sobota, 1 czerwca 2013

[109]. Teczka: zlodziej-ki

Kiedy zamknęły się za nią drzwi nowego gabinetu, westchnęła z irytacją, omiatając pomieszczenie spojrzeniem. Zdecydowanie zbyt czysto – po miesiącu jej urzędowania pokój będzie wyglądał zupełnie inaczej. Bardziej swojsko, oczywiście.
Przemaszerowała do biurka, zasiadła na krześle niczym pani i władczyni, nogi natomiast wywaliła na blat, krzyżując je w kostkach. Kilka papierów sfrunęło na podłogę, w tym jedna ze znajdujących się wśród nich teczek.
Chcąc czy nie, westchnęła ponownie, przechyliła się na krześle – prawie zarywając niezbyt urodziwą mordką w panele – i cudem sięgnęła po upuszczone papierzyska. Z ciekawości zajrzała do teczki.
– Niech będzie – mruknęła do siebie, robiąc trochę miejsca obok nóg dla akt oskarżonego.
Należało wziąć się do roboty.

Oskarżająca: Nearyh
Oskarżone: Wezi i Kitkomania [złodziej-ki]

Pobieżny ogląd więźnia:
Powiem szczerze, z początku adresu nie umiałam ogarnąć. W pierwszej chwili skojarzył mi się z czymś japońskim, ewentualnie chińskim, mózg dłuższy moment przetwarzał pozyskane informacje. No, ale wreszcie dotarło. Ktoś po prostu walnął dywiz w losowym miejscu; nie takie rzeczy się przecież widuje.
Istnieje szansa, że ma to głębszy sens. Adres jak adres, przynajmniej mam względne poczucie, co mnie zaraz czeka.
Belka zaiste malownicza. Nie do końca wiem, o co chodzi z tym popsutym adresem, ale cóż, ironizując, można określić, że jest to oryginalność. Generalnie wolałabym jakiekolwiek składne słowo, zamiast symboli, chociażby „dupa”. Za przeproszeniem, oczywiście.
Patrzę na bloga i widzę, że szablon nie powala. Ale względnie jest czytelny.
Przypatrując się bardziej, dochodzę do wniosku, że oczy to mi zdechną bardzo oraz szybko, chyba przekopiuję treść do Worda, żebym nie zeszła na kurzą ślepotę.
5/10

Ubiór więźnia:
Dobra, jak dla mnie to jest trochę bałaganu. Ale nie moje małpy, nie moje zoo, póki da się czytać, to da się czytać. Generalnie zmniejszyłabym ilość pierdół po prawej stronie, chociażby te bannery, buttony, czy co to za szajstwo jest, zmieniła na linki zwykłe. Na upartego obserwatorów można zostawić.
I poważnie bym się na miejscu Autorek zastanowiła nad innym kolorem tła pod postami. Bo generalnie mentalnie wpadam w czarną dziurę, a każecie mi czytać robaczki białym kolorem. To takie lekko sadystyczne jest, wiecie?
Poza tym nie justujecie tekstu. Będę bardzo złym człowiekiem.
6/10

Przesłuchanie:
Na wstępie – Will
Nie bardzo nadążam za ideą. Wychodzę z założenia, że smaczki o bohaterach powinny występować w treści, a nie w… eee… cóż, nawet nie jestem pewna, jak to nazwać. W każdym razie niech będzie. W końcu to tylko opowiadanie w Internecie, nie wymagajmy za dużo. I nie, to nie miało wypaść paskudnie, jak coś.
No dobrze, czyli jest to podstrona dla bohaterów w formie czegoś-dziwnego-przed-główną-historią. Nie pojmuję idei w dalszym ciągu, prawdę mówiąc. Nie wniosło to niczego donikąd, a takich informacji, jakie zostały podane, powinniśmy się dowiadywać w treści. Tej właściwej. Jeśli potrzebowałaś, Wezi, takiego wprowadzenia dla samej siebie – zachowaj to również dla siebie. Czytelnicy tego nie będą potrzebować, jeśli poradzisz sobie z narracją.

Ina o sobie
Czyli dziwnych atrakcji ciąg dalszy…
Dużo więcej niż powyżej nie powiem. Uważam, że tego być nie powinno, a wszelkie informacje powinny były się znaleźć w historii, nie w… tym czymś.
Obie mogłyście to napisać, zapisać w ładnym folderze i wracać do tego, by sprawdzać, czy kreujecie postaci z własnym zamysłem. Póki nie jest to w opowieści, jest, cóż, zupełnie zbędne oraz mało merytoryczne.

Pierwsza wtopa w życiu (Will)
Po pierwsze – darowałabym sobie wpisywanie tych imion bohaterek w nawiasach. Podejrzewam, że narracja będzie pierwszoosobowa, ale to można poskładać zabiegami narratorskimi, nie… takim podłym waleniem jak krowie na rowie.
Nawet nie zdążyłam się niczym zachłysnąć. Gdyby się do tego przyłożyć, wszystkie te wydarzenia dałoby się rozpisać na… dziewięć stron? Spokojnie. O co mi chodzi? Już mówię.
Suche fakty. Bardzo suche. Bez opisów, bez budowania napięcia, jedna rozmowa, wszystkie sytuacje bardzo deus ex machina. Zamiast wprowadzać, informujesz. Tylko i wyłącznie – to nie jest tak, że czytelnik sam dochodzi do swoich wniosków. Ty mu je podajesz na tacy w taki sposób, że nawet nie może ich podważyć, bo nie ma czym. Jak.
Zamysł jest jasny. Prosty w odbiorze. Aż za prosty. Narracja pierwszoosobowa daje szalone pole manewru, można się rozpisywać nad tyloma subiektywnymi rzeczami, że postać nabiera wielu barw. Można też wpaść w pułapkę i stworzyć bohaterkę idealną – owszem. Ale niebezpieczeństwo jest wszędzie.
Natomiast zupełnie nie wykorzystałaś potencjału. Skoro wędrowała znajomymi miejscami, należało je opisać. Ja ich nie znam, nie są dla mnie znajome. Podkreślić jej znudzenie widokami. Wprowadzić nieco więcej napięcia w rozmowie, bo chociaż jedna z postaci stwierdza, że się bohaterki czasami boi – nie było w niej ani trochę grozy.
To samo z obchodem. Nie pisz po łebkach! Pierwsze rozdziały nie muszą gonić akcją. Powinny wprowadzić – zaciekawić także, ale ja się czuję tylko znudzona.
I oczy mnie bolą, mamusiu.
Swoją drogą, moje omówienie rozdziału niedługo zajmie tyle samo, co sam rozdział. Wstyd, Wezi, wstyd, a taki potencjał!

Zwykły dzień? Akurat… (Ina)
Zdecyduj się na narrację. Najlepiej ustal ją razem z Wezi. Bo podczas gdy ona prowadzi narrację pierwszoosobową normalną, Ty wpadasz w odmianę gawędziarską. Albo obie nawiązujecie dialog z czytelnikiem, albo żadna. Bo to irytuje.
Chwila… przefarbowała włosy, żeby jej koleś nie poznał. Zakładam, że to farbowanie miało wystarczyć i sprawić, że stanie się nierozpoznawalna – bo inaczej nie byłoby sensu się za to zabierać, gdyby miał ją poznać po bulwiastym nosie czy dwukolorowych oczach. Zatem czemu, po ledwie potrąceniu się na pełnej ludzi ulicy, od razu ją poznał? To na jaką cholerę w ogóle farbowała te włosy, dla przyjemności?
Pragnę tylko poinformować, że zdychający dramatyzm szlag ostatecznie trafił, jak bohaterka zerwała z siebie spódnicę i z gołą dupą pomknęła po dachach. No, teraz na pewno nie zwraca na siebie, cholera, uwagi.
Ponadto mogę przekopiować część uwag Wezi. Nie wykorzystałaś potencjału, Kitkomanio, poleciałaś po łebkach, nie zbudowałaś napięcia, nie wykreowałaś w żaden sposób postaci. Kolejne suche wymienianie faktów, przez co żaden moment nie był zaskakujący. Wzruszałam na każde wydarzenie ramionami.
A maga Mikołaja dało się przedstawić nieco lepiej niż słowami „przystojny mag”, skoro znaczył coś dla bohaterki. Zwłaszcza że piszesz z jej perspektywy, na Silthe, to aż się prosi o ciekawy opis!
Chyba pozostaje mi odesłać Cię do utyskiwań spod pierwszego rozdziału.

Lustro? Jednak nie… (Will)
Wtrącenie narracyjne przy słowie „cholera” bardzo negatywnie mnie zabiło. Jeśli miał być to Element Komiczny – to zjawił się, owszem, znienacka, zdzielił mnie obuchem w łeb, zarechotał paskudnie i się ulotnił.
Żadna, cholera, cenzura. Albo bluzgajcie tak, jak postaci bluzgają, albo darujcie sobie takie wstawki! To znaczy, w tym wypadku – Wezi, daruj sobie.
Skąd tam nagle pranie mózgu? Ale serio pytam, gdyby jej wyprano mózg, to by nawet nie była świadoma, że taki proces mógł nastąpić. Właśnie! Proces. To się dzieje miesiącami, wymaga kontaktu z osobą potrafiącą manipulować ludźmi… Mózgu się nie pierze od grzmotnięcia w łeb, naprawdę.
I zarzuty z poprzednich rozdziałów. Krótko, sucho, nijako, bez opisów, bez rozwinięć, bez budowania napięcia. Gdyby się postarać, można wszystko opisać w szalenie malowniczy, a jednocześnie klimatyczny oraz dynamiczny sposób. Tylko trzeba się wysilić.

Ucieczka (Ina)
W środku miasta z krzaków wyskakuje gwardzista. Primo – co robią tam krzaki, w tym mieście? Nie dawałaś do zrozumienia, by okolice, w których znajdują się bohaterki, były na obrzeżach czy jakkolwiek zarośnięte. Secundo – na jaką cholerę gwardzista tam siedział? Jak za potrzebą, to chyba by go zastały bez spodni. Bo nie widzę innego sensu dla gwardzisty siedzącego na służbie w krzakach.
Czy coś jeszcze konstruktywnego mogę powiedzieć? Chociaż tytuł rozdziału odnosi się do czegoś trzymającego w napięciu oraz dynamicznego, w trzech czwartych fragment składał się z… rozmowy na poziomie głębokiego gimnazjum (z całym szacunkiem dla niektórych gimnazjalistów). Jedna wielka pyskówka między kobietami, które wychowała ulica. Mając na głowie całą gwardię wroga. Może i jedna ma zawyżone poczucie własnej wartości, ale chyba nie jest głównym problemem to, która której oczy wydrapie swoją zajebistością na początek, tylko to, czy zostaną wolne, czy jednak trafią do pierdla.
Pojawiają się drobne smaczki. Will zaskoczona otrzymywaniem rozkazów jest na plus – nabiera cech ludzkich. Ale nie wiem dlaczego, wydaje mi się, że następnym razem znowu spadnie z hukiem z tego szczebelka na drabinie kreacji.
Macie, dziewczęta, szaloną tendencję do robienia ze swoich bohaterek tak zwanych Mary Sue. Jednak o bohaterce przyjaciółki piszecie z głową. Może się wymieńcie? Kreujcie postaci sobie nawzajem, bo inaczej obie pozabijam, zanim skończę czytać.

Więcej niż powinna (Will)
Te wątki deus ex machina są cudowne. Pojawienie się Marsa w krzakach w środku lasu, podczas ucieczki, ukrywającego się mimowolnie przed magami… Skojarzyło mi się z ochroniarzem Pocahontas, kiedy popłynęła w drugiej części z tym gogusiem do Londynu. No, bardzo mi się skojarzyło.
Niestety, nie na plus.
No, i kreacja tajemniczej, groźnej, nieprzystępnej Will poszła się walić. Wystarczyło, żeby Ina powiedziała „opowiedz coś o sobie”, a dziewczę już pomknęło z wyznaniami jak przy dobrej przyjaciółce. Owszem, jak się ma poczucie, że się kogoś zna sto lat, to się można wygadać – ale laska, która każdego dnia walczyła o życie i musiała trzymać za jaja kilkudziesięciu facetów, żeby jej słuchali, a nie dymali? Jasne. Już lecę to połknąć.
Brak konsekwencji albo lenistwo. W każdym razie straszliwe grzechy dla autora, okropna krzywda dla postaci.
Zwróciłam też uwagę na fakt, że nic nie wiemy o świecie, w którym dziewczęta żyją. Już nie wspomnę o opisach – nie wiemy NICZEGO. Nawet suchych informacji nie raczycie nam nigdzie podać, mamy zgadywać.
W komentarzach znalazłam wzmiankę, że sporo jest wzięte od twórczości pani Canavan. Zacisnę usta i przemilczę, żeby nie bluzgać.

Plany (Ina)
Serio. Idą sobie lasem, w którym są boczne ścieżki. Od głównego traktu może? Z takimi wielkimi znakami „tędy za wątkiem fabularnym”?
I jeszcze znajomi, którzy mają WIOSKĘ. Tak rekreacyjnie ją hoduje, tę wioskę? W tamtych czasach, o ile się orientuję, tacy ludzie należeli do szlachty. Czy tam byli bogatymi właścicielami ziemskimi (przyznaję, z historii jestem noga, krzyczcie na mnie, jak coś chlapnęłam). W każdym razie – mając takie tyły, mogłaby pana szlachcica poprosić, by przekupił straż albo ją przechował w swojej posiadłości, z której zarządzał CAŁĄ WIOSKĄ. A nie, tułać się po bezdrożach i podpieprzać mu konie. Serio?
Nie mogę przeboleć dwóch rzeczy.
1)      Koloru czcionki;
2)      Tego, że jedyne, co dostajemy w treści, to właściwie niewiele wnoszące do życia dialogi, które kręcą się wokół tematów czytelnikom nieznanych, ponieważ nikt nie raczył przedstawić nam świata, gdzie wszystko się dzieje.
Krótko mówiąc – wciąż te same zarzuty.

Rozmowa krótka, ale niezwykła (Will)
Czemu tam każda istota – nawet prosty wieśniak – uśmiecha się chytrze? Co jest, wszyscy mają jednego przodka Liska-Chytruska?
Nie, nie biorę Damiana za idiotę. To dość rozsądne, pozostawać tak ostrożnym w kontaktach z szemranymi osobami. Natomiast ona jest kompletną kretynką, że dopiero po usłyszeniu, iż jest starszym bratem jej przyjaciela, z którym, jak pisałaś, się bodajże wychowywała – a na pewno spędzała mnóstwo czasu – zauważyła podobieństwo. Gdzie ona ma oczy, za przeproszeniem, na dupie? Albo pozbawiono ją mózgu, nie wiem.
Dobra, coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje na wykreowanie postaci Mary Sue. Czekam, aż będzie sobie smoki z tyłka wyciągać, serio. Jedna albo druga.

Jajo (Ina)
…Ja z tym smokiem to żartowałam.
Nawiązując do ostatniego zdania, ja się zastanawiam, co właściwie czytam. Serio. Już teraz stwierdzam, że nic się sensu nie trzyma, nawet kupy się nie trzyma. Z całkowitą pewnością wystawiam diagnozę: nie planujecie tego, prawda? Siadacie do klawiatury i piszecie, co Wam ślina na mózg przyniesie, że tak się pobawię frazeologizmem. Może nawet jedna drugiej nie czyta przed publikacją?
Zastanawiam się również, czy narracja pierwszoosobowa jest korzystna dla historii. W ogóle nie wykorzystujecie potencjału, to raz. Dwa – w tym rozdziale wypadła strasznie koślawo, bezsensownie i tylko wywołała u mnie jeszcze większe skrzywienie w bólu. Niewiele by trzeba było zmieniać, żeby zrobić z tego narrację trzecioosobową. Właściwie tylko pozmieniać końcówki w wielu przypadkach.

Persentiatur (Will)
Chyba przyznam Wam order za rozpoczynanie oraz zabijanie wątków. Gadanie z końmi – won, konie uciekły nawet poza narracją. Zażyłości ze Złymi Magami ze Złej Organizacji – won, zostali w mieście.
Jestem zaniepokojona wielce tym, co się stanie z tym opowiadaniem do dwudziestego chociażby rozdziału. Czy zostanie w nim chociaż minimum sensu. Obawiam się, że szanse coraz bardziej nikną.
No. Jeszcze elfa nie było. Pobawię się dalej w medium, stawiam na krasnoludy oraz… hm… trolle? Przepraszam za uszczypliwość, ale poziom absurdu we krwi stale się zwiększa podczas lektury. A wiecie dlaczego? Ponieważ nijak nie przedstawiacie świata. Czytelnik nie ma bladego pojęcia, jak on wygląda, stąd pomieszanie wszystkiego ze wszystkim wydaje mu się… beznadziejne.
Kilka argumentów, kilka wyjaśnień i od razu łatwiej wszystko przełknąć. Ale fakt, przy tym trzeba się napracować, nie ma rady.
Cóż, jeśli liczyłyście na zaskoczenie czytelników pokrewieństwem bohaterek – zbyt często podawałyście sugestie jak krowie na rowie. Tego się wszyscy domyślili już w drugim rozdziale, niestety, co oznacza, że z budowaniem tajemnicy też jest kiepsko. Podejrzewam, że to kwestia doboru beznadziejnych, nie ukrywając, słów. Bez klimatu nie da się stworzyć zagadki, ot i wsio.

Przepowiednia (Ina)
Zacznę dorabiać jako wieszczka. Trafiłam z tymi krasnoludami, choroba. Wiecie, to już przestaje być śmieszne.
I nasz mądry elf ani słowem nie pisnął o nieśmiertelności. Zatem jakim cudem Horace, urodzony trzy tysiące lat temu, OSTATNIO miał wizję?
Stworzyłyście – obie – bohaterki, które wychowała ulica. Chyba nie do końca macie pojęcie, jak to w istocie wygląda w świecie, gdzie naprawdę trudno przeżyć. Naprawdę myślicie, że okropnym przekleństwem jest słowo „cholera”, a złoczyńcy dodają „za przeproszeniem”, zanim zbluzgają wszystko wokół?
Inna sprawa, że przepowiednia nie jest najlepsza. Jest w stanie lekko krytycznym. Mogłyście się pokusić chociaż o rymy, już nie wspominając o rytmie… czy, na Silthe, sensie. Jeśli nie potraficie tworzyć liryki – co mogę zrozumieć – to nie przytaczajcie takich tekstów dosłownie, bo to lekka kompromitacja, niestety.

Nowe (Will)
Fascynuje mnie fakt, że udały się do opuszczonego, podobno nawiedzonego zamku, a zastają na miejscu wygody jak w ośrodku wczasowym. Łącznie z przystojnym elfem do… ehem, dobra, to się wytnie, jestem złym człowiekiem. Ale pierwszy zarzut zostaje!
Nie za dużo tych umiejętności, wspaniałości, wizji i tak dalej? Nie za dużo… wszystkiego? To zaczyna przypominać turecki bazar – gdziekolwiek się nie obrócisz, tam nowa odsłona zajebistości którejś z bohaterek.
W dodatku niedopracowany charakter zmienny jak w kalejdoskopie. Oraz czcionka-morderca. Miałam nadzieję przeczytać trochę więcej, ale muszę zrobić sobie przerwę, zanim oczy mi wypłyną.

Podróż
Kolejna zawiązana tajemnica – i nie ma dreszczyku niecierpliwości, znowu podałyście jak krowie na rowie i wszyscy już wiedzą, czego się spodziewać. Pozwalając sobie na uszczypliwość, oczekuję teraz dwóch Tru Lofferów. Naprawdę jestem przekonana, że wystarczyłoby użyć więcej słów w mniej oczywisty sposób, by zbudować zagadkę. Wzbudzić ciekawość. Prawdę mówiąc – cokolwiek. Aktualnie historię czyta się jak przepis na ciastka (a nawet nie, bo mnie przepisy na ciastka zawsze radują, a tu bryndza), natomiast z bohaterami – jakimikolwiek – nie czuję żadnej więzi.
Ponadto przed chwilą leciały do państwa, nie miasta. Co, w czasie ich podróży się skurczyło do rozmiarów miejscowości? Niezła zaraza musiała tam szaleć.

Tyle rzeczy na raz
Bliźniaczki-zaginione-magiczne-księżniczki? Nihil novi.
Facet z włócznią podchodzący niezauważenie w środku bitwy. Ogłaszam, z całym szacunkiem do Was jako autorek, że Wasi bohaterowie to literalnie kretyni. Jak można tracić koncentrację w czasie walki? Dać się zajść od tyłu, kiedy jednocześnie miało się wsparcie? Jak w ogóle można sobie gawędzić podczas takiego zamieszania?!
Och, wait a second. Dźgnięto go w brzuch = dźgnięto go od frontu. To już nie wiem, czy są kretynami, czy oślepli od lotów wysokościowych.
Powstrzymywałam się od tego typu komentarzy, ale już nie dam rady *zaliczyła dzikiego facepalma* Zdajecie sobie sprawę, że Will ma już trzech adoratorów? Co więcej, cała sytuacja z wyznaniem miłości skojarzyła mi się z pięciolatkiem, który podchodzi do wczoraj poznanej koleżanki i mówi, że chce, żeby została jego dziewczyną.
Może i spędzili ze sobą tygodnie, ale nie pokazałyście NICZEGO. Niczego, co niby między nimi było, że się zbliżyli, że coś ich łączyło. Jak chodzi o wygląd, to prędzej nazwałabym to zauroczeniem. Jak się jest zakochanym, to się czuje nieco więcej niż sam pociąg seksualny.
A wreszcie tekst „bo jesteś też piękna w środku” mnie umarł. Konający facet z jelitami na wierzchu. Już rozumiem, że wydusił to wyznanie, skoro mu zależało, ale późniejsza przemowa – fail.
Samotna łza – odhaczone. Dziewczyny, oficjalnie czekam na poranne czynności oraz zejście na śniadanie.
Przepraszam, to po prostu, nie przymierzając, zalatuje kiczem.
Naprawdę Inę śmieszą tragiczne okoliczności? Oraz pyskówki zaraz po śmierci przyjaciela – czemu nie. Pieprzyć empatię.
Mam takie subtelne pytanie – a co się stało z zamieszkami? Wstrzymały się, żeby bliźniaczki mogły się dowiedzieć, że są bardziej wyjątkowe, niż się wszystkim do tej pory zdawało? Nawet jeśli Will walczyła w szale, z całą swoją zajebistością nie mogła wyrżnąć całego miasta. Ludzi czy elfów – zostałaby zraniona. Na tyle, że stwierdzenie „nie czuła bólu” (owszem, adrenalina, to się zgadza) nie załatwiłoby sprawy.
Krótko mówiąc – w czasie rżnięcia ludzi padłaby twarzą w beton, wykrwawiwszy się. Bądź zgubiwszy kilka istotnych organów czy kończyn.

Przepowiednia… Już druga!
Zabiło mnie stwierdzenie „przepędzić mrok, który jeszcze nie nadszedł”. Aha. Tak w zapasie? Bo skoro bliźniaczki to rzadkość, to na pewno urodzą się szaleńczo zdolne i cały świat będzie je w stopy całował. Seems legit, po co czekać, aż to zło przybędzie, rozprawmy się z nim nawet, kiedy go nie ma.
Ta przepowiednia wyszła ciut lepiej. Ale nadal brakuje rytmu, rymy nie wszędzie się trzymają, a całość ma… mało podniosły wydźwięk. Poezja to nie jest prosta sprawa, jak już się chce na upartego tworzyć przepowiednie, dobrze by było dopilnować, żeby brzmiały w miarę znośnie.
Naprawdę, bohaterowie wracają jak bumerangi i właściwie niczego nie wnoszą do historii. Przynajmniej tyle dobrze, że nie pourywałyście wszystkich wątków zbyt brutalnie – co nie zmienia faktu, że nie ciągniecie ich w żaden rozsądny sposób.

Królowa
To zdanie pięknie podsumowuje całą historię: „Przecież to my najpierw się dowiedziałyśmy, że jesteśmy bliźniaczkami, zaklinaczkami smoków, złodziejkami z przepowiedni, elfimi księżniczkami, a teraz jeszcze, że elfimi księżniczkami z przepowiedni” – nic dodać, nic ująć. Przeczytajcie to sobie dokładnie, a potem przemyślcie, czemu wywołuje u mnie ciężkiego facepalma.
Jeszcze niedawno smoki porozumiewały się tylko telepatycznie. Kiedy zyskały zdolność gadania na głos?
Ten zamek musi być naprawdę potężny, skoro korytarzami spacerowały sobie smoczyce, na których da się latać. Sam korytarz musiał mieć wymiary solidnej sali tronowej; widać elfy nie oszczędzają.
A tak w ogóle rzuciło mi się w oczy, że w tym państwie-mieście miała być jedna wielka mieszanina ras. Tymczasem dostajemy aż elfy i aż ludzi. Żadnych aniołów i wampirów, o których było kilka rozdziałów wcześniej. Wyprowadziły się z powodu zamieszek? Jeśli tak, należało o tym wspomnieć.
Właściwie czemu tylko ludzie chcieli zagarnąć tron, a inne rasy nie?
Aha, i ten wielki smok wskakuje na stół. Jasne.
Nie, ta trzecia przepowiednia też nie brzmi dobrze. Nawet połączona. Naprawdę, polecam nad tym usiąść, bo szkliwo na zębach pęka.
Jeśli złamała sobie nogę przy upadku, to nawet adrenalina nie pomogłaby jej tak długo biec. A potem jechać konno bez adrenaliny. Co ja czytam.

Kompleks komnat
Urzekło mnie wydawanie rozkazów odnośnie zniszczeń po zamieszkach. Ktoś wyraźnie nie zdaje sobie sprawy, że przydzielanie nowych domostw czy odbudowa rozwalonych budynków kosztuje. A nie, się dzieje.
Cudowna królowa, która zabija sojuszników, bo ją martwią. Nawet jeśli to czcze pogróżki – to idealnie obrazują dojrzałość Iny. Nadaje się na królową prawie jak ja na pierwszą damę, cholera.
Wanna rodem z Pottera w fantastycznym, mniej więcej średniowiecznym świecie. No jasne. Czemu sama na to nie wpadłam. A wizja schodzenia na śniadanie staje się coraz bardziej, cholera, prawdopodobna.

Czarny jeździec
Aha, przebrała się i była nie do poznania. Ani głos, ani sylwetka, ani wystająca trochę twarz, nic jej nie zdradza. Zwłaszcza że jej siostra bliźniaczka została i wszyscy mogli się jej przyglądać.
To królestwo-miasto musiało mieć niezwykle krótką historię i mało zasad, skoro przyswoiła całą wiedzę o wszystkim z marszu. Nie mam wątpliwości, stoję przed bohaterką idealną szerzej znaną jako Mary Sue.
Czemu ten biedny Damian, który rokował na dobrą postać, został zmieniony w bezmózgiego kretyna? Potrzebuję jednego rozsądnego powodu poza tym, że ma to służyć podkreśleniu wspaniałości Will.

Starsza siostra
Skąd Ina wie o wyznaniu, skoro jej wtedy nie było, a Will jej tego nie przekazała?
Ten opis walki powietrznej. Aż ziewnęłam.
Nie żeby od początku było wiadomo, która z dziewczyn jakie będzie miała imię. Zastanawia mnie tylko jedno – czemu jakiś przypadkowy Daniel odnajduje arcyważną księgę wtedy, kiedy już po problemie? A wielcy mądrzy oraz uczeni nie znaleźli jej wcześniej, bo? Leżała pod stertą starych czasopism?

Koronacja
…Wyciąganie broni z haftów kiecki? Wielka magia zaklinacza smoków? Rany boskie, dziewczyny, naprawdę? Zaczynam podejrzewać, że dałam się wczesać w jawną prowokację.
I jak ten oddział niby dotarł na koronację? Nie strzeżono sali? A jeśli strzeżono i oni wymordowali cały garnizon, to czemu nie było po nich widać? Czemu nikt się nie zdziwił? Czemu straż nie zareagowała?
Czemu to takie niekompetentne królestwo?!

Tajemnica pierścienia
Jeszcze przed chwilą wszyscy wiedzieli, że pierścionek podarował jej Perse, a teraz tajemniczym sposobem wszyscy o tym zapomnieli. Imperatyw Narracyjny jak się patrzy.
Kilka minimalnych rozdarć materiału. Jak właśnie położyła trupem oddział wojownik samodzielnie. W jednej kiecce. Nie no, jasne, przecież żadna broń się takiej Mary Sue nie ima, zapomniałam.
Znowu przez okno z zamku. Nie połamie się ani nic, wyląduje zgrabnie i w ogóle szaleństwo. Kto by się przejmował prawami fizyki, prawda?

Ożywianie
I saw that coming. Jakim cudem się zakochała? Nic między nimi nie było przez cały ten czas. Nie rozwijała się ani relacja, ani wzajemne poznanie. Ale chłopak ma ładną buźkę i jest miły, więc czemu się nie zakochać. Dziewczyny, naprawdę myślicie, że tak to działa?
Ina jest królową i nie wie, czym zajmuje się służba. Ani ociupinkę. Ani nie ma kogoś, kto by wiedział i ją informował. I całe dnie nic nie robi.
Inna sprawa, jej ukochany porwany, a ona się cieszy jak dziecko, ożywiając obrazki. Rozumiem euforię z odkrytej mocy, ale w tej sytuacji to raczej byłoby na zasadzie „dzięki temu go uratuję”, a nie „ale fajnie!”.
Inna sprawa, że Element Komiczny wybitnie mało zabawny był. Oraz dziecinny.
I pod komnatą królowej nie ma straży, może sobie wyjść kiedy chce i każdy może do niej przyjść. Co to za różnica w końcu, mają przecież zapasową sztukę w postaci siostry bliźniaczki, nie?

Króliczki
Nie udało się uprzątnąć, bo do tego potrzeba ludzi. Materiałów. A wreszcie – pieniędzy. Nie przypominam sobie, żeby się Ina zainteresowała stanem królewskiego skarbca. Pewnie założyła, że jest pełen złota, a rada jest uczciwa i nie roztrwoniła pieniędzy podczas deficytu władcy.
Serio? Zapach jeszcze się unosi? Po tygodniu czy generalnie kilku dniach? Co tam, wiatru nie ma? Powietrze jakieś lewe?
Dobra, dziewczyny. Bierzemy linijkę do ręki. Odszukujemy liczbę „10”. A teraz wyobrażamy sobie kuszę takich rozmiarów. Staramy się następnie ani nie wybuchnąć histerycznym śmiechem, ani nie zaliczyć facepalma. Już bełty były dłuższe!
A te potwory grzecznie czekały, aż dziewczęta sobie porozmawiają i się uzbroją. Smoki wyciągnęły popcorn i zajęły wygodne miejsca, w końcu tacy uprzejmi wrogowie, którzy walczą turami, nie stanowią zagrożenia.

Jaskinia
Stały drzwi. Opierając się może ramieniem o pień? Albo przytupując niecierpliwie nóżką?
Kryjówka z porwanym ukochanym deus ex machina, czemu nie! Ponadto wcześnie się smoczyca zorientowała, że tutaj prowadzi trop. Aż wreszcie – jeśli naprawdę był porwany, wróg się nie wysilił. Jeśli to podstęp – czy dziewczęta naprawdę nie mają mózgu i nie zorientowały się, że to wydaje się podejrzane? Nawet mnie się wydaje, a ja królową nie zamierzam zostawać.
Chwila, to do czego one właściwie wlazły? Chatki, groty? I co, nic tam nie było? Graficy zapomnieli dodać odpowiednich tekstur, że szły w pustce? Nie denerwujcie mnie już bardziej, chyba widać, że skoczyło mi ciśnienie.

Służąca
Oficjalnie – są kretynkami. Niech znajdą za Inę porządnego następcę tronu, bo czarno widzę przyszłość tego państwa-miasta.
Naprawdę, Ina się nie nadaje. Uwierzyłaby tej służącej? Czy czym to właściwie miało być. Jeśli chcecie ją kreować na naiwną, to pamiętajcie o granicach, przecież ona ma zostać królową. Chyba rozumiem tych z rady, czemu odkładają w kółko koronację. Też bym odkładała, nerwowo się zastanawiając, jak gówniarze powiedzieć, że się nie pobawi w księżniczkę.

Loch
Dlaczego mnie nie dziwi, że ta zła stanowi także konkurencję pod względem atrakcyjności? I oczywiście jest tak seksowna, że aż obrzydliwa. Ludzie, litości. Czy nie można chociaż raz się wyrwać ze schematów?
I naprawdę zdumiewa mnie głupota obu bohaterek. Co chwila wpadają w pułapki, pakują się w tarapaty, w których wszyscy dokoła są krzywdzeni… Jak czytelnicy mają lubić takie egoistyczne, głupie gówniary?
Jak z tych mdłości wyjdzie ciąża, to rzucę monitorem, ostrzegam.
Przez tydzień czy dwa uwięzienia została z niego skóra i kości? Naprawdę? To już lekka przesada, zwłaszcza że porwano go w celu innym niż powolne zabicie. Jeśli miał być przynętą, musiał żyć, więc nie mogli go zakatować. No i aż tak szybka utrata wagi to przesada, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego przydatność.

Duch
Czemu w środku dialogu nagle zmieniłyście narrację z pierwszoosobowej na trzecioosobową?
Jakim cudem ona go tak kocha? Z całym szacunkiem, kiedy on wyznawał jej miłość, nie była pewna własnych uczuć. A teraz co, zakochała się w myśli, że nie żyje? Czy sprytny elf czymś nafaszerował pierścień i te substancje nią manipulowały? Bo naprawdę nie widzę innego wyjaśnienia.

Powrót do przeszłości
Tak, od miny wygląda się na trzydzieści lat. Jasne. Możemy już skończyć rozwodzenie się nad cudownością postaci, a wreszcie przejść do porządnej kreacji świata oraz logicznego składania wątków? Bo nic się kupy nie trzyma.
I ta straż czekała jak barany na rzeź, aż ich niewidzialny wróg wymorduje. No, takich wrogów to każdy by chciał.
Will to też kretynka. A Perse dał jej beznadziejny pierścień – pierścionki z zasady nie spadają z palców, bo nie kupuje się za dużych. A jeśli ten był za duży, to jakim cudem nie zgubiła go do tej pory? Imperatyw Narracyjny jak nic.

Zamek
Tak, ci wrogowie to skończeni debile. Nie mam nic do dodania. W gruncie rzeczy to szczęśliwie dla dziewcząt, bo one też zbyt inteligentne nie są, nie poradziłyby sobie z prowadzącymi mózg przeciwnikami.
Zatem jakim cudem dotarły tam jednego wieczoru? Do tego swojego państwa-miasta podróżowały tygodniami, a z powrotem droga się skróciła, żeby się zgadzało fabularnie?

Koniec tajemnic
Systematycznie w trakcie czytania opadałam z sił, teraz ich już w ogóle nie mam. Ogłaszam, że skończyłam, że rozdział wcale nie wyeliminował kretyństw z historii i generalnie Wody Zła zebrane ze wszystkich najgorszych ludzi brzmią tak, jakby się panowie bądź panie zbiorowo odlali do jednej miski, tworząc kwintesencję podłości.
Przejdę teraz do reszty omawiania treści.

I na początek chcę przeprosić – wiem, że jestem uszczypliwa, ironiczna i paskudna. Nie chciałabym, żebyście wzięły to do siebie lub poczuły się urażone. Nie w takiej intencji wszystko pisałam; ot, wyznaję zasadę, że należy bić po głowie i lać zimnym kubłem wody, a nie poklepywać po ramieniu i powtarzać, że wszystko będzie dobrze. To nie jest także atak personalny, dziewczyny.
Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi po drugiej stronie, biorę pod uwagę Waszą możliwą wrażliwość, no. A teraz koniec ględzenia.

Fabuła to jeden kociokwik. Tak właśnie. Dzieje się wszystko, co kiedykolwiek w historii niezbyt lotnej literatury się działo. Naraz. Bez ustanku. Wątki są urywane, porzucane w połowie, w trakcie pisania zmienia się ich zamysł, nic nie jest poukładane. To wygląda tak, jakbyście postanowiły zaserwować wszystkie zdarzenia, jakie tylko mogłyście wymyślić, w jednej historii. I chociaż staracie się to lepić, żeby miało sens – sprawa grubymi nićmi szyta i widać to na kilometr albo i dwa.
Jednocześnie akcja pędzi na złamanie karku. Ponieważ skąpicie, cóż, czegokolwiek w treści, wszystko następuje po sobie natychmiast, nie ma czasu na złapanie oddechu, z drugiej natomiast strony – brak klimatu sprawia, że nie ma nawet po czym łapać oddechu. Nic nie trzyma w napięciu, wszystko jest podawane jak krowie na rowie; wiem, że chcecie wprowadzić tajemnicę, ale Wasze tajemnice oraz ich rozwiązanie zawsze wypada, cóż, sztampowo i przewidywalnie. Ktoś, kto zaczyna przygodę z czytaniem (przeraża mnie, że tacy ludzie istnieją, ale znam realia naszych czasów) może być zachwycony i zaciekawiony.
Ja, przeczytawszy setki książek, większość z fantastyki, oznajmiam, że nie dość, iż to wszystko było, to jeszcze żeście to, delikatnie mówiąc, spieprzyły.
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie wiem, czy da się to naprawić. Prawdopodobnie nie. Prawdopodobnie musiałybyście zacząć pracę nad tekstem od nowa. Albo zmienić historię. Ale mogłabym podpowiedzieć, co zrobić, żeby tego uniknąć.
Planujcie. To jest najważniejsza sprawa. Usiądźcie razem nad kartką – czy zwykłą, czy Worda, komunikując się w jaki tam sposób to robicie – i wypiszcie wszystkie pomysły. Jakie tylko przychodzą Wam do głowy. Potem wybierzcie z nich te, które można połączyć. Następnie stwórzcie plan wydarzeń. Ja osobiście rozpisuję planowo nawet pojedyncze rozdziały, ale wiele osób boi się, że przez to nie będzie frajdy z pisania. Bullshit, jednak to tylko moje zdanie, więc.
W każdym razie planowanie to podstawa, bez której nic się nie będzie kupy trzymało. Łatwo w ferworze pisania zapomnień o zaczętych wątkach – ale czytelnik będzie pamiętał. I się zemści, cholera, jak się go zrobi w konia. Wszystko, co zaczęłyście, kończcie. W ten czy inny sposób, ale nie traktujcie zaczętych wątków po macoszemu.
Dlaczego tajemniczość leży? Gdyż nie umiecie budować klimatu. Nie buduje się go szybkimi dialogami i suchym wymienieniem tego, co się dzieje. Potrzebujecie opisów. Nastrojów miejsc, bohaterów, wydarzeń. Napięcie tworzy się słowami, Wy ich naprawdę skąpicie. Na przestrzeni tych prawie trzydziestu rozdziałów nie zaobserwowałam żadnej druzgoczącej zmiany pod tym względem. Wszystko jest suche, wymienione z nazwy, rzeczownikiem, czasami kilka przymiotników, tak w drodze wyjątku.
Przez to także czytelnik nie zna świata, w którym toczy się akcja. Ba!, mam wrażenie, że Wy same go nie znacie. Budowanie go na bieżąco może odbić się czkawką – Wam się odbija. Plączecie się ze wszystkim i wplątujecie w to także czytelników. Nic się kupy nie trzyma, wszystko jest pourywane, pozawieszane w nicości. Nie ma punktów odniesienia, a elementy, które ustaliłyście, zmieniacie w trakcie pisania według potrzeb. Imperatyw Narracyjny to wróg pisarza, dziewczyny. To nie ma dziać się dlatego, że tak mówicie. To się dzieje dlatego, że ma sens i okoliczności wszystko napędzają.
Z tego miejsca przeszłabym do bohaterów, bo sprawy się trochę zazębiają. Otóż – popełniłyście zbrodnię okrutną, wstrętną oraz niewybaczalną na postaciach. Nie dość, że stworzyłyście bezwolne kukiełki – zwłaszcza z bohaterów drugoplanowych – to wykreowałyście najpaskudniejszy typ Mary Sue, jaki po opowiadaniach internetowych chodził. I nie, nie mam na myśli tego, że główne bohaterki nie mogą być wspaniałe pod jakimś względem, ładne czy atrakcyjne, że mają mieć beznadziejne życie.
Ale spójrzcie na historię obiektywnie, wypiszcie sobie w punktach to wszystko, co dwie siostry reprezentują, po czym odpowiedzcie mi na pytanie: czy nie za dużo tej zajebistości jak na jedno życie?
Gdzieś w omówieniu rozdziałów cytowałam zdanie, które idealnie podsumowuje, co jest nie tak z bohaterkami. Nie odstąpię od tego. Co za dużo, to niezdrowo, trzeba znać umiar. Zwłaszcza przy kreacji postaci.
A wreszcie, na siłę próbując stworzyć postaci fajnymi, wykreowałyście, cóż, kretynki oraz kretynów. Głupota głupotę głupotą pogania, nic nie jest logiczne, żadne zachowania nie wynikają ani z charakteru, ani z okoliczności, ani z rozwoju czegokolwiek. Ot, tak się dzieje, bo tak chcecie. Pragnąc pokazać główne bohaterki przebiegłymi, nie róbcie z ich wrogów ostatnich kretynów, bo to nie jest wiarygodne. To wzbudza u wielu osób niesmak.
I niszczenie postaci drugoplanowych. Długi czas wierzyłam, że u Was występuje piętno przedobrzenia, dlatego inni bohaterowie mają niewykorzystany potencjał, bo ich tak często nie potrzebujecie. Szybko rozwiałyście moje wątpliwości, nawet z przyzwoitego Damiana zrobiłyście głupka. W jakim celu? Czy świadomie? Nie wiem, ale nic się kupy, generalnie, nie trzyma. I tak, będę to powtarzać.
Bohater nie jest kreowany opisem narracyjnym. Wymienienie jego cech nie załatwia sprawy. Musicie to odzwierciedlić. Udowodnić nam. Ale kiedy narrator twierdzi, że bohater jest inteligentny, a potem opisuje, jak drze mordę przy ukrywaniu się przed wrogiem, no to cóż. Nikt nie jest wiarygodny, łącznie z Wami.
Dlatego też dialogi są suche oraz na poziomie… niskim. Gimnazjalnym, niestety. Rozumiem, że dziewczyny są młode – jak większość Mary Sue, że sobie zgryźliwie mruknę – ale podobno wychowała je ulica, tak? No cóż, nie widać tego. Chyba Wy same nie do końca zdajecie sobie sprawę, jak to może wyglądać. To właściwie zrozumiałe, do mnie samej też takie rzeczy długo nie docierały, aż nie sięgnęłam po literaturę z naleciałościami naturalizmu na przykład. Życie na ulicy pięknie pokazał Brent Weeks w swojej trylogii.
Do czego zmierzam? One w gruncie rzeczy miały cudowne życie. Nie musiały dawać dupy ani by przeżyć, ani by wspiąć się po drabinie hierarchii u Złodziei, nie zostały zgwałcone, są dobrze odżywione, nie mają żadnych traum, dobrze wyglądają (te blizny Will naprawdę nie przemawiają), są pełne życia, a wreszcie – nie widać po nich żadnego doświadczenia w niczym. Może mają po szesnaście lat, ale na ulicy przeszły piekło. Tacy ludzie szybciej wyrośli z etapu pyskówek, o ile w ogóle go przechodzili.
Cóż rzec, zerknijcie na swoje dialogi.
Dobrze, na koniec przejdę chyba do stylu. Znając życie, o stu sprawach zapomniałam, które chciałam przekazać, ale sądzę, że jeśli przemyślicie to, co wyżej napisałam, już się znacząco literacko rozwiniecie. Tymczasem ten nieszczęsny styl.
Powinnam zwrócić się do każdej z osobna. Nie zrobię tego, ponieważ nie ma u Was zbyt dużych różnic. I nie mówię tego jako pochwałę. Raczej stwierdzam, że obie utknęłyście na tym samym etapie warsztatu. Jakim? Początkowym, trochę jak z podstawówki.
Masa błędów wszelakich, u Kitkomanii pojawiają się błędy ortograficzne rażące, u Wezi mniej rażące (dobra, mnie rażą wszystkie, ale próbuję być łagodna). Przecinki leżą i kwiczą. Literówki, używanie słów, których znaczenia nie znamy, a wreszcie – używanie wszystkich słów w za małej ilości, tak po prostu.
Więcej opisów bywało u Kitkomanii, to muszę przyznać. Ale więcej oznacza u Was kilka dodatkowych przymiotników. Zero klimatu.
Co można z tym zrobić? Piszcie. Ot i wsio, lekarstwa nie ma. Piszcie i ćwiczcie. Pozbądźcie się tych wszystkich błędów, wyznaczajcie sobie zadania; opiszcie miejsce, w którym jesteście, człowieka, którego znacie, sytuację, którą widziałyście. Starajcie się oddać jak najwięcej, jak najzgrabniej, jak najlepiej. Potem dajcie to komuś do przeczytania, żeby obiektywnie ocenił – powinien się na tym znać, inaczej znowu zaczniecie się kręcić w kółko.
Masa pomysłów oraz zapał do pisania to dobry start. Nie zniechęcajcie się; ciężka droga przed Wami, ale możecie stworzyć coś naprawdę ciekawego. Tylko jeszcze nie teraz. Za rok, może za dwa – przy intensywnej pracy.
Och, dodatkowo, przypomniało mi się – zmarnowałyście potencjał narracji pierwszoosobowej. W istocie to jest dość trudna narracja. Trzeba umieć stać się bohaterem. Poleciłabym na początek próby w trzecioosobowej, daje większe pole do popisu w kreacji; bo narrator może swobodnie wchodzić do głowy każdej postaci, przy pierwszoosobowej się nie da, co utrudnia kreację innych bohaterów.
Po prostu to jeszcze nie ten czas.
3/20

Spisanie zeznań:
Błędy interpunkcyjne. Prawie że przede wszystkim.
„(…)ale dobrze radzę, jeśli lubisz swój język to nie nazywaj mnie tak” – wtrącenia do zamknięcia. Zdanie wyglądałoby bardzo podobnie bez wstawki o językach, czyli ten fragment to wtrącenie. Wtrącenie zawsze otwieramy oraz zamykamy – przecinkiem lub półpauzą. Albo też pauzą. Jak kto woli. Nie dywizem!
„(…)gdzie nie było, czego zepsuć” – przeczytajcie to zdanie z zaznaczoną pauzą. Ja to się dławię powietrzem. Nie przed każdym „co” czy „czego”, czy „gdzie” i tak dalej wstawiamy przecinki!
„Byłam mała, i potrafiłam praktycznie bezgłośnie się przemieszczać” – przecinki przed „i” to rzadkie potwory. Pozwolę sobie zaprezentować poradnik naszej drogiej Deneve, która zamieściła krótkie wyjaśnienie na swoim forum, żebym ja nazwy nie pomerdała… W każdym razie, tu.
„Kiedy tylko się da korzystam właśnie z niego” – orzeczenia oddzielamy przecinkami!
Stawiamy przecinki przed „tylko”!
Rzucam kolejnym poradnikiem na temat przecinków, których nie wstawia się w niektórych miejscach, chociaż ludzkość bardzo próbuje to zmienić. Tutaj, także autorstwa Deneve. Reklamę Ci, słońce, robię.
Przecinki przed imiesłowami czasownikowymi też muszą istnieć.
A przecinki przed imiesłowami przymiotnikowymi już niekoniecznie.
Przed dłuższymi porównaniami – przecinek.
Kiedy „jak” nie jest od prostego porównania, wymaga przecinka.
Przecinki przed „żeby”, „aby” i „by” są potrzebne.
Przecinki między przymiotnikami zwykle wstawia się wtedy, kiedy przekraczają liczbę dwóch. Można napisać „małe czarne okno” (nie, nie wiem, jaki to ma sens, cicho), ale trzeba już napisać „małe, czarne, zakratowane okno”.
Orzeczenia w zdaniu oddzielane są przecinkami również. Jak widzicie czasownik, zróbcie to tak, żeby między nim a kolejnym znajdował się przecinek!
Przecinki przed „gdy” oraz „kiedy” nadal obowiązują.
„A niby, kogo mogę mieć na myśli?” – i znowu nie przed każdym „kogo” wstawiamy przecinek. Czytajcie rozumnie, róbcie zaznaczone pauzy w głowie albo jeśli czytacie na głos – zawieszajcie tonację.
Ale kiedy „jak” jest od prostego porównania, przecinka nie stawiamy.
Także powtórzenia. Bo powtórzeniem nie jest uparte wklepywanie tego samego rzeczownika albo czasownika w bliskiej odległości. To również używanie identycznych konstrukcji w momencie, kiedy nie jest to zabieg stylistyczny. Zwróćcie uwagę na wyrażenia, nie na pojedyncze słówka. Albo spójniki. Ten rodzaj powtórzeń czasami nawet bardziej czytelnika irytuje. A przynajmniej mnie.
Oczywiście te normalne powtórzenia też się przewijają.
Frazeologizmy. Zwróćcie uwagę na to, jak są tworzone i jak funkcjonują. Nie można ich ze sobą mieszać, bo się wychodzi na, nie przymierzając, debila, z całym szacunkiem. To jest wiedza podstawowa. Wyniesiona choćby z rozmów z ludźmi. I też trzeba nauczyć się rozgraniczać naleciałości gwarowe od utartych frazeologizmów na terenie całego kraju, że tak górnolotnie pojadę. Bo przy pisaniu fantastyki gwara polskiego regionu jest… tak jakby nie na miejscu. Podobnie jak niektóre – podkreślam: niektóre – frazeologizmy.
Niestety, logiczna składnia zdań też trochę leży. Ogarnijcie to zdanie: „Wszystko szło świetnie do czasu, gdy jak miałam dziesięć lat i podpadłam gildii magów”. Z całym szacunkiem, ja mam w głowie jeden wielki what the fuck. Pomijając już błędy interpunkcyjne, zamotałaś, Kitkomanio, straszliwie. Nie będę rozgrzebywać zdania, spróbuję ja napisać na nowo, oddając to, co chyba chciałaś oddać.
„Wszystko szło świetnie do czasu, gdy, mając dziesięć lat, podpadłam gildii magów”. Czy to nie brzmi bardziej zrozumiale?
Błędy ortograficzne, niestety:
1)      z pod – spod!
2)      z resztą – zresztą! (jeśli nie używamy w kontekście „pójdę z resztą osób”)
3)      pokarzę – pokażę! (pierwsza forma poprawna w kontekście wymierzania samemu sobie kary)
4)      nie wielu – niewielu! (chyba że piszemy, iż nie było tam wielu ludzi)
5)      od tak – ot tak!
6)      w cale – wcale!
7)      chodź – choć! (chyba że piszemy w kontekście czasownika)
8)      nie możliwe – niemożliwe!
9)      prze pani – psze pani! (chyba że kobieta rodzi…)
10)  blond włosa – blondwłosa!
11)  do kąt – dokąd!
12)  za razem – zarazem!
13)  stróżka – strużka! (chyba że chodzi o kobietę-stróża)
Literówki się wkradają, czytajcie uważnie. Ale może nie na blogu, mnie oczy też już siadają od tych kolorów, czytajcie sobie w Wordzie, to mniej boli, więcej wyłapiecie.
Mieszanie podmiotów! Domyślny podmiot może być pomocny, a można sobie nim czasami strzelić w stopę. Przeczytajcie rozdziały ponownie, zastanówcie się, czy gdzieś nie wychodzą Wam oddychające oczy czy biegające płaszcze.
No i określenia podmiotów. Jak głos może być młodszy? Roztargniony? Człowiek – owszem. Ale głos?
Odmiana wyrazów. Jeśli macie wątpliwości, rozpiszcie sobie przypadki oraz pomocnicze pytania do nich, a potem dokonajcie odmiany.
Zasada zapisywania dialogów: kiedy czasownik w narracji odnosimy bezpośrednio do wypowiedzi postaci, piszemy go małą literą i nie stawiamy żadnych kropek (– Chyba sobie kpisz – parsknęła gniewnie). Kiedy czasownik w narracji nie dotyczy bezpośrednio wypowiedzi postaci, piszemy go wielką literą i stawiamy kropkę po wypowiedzi (– Opowiadaj. – Usiadła z ciężkim westchnieniem przy stole).
Robienie z czytelnika debila. Przykład (w którym poprawiłam brakujące znaki interpunkcyjne): „– Dobra, dobra, poddaję się – powiedziałam, podnosząc ręce w geście poddania się”. Nie no, nikt by nie wpadł na to, w jakim geście je podniosła, skoro przed sekundą to powiedziała. Macie rację, ludzie to kretyni, nie pojmą zawiłości.
Końcówki w trzeciej osobie liczby pojedynczej w rodzaju męskim: wyciągnął, uśmiechnął się, ukucnął. Nie wyciągną, uśmiechną się, ukucną. Bo to czas przyszły do trzeciej osoby liczby mnogiej.
Tę zasadę. Tą zasadą. TĘ ZASADĘ.
Złe użycie wyrazów: skorcić =/= skarcić.
Patrzeć nie jest czasownikiem zwrotnym.
Kolejne złe użycie wyrazów: skonsternowanie =/= zdenerwowanie.
Słowotwórstwo: innokrajowiec = obcokrajowiec.
Na początku zdania występuje tylko forma pełna, „mnie”, dopiero w środku pojawia się skrócona, „mi”.
Roztargać =/= podrzeć.
Liczba pojedyncza – jakiś. Liczba mnoga – jakichś.
Nie zmieniajcie czasu narracyjnego: albo przeszły, albo teraźniejszy, nie oba.
„Nie” z czasownikami piszemy osobno.
„Nie” z przymiotnikami piszemy razem.
1/10

Przeszukanie kieszeni:
Wszystko, co jest potrzebne – albo niepotrzebne – znajduje się na blogu. Tylko zadbałabym wszędzie o akapity oraz wyjustowanie, bo szlag człowieka, generalnie, trafia. Tymczasem mogę wzruszyć ramionami i uznać, że jest poprawnie.
Utnę za ten brak estetyki, bo jestem paskudna pedantka. A justowanie oraz akapity to akurat całkiem istotna oraz ułatwiająca życie sprawa.
8/10

Indywidualizm:
Tylko w kwestii popieprzenia wszystkich wątków i naćkania do jednej historii motywów z każdej innej powieści. A, nie, chwila, to też już było. W co drugim fan fiction do Pottera chociażby. Goddammit.
0/7

Alibi:
Brak.
0/5

Łączna liczba punktów: 23
Wyrok: co najmniej 20 lat
Ocena szkolna: 2

Zadowolona z wykonanej roboty – dobrze czy też nie, co za różnica – odrzuciła teczkę na bok. Papierzyska paskudne zsunęły się z szafki i wpadły do kosza, co zmusiło nieszczęsną do ruszenia zacnego dupska z krzesła i podniesienia sponiewieranych dokumentów.
No, póki żaden biurokrata nie zajrzy do jej gabinetu, posady nie powinna stracić. Prawdopodobnie.

11 komentarzy:

  1. Dobry początek! Pochwalam. Pochwal i mnie, bo przeczytałam te czternaście stron XD' Pierwszy raz widzę tak rozwinięty punkt z poprawnością językową.
    Oprócz tego - jak zawsze uśmiecham się, czytając Twoją krytykę. Ja po prostu ją lubię! Kop w dupę i niech leci - a może w międzyczasie skrzydła rozwinie. Jak się dosadnie nie wyjaśni, co jest nie tak, to prawdopodobnie nic się nie zmieni (względnie niewiele).

    Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z Twojej pracy C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grr, zapomniałam, że powinnam dać Ci okres próbny i od razu mianowałam Cię strażnikiem więziennym xD

      Usuń
    2. Chwalę Cię, a stron było 14,5! xD
      No bo jak tyle błędów laski sadziły, to miałam o czym pisać. Przynajmniej nie musiałam im każdego błędu wypisać, bo bym do wakacji nie skończyła...
      No mnie aż się trochę głupio zrobiło, bo strasznie paskudna byłam w tym omówieniu rozdziałów :< Ale cóż, taki mój charakter xD
      Haha, no tak, gdybyś kiedyś zrobiła coś raz dobrze, to bym się zdziwiła... xD

      Usuń
  2. Ja też pochwalam (ja bym nie chwaliła, phi?), bo ktoś dostał w cztery litery. A mnie to zawsze bawi i cieszy, muahahaha :D
    14 stron? I ja to przeczytałam tak szybko? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to się cieszę, że lekko zleciało xD A i owszem, sporo mi tego wyszło, no bo było o czym pisać. Nie przyzwyczajajcie się xD
      No strasznie dałam po łbie, mam nadzieję, że też pomogłam :<

      Usuń
  3. Dum, dum, dum, dum. Straszna pannica Kitka powróciła z wyprawy rowerowej. Po przeczytaniu oceny nie wiedziałam co z sobą zrobić to poszłam na rower i skończyło się na tym, że jestem cała mokra. Dziękuję za przeziębienie! ^.^
    No dobra, żart. W sumie, zawsze może być gorzej, dwa to więcej niż jeden. xD A po przeczytaniu... wróć, w ciągu czytania było kilka "ło kur**" i wybuchów śmiechu. Dalej się śmieję! xD
    Co najmnieja nie zareagowałam jak Kaśka... Ta stwierdziła, że nie chce więcej pisać niczego i gdyby nie fakt, że mieszkamy w innych województwach, to pewnie poszłabym jej to wybić z głowy młotkiem.
    Ale wracając do początku, wypowiem się po kolei, tak, jak ty to opisywałaś. Będzie łatwiej, prawda?
    Wygląd, wygląd, wygląd... Co byś powiedziała na biel? Taka ładna, z podstawowym tłem z bloggera, ukazującym brzozy w zimie? Tak wcześniej wyglądał blog. Plus baner z najbardziej rozpoznawalnym zdjęciem z HP, bo Kaśka w życiu tego nie oglądała. (-.\)) A później dostałyśmy banner aktualny i jakoś tak to się porobiło... Nie tłumaczę się za bardzo? Bo ja mam do tego straszne tendencje... Ale się pomyśli, pomyśli.
    Dalej są rozdziały. Ommatkotymojaprzeukochana za co? xD Ja wiem, że to jest tragedija jakich mało, wciąż się nabijam z siebie, że napisałam "zostałem porwany". Głupia ja i tyle. Ale, ale, ale. Zawsze jest jakieś ale, no nie? No więc zacznę tak: moja pierwsza styczność z forum i pisaniem ^.^" I ciągniemy te złodziejki i ciągniemy... Chyba już tylko z przyzwyczajenia. I może tego na blogu nie widać, ale od początku pisania na prawdę mi się styl poprawił. Może pisanie na forach pbf coś dało? Bo w sumie tam trzeba pisać o wszystkim i niczym, żeby to jakoś wyglądało.
    Dalej jest o fabule... No to zacznę od końca :) Woda Zła? Się czepiasz Wody Zła? To szczegół, dobrze, że nie wpakowałyśmy też Plastikowej Miski Zagłady, jak to było w planach xD Kolejny żart, wybacz. Ale o plastikowej misce na serio była mowa... A z resztą, po co planować? Jakoś się trzyma! xD Dwie dziewczyny na blogu grupowym stwierdziły, że fajnie im się pisze, no to dawaj robimy bloga! A o czym? O siostrach... A co dalej? Walić to, się wymyśli. xD
    Dalej, dalej, dalej... Dalej najciekawszy jest fakt, że podałaś jako przykład autora, na którego obie teraz fazujemy. Ja na "Czarny pryzmat", a Kaśka na "Drogę cienia" poważnie. o.O Ty przypadkiem nie jesteś telepatką, ani wielkim programem komputerowym a'la Matrix, prawda?
    Przejdźmy od razu do błędów. Moja pierwsza reakcja: "O jej~! W końcu będę wiedzieć, gdzie stawiać przecinki! xD". W podstawówce nie udało im się tego wtłuc mi do głowy, to w gimnazjum sobie odpuścili... No to zaskoczę w końcu tą dziwną nauczycielkę. :D Dzięki!
    A błędy się poprawi, choć nie jestem pewna, czy jest po co. xD Doczytujemy błędy, doczytujemy... *straszliwy wybuch śmiechu* ło borze szumiący! Co ja tam pisałam?! |'D Nie wiem, jak, nie wiem gdzie, kiedy ani po co, ale to zdanie jest tragiczne. Co mogę jeszcze napisać? niestety często mi się zdarza takie dziwactwa robić i strasznie rzadko to wyłapuję :< Nie bijcie!
    Reszta oceny poprawności... Może to zmień w jakiś poradnik? Bo mam wrażenie, że nauczyłam się więcej, niż w szkole @.@
    A cała reszta to już ogólniak, czy-jak-to-zwać.
    Podsumowując:
    1) Dwa to lepiej niż jeden.
    2) Blog to porażka. xD
    3) Trzeba przypilnować Kaśkę, żeby się nie powiesiła.
    4) Kaśka raczej się nie wypowie.
    5) Teraz mam ochotę napisać takiego długaśnego, totalnie pozbawionego rozdziała, w którym spektakularnie zakończymy bloga. xD Tylko jeszcze Kaśkę przekonam...
    Szczerze dziękuję za ocenę i mam nadzieję, że nie tłumaczyłam się aż nadto ^.^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, powiedz Kasi, że jest głupia. Owszem, krytykuję paskudnie, ale ja mam taki styl bycia. Natomiast w Was siedzi potencjał - tylko nie do końca go wykorzystałyście.
      Ale odniosę się po kolei do Twojego komentarza, bo też będzie jeden wielki chaos z tego, co spróbuję z siebie wydusić, no.

      Cieszę się, że chociaż Ciebie bawiłam tymi paskudnymi komentarzami ^^ Bo ta ironia nie miała uderzać (to jest do Kasi!), zwykle zakładam, że ludzie jednak patrzą na siebie z dystansem. I jak się tak dzieje, to można się śmiać. Od razu przyjemniej się wtedy pisze!
      To jest popularna reakcja na krytykę. Zwłaszcza ostrą. Starałam się potem spuścić jak najbardziej z tonu, ale cóż, historia przyprawiła mnie o ciężką kurwicę miejscami. I podniosła mi wiarę w możliwości wróżbiarskie :3
      Wiesz, co bym powiedziała? Że się cholernie nie znam. Ale szukajcie czegoś tutaj - czy na Złodziej(ki), czy na inne opowiadanie - www.zaczarowane-szablony.blogspot.com
      Znam to uczucie. I znam problem z kreacją świata, kiedy się zwiewa z forum. Doskonale wiem, jak to się pisze w parze - mam taką swoją najlepsiejszą przyjaciółkę (słitaśnie <3), z którą piszę już od siedmiu lat. I też mieszkamy od siebie daleko. Zatem mam kilka rad, gdyby udało Ci się jednak Twoją Kasię (bo ja też mam Kasię!) zmotywować do pisania:
      1) Narracja trzecioosobowa. Nie jesteście ani na pierwszoosobową gotowe jako pojedyncze pisarki, ani też nie jest to dobre rozwiązanie do "podwójnego" utworu.
      2) Dzielcie się postaciami. Sprawdzajcie siebie nawzajem.
      3) Piszcie nawet krótszymi fragmentami, żeby każda zawsze wypowiadała się za swoją bohaterkę. To stworzy wrażenie spójności kreacji.
      W przypadku, kiedy mamy tylko postaci, a świat i fabuła dzieją się na bieżąco, może być śmiesznie, ale możemy spieprzyć. Dobrze jest jak najszybciej świat ogarnąć, natomiast to, co piszecie, notować. Żeby nie pogubić wątków.
      I oczywiście, że pisanie pomaga! Należy jak najwięcej pisać, tylko tym wyrobi się warsztat. Czytając, wynajdujcie smaczki, które się Wam podobają, a potem starajcie się trochę naśladować. W końcu się odnajdziecie ^^
      Wiecie, gdybym wyczuła parodię, to bym się nie czepiała. Ale nie czułam. I jestem złym człowiekiem xD
      Bez kitu. Jestem medium, to już oficjalne. Ale! cieszę się, że to on. W takim razie Kasia w trylogii Nocnego Anioła zobaczy, co mam na myśli. Najmocniejszy jest drugi tom. Historia Vi, losy Logana... Stworzyłyście uliczną utopię, krótko mówiąc ^^
      W szkole Cię tego nie nauczą. Mnie też nie nauczyli w szkole - poza kilkoma żelaznymi zasadami. Uczyłam się tego, pisząc oraz czytając. I dedukując. Dlatego niektóre moje regułki są zwyczajnie... głupio napisane, no. Bo sama wymyśliłam xD
      I na koniec dorzucę jeszcze jedną zasadę, o, będę dobrą ciocią. Przed "niż" nie ma przecinka, jeśli w dalszej części zdania nie występuje czasownik :3
      1) Dwa to jest dobra ocena, bo widzę potencjał, ale żeście nieźle przesadziły;
      2) Możecie próbować to naprawić, ale polecałabym zabranie się za nową, bardziej poukładaną historię :3
      3) Chyba bardzo się z Will zżyła, prawda? A ja na postaci wyjątkowo brutalnie najeżdżałam. Przeproś ją za moje paskudztwo;
      4) To liczę na Ciebie, może jej część moich słów przekażesz;
      5) To by było urocze, prawdę mówiąc. Gdyby poprawić błędy, można to potraktować jako całkiem zgrabną parodię-prowokację fantasty, prawdę mówiąc ^^
      Hej, cieszy mnie odzew. Przywykłam do tego, że oceniani mają mnie w głębokiej dupie, mimo że się produkowałam nad ich twórczością. Toteż czuję się dowartościowana <3

      Usuń
  4. *Kolejny dłuuuuugi wybuch śmiechu* Ty idź na jakiego wróżbitę, czy cuś, bo jesteś totalnie prze. xD
    Po pierwsze: już się zabrałyśmy za drugiego bloga. Ładnie, pi razy oko, opisałam fabułę i mam nadzieję tym razem tego nie zebać. I też są dwie postaci, ale tym razem trzecioosobowo będziemy pisać.
    Po drugie: Kaśką się nie przejmuj, my ciągle powtarzamy "idę się powiesić", "idę się zgubić w lesie" etc.
    Po trzecie: Odnośnie tej interpunkcji... Wyobraź sobie, że nawet stawianie przecinka przed "że" było dla mnie objawieniem, gdy zaczynałam pisać na kompie. Takiej podstawy mnie nie nauczyli... -.\)
    Po czwarte: nie lubię zostawiać niedokończonych rzeczy. To wnerwia, gdy się naprodukujesz, a tu nic. Zero, pustka, czarna dziura w postaci du... Wiadomo. Ale i tak najlepiej się hejci w ten sposób blogi xD Jak raz w sposób a'la ocena zjechałyśmy z inną koleżanką pewnego bloga to się dopiero działo! Co najgorsze, dziewczyna się chwaliła, że przeczytała osiem książek "plus wszystkie lektury szkolne". Borze szumiący chroń nas przed takimi ludźmi, amen.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wanilio, jakoś w tym tygodniu będę publikować ostatni rozdział wiecej-niz-slowa i w związku z tym chciałabym zmienić szablon. Prawdopodobnie w momencie publikacji blog w ogóle zostanie zablokowany, żebym mogła sobie wszystko ładnie poustawiać do finału. Toteż pytam: mogę zmienić szablon i nie zjesz mnie, jak na chwilę bloga zblokuję? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wanilia jest obecnie na urlopie, ale rozmawiałam z nią przez telefon, więc mam odpowiedź dla Ciebie: możesz zmienić szablon (napisze ocenę jeszcze raz - odnośnie nowego) i nie, nie zostaniesz zjedzona za tymczasowe zablokowanie bloga xD

      //Idariale

      Usuń

Zgłoszenia należy umieszczać w przeznaczonej do tego zakładce, nie pod postami!

Statystyka