Spisanie zeznań:
Błędy interpunkcyjne.
Prawie że przede wszystkim.
„(…)ale dobrze
radzę, jeśli lubisz swój język to nie nazywaj mnie tak” – wtrącenia do
zamknięcia. Zdanie wyglądałoby bardzo podobnie bez wstawki o językach, czyli
ten fragment to wtrącenie. Wtrącenie zawsze otwieramy oraz zamykamy –
przecinkiem lub półpauzą. Albo też pauzą. Jak kto woli. Nie dywizem!
„(…)gdzie nie
było, czego zepsuć” – przeczytajcie to zdanie z zaznaczoną pauzą. Ja to się
dławię powietrzem. Nie przed każdym „co” czy „czego”, czy „gdzie” i tak dalej
wstawiamy przecinki!
„Byłam mała, i
potrafiłam praktycznie bezgłośnie się przemieszczać” – przecinki przed „i” to
rzadkie potwory. Pozwolę sobie zaprezentować poradnik naszej drogiej Deneve,
która zamieściła krótkie wyjaśnienie na swoim forum, żebym ja nazwy nie
pomerdała… W każdym razie, tu.
„Kiedy tylko
się da korzystam właśnie z niego” – orzeczenia oddzielamy przecinkami!
Stawiamy
przecinki przed „tylko”!
Rzucam
kolejnym poradnikiem na temat przecinków, których nie wstawia się w niektórych
miejscach, chociaż ludzkość bardzo próbuje to zmienić. Tutaj, także
autorstwa Deneve. Reklamę Ci, słońce, robię.
Przecinki
przed imiesłowami czasownikowymi też muszą istnieć.
A przecinki
przed imiesłowami przymiotnikowymi już niekoniecznie.
Przed
dłuższymi porównaniami – przecinek.
Kiedy „jak” nie
jest od prostego porównania, wymaga przecinka.
Przecinki
przed „żeby”, „aby” i „by” są potrzebne.
Przecinki
między przymiotnikami zwykle wstawia się wtedy, kiedy przekraczają liczbę
dwóch. Można napisać „małe czarne okno” (nie, nie wiem, jaki to ma sens,
cicho), ale trzeba już napisać „małe, czarne, zakratowane okno”.
Orzeczenia w
zdaniu oddzielane są przecinkami również. Jak widzicie czasownik, zróbcie to
tak, żeby między nim a kolejnym znajdował się przecinek!
Przecinki
przed „gdy” oraz „kiedy” nadal obowiązują.
„A niby, kogo
mogę mieć na myśli?” – i znowu nie przed każdym „kogo” wstawiamy przecinek.
Czytajcie rozumnie, róbcie zaznaczone pauzy w głowie albo jeśli czytacie na
głos – zawieszajcie tonację.
Ale kiedy
„jak” jest od prostego porównania, przecinka nie stawiamy.
Także
powtórzenia. Bo powtórzeniem nie jest uparte wklepywanie tego samego
rzeczownika albo czasownika w bliskiej odległości. To również używanie
identycznych konstrukcji w momencie, kiedy nie jest to zabieg stylistyczny.
Zwróćcie uwagę na wyrażenia, nie na pojedyncze słówka. Albo spójniki. Ten
rodzaj powtórzeń czasami nawet bardziej czytelnika irytuje. A przynajmniej
mnie.
Oczywiście te
normalne powtórzenia też się przewijają.
Frazeologizmy.
Zwróćcie uwagę na to, jak są tworzone i jak funkcjonują. Nie można ich ze sobą
mieszać, bo się wychodzi na, nie przymierzając, debila, z całym szacunkiem. To
jest wiedza podstawowa. Wyniesiona choćby z rozmów z ludźmi. I też trzeba
nauczyć się rozgraniczać naleciałości gwarowe od utartych frazeologizmów na
terenie całego kraju, że tak górnolotnie pojadę. Bo przy pisaniu fantastyki
gwara polskiego regionu jest… tak jakby nie na miejscu. Podobnie jak niektóre –
podkreślam: niektóre – frazeologizmy.
Niestety,
logiczna składnia zdań też trochę leży. Ogarnijcie to zdanie: „Wszystko szło
świetnie do czasu, gdy jak miałam dziesięć lat i podpadłam gildii magów”. Z
całym szacunkiem, ja mam w głowie jeden wielki what the fuck. Pomijając już błędy interpunkcyjne, zamotałaś,
Kitkomanio, straszliwie. Nie będę rozgrzebywać zdania, spróbuję ja napisać na
nowo, oddając to, co chyba chciałaś oddać.
„Wszystko szło
świetnie do czasu, gdy, mając dziesięć lat, podpadłam gildii magów”. Czy to nie
brzmi bardziej zrozumiale?
Błędy
ortograficzne, niestety:
1)
z pod – spod!
2)
z resztą – zresztą! (jeśli nie używamy w kontekście
„pójdę z resztą osób”)
3)
pokarzę – pokażę! (pierwsza forma poprawna w kontekście
wymierzania samemu sobie kary)
4)
nie wielu – niewielu! (chyba że piszemy, iż nie było
tam wielu ludzi)
5)
od tak – ot tak!
6)
w cale – wcale!
7)
chodź – choć! (chyba że piszemy w kontekście
czasownika)
8)
nie możliwe – niemożliwe!
9)
prze pani – psze pani! (chyba że kobieta rodzi…)
10) blond
włosa – blondwłosa!
11) do
kąt – dokąd!
12) za
razem – zarazem!
13) stróżka
– strużka! (chyba że chodzi o kobietę-stróża)
Literówki się
wkradają, czytajcie uważnie. Ale może nie na blogu, mnie oczy też już siadają
od tych kolorów, czytajcie sobie w Wordzie, to mniej boli, więcej wyłapiecie.
Mieszanie
podmiotów! Domyślny podmiot może być pomocny, a można sobie nim czasami
strzelić w stopę. Przeczytajcie rozdziały ponownie, zastanówcie się, czy gdzieś
nie wychodzą Wam oddychające oczy czy biegające płaszcze.
No i
określenia podmiotów. Jak głos może być młodszy? Roztargniony? Człowiek –
owszem. Ale głos?
Odmiana
wyrazów. Jeśli macie wątpliwości, rozpiszcie sobie przypadki oraz pomocnicze
pytania do nich, a potem dokonajcie odmiany.
Zasada
zapisywania dialogów: kiedy czasownik w narracji odnosimy bezpośrednio do
wypowiedzi postaci, piszemy go małą literą i nie stawiamy żadnych kropek (– Chyba
sobie kpisz – parsknęła gniewnie). Kiedy czasownik w narracji nie dotyczy
bezpośrednio wypowiedzi postaci, piszemy go wielką literą i stawiamy kropkę po
wypowiedzi (– Opowiadaj. – Usiadła z ciężkim westchnieniem przy stole).
Robienie z
czytelnika debila. Przykład (w którym poprawiłam brakujące znaki
interpunkcyjne): „– Dobra, dobra, poddaję się – powiedziałam, podnosząc ręce w
geście poddania się”. Nie no, nikt by nie wpadł na to, w jakim geście je
podniosła, skoro przed sekundą to powiedziała. Macie rację, ludzie to kretyni,
nie pojmą zawiłości.
Końcówki w
trzeciej osobie liczby pojedynczej w rodzaju męskim: wyciągnął, uśmiechnął się,
ukucnął. Nie wyciągną, uśmiechną się, ukucną. Bo to czas przyszły do trzeciej
osoby liczby mnogiej.
Tę zasadę. Tą
zasadą. TĘ ZASADĘ.
Złe użycie
wyrazów: skorcić =/= skarcić.
Patrzeć nie
jest czasownikiem zwrotnym.
Kolejne złe
użycie wyrazów: skonsternowanie =/= zdenerwowanie.
Słowotwórstwo:
innokrajowiec = obcokrajowiec.
Na początku
zdania występuje tylko forma pełna, „mnie”, dopiero w środku pojawia się
skrócona, „mi”.
Roztargać =/=
podrzeć.
Liczba
pojedyncza – jakiś. Liczba mnoga – jakichś.
Nie
zmieniajcie czasu narracyjnego: albo przeszły, albo teraźniejszy, nie oba.
„Nie” z
czasownikami piszemy osobno.
„Nie” z przymiotnikami
piszemy razem.
1/10
Przeszukanie kieszeni:
Wszystko, co
jest potrzebne – albo niepotrzebne – znajduje się na blogu. Tylko zadbałabym
wszędzie o akapity oraz wyjustowanie, bo szlag człowieka, generalnie, trafia.
Tymczasem mogę wzruszyć ramionami i uznać, że jest poprawnie.
Utnę za ten
brak estetyki, bo jestem paskudna pedantka. A justowanie oraz akapity to akurat
całkiem istotna oraz ułatwiająca życie sprawa.
8/10
Indywidualizm:
Tylko w
kwestii popieprzenia wszystkich wątków i naćkania do jednej historii motywów z
każdej innej powieści. A, nie, chwila, to też już było. W co drugim fan fiction
do Pottera chociażby. Goddammit.
0/7
Alibi:
Brak.
0/5
Łączna liczba punktów: 23
Wyrok: co najmniej 20 lat
Ocena szkolna: 2
Zadowolona z
wykonanej roboty – dobrze czy też nie, co za różnica – odrzuciła teczkę na bok.
Papierzyska paskudne zsunęły się z szafki i wpadły do kosza, co zmusiło
nieszczęsną do ruszenia zacnego dupska z krzesła i podniesienia sponiewieranych
dokumentów.
No, póki żaden
biurokrata nie zajrzy do jej gabinetu, posady nie powinna stracić.
Prawdopodobnie.
Dobry początek! Pochwalam. Pochwal i mnie, bo przeczytałam te czternaście stron XD' Pierwszy raz widzę tak rozwinięty punkt z poprawnością językową.
OdpowiedzUsuńOprócz tego - jak zawsze uśmiecham się, czytając Twoją krytykę. Ja po prostu ją lubię! Kop w dupę i niech leci - a może w międzyczasie skrzydła rozwinie. Jak się dosadnie nie wyjaśni, co jest nie tak, to prawdopodobnie nic się nie zmieni (względnie niewiele).
Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z Twojej pracy C:
Grr, zapomniałam, że powinnam dać Ci okres próbny i od razu mianowałam Cię strażnikiem więziennym xD
UsuńChwalę Cię, a stron było 14,5! xD
UsuńNo bo jak tyle błędów laski sadziły, to miałam o czym pisać. Przynajmniej nie musiałam im każdego błędu wypisać, bo bym do wakacji nie skończyła...
No mnie aż się trochę głupio zrobiło, bo strasznie paskudna byłam w tym omówieniu rozdziałów :< Ale cóż, taki mój charakter xD
Haha, no tak, gdybyś kiedyś zrobiła coś raz dobrze, to bym się zdziwiła... xD
Ja też pochwalam (ja bym nie chwaliła, phi?), bo ktoś dostał w cztery litery. A mnie to zawsze bawi i cieszy, muahahaha :D
OdpowiedzUsuń14 stron? I ja to przeczytałam tak szybko? :O
No to się cieszę, że lekko zleciało xD A i owszem, sporo mi tego wyszło, no bo było o czym pisać. Nie przyzwyczajajcie się xD
UsuńNo strasznie dałam po łbie, mam nadzieję, że też pomogłam :<
Dum, dum, dum, dum. Straszna pannica Kitka powróciła z wyprawy rowerowej. Po przeczytaniu oceny nie wiedziałam co z sobą zrobić to poszłam na rower i skończyło się na tym, że jestem cała mokra. Dziękuję za przeziębienie! ^.^
OdpowiedzUsuńNo dobra, żart. W sumie, zawsze może być gorzej, dwa to więcej niż jeden. xD A po przeczytaniu... wróć, w ciągu czytania było kilka "ło kur**" i wybuchów śmiechu. Dalej się śmieję! xD
Co najmnieja nie zareagowałam jak Kaśka... Ta stwierdziła, że nie chce więcej pisać niczego i gdyby nie fakt, że mieszkamy w innych województwach, to pewnie poszłabym jej to wybić z głowy młotkiem.
Ale wracając do początku, wypowiem się po kolei, tak, jak ty to opisywałaś. Będzie łatwiej, prawda?
Wygląd, wygląd, wygląd... Co byś powiedziała na biel? Taka ładna, z podstawowym tłem z bloggera, ukazującym brzozy w zimie? Tak wcześniej wyglądał blog. Plus baner z najbardziej rozpoznawalnym zdjęciem z HP, bo Kaśka w życiu tego nie oglądała. (-.\)) A później dostałyśmy banner aktualny i jakoś tak to się porobiło... Nie tłumaczę się za bardzo? Bo ja mam do tego straszne tendencje... Ale się pomyśli, pomyśli.
Dalej są rozdziały. Ommatkotymojaprzeukochana za co? xD Ja wiem, że to jest tragedija jakich mało, wciąż się nabijam z siebie, że napisałam "zostałem porwany". Głupia ja i tyle. Ale, ale, ale. Zawsze jest jakieś ale, no nie? No więc zacznę tak: moja pierwsza styczność z forum i pisaniem ^.^" I ciągniemy te złodziejki i ciągniemy... Chyba już tylko z przyzwyczajenia. I może tego na blogu nie widać, ale od początku pisania na prawdę mi się styl poprawił. Może pisanie na forach pbf coś dało? Bo w sumie tam trzeba pisać o wszystkim i niczym, żeby to jakoś wyglądało.
Dalej jest o fabule... No to zacznę od końca :) Woda Zła? Się czepiasz Wody Zła? To szczegół, dobrze, że nie wpakowałyśmy też Plastikowej Miski Zagłady, jak to było w planach xD Kolejny żart, wybacz. Ale o plastikowej misce na serio była mowa... A z resztą, po co planować? Jakoś się trzyma! xD Dwie dziewczyny na blogu grupowym stwierdziły, że fajnie im się pisze, no to dawaj robimy bloga! A o czym? O siostrach... A co dalej? Walić to, się wymyśli. xD
Dalej, dalej, dalej... Dalej najciekawszy jest fakt, że podałaś jako przykład autora, na którego obie teraz fazujemy. Ja na "Czarny pryzmat", a Kaśka na "Drogę cienia" poważnie. o.O Ty przypadkiem nie jesteś telepatką, ani wielkim programem komputerowym a'la Matrix, prawda?
Przejdźmy od razu do błędów. Moja pierwsza reakcja: "O jej~! W końcu będę wiedzieć, gdzie stawiać przecinki! xD". W podstawówce nie udało im się tego wtłuc mi do głowy, to w gimnazjum sobie odpuścili... No to zaskoczę w końcu tą dziwną nauczycielkę. :D Dzięki!
A błędy się poprawi, choć nie jestem pewna, czy jest po co. xD Doczytujemy błędy, doczytujemy... *straszliwy wybuch śmiechu* ło borze szumiący! Co ja tam pisałam?! |'D Nie wiem, jak, nie wiem gdzie, kiedy ani po co, ale to zdanie jest tragiczne. Co mogę jeszcze napisać? niestety często mi się zdarza takie dziwactwa robić i strasznie rzadko to wyłapuję :< Nie bijcie!
Reszta oceny poprawności... Może to zmień w jakiś poradnik? Bo mam wrażenie, że nauczyłam się więcej, niż w szkole @.@
A cała reszta to już ogólniak, czy-jak-to-zwać.
Podsumowując:
1) Dwa to lepiej niż jeden.
2) Blog to porażka. xD
3) Trzeba przypilnować Kaśkę, żeby się nie powiesiła.
4) Kaśka raczej się nie wypowie.
5) Teraz mam ochotę napisać takiego długaśnego, totalnie pozbawionego rozdziała, w którym spektakularnie zakończymy bloga. xD Tylko jeszcze Kaśkę przekonam...
Szczerze dziękuję za ocenę i mam nadzieję, że nie tłumaczyłam się aż nadto ^.^"
Jejku, powiedz Kasi, że jest głupia. Owszem, krytykuję paskudnie, ale ja mam taki styl bycia. Natomiast w Was siedzi potencjał - tylko nie do końca go wykorzystałyście.
UsuńAle odniosę się po kolei do Twojego komentarza, bo też będzie jeden wielki chaos z tego, co spróbuję z siebie wydusić, no.
Cieszę się, że chociaż Ciebie bawiłam tymi paskudnymi komentarzami ^^ Bo ta ironia nie miała uderzać (to jest do Kasi!), zwykle zakładam, że ludzie jednak patrzą na siebie z dystansem. I jak się tak dzieje, to można się śmiać. Od razu przyjemniej się wtedy pisze!
To jest popularna reakcja na krytykę. Zwłaszcza ostrą. Starałam się potem spuścić jak najbardziej z tonu, ale cóż, historia przyprawiła mnie o ciężką kurwicę miejscami. I podniosła mi wiarę w możliwości wróżbiarskie :3
Wiesz, co bym powiedziała? Że się cholernie nie znam. Ale szukajcie czegoś tutaj - czy na Złodziej(ki), czy na inne opowiadanie - www.zaczarowane-szablony.blogspot.com
Znam to uczucie. I znam problem z kreacją świata, kiedy się zwiewa z forum. Doskonale wiem, jak to się pisze w parze - mam taką swoją najlepsiejszą przyjaciółkę (słitaśnie <3), z którą piszę już od siedmiu lat. I też mieszkamy od siebie daleko. Zatem mam kilka rad, gdyby udało Ci się jednak Twoją Kasię (bo ja też mam Kasię!) zmotywować do pisania:
1) Narracja trzecioosobowa. Nie jesteście ani na pierwszoosobową gotowe jako pojedyncze pisarki, ani też nie jest to dobre rozwiązanie do "podwójnego" utworu.
2) Dzielcie się postaciami. Sprawdzajcie siebie nawzajem.
3) Piszcie nawet krótszymi fragmentami, żeby każda zawsze wypowiadała się za swoją bohaterkę. To stworzy wrażenie spójności kreacji.
W przypadku, kiedy mamy tylko postaci, a świat i fabuła dzieją się na bieżąco, może być śmiesznie, ale możemy spieprzyć. Dobrze jest jak najszybciej świat ogarnąć, natomiast to, co piszecie, notować. Żeby nie pogubić wątków.
I oczywiście, że pisanie pomaga! Należy jak najwięcej pisać, tylko tym wyrobi się warsztat. Czytając, wynajdujcie smaczki, które się Wam podobają, a potem starajcie się trochę naśladować. W końcu się odnajdziecie ^^
Wiecie, gdybym wyczuła parodię, to bym się nie czepiała. Ale nie czułam. I jestem złym człowiekiem xD
Bez kitu. Jestem medium, to już oficjalne. Ale! cieszę się, że to on. W takim razie Kasia w trylogii Nocnego Anioła zobaczy, co mam na myśli. Najmocniejszy jest drugi tom. Historia Vi, losy Logana... Stworzyłyście uliczną utopię, krótko mówiąc ^^
W szkole Cię tego nie nauczą. Mnie też nie nauczyli w szkole - poza kilkoma żelaznymi zasadami. Uczyłam się tego, pisząc oraz czytając. I dedukując. Dlatego niektóre moje regułki są zwyczajnie... głupio napisane, no. Bo sama wymyśliłam xD
I na koniec dorzucę jeszcze jedną zasadę, o, będę dobrą ciocią. Przed "niż" nie ma przecinka, jeśli w dalszej części zdania nie występuje czasownik :3
1) Dwa to jest dobra ocena, bo widzę potencjał, ale żeście nieźle przesadziły;
2) Możecie próbować to naprawić, ale polecałabym zabranie się za nową, bardziej poukładaną historię :3
3) Chyba bardzo się z Will zżyła, prawda? A ja na postaci wyjątkowo brutalnie najeżdżałam. Przeproś ją za moje paskudztwo;
4) To liczę na Ciebie, może jej część moich słów przekażesz;
5) To by było urocze, prawdę mówiąc. Gdyby poprawić błędy, można to potraktować jako całkiem zgrabną parodię-prowokację fantasty, prawdę mówiąc ^^
Hej, cieszy mnie odzew. Przywykłam do tego, że oceniani mają mnie w głębokiej dupie, mimo że się produkowałam nad ich twórczością. Toteż czuję się dowartościowana <3
*Kolejny dłuuuuugi wybuch śmiechu* Ty idź na jakiego wróżbitę, czy cuś, bo jesteś totalnie prze. xD
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: już się zabrałyśmy za drugiego bloga. Ładnie, pi razy oko, opisałam fabułę i mam nadzieję tym razem tego nie zebać. I też są dwie postaci, ale tym razem trzecioosobowo będziemy pisać.
Po drugie: Kaśką się nie przejmuj, my ciągle powtarzamy "idę się powiesić", "idę się zgubić w lesie" etc.
Po trzecie: Odnośnie tej interpunkcji... Wyobraź sobie, że nawet stawianie przecinka przed "że" było dla mnie objawieniem, gdy zaczynałam pisać na kompie. Takiej podstawy mnie nie nauczyli... -.\)
Po czwarte: nie lubię zostawiać niedokończonych rzeczy. To wnerwia, gdy się naprodukujesz, a tu nic. Zero, pustka, czarna dziura w postaci du... Wiadomo. Ale i tak najlepiej się hejci w ten sposób blogi xD Jak raz w sposób a'la ocena zjechałyśmy z inną koleżanką pewnego bloga to się dopiero działo! Co najgorsze, dziewczyna się chwaliła, że przeczytała osiem książek "plus wszystkie lektury szkolne". Borze szumiący chroń nas przed takimi ludźmi, amen.
Wanilio, jakoś w tym tygodniu będę publikować ostatni rozdział wiecej-niz-slowa i w związku z tym chciałabym zmienić szablon. Prawdopodobnie w momencie publikacji blog w ogóle zostanie zablokowany, żebym mogła sobie wszystko ładnie poustawiać do finału. Toteż pytam: mogę zmienić szablon i nie zjesz mnie, jak na chwilę bloga zblokuję? :D
OdpowiedzUsuńWanilia jest obecnie na urlopie, ale rozmawiałam z nią przez telefon, więc mam odpowiedź dla Ciebie: możesz zmienić szablon (napisze ocenę jeszcze raz - odnośnie nowego) i nie, nie zostaniesz zjedzona za tymczasowe zablokowanie bloga xD
Usuń//Idariale
Dziękuję XD
Usuń