piątek, 5 lipca 2013

[118]. Teczka: first-hunger-games

Do starego, opuszczonego biura wkroczyła dziewczyna o ciemnych włosach i podkrążonych oczach. Zanim usiadła i otworzyła pierwsze w swojej karierze akta, zakasłała. Spojrzała spode łba na pożółkły papier i mruknęła pod nosem kilka przekleństw. Oto pojawiła się nowa stażystka - Valkyria. Nieco sceptyczna i kontrowersyjna osóbka uśmiechnęła się pod nosem. Zabawę czas zacząć - pomyślała z przekąsem.

     Oskarżająca: Valkyria
     Oskarżony: first-hunger-games

Do oceny trafił mi się blog pod prostym adresem "first-hunger-games." Jestem zadowolona, gdyż już od samego początku wiem, o czym będzie mowa. Na moich ustach pojawia się uśmiech. Lubię tę tematykę i cieszy mnie, że do moich rąk wpadło takie opowiadanie. Na belce widnieje napis "Pierwsze Głodowe Igrzyska czas zacząć!" Brakowało mi tu jakiegoś ujmującego cytatu, budującego moją ciekawość i atmosferę. Mimo że ten zabieg jest dość oklepany, zawsze się sprawdza. Czytelnicy lubią napisy owiane nutką tajemnicy. Ty jednak zapewniłaś każdego, kto odwiedza Twojego bloga, że piszesz o Igrzyskach Śmierci. Tak na wypadek, gdyby ktoś dalej tego nie wiedział. Uważam, że to całkiem zbędne. Wrócę jeszcze na sekundę do samego adresu. Według mnie długość jest jak najbardziej w porządku. Słowa, mimo że angielskie, są proste i zrozumiałe. Cieszy mnie, że oddzieliłaś je myślnikami. Duży plus.
Szablon jest przejrzysty i wykonany w stonowanych kolorach. Nic nie razi w oczy. Na blogu dominuje delikatny odcień błękitu, a napisy są szare, więc wygodnie się je czyta. W nagłówku widzę odwróconą dziewczynę o blond włosach, a za nią przebija się symbol Kapitolu. Gdzieś w tle widnieje zarys gór. I to tyle. Troszkę skromnie, choć z drugiej strony umiar jest dość rzadką rzeczą w obecnym świecie. Ogólnie szablon bardzo mi się podoba, ale nie on jest tu najważniejszy. Niestety muszę przyznać, że pewnymi kwestiami jestem nieco zniesmaczona. Już przechodzę do konkretów.
Za dużo! Jeszcze raz za dużo! W obydwu kolumnach znajdują się przeróżne linki, obserwatorzy, "O mnie", informacja, o czym jest Twój blog, button, spis treści, kontakt z autorką, a nawet (uwaga, uwaga) Google translate. Powiedz mi, po co to wszystko? Uważam, że powinnaś dodać do menu odpowiednie zakładki i tam wszystko opisać. Masz już poszczególne takie jak na przykład "O blogu" czy "Fabuła". Byłoby o wiele prościej, gdybyś uprzątnęła ten burdel. Zastanawia mnie, czemu umieściłaś informację: "Fan fiction o pierwszych Głodowych Igrzyskach". Przecież my to już wiemy. A skąd? A z adresu i belki. To zupełnie niepotrzebny i zaśmiecający gadżet. Również "O mnie" i "kontakt" mogłabyś napisać w jednym poście i przyporządkować do menu znajdującego się nad opowiadaniem. Google tranlsate jest bezużyteczne. Chyba że Twojego bloga odwiedzają obcokrajowcy. Co do samych linków... Zwróć uwagę, ile zajmują niepotrzebnego miejsca. Koniecznie coś z tym zrób.
Na początek zajrzałam z ciekawości do "O blogu". Wyjaśniasz, że podjęłaś się pisania o pierwszych Głodowych Igrzyskach, gdyż nie znalazłaś żadnego innego opowiadania o takiej tematyce i chciałaś być oryginalna. Muszę przyznać, że to dość ciekawe posunięcie. Ja sama również się z tym nie spotkałam (aż do teraz!).
Nigdy nie dzieliłam się z nikim swoją twórczością i nigdy nie zamierzałam. - Wyłapałam powtórzenie "nigdy". Może lepiej by brzmiało - "Nigdy nie dzieliłam się z nikim swoją twórczością i nie zamierzałam tego robić."
Nie mam właściwie pojęcia dlaczego postanowiłam w końcu to zrobić. - Zgubiłaś przecinek przed "dlaczego".
Dlaczego właśnie pierwsze igrzyska? - Znów słowo "dlaczego". Warto zastąpić je np. "czemu".
Następnie wyświetliłam zakładkę "Fabuła", z nadzieją, że dowiem się czegoś więcej. Muszę wyjawić, że uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam to, co napisałaś. Masz rację. Powieść pani Suzanne Collins naprawdę warto przeczytać, ale niestety znów znalazłam mały błąd.
Dla tych co nie czytali książki "Igrzyska śmierci" [...] - "Dla tych, którzy nie czytali książki"
Do "Spamu" nie zaglądałam. Każdy wie, do czego on służy. Postanowiłam, że następnie przejdę do treści. Napisałaś już bardzo dużo rozdziałów i przeczytanie ich wszystkich zajęło mi sporo czasu. Pierwszy Twój post ukazał się w lutym bieżącego roku. W ciągu czterech i pół miesiąca opublikowałaś dwadzieścia trzy notki. Trudno mi stwierdzić czy to dużo, czy wręcz przeciwnie. Określiłabym to słowem "miernie". Dobrze, wystarczy już tego szacowania. Przejdę do najciekawszej części mojej oceny.

Rozdział 1

Już na samym początku dostrzegam, że wybrałaś czas teraźniejszy. Osobiście zawsze wybieram formę przeszłą do opisywania wydarzeń, ale to Twoja decyzja. Po prostu uważam, że sposób, w jaki piszesz, jest nieco cięższy.
Nikt nie wiem co się dzieję, spodziewamy się jakiegoś apelu, ale o co chodzi? - Okey, to zdanie brzmi bardzo dziwnie. Pomijając błędy, sam sens zdania jest ciężki do odkrycia. Tak brzmiałoby lepiej: "Nikt nie wie, co się dzieje. Jesteśmy przygotowani na jakiś apel, lecz wciąż zastanawiamy się, o co tu chodzi".
Teraz wszyscy w napięciu obserwujemy scenę ustawioną przed ratuszem, na której oprócz krzeseł, które zajmuje mój ojciec,[...] - powtórzenie.
Nikt nie wie co się dzieję"dzieje" i przecinek przed "co".
W pierwszy rozdziale dowiaduję się, że po poskromieniu powstania, Kapitol zorganizował Pierwsze Głodowe Igrzyska. Rzecz jasna, została wylosowana główna bohaterka, która jest córką burmistrza. Wiem już też, że walczyła po stronie rebeliantów, ma kilku oddanych przyjaciół, lecz jeden z jej towarzyszy zdradził. Notka jest dość krótka i zabrakło mi w Twoim opowiadaniu prologu. A czemu? Ponieważ prolog ma za zadanie zachęcić do częstszych odwiedzin. Ma on okryć czytelnika swoją tajemniczością i zaintrygować go do tego stopnia, by chciał więcej. Akcja od samego początku startuje z zawrotną prędkością. Przemyślenia narratorki są nieco chaotyczne, zbyt szybko zdradzasz, na czym mają polegać Igrzyska Śmierci. Liczyłam na jakieś głębsze zabiegi. Miałam nadzieję, że Lily będzie analizować strukturę igrzysk, a sam burmistrz powie trochę więcej na ten temat. Zakończenie rozdziału jest przewidywalne, ale w końcu to główna postać w opowiadaniu, opisuje pierwsze "zawody" swoimi oczami. Rozumiem, że nie dało się tego inaczej zastąpić.

Rozdziały 2-5

Lily, główna bohaterka, nie może pozbierać się po wybraniu jej na trybutkę. Jest zszokowana, to całkiem logiczne.
Pewnie dlatego, że doskonale wie o co chodzi z tymi całymi [...] – zgubiłaś przecinek przed, "o co".
- Przepraszam, ach! przepraszam za spóźnienie! - Drugie "przepraszam" rozpoczyna zdanie, więc piszemy je z wielkiej litery.
Ostatni ślad po jego ukochanej żonie ma zostać zmazany zabijając mnie na jakiejś arenie w igrzyskach kapitolu. - "Ostatni ślad po jego ukochanej żonie ma zostać zmazany poprzez zabicie mnie na jakiejś arenie w igrzyskach organizowanych przez Kapitol."
to jedyne co tu kocham. - "To jedyne, co kocham w tym miejscu." Brak przecinka, a samo zdanie brzmi dość dziwacznie.
co Cię obchodzi moje życie? - W opowiadaniach nie piszemy "cię" i innych zwrotów grzecznościowych wielką literą.
jesteś jedyną osobą na tym okrutnym świecie którą kocham brak przecinka przed "którą".
w końcu mogę powiedzieć co czuję. - "W końcu mogę powiedzieć, co czuję."
My niepokonani. - kłamię, wcale nie wierzę w swój powrót do domu. - Niepotrzebnie postawiłaś kropkę po "niepokonani".
Nie wierzysz w to co mówisz. - Ponownie brak przecinka przed "co".
Kolejne notki, co bardzo mnie cieszy, są dłuższe. Podobało mi się, w jaki sposób opisałaś pożegnanie Lily z ojcem i znajomymi. Pojawił się nawet tajemniczy zdrajca Steve, który od razu zaintrygował mnie swoją osobą. Wspomniałaś również, że Lily czuła coś do niego, zanim stanął po stronie Kapitolu. Bardzo fajny wątek. Mam nadzieję, że dalej go pociągniesz i jakoś rozbudujesz.
Strażnicy spychają i mnie ze sceny i otwierają przede mną drzwi samochodu zaparkowanego tuż przy schodkach. - Wydaje mi się, że niepotrzebnie wstawiłaś te pierwsze "i".
Barwna kobieta z Kapitolu, która przyjechała po trybutów, bardzo przypomina mi Effy. Szkoda. Liczyłam, że stworzysz własną, niepowtarzalną postać. Chyba że to jest jej jakaś prababcia! (dobra, ten żarcik nie był udany). Po prostu miałam nadzieję na coś ambitniejszego.
Unoszę głowę i widzę jak mój przyjaciel cicho zamyka je za sobą i siada obok mnie. - Powinien być przecinek przed "jak".
- Nie ważne. – Och nie, moja droga. W tej chwili bardzo mnie rozczarowałaś. "Nieważne"!!!
cudem udało się odwlec egzekucje, - "egzekucję".
Mów co dalej. - Brak przecinka przed "co".
Na prawdę - "Naprawdę"
Naprawdę beznadziejna jestem w rozpalaniu ognia. panicznie się go boję, nie potrafię zapalić ogniska nawet gdybym miała całe drewno świata i miliony zapałek. - "Jestem naprawdę beznadziejna [...]" - będzie brzmieć lepiej. Poza tym nie wierzę, że posiadając sporo drewna i dobrą rozpałkę, Lily nie jest w stanie rozpalić ognia. Zrobiłaś z niej drugą Katniss pod względem celności i wspinaczki, tyle że zamieniłaś łuk na nóż. Oj, jestem zawiedziona. Skoro główna bohaterka mieszka w czwartym dystrykcie, liczyłam na coś oryginalnego. Serio? - chciałoby się zapytać. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem lubię Lily, nie wywołuje we mnie irytacji. Z drugiej strony zastanawiają mnie jej znajomi i ten cały Reuel. Walczył wraz z nią i innymi kompanami podczas powstania, a nie poinformował dziewczyny o planach Kapitolu, dożynkach i o tym, co wiedział na temat samych igrzysk? Mocno naciągane. Coś mi mówi, że Lily wychodzi na poszkodowaną. Pomijając już sam fakt, że nie wierzy w wygraną. Z góry zakłada, iż zginie w ciągu kilku następnych dni. Błagam, nie rób z niej słabej i umierającej. Chcę tu ujrzeć siłę, krew i pot! Dobrze, może lekko mnie poniosło.
- Będą robić zakłady kto zginie pierwszy, a kto przeżyje do końca? - Zabrakło przecinka przed "kto".
Są tylko dwie osoby, które potrafią rozpoznać kiedy gram. - To samo przed "kiedy".
Aha, Reuel jest jakimś jasnowidzem? Z góry wie, co będzie za siedemdziesiąt lat! Niesamowite. Wszystko jest takie smętne, bez wyrazu, bohaterowie i ich dialogi nie robią na mnie wrażenia, aż nagle... Zaczynają rozmawiać o ówczesnym prezydencie i o marzeniach przyjaciela Lily. Chłopak deklaruje, że w przyszłości sam obejmie to stanowisko. Dziewczyna wymyśla mu nazwisko "Snow"... I znów jestem nakręcona. Muszę przyznać, podoba mi się ten pomysł. Życie biednego nastolatka, który próbuje walczyć z władzą, trafia na arenę, a w przyszłości zostaje bezwzględnym prezydentem... Ten wątek bardzo mnie zainteresował. Liczę, że dobrze to wszystko zaprezentujesz. Nie zawiedź mnie.
Ledwo co idę, nie wiem co się dzieję. – "dzieje".
Czuję jak łzy napływają mi do oczu. - Brak przecinka przed "jak".
nikt nie wiedział jak ci pomóc. - To samo.
Zaraz, zaraz. Rzekomy przyjaciel Lily, Reuel, wiedział o tym, że wybiorą dziewczynę, bo to jej kara za powstanie i nic, a nic, z tym nie zrobił?! Niedorzeczność. Zaczynam wątpić w Twoich bohaterów i ich "sumienie". Po prostu nie wierzę, że dwójka bliskich osób nie informuje siebie o TAK WAŻNYCH sprawach. Trochę to mną wstrząsnęło. Ja rozumiem, że chciałaś, by Lily dowiedziała się o tym całym spisku, ale w taki sposób... Mogłaś przetrzymać tę tajemnicę nieco dłużej i wyjawić ją na przykład na arenie!
Nie da się inaczej, opowiada tak pięknie, tak... realnie, że czuje się jakby się było w jednej z opowiadanych przez niego historii. - Coś jest nie tak z tym zdaniem. "Nie da się inaczej. Mówi tak pięknie, tak realnie, że czuję jakbym była w jednej z opowiadanych przez niego historii." Brzmi lepiej, nieprawdaż?
"Patrzcie jak kończą zdrajcy i głupcy"! - Brak przecinka przed "jak".
Widziałam jak wieszają Moore'a przy wiwatach Kapitolu! - To samo.
przez zabójce – "zabójcę"
W końcu Lily się ogarnęła i dotarło do niej, że musi wygrać. Taka postawa mi się podoba. A tak na marginesie to "jadą i jadą, dojechać nie mogą". Mam nadzieję, że w VI w końcu dotrą na miejsce.

Rozdziały 6-10

W rozdziale VI Lily WCIĄŻ jedzie. Doskonale rozumiem, że chcesz jak najlepiej opowiedzieć podróż do Kapitolu, ale zamiast tego można wydłużyć rozdziały i dodać więcej opisów. Zbyt dramatyczne dialogi i wypowiedzi bohaterów zaczynają razić po oczach.
- Już dobrze. - odpowiadam z lekkim uśmiechem. - "odpowiadam" powinno być z dużej litery, gdyż postawiłaś kropkę po wypowiedzi Lily.
Jako córka burmistrza miałam niekiedy większe luksusy, to, że nie chciałam z nich korzystać, to inna sprawa. - Ja bym rozdzieliła te zdanie na dwa krótsze. "Jako córka burmistrza miałam niekiedy większe luksusy. To, że nie chciałam z nich korzystać, to inna sprawa."
I nagle kolejny zwrot akcji, a ja zbyt wcześnie dowiaduję się o następnej tajemnicy. Otóż nasza Zora Sanger, moja druga Effy, okazuje się szpiegiem. Według mnie ten fragment, w którym do wszystkiego się przyznaje, nie jest dramatyczny, a wręcz śmieszny.Przejaskrawienie bije od niego na kilometr. Chcesz mi wmówić, że rzekoma mieszkanka Kapitolu, którą do tej pory udawała, ot tak wyjawia swoje prawdziwe zamiary, w pociągu, gdzie jest pełno kamer? Nie kupuję tego. To jest nie tyle, co sprzeczne, ale zbyt nierealistyczne. Pomińmy wątki fantastyczne (chyba że to miał być tego przejaw). Nie wiem, co mam myśleć. Ten jeden, krótki dialog wywołał we mnie zamęt. Zobaczymy, co będzie dalej.
Pociąg przyjechał tylko od nas, z Trójki, Szóstki, Siódemki, Dziewiątki i Jedenastki. - Pierwszy przecinek jest zbędny.
u któregoś z naszym – literówka. " z naszych".
tą obawę – "tę".
Czuję jak pociąg - zabrakło przecinka przed "jak".
Wysokie budynki sięgające chmur, szklane domy, nowoczesne budynki [...] - powtórzenie.
Siedzę obok Reuely'ego cały czas ściskają jego dłoń. - "Siedzę obok Reuely'ego, cały czas ściskając jego dłoń."
- I jak? - pyta cicho Mari.
- Piękne - odpowiadam cicho, tylko na tyle mnie stać. - Znów powtórzenie.
Mari miała racje – "rację".
Po lekturze szóstego rozdziału mam coraz więcej uprzedzeń. Zora, która przypomina Effy, Lily prawie nie różni się od Katniss (nie jest tak pyskata jak ona), Mari to niemal żeńska wersja Cinny. Jedynie Reuel nie zachowuje się jak Peeta. Potrafi powiedzieć więcej niż "hej". Liczyłam na multum nowych osobowości, które będę miała przyjemność poznać. Niestety, ja czuję zawód.
mówię uśmiechając się niepewnie. - Zabrakło przecinka po "mówię".
Znów nie wierzę w to, co czytam. Chłopak z jedynki ot tak podchodzi do Lily i oznajmia, że ją uśmierci? Już sam Cato miał więcej taktu. Zastanawia mnie czy zagroził on tylko głównej bohaterce, czy może przechadzał się do każdego z osobna. Ta scena i ich krótka wymiana zdań była całkiem zabawna. Robi się coraz bardziej fantastycznie!
W końcu pojawia się nowa postać. Wert jest mentorem trybutów z Czwórki. Muszę wspominać, kogo mi przypomina? Chyba sobie daruję. Ma niewyparzony język i jeszcze nie wiem czy go lubię. Na chwilę obecną jest dla mnie neutralny.
Omamiona rolą, którą miałam odegrać nie do końca zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieję dookoła mnie. - "Omamiona rolą, którą miałam odegrać, nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się działo dookoła mnie." + zmieniłaś czas teraźniejszy na przeszły.
Wraz z wprowadzeniem nowego bohatera, Bastiana, na mojej twarzy wykwita uśmiech. Oho! Teraz to się zacznie – myślę z nadzieją, a w mojej głowie pojawia się milion wątków. Okazało się, że Lily i chłopak, o którym wspomniałam, poznali się już w dzieciństwie. Czytam dalej z nadzieją na naprawdę porywającą akcję.
Chcę wiedzieć co się dzieję! - "Chcę wiedzieć, co się dzieje!"
- Pamiętaj kim jesteś. - Brak przecinka przed "kim".
Kurczę, pojawiają się jakieś dylematy i rozterki. Reuel zaczyna pachnieć (żeby nie napisać brzydko – śmierdzieć!) dominacją. Czyżby kierowały nim jakieś nieczyste intencje? A może to jedynie chęć chronienia Lily lub miłość? Czytam rozdział VII, a tak naprawdę nadal nic nie wiem na ten temat.
Jestem zaintrygowana, gdy czytam o spotkaniu Bastiana i Lily na dachu. Naprawdę podoba mi się ten wątek. Chłopak ma w sobie to coś. Mimo że dopiero go poznałam, zafascynował mnie. To jest bohater, na którego czekałam od samego początku. A wiesz, czemu? Ponieważ jest inny. Nie przypomina mi żadnej postaci z oryginalnych Igrzysk Śmierci. Tacy powinni być wszyscy, skoro zdecydowałaś się na swoją własną historię. Kiedy Bastian całuje główną bohaterkę, otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Dość... szybko? Nie widzieli się kilka lat i tu nagle TO. Z jednej strony za bardzo się spieszysz, choć z drugiej w końcu dostrzegam sens. Lily jest młodą dziewczyną, która pojechała na pewną śmierć. Spotyka dawnego przyjaciela, z którym potajemnie się spotyka. Gdy dochodzi do zbliżenia, ona odwzajemnia pocałunek. Kontrowersyjnie, ale mi się podoba. W końcu nasza Lily nie ma nic do stracenia, prawda?
Końcówka ósmego rozdziału zwaliła mnie z nóg. Lily najpierw mizia się z Bastainem, a potem wyznaje miłość swojemu koledze – trybutowi? Serio? A potem jak gdyby nigdy nic oni się całują. Przetrawienie tej feralnej, w moich odczuciach, sceny zajęło mi kilka sekund. Dlaczego to popsułaś? Chyba że masz jakiś misterny plan dotyczący tej trójki.
W dziewiątym rozdziale Lily "zaprzyjaźnia się" z dziewczyną z Jedynki. Najpierw walczą na miecze, a po remisie przechodzą do nauki kamuflażu. Gawędzą, rozluźniają się. Wszystko jest piękne i urocze, aż w końcu zjawia się Pan Zły, czyli Mort. Wyobrażam sobie go jako tępego osiłka, który jedyne, co potrafi robić, to grozić każdemu trybutowi. Nawet własnej towarzyszce.
Tajemnicza rozmowa z Barthy'm, która jest prowadzona za pomocą szyfru, przyciągnęła moja uwagę. Okazuje się, że Trzynasty dystrykt jednak nie został zniszczony, lecz jest słaby i "umierający". Pod sam koniec wychodzi na jaw, że Wert jest bucem i prostakiem. Ciągle drwi z Lily, a przechwałki o jego koniecznej pomocy wydają się trwać wiecznie.
I na pewno wygramy rozwalając meble o okna – brak przecinka po "wygramy".
Lily ma bardzo poważne problemy. "Czy wciąż potrafię zabijać?" Staram się zachować powagę, ale nie potrafię. Skoro brała udział w powstaniu, z pewnością tak szybko nie zapomniała, jak pozbawia się życia. Logiczne, no nie?
Jajecznice – zabrakło ogonka.
Wert zaczyna mi się kojarzyć z Neil'em Harris'em z Jak poznałem waszą matkę. Nie mam pojęcia, skąd u mnie te wyobrażenie. Znów kolejna scena żywcem wyjęta z oryginału. Lily prezentuje swoje umiejętności i uwaga, uwaga, rzuca nożami w lampy, które znajdują się obok organizatorów. Znajome? A no bardzo znajome. Błagam, nie mogłaś wymyślić czegoś swojego? Widzę, jak próbujesz zrobić z niej kogoś na podobieństwo Katniss. Różnic jest tak mało, że zaraz pomyślę, iż dzieli je jedynie kolor włosów.
Kiwam głową prostując się. - Brak przecinka przed „prostując”.
Nie wierzę, że posunęłaś się tak daleko. Lily kłóci się z głównym organizatorem? Odpowiada mu opryskliwie, a on wdaje się z nią w dyskusję! Ich rozmowa była tak dziecinna i nie na miejscu, że niemal złapałam się za głowę.

Rozdziały 11-15


W rozdziale XI, w którym organizatorzy przyznają wyniki za pokaz umiejętności, jestem nieco zaskoczona. Spodziewałam się, że Lily uzyska maksymalną liczbę punktów, co znów byłoby nieoryginalne, naciągane i takie, jak wcześniejsze podobieństwa. Ty jednak zastąpiłaś jej wynik chwilowym brakiem odbioru telewizora, co może poskutkować tym, że dziewczyna nie będzie mieć żadnych sponsorów i stanie się celem innych trybutów. Ku mojemu rozczarowaniu główna bohaterka odbywa krótką rozmowę z Bastianem i... odchodzi. Wielka szkoda, że w taki sposób zakończyłaś tę scenę.
Nie wiem co powiedzieć. - Brak przecinka przed " co.
a pod nią masz obietnice wolności! - "obietnicę".
Nie ważne – "nieważne"!
Podoba mi się zakończenie, gdzie Pan-wredny-zły-i-okropny Wert słyszy całą rozmowę o szpiegostwie. Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej.
Nie rozumiem dlaczego nie możemy go zabić – brak przecinka przed "dlaczego".
Ho ho! Pan-okropny jednak o wszystkim od początku wiedział! Co za cwany lis. Czuję do niego dziwną sympatię. Lubię takich pokręconych bohaterów z charakterkiem i ukrytymi zamiarami.
Nie pamiętam co mi się śniło – znów brak przecinka przed "co".
obiecuje chowając kartkę. Ponownie nieobecny przecinek przed "chowając".
Po przeczytaniu zaledwie dwunastu rozdziałów mogę śmiało przyznać, że poprawił Ci się styl. W Twojej historii pojawiają się coraz dłuższe opisy. Z każdą chwilą łatwiej przychodzi mi wyobrażenie sobie świata przedstawionego. Poznałam już bohaterów na tyle, iż wiem, kto jest ciekawy, kto ma niepowtarzalny charakter, a kto za bardzo przypomina daną kanoniczną postać. Niestety tych ostatnich jest zbyt dużo. Nawet gdy myślę o Bastianie, przed oczami pojawia mi się Finnick.
ukucie – "ukłucie".
W trzynastym rozdziale trybuci w końcu trafiają na arenę. Czytam tę notkę jakbym siedziała na szpilkach. Jak na razie Trzynastka najbardziej mi się podoba. Wszystko jest ładnie opisane. Lily przedstawia czytelnikom swoje odczucia i obawy. Myślę, że całkiem nieźle Ci to wyszło.
Kolejna notka jest zupełną odskocznią od pozostałych. Akcja przybiera na sile. Wszystko jest dynamiczne i płynne. Zaczęła się rzeź. Mam wrażenie jakby po moim monitorze spływała krew. Lily nagle przestała zastanawiać się czy wciąż jest zdolna do pozbawienia kogoś życia. Robi to bez mrugnięcia okiem. Oszukała Gora, byłego generała w powstaniu, robiąc słodką, litościwą minkę. Czy ta młoda, delikatna dziewczyna pamięta, jak się zabija? Oczywiście, że tak! Przychodzi jej to z taką łatwością jak pisanie czy liczenie do dziesięciu.
Nie chcę nawet na nią patrzyć. - "patrzeć".
Z zadowoleniem czytam fragment, w którym pojawia się Bastian. Oh! Okazuje się być prawdziwie bohaterski. Zamiast zabić Lily, on oddaje jej swój plecak i każe uciekać. Niewiarygodne. Teraz zaczyna przypominać Peetę. Mimo wszystko, dalej pozostaje moim ulubionym bohaterem. Wciąż skrycie liczę na to, że jego wątek będzie nieco ambitniejszy niż dotychczas.
Rozsiadam się na dwóch grubych gałęziach i zdejmuję plecak. Syczę cicho, gdy jego ucho ociera się o moje zranione ramię. - Zaraz, zaraz. Od kiedy plecaki maja uszy?
zamieniam się w morderce. - "mordercę".
nawet tym małym dziewczynką – "dziewczynkom".
Moment, w którym Diana zawiera z Lily sojusz, wywiera na mnie dziwne, sprzeczne emocje. Niby wszystko w porządku i ogółem fajnie, ale nie mogę pojąć tego, że główna bohaterka bez dłuższego zastanowienia zaufała dziewczynie z Jedynki. Jedna z Zawodowców ot tak chce się do niej przyłączyć, a ona się zgadza? Brakowało mi tu jeszcze tekstu: "zostańmy przyjaciółkami!". Rozumiem, chciałaś w jakiś sposób urozmaicić Twoją historię, ale tak po prostu? Tak szybko? Serio? Nie kupuję tego. Ponownie dopada mnie irytacja. Widzę tak wiele wątków pobranych z Igrzysk Śmierci. Pod koniec wypiszę Ci moje spostrzeżenia.
Nie wierzę! Diana dzieli się z Lily jedzeniem. Nasza blondyneczka nie pomyślała, że może było zatrute? Niby jest taka sprytna, przebiegła, odznacza się nieprzeciętną inteligencją, a nie wpadła na to, iż Zawodowczyni mogła być wysłanniczką Morta – Cato? Mogła, nie musiała. To jedynie teorie, ale czy tylko ja zastanowiłabym się trzy razy, zanim zrobiłabym coś, co może zaważyć na moim życiu?
Końcówka piętnastego rozdziału była fenomenalna. Mimo że Diana okazała się słabą psychicznie, zdolną do płaczu dziewczyną, zaskoczył mnie nieoczekiwany zwrot akcji. Zawodowczyni opowiedziała historię, w której dowiaduję się, że Mort, Susan i Basiatn zginęli pierwszej nocy. A kto ich uśmiercił? A no ostatni z nich i zarazem moja ulubiona postać. Poczułam lekki zawód z tego powodu, że już o nim nie przeczytam, ale i podziw. Niełatwo jest zabijać swoich bohaterów. Sama zawsze miałam z tym problem, bo zbyt szybko się przyzwyczajałam. Dziewczyno, naprawdę potrafisz okręcić wokół palca. Ogromny plus za to zakończenie.

Rozdziały 16-20

Podoba mi się sposób, w jaki opisałaś walkę z Georgie i Louise. Choć mam pewne wątpliwości. Jeśli Twoi bohaterowie będą ginąć w tak ekspresowym tempie, to niedługo przy życiu pozostaną jedynie Lily i Diana. Aha i jeszcze jedna rzecz. Dziwne, że Anderson nie przeszukała martwych ciał. Ja na jej miejscu na pewno sprawdziłabym czy dziewczynki nie posiadały czegoś, co mogłoby mi się przydać. Ale to w końcu ja.
Wyhamuj z tymi zwrotami akcji, bo padnę na zawał! Oczywiście to tylko taki mały żarcik. Okazuje się bowiem, że Mort żyje i odnajduje Lily, by ją uśmiercić, a ona... nie ma swojej broni! A mówiłam, że zabranie martwym trybutom rzeczy byłoby przydatne! Nikt mnie nigdy nie słucha! Nagle ktoś ma nóż w sercu. Tylko kto? Mort czy Lily? Cholera, jest naprawdę ciekawie. Nie zamierzam Ci teraz słodzić po tym, jak mi podpadłaś, ale zakończenia rozdziałów są takie, jakie być powinny. Porywające, budzące nowe pytania i zaskakujące. Co będzie dalej? Zaraz się dowiem.
Wyciąg do mnie rękę – "Wyciąga".
Rozdział, w którym James jest narratorem, trzymał mnie w niepewności. Byłam zszokowana, gdy czytałam, że Reuel zamordował Lily, ale gdy Steve oznajmia, że to fikcja, odetchnęłam z ulgą. Dawno nie czytałam tekstu, gdzie byłam równie przejęta jak teraz. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale wzbudzanie tak skrajnych emocji w czytelnikach świetnie Ci wychodzi. Czyli za wszystkim stały Zmiechy? Szkoda, bo już miałam nadzieję, że "mój" Bastian powróci z wielkim "wejściem smoka".
Śmierć Diany nie była dla mnie szokiem. W końcu musiała kiedyś umrzeć. Było to dość przewidywalne. Mała Rue. Czy tylko ja dostrzegam porównanie? Lily próbuje ją uratować, wpadając tym samym w pułapkę. Ostatecznie jej "przyjaciółka" ginie. Jest płacz, są łzy i tak dalej, aż tu nagle zjawia się... Reuely. Jak zawsze pojawia się, by uratować swoją ukochaną. Wyrwało mi się krótkie ziewnięcie. Zawiało mi przewidywalnością.
Hola, hola! Reuel jednak ma niecne zamiary. A może wciąż jest pod wpływem Belladonny? Nie zjawił się po to, by ochronić swoją księżniczkę? Albo to ja jestem przewrażliwiona, albo wyczuwam nawiązanie do Peety, który postradał zmysły. Otóż, panie i panowie, Reuel nie oszalał, a jedynie wziął Lily za kolejnego Zmiecha. Potem ot tak przebija biedną dziewczynę ostrzem.
A wszystko to okazuje się kolejnym koszmarem! Co za ulga. Zdążyłam już polubić Dianę i cieszę się, że jednak żyje. Tyle się wydarzyło, iż zdążyłam się pogubić. Nie jestem do końca pewna czy Mort nie żyje, czy Reuely stał się psycholem. Mocno to wszystko zagmatwałaś. W ostateczności wszyscy z dziwnego snu Lily giną, może z wyjątkiem niej samej. Coś tak czułam, że jej sojuszniczka długo nie pożyje. No trudno, zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że nie powinnam darzyć kogokolwiek sympatią, bo prędzej czy później umrze.
W dwudziestym rozdziale pojawia się nasz bohaterski Reuel. Ratuje Lily przed Zmiechem, a potem idą i idą, i idą... Na końcu troszkę romantyzmu, wyznań miłosnych i takie tam.

Rozdziały 21-23

Prezydent Reuel Snow – czyżby to była zapowiedź jeszcze gorszych dni dla całego Panem? Myśl, że taki chłopak jak on, będzie tym okropnym i złym prezydentem napawa mnie ciekawymi uczuciami. Coś pomiędzy rozdarciem a podnieceniem. Ten wątek jest według mnie jednym z najlepszych. Niby nasz romantyczny kochanek obiecuje, że nigdy się nie zmieni, ale my dobrze wiemy, że to ściema. Och, gdyby tylko Lily wiedziała... Następnie dwójka bohaterów natrafia na kolejną przeszkodę od organizatorów. Lily cudem przeżyła burzę piaskową, jednak nie wiem, co z Reuelym. Potem dziewczyna jest zmuszona skrócić cierpienie byłego rebelianta Bathy'ego. Szkoda mi go, bo był pozytywną postacią, choć tak naprawdę za dużo się o nim nie dowiedziałam. Można rzec, że wraz z areną, zmienia się również skład sojuszu. Co się, kurcze, stało z Reuelym? Lily ot tak po prostu go zignorowała i ruszyła dalej? Nawet się nie zastanowiła czy przeżył? Znów zawiało nieludzkim zachowaniem. Powinnaś nieco popracować nad realizmem i niektórymi odruchami bohaterów. Pojawienie się wielbłąda jest niczym nieudany żarcik o feministkach. Ja rozumiem zmiechy, trybuci, mordercze zwierzęta, trujące rośliny... Ale wielbłąd?! Zwierzak zaprowadził Lily do wody i tam ją opuścił. On miał być czymś w rodzaju anioła stróża? Pytam, bo coraz trudniej mi się w tym połapać. W magicznej oazie oczywiście pojawia się nie kto inny jak Reuel. Czy ten chłopak posiada moc teleportacji? Jest zawsze tam, gdzie go aktualnie brakuje. Wszystko robi się mocno fantastyczne. Może zaraz pojawią się elfy i jednorożce. Ku mojemu zdziwieniu mam do czynienia jedynie z kolejnymi zmiechami, które zostają pokonane przez niezwyciężoną Lily.
W ostatnim opublikowanym przez Ciebie rozdziale rzeka, która otacza fontannę, okazuje się być krwią i pływającymi w niej kośćmi. Lily ujawnia swoją delikatną stronę i wymiotuje na ten widok. Ostatecznie parze zakochanych udało się przejść przez krwistą rzeką, jednakże pod koniec kolejny szok. Chłopak, który pomagał głównej bohaterce okazał się być jedynie imitacją Reuela. Lily przeprogramowała go za pomocą miłości, a sam na końcu popełnił pewnego rodzaju "samobójstwo".

Na samym początku byłam wyjątkowo zniesmaczona kreowanym przez Ciebie światem, fabułą i bohaterami. Odnosiłam wrażenie, że nie potrafisz wymyślić niczego własnego. Ciągle dostrzegałam podobieństwa do kanonu. Jeśli pisanie o własnych bohaterach miało mierne skutki, może powinnaś pisać o wielkiej miłości Peety i Katniss, Finnica i Annie czy kogokolwiek innego? Twój styl pisania pozostawiał wiele do życzenia, jednakże z czasem wszystko ulegało zmianie. Postacie stały się nagle inne. Przypisywałaś im nowe, oryginalne cechy charakteru. Im dalej zagłębiałam się w opowiadanie, tym odnosiłam większe wrażenie, że zrezygnowałaś z kontynuowania naprawdę ciekawych wątków. Uśmierciłaś Bastiana – według mnie jedną z najciekawszych postaci, a na pierwszy plan wysunęło się zmaganie Lily z władzą i przeszkodami na arenie. Powiem teraz nieco o samej akcji i płynności.
Pierwsze rozdziały były niczym woda. Zupełnie się nie kleiły. Po prostu przepływały przez palce. Akcja była znikoma. Lily i jej przyjaciel jechali do Kapitolu, potem w nieskończoność opisywałaś pokaz trybutów, treningi, prezentację umiejętności. Miałam wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Kiedy zawodnicy w końcu trafiają na arenę, akcja momentalnie przyspiesza. Tak jakbyś zamontowała niewidzialny silnik w swoich palcach. Wszystko jest płynne, dynamiczne i po prostu ciekawe, jednak pojawia się moment krytyczny. W pewnej chwili nie wiedziałam, co jest prawdą, a co snem. Plątałaś wątki, raz ktoś umierał, nagle żył. Ciągle pojawiały się Zmiechy udające poszczególnych trybutów. Powinnaś popracować nad akcją i odnaleźć przysłowiowy złoty środek. W Twoim opowiadaniu zbyt widoczny jest sam przełom. Pojawia się nieokreślone "bum", a potem jest tylko gorzej, bo czytelnik gubi się w wydarzeniach. Muszę przyznać, że podobały mi się opisy walki. Potrafiłaś się nad nimi rozpisać, pojedynki były wyjątkowo realne. Bez problemu wyobrażałam sobie, kto w danej chwili obrywał i dostawał łomot. Przemyślenia Lily również były bardzo ładnie przedstawione. Z łatwością mogłam wejść w jej skórę i czuć się jak główna bohaterka. Jej strach stawał się moim strachem.
Dialogi były momentami zbyt wydumane i nieprawdopodobne. Czasem nie prowadziły do niczego ciekawego, stanowiły rolę tak zwanych zapychaczy. Sytuacje, o których rozmawiali bohaterowie, były tak irracjonalne, że nie raz łapałam się za głowę.
Jeżeli chodzi o całą fabułę – jako całokształt się sprawdza. Pomysł z pierwszymi Głodowymi Igrzyskami jest oryginalny i ciekawy. Wątek poboczny Reuela jako przyszłego prezydenta Snowa, tak mnie zaciekawił, że z chęcią śledziłam poczynania tego chłopaka i zastanawiałam się, jak będzie wyglądać jego przemiana. Niestety takowa nie zaszła, co nieco mnie rozczarowało. Lily pragnąca zniesienia igrzysk przy młodym prezydencie wypadała bardzo blado. Niekiedy zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka, która uważa, że wszystko jej się należy. Wtedy bardzo mnie irytowała. Zaraz znowu była skłonna do prawdziwych wyrzeczeń. Jej postać składa się z prawdziwie wybuchowych cech charakteru. Dlatego jest taka nieprzewidywalna i aż boję się napisać przesadzona.
Niektóre sceny, które miały budzić w czytelniku współczucie lub niepokój, mnie najzwyklej w świecie bawiły. Wybacz, ale z dramatyzmem u Ciebie krucho. Powinnaś popracować, by emocje, jakie chcesz przekazać, były niemal namacalne.
Miałaś również problem z odzwierciedlaniem rzeczywistości i ludzkich odruchów. Wspominałam już o przeszukaniu zwłok trybuta. Kto o zdrowym rozsądku by tego nie zrobił?
Mniej więcej w połowie zaczynałam przekonywać sie do Twojej twórczości. Opisy były bardzo ładne, Lily otwarcie mówiła o swoich uczuciach, a akcja nabrała tempa. Pod sam koniec już gubiłam się w wydarzeniach, a niektóre sceny były niczym z bajki. Zbyt fantastyczne i nierealne.
Ostatecznie jednak zachowałam pozytywne nastawienie. "Bo pisać każdy może!".


Podsumowanie:

Przeczytałam już wszystkie Twoje rozdziały, w międzyczasie pisałam, co mnie razi w oczy. Czas na ostatecznie podsumowanie. Zacznijmy od mniej przyjemnych rzeczy. Po pierwsze niektóre Twoje postacie przypominają mi te z kanonu:
Bastian – Finnick
Reuel – Peeta
Lily – Katniss
Mari – Cinna
Zora – z początku była jak Effy, lecz z czasem jej postawa zaczęła się zmieniać.
Pojawiło się również wiele podobnych wątków taki jak: prezentacja umiejętności, chwilowa przyjaźń z Dianą (porównanie do Rue). Masz problem ze stawianiem przecinków. Wielokrotnie brakło ich w zdaniach. Niektóre dialogi były niemal idiotyczne, przesadzone, nierealne. Sposób, w jaki czasem zachowywali się bohaterowie, działał na nerwy. Ich odruchy były nieludzkie i głupie. Po oczach raziła łatwowierność (Lily w stosunku do Diany), zachowywali dla siebie ważne sprawy (Reuel opowiadający BARDZO po czasie o spisku Kapitolu i igrzyskach). Również niektóre sceny były niczym wyjęte z baśni (wielbłąd, rozmowa ze Śmiercią – Zmiechem, Reuel, który nie jest Reuelem, a pod wpływem miłości przechodzi przemianę, koszmary – w ich przypadku nie do końca wiedziałam, co jest prawdą, a co fikcją).
Natomiast bardzo podoba mi się fabuła. Piszesz dobre, długie opisy. Dzięki nim z łatwością wyobrażałam sobie świat przedstawiony. Odczucia Lily były tak realne, że chwilami miałam wrażenie, iż to ja trafiłam na arenę zamiast niej. Zauważyłam również wielką poprawę w stylu. Z czasem robiłaś coraz mniej błędów.
Myślę, że mam kilka rad na przyszłość. Popracuj nieco nad różnorodnością bohaterów i poszczególnych wątków. Dopracuj zachowania, pomyśl, jak Ty postąpiłabyś w danej sytuacji. Zacznij również przykładać się do przecinków! Swego czasu były one moją zmorą. Na koniec życzę Ci dużo weny i mam nadzieję, że nie uraziłam Cię w żadnej mojej wypowiedzi. Pozdrawiam.

Nowa stażystka odrzuciła akta na stare, przejedzone przez korniki biurko i nie patrząc się za siebie, wyszła z pomieszczenia. Oskarżony został skazany na kilkumiesięczną odsiadkę za kratkami. Valkyria prychnęła. Czy była sadystką? To się dopiero okaże - skwitowała w myślach swoją pracę.

3 komentarze:

  1. Dzień dobry, witam nową stażystkę ;)
    Świstak cieszy się ze świeżej krwi na Gaolu, oj cieszy.
    Napisałaś, że w ciągu czterech i pół miesiąca autorka opublikowała dwadzieścia trzy notki. Określasz to "miernie"? To ja się boję, co byś powiedziała o moim opowiadaniu ;O
    Już napisałam Idi, co sądzę o ocenie - podoba mi się, idealnie nie jest, ale nikt takich ocen nie pisze. Wyrobisz się jeszcze, masz czas. Mam tylko wrażenie, że niepotrzebnie wypisujesz błędy w tych kilku rozdziałach - nie musisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za ocenę mojego bloga :D
    Zakładek pousuwałam już trochę, na samym początku dodawałam je i dodawałam, i nawet nie zwróciłam uwagi zbytnio co, gdzie i jak xp
    Co do pierwszych rozdziałów, mam zamiar je popoprawiać w wakacje, może napisać od nowa, nie wiem. Na razie nie mam na to czasu
    Jeśli chodzi o postacie, ze smutkiem przyznaję Ci rację. Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale pisząc nie zastanawiałam się nad tym za bardzo. Po prostu przelewam na papier to co mi wpadnie do głowy.
    Od wejścia na arenę pisało mi się o wiele lepiej i łatwiej, zagmatwanie jest trochę specjalne xp
    elfy i jednorożce nie pojawiły się jeszcze i raczej się nie pojawią, masz za to smoka ^_^ (wiem, że przesadzam, ale jak coś mi wpadnie do głowy, nie mogę tego nie umieścić w opowiadaniu xp)
    Błędów mam mnóstwo, bo jeśli o to chodzi, to naprawdę jestem słaba
    Nie uraziłaś, zgłosiłam się po część po to, by ktoś skrytykował moje opowiadanie, wskazał błędy i zastrzeżenia
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń

Zgłoszenia należy umieszczać w przeznaczonej do tego zakładce, nie pod postami!

Statystyka