Do starego, opuszczonego biura wkroczyła dziewczyna o ciemnych włosach i podkrążonych oczach. Zanim usiadła i otworzyła pierwsze w swojej karierze akta, zakasłała. Spojrzała spode łba na pożółkły papier i mruknęła pod nosem kilka przekleństw. Oto pojawiła się nowa stażystka - Valkyria. Nieco sceptyczna i kontrowersyjna osóbka uśmiechnęła się pod nosem. Zabawę czas zacząć - pomyślała z przekąsem.
Oskarżająca: Valkyria
Oskarżony: first-hunger-games
Do oceny trafił mi się blog pod
prostym adresem "first-hunger-games." Jestem zadowolona,
gdyż już od samego początku wiem, o czym będzie mowa. Na moich
ustach pojawia się uśmiech. Lubię tę tematykę i cieszy mnie, że
do moich rąk wpadło takie opowiadanie. Na belce widnieje napis
"Pierwsze Głodowe Igrzyska czas zacząć!" Brakowało mi
tu jakiegoś ujmującego cytatu, budującego moją ciekawość i
atmosferę. Mimo że ten zabieg jest dość oklepany, zawsze się
sprawdza. Czytelnicy lubią napisy owiane nutką tajemnicy. Ty jednak
zapewniłaś każdego, kto odwiedza Twojego bloga, że piszesz o
Igrzyskach Śmierci. Tak na wypadek, gdyby ktoś dalej tego nie
wiedział. Uważam, że to całkiem zbędne. Wrócę jeszcze na
sekundę do samego adresu. Według mnie długość jest jak
najbardziej w porządku. Słowa, mimo że angielskie, są proste i
zrozumiałe. Cieszy mnie, że oddzieliłaś je myślnikami. Duży
plus.
Szablon jest przejrzysty i wykonany w
stonowanych kolorach. Nic nie razi w oczy. Na blogu dominuje
delikatny odcień błękitu, a napisy są szare, więc wygodnie się
je czyta. W nagłówku widzę odwróconą dziewczynę o blond
włosach, a za nią przebija się symbol Kapitolu. Gdzieś w tle
widnieje zarys gór. I to tyle. Troszkę skromnie, choć z drugiej
strony umiar jest dość rzadką rzeczą w obecnym świecie. Ogólnie
szablon bardzo mi się podoba, ale nie on jest tu najważniejszy.
Niestety muszę przyznać, że pewnymi kwestiami jestem nieco
zniesmaczona. Już przechodzę do konkretów.
Za dużo! Jeszcze raz za dużo! W
obydwu kolumnach znajdują się przeróżne linki, obserwatorzy, "O
mnie", informacja, o czym jest Twój blog, button, spis treści,
kontakt z autorką, a nawet (uwaga, uwaga) Google translate. Powiedz
mi, po co to wszystko? Uważam, że powinnaś dodać do menu
odpowiednie zakładki i tam wszystko opisać. Masz już poszczególne
takie jak na przykład "O blogu" czy "Fabuła".
Byłoby o wiele prościej, gdybyś uprzątnęła ten burdel.
Zastanawia mnie, czemu umieściłaś informację: "Fan fiction
o pierwszych Głodowych Igrzyskach". Przecież my to już wiemy.
A skąd? A z adresu i belki. To zupełnie niepotrzebny i zaśmiecający
gadżet. Również "O mnie" i "kontakt" mogłabyś
napisać w jednym poście i przyporządkować do menu znajdującego
się nad opowiadaniem. Google tranlsate jest bezużyteczne. Chyba że
Twojego bloga odwiedzają obcokrajowcy. Co do samych linków... Zwróć
uwagę, ile zajmują niepotrzebnego miejsca. Koniecznie coś z tym
zrób.
Na początek zajrzałam z ciekawości
do "O blogu". Wyjaśniasz, że podjęłaś się pisania o
pierwszych Głodowych Igrzyskach, gdyż nie znalazłaś żadnego
innego opowiadania o takiej tematyce i chciałaś być oryginalna.
Muszę przyznać, że to dość ciekawe posunięcie. Ja sama również
się z tym nie spotkałam (aż do teraz!).
Nigdy nie dzieliłam się z nikim
swoją twórczością i nigdy nie zamierzałam. -
Wyłapałam powtórzenie "nigdy". Może lepiej by brzmiało
- "Nigdy nie dzieliłam się z nikim swoją twórczością i nie
zamierzałam tego robić."
Nie
mam właściwie pojęcia dlaczego postanowiłam w końcu to zrobić.
-
Zgubiłaś przecinek przed "dlaczego".
Dlaczego
właśnie pierwsze igrzyska? -
Znów słowo "dlaczego". Warto zastąpić je np. "czemu".
Następnie wyświetliłam zakładkę "Fabuła", z
nadzieją, że dowiem się czegoś więcej. Muszę wyjawić, że
uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam to, co napisałaś. Masz
rację. Powieść pani Suzanne Collins naprawdę warto przeczytać,
ale niestety znów znalazłam mały błąd.
Dla
tych co nie czytali książki "Igrzyska śmierci"
[...]
- "Dla tych,
którzy nie
czytali książki"
Do "Spamu" nie zaglądałam. Każdy wie, do czego on
służy. Postanowiłam, że następnie przejdę do treści. Napisałaś
już bardzo dużo rozdziałów i przeczytanie ich wszystkich zajęło
mi sporo czasu. Pierwszy Twój post ukazał się w lutym bieżącego
roku. W ciągu czterech i pół miesiąca opublikowałaś dwadzieścia
trzy notki. Trudno mi stwierdzić czy to dużo, czy wręcz
przeciwnie. Określiłabym to słowem "miernie". Dobrze,
wystarczy już tego szacowania. Przejdę do najciekawszej części
mojej oceny.
Rozdział 1
Już na samym początku dostrzegam, że wybrałaś czas
teraźniejszy. Osobiście zawsze wybieram formę przeszłą do
opisywania wydarzeń, ale to Twoja decyzja. Po prostu uważam, że
sposób, w jaki piszesz, jest nieco cięższy.
Nikt nie wiem co się dzieję, spodziewamy się jakiegoś apelu,
ale o co chodzi? - Okey, to zdanie brzmi bardzo dziwnie.
Pomijając błędy, sam sens zdania jest ciężki do odkrycia. Tak
brzmiałoby lepiej: "Nikt nie wie, co się dzieje. Jesteśmy
przygotowani na jakiś apel, lecz wciąż zastanawiamy się, o co tu
chodzi".
Teraz
wszyscy w napięciu obserwujemy scenę ustawioną przed ratuszem, na
której oprócz krzeseł,
które zajmuje mój
ojciec,[...] - powtórzenie.
Nikt nie wie
co się dzieję – "dzieje"
i przecinek przed "co".
W pierwszy rozdziale dowiaduję się, że po poskromieniu powstania,
Kapitol zorganizował Pierwsze Głodowe Igrzyska. Rzecz jasna,
została wylosowana główna bohaterka, która jest córką
burmistrza. Wiem już też, że walczyła po stronie rebeliantów, ma
kilku oddanych przyjaciół, lecz jeden z jej towarzyszy zdradził.
Notka jest dość krótka i zabrakło mi w Twoim opowiadaniu prologu.
A czemu? Ponieważ prolog ma za zadanie zachęcić do częstszych
odwiedzin. Ma on okryć czytelnika swoją tajemniczością i
zaintrygować go do tego stopnia, by chciał więcej. Akcja od samego
początku startuje z zawrotną prędkością. Przemyślenia
narratorki są nieco chaotyczne, zbyt szybko zdradzasz, na czym mają
polegać Igrzyska Śmierci. Liczyłam na jakieś głębsze zabiegi. Miałam nadzieję, że Lily będzie analizować
strukturę igrzysk, a sam burmistrz powie trochę więcej na ten
temat. Zakończenie rozdziału jest przewidywalne, ale w końcu to
główna postać w opowiadaniu, opisuje pierwsze "zawody"
swoimi oczami. Rozumiem, że nie dało się tego inaczej zastąpić.
Rozdziały 2-5
Lily, główna bohaterka, nie może pozbierać się po wybraniu jej
na trybutkę. Jest zszokowana, to całkiem logiczne.
Pewnie
dlatego, że doskonale wie o co chodzi z tymi całymi [...]
– zgubiłaś przecinek przed, "o co".
-
Przepraszam, ach! przepraszam
za spóźnienie! - Drugie
"przepraszam" rozpoczyna zdanie, więc piszemy je z
wielkiej litery.
Ostatni ślad
po jego ukochanej żonie ma zostać zmazany zabijając mnie na
jakiejś arenie w igrzyskach kapitolu. -
"Ostatni ślad po jego ukochanej żonie ma zostać zmazany
poprzez zabicie mnie na jakiejś arenie w igrzyskach organizowanych
przez Kapitol."
to jedyne co
tu kocham. - "To jedyne, co
kocham w tym miejscu." Brak przecinka, a samo zdanie brzmi dość
dziwacznie.
co Cię
obchodzi moje życie? - W
opowiadaniach nie piszemy "cię" i innych zwrotów
grzecznościowych wielką literą.
jesteś
jedyną osobą na tym okrutnym świecie którą kocham – brak
przecinka przed "którą".
w
końcu mogę powiedzieć co czuję. -
"W końcu mogę powiedzieć, co czuję."
My
niepokonani. - kłamię,
wcale nie wierzę w swój powrót do domu. -
Niepotrzebnie postawiłaś kropkę po "niepokonani".
Nie wierzysz
w to co mówisz. - Ponownie brak
przecinka przed "co".
Kolejne notki, co bardzo mnie cieszy, są dłuższe. Podobało mi
się, w jaki sposób opisałaś pożegnanie Lily z ojcem i znajomymi.
Pojawił się nawet tajemniczy zdrajca Steve, który od razu
zaintrygował mnie swoją osobą. Wspomniałaś również, że Lily
czuła coś do niego, zanim stanął po stronie Kapitolu. Bardzo
fajny wątek. Mam nadzieję, że dalej go pociągniesz i jakoś
rozbudujesz.
Strażnicy
spychają i mnie ze sceny
i otwierają przede mną drzwi samochodu zaparkowanego tuż przy
schodkach. - Wydaje mi się, że
niepotrzebnie wstawiłaś te pierwsze "i".
Barwna kobieta z Kapitolu, która przyjechała po trybutów, bardzo
przypomina mi Effy. Szkoda. Liczyłam, że stworzysz własną,
niepowtarzalną postać. Chyba że to jest jej jakaś prababcia!
(dobra, ten żarcik nie był udany). Po prostu miałam nadzieję na
coś ambitniejszego.
Unoszę głowę i widzę jak mój przyjaciel cicho zamyka je za
sobą i siada obok mnie. - Powinien być przecinek przed "jak".
- Nie ważne. – Och nie, moja droga. W tej chwili bardzo
mnie rozczarowałaś. "Nieważne"!!!
cudem udało się odwlec egzekucje,
- "egzekucję".
Mów co dalej. - Brak przecinka przed "co".
Na prawdę - "Naprawdę"
Naprawdę beznadziejna jestem w rozpalaniu ognia. panicznie się
go boję, nie potrafię zapalić ogniska nawet gdybym miała całe
drewno świata i miliony zapałek. - "Jestem naprawdę
beznadziejna [...]" - będzie brzmieć lepiej. Poza tym nie
wierzę, że posiadając sporo drewna i dobrą rozpałkę, Lily nie
jest w stanie rozpalić ognia. Zrobiłaś z niej drugą Katniss pod
względem celności i wspinaczki, tyle że zamieniłaś łuk na nóż.
Oj, jestem zawiedziona. Skoro główna bohaterka mieszka w czwartym
dystrykcie, liczyłam na coś oryginalnego. Serio? - chciałoby się
zapytać. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem lubię Lily,
nie wywołuje we mnie irytacji. Z drugiej strony zastanawiają mnie
jej znajomi i ten cały Reuel. Walczył wraz z nią i innymi
kompanami podczas powstania, a nie poinformował dziewczyny o planach
Kapitolu, dożynkach i o tym, co wiedział na temat samych igrzysk?
Mocno naciągane. Coś mi mówi, że Lily wychodzi na poszkodowaną.
Pomijając już sam fakt, że nie wierzy w wygraną. Z góry zakłada,
iż zginie w ciągu kilku następnych dni. Błagam, nie rób z niej
słabej i umierającej. Chcę tu ujrzeć siłę, krew i pot! Dobrze,
może lekko mnie poniosło.
- Będą robić zakłady kto zginie pierwszy, a kto przeżyje do
końca? - Zabrakło przecinka przed "kto".
Są tylko dwie osoby, które potrafią rozpoznać kiedy gram. -
To samo przed "kiedy".
Aha, Reuel jest jakimś jasnowidzem? Z góry wie, co będzie za
siedemdziesiąt lat! Niesamowite. Wszystko jest takie smętne, bez
wyrazu, bohaterowie i ich dialogi nie robią na mnie wrażenia, aż
nagle... Zaczynają rozmawiać o ówczesnym prezydencie i o
marzeniach przyjaciela Lily. Chłopak deklaruje, że w przyszłości
sam obejmie to stanowisko. Dziewczyna wymyśla mu nazwisko "Snow"...
I znów jestem nakręcona. Muszę przyznać, podoba mi się ten
pomysł. Życie biednego nastolatka, który próbuje walczyć z
władzą, trafia na arenę, a w przyszłości zostaje bezwzględnym
prezydentem... Ten wątek bardzo mnie zainteresował. Liczę, że
dobrze to wszystko zaprezentujesz. Nie zawiedź mnie.
Ledwo co idę, nie wiem co się dzieję.
– "dzieje".
Czuję jak łzy napływają mi do oczu. - Brak przecinka
przed "jak".
nikt nie wiedział jak ci pomóc. - To samo.
Zaraz, zaraz. Rzekomy przyjaciel Lily, Reuel, wiedział o tym, że
wybiorą dziewczynę, bo to jej kara za powstanie i nic, a nic, z tym
nie zrobił?! Niedorzeczność. Zaczynam wątpić w Twoich bohaterów
i ich "sumienie". Po prostu nie wierzę, że dwójka
bliskich osób nie informuje siebie o TAK WAŻNYCH sprawach. Trochę
to mną wstrząsnęło. Ja rozumiem, że chciałaś, by Lily
dowiedziała się o tym całym spisku, ale w taki sposób... Mogłaś
przetrzymać tę tajemnicę nieco dłużej i wyjawić ją na przykład
na arenie!
Nie da się inaczej, opowiada tak pięknie, tak... realnie, że
czuje się jakby się było w jednej z opowiadanych przez niego
historii. - Coś jest nie tak z tym zdaniem. "Nie da się
inaczej. Mówi tak pięknie, tak realnie, że czuję jakbym była w
jednej z opowiadanych przez niego historii." Brzmi lepiej,
nieprawdaż?
"Patrzcie jak kończą zdrajcy i głupcy"! - Brak
przecinka przed "jak".
Widziałam jak wieszają Moore'a przy wiwatach Kapitolu! - To
samo.
przez zabójce
– "zabójcę"
W końcu Lily się ogarnęła i dotarło do niej, że musi wygrać.
Taka postawa mi się podoba. A tak na marginesie to "jadą i
jadą, dojechać nie mogą". Mam nadzieję, że w VI w końcu
dotrą na miejsce.
Rozdziały 6-10
W rozdziale VI Lily WCIĄŻ jedzie. Doskonale rozumiem, że chcesz
jak najlepiej opowiedzieć podróż do Kapitolu, ale zamiast tego
można wydłużyć rozdziały i dodać więcej opisów. Zbyt
dramatyczne dialogi i wypowiedzi bohaterów zaczynają razić po
oczach.
- Już dobrze. - odpowiadam
z lekkim uśmiechem. - "odpowiadam" powinno być z
dużej litery, gdyż postawiłaś kropkę po wypowiedzi Lily.
Jako
córka burmistrza miałam niekiedy większe luksusy, to, że nie
chciałam z nich korzystać, to inna sprawa.
- Ja bym rozdzieliła te zdanie na dwa krótsze. "Jako
córka burmistrza miałam niekiedy większe luksusy. To, że nie
chciałam z nich korzystać, to inna sprawa."
I nagle kolejny zwrot akcji, a ja zbyt
wcześnie dowiaduję się o następnej tajemnicy. Otóż nasza Zora
Sanger, moja druga Effy, okazuje się szpiegiem. Według mnie ten
fragment, w którym do wszystkiego się przyznaje, nie jest
dramatyczny, a wręcz śmieszny.Przejaskrawienie bije od niego na
kilometr. Chcesz mi wmówić, że rzekoma mieszkanka Kapitolu, którą
do tej pory udawała, ot tak wyjawia swoje prawdziwe zamiary, w
pociągu, gdzie jest pełno kamer? Nie kupuję tego. To jest nie
tyle, co sprzeczne, ale zbyt nierealistyczne. Pomińmy wątki
fantastyczne (chyba że to miał być tego przejaw). Nie wiem, co mam
myśleć. Ten jeden, krótki dialog wywołał we mnie zamęt.
Zobaczymy, co będzie dalej.
Pociąg przyjechał tylko od nas,
z Trójki, Szóstki, Siódemki, Dziewiątki i Jedenastki. -
Pierwszy przecinek jest zbędny.
u któregoś z naszym
– literówka. " z naszych".
tą
obawę – "tę".
Czuję jak pociąg - zabrakło
przecinka przed "jak".
Wysokie budynki
sięgające chmur, szklane domy, nowoczesne budynki
[...] - powtórzenie.
Siedzę obok Reuely'ego cały czas
ściskają jego dłoń. - "Siedzę obok Reuely'ego, cały
czas ściskając jego dłoń."
- I jak? - pyta cicho
Mari.
- Piękne -
odpowiadam cicho, tylko na
tyle mnie stać. - Znów powtórzenie.
Mari miała racje
– "rację".
Po lekturze szóstego rozdziału mam
coraz więcej uprzedzeń. Zora, która przypomina Effy, Lily prawie
nie różni się od Katniss (nie jest tak pyskata jak ona), Mari to
niemal żeńska wersja Cinny. Jedynie Reuel nie zachowuje się jak
Peeta. Potrafi powiedzieć więcej niż "hej". Liczyłam na
multum nowych osobowości, które będę miała przyjemność poznać.
Niestety, ja czuję zawód.
mówię uśmiechając się
niepewnie. - Zabrakło przecinka po "mówię".
Znów nie wierzę w to, co czytam.
Chłopak z jedynki ot tak podchodzi do Lily i oznajmia, że ją
uśmierci? Już sam Cato miał więcej taktu. Zastanawia mnie czy
zagroził on tylko głównej bohaterce, czy może przechadzał się
do każdego z osobna. Ta scena i ich krótka wymiana zdań była
całkiem zabawna. Robi się coraz bardziej fantastycznie!
W końcu pojawia się nowa postać.
Wert jest mentorem trybutów z Czwórki. Muszę wspominać, kogo mi
przypomina? Chyba sobie daruję. Ma niewyparzony język i jeszcze nie
wiem czy go lubię. Na chwilę obecną jest dla mnie neutralny.
Omamiona
rolą, którą miałam odegrać nie do końca zdawałam sobie sprawy
z tego co się dzieję
dookoła mnie. - "Omamiona
rolą, którą miałam odegrać, nie do końca zdawałam sobie sprawę
z tego, co się działo dookoła mnie." + zmieniłaś czas
teraźniejszy na przeszły.
Wraz z wprowadzeniem nowego bohatera,
Bastiana, na mojej twarzy wykwita uśmiech. Oho! Teraz to się
zacznie – myślę z nadzieją, a w mojej głowie pojawia się
milion wątków. Okazało się, że Lily i chłopak, o którym
wspomniałam, poznali się już w dzieciństwie. Czytam dalej z
nadzieją na naprawdę porywającą akcję.
Chcę wiedzieć co się dzieję!
- "Chcę wiedzieć, co się dzieje!"
- Pamiętaj kim jesteś. - Brak
przecinka przed "kim".
Kurczę, pojawiają się jakieś
dylematy i rozterki. Reuel zaczyna pachnieć (żeby nie napisać
brzydko – śmierdzieć!) dominacją. Czyżby kierowały nim jakieś
nieczyste intencje? A może to jedynie chęć chronienia Lily lub
miłość? Czytam rozdział VII, a tak naprawdę nadal nic nie wiem
na ten temat.
Jestem zaintrygowana, gdy czytam o
spotkaniu Bastiana i Lily na dachu. Naprawdę podoba mi się ten
wątek. Chłopak ma w sobie to coś. Mimo że dopiero go poznałam,
zafascynował mnie. To jest bohater, na którego czekałam od samego
początku. A wiesz, czemu? Ponieważ jest inny. Nie przypomina mi
żadnej postaci z oryginalnych Igrzysk Śmierci. Tacy powinni
być wszyscy, skoro zdecydowałaś się na swoją własną historię.
Kiedy Bastian całuje główną bohaterkę, otwieram szeroko oczy ze
zdziwienia. Dość... szybko? Nie widzieli się kilka lat i tu nagle
TO. Z jednej strony za bardzo się spieszysz, choć z drugiej w końcu
dostrzegam sens. Lily jest młodą dziewczyną, która pojechała na
pewną śmierć. Spotyka dawnego przyjaciela, z którym potajemnie
się spotyka. Gdy dochodzi do zbliżenia, ona odwzajemnia pocałunek.
Kontrowersyjnie, ale mi się podoba. W końcu nasza Lily nie ma nic
do stracenia, prawda?
Końcówka ósmego rozdziału zwaliła
mnie z nóg. Lily najpierw mizia się z Bastainem, a potem wyznaje
miłość swojemu koledze – trybutowi? Serio? A potem jak gdyby
nigdy nic oni się całują. Przetrawienie tej feralnej, w moich
odczuciach, sceny zajęło mi kilka sekund. Dlaczego to popsułaś?
Chyba że masz jakiś misterny plan dotyczący tej trójki.
W dziewiątym rozdziale Lily
"zaprzyjaźnia się" z dziewczyną z Jedynki. Najpierw
walczą na miecze, a po remisie przechodzą do nauki kamuflażu.
Gawędzą, rozluźniają się. Wszystko jest piękne i urocze, aż w
końcu zjawia się Pan Zły, czyli Mort. Wyobrażam sobie go jako
tępego osiłka, który jedyne, co potrafi robić, to grozić każdemu
trybutowi. Nawet własnej towarzyszce.
Tajemnicza rozmowa z Barthy'm, która
jest prowadzona za pomocą szyfru, przyciągnęła moja uwagę.
Okazuje się, że Trzynasty dystrykt jednak nie został zniszczony,
lecz jest słaby i "umierający". Pod sam koniec wychodzi
na jaw, że Wert jest bucem i prostakiem. Ciągle drwi z Lily, a
przechwałki o jego koniecznej pomocy wydają się trwać wiecznie.
I na pewno wygramy rozwalając
meble o okna – brak przecinka po "wygramy".
Lily ma bardzo poważne problemy. "Czy
wciąż potrafię zabijać?" Staram się zachować powagę, ale
nie potrafię. Skoro brała udział w powstaniu, z pewnością tak
szybko nie zapomniała, jak pozbawia się życia. Logiczne, no nie?
Jajecznice
– zabrakło ogonka.
Wert zaczyna mi się kojarzyć z Neil'em
Harris'em z Jak poznałem waszą matkę.
Nie mam pojęcia, skąd u mnie te wyobrażenie. Znów kolejna scena
żywcem wyjęta z oryginału. Lily prezentuje swoje umiejętności i
uwaga, uwaga, rzuca nożami w lampy, które znajdują się obok
organizatorów. Znajome? A no bardzo znajome. Błagam, nie mogłaś
wymyślić czegoś swojego? Widzę, jak próbujesz zrobić z niej
kogoś na podobieństwo Katniss. Różnic jest tak mało, że zaraz
pomyślę, iż dzieli je jedynie kolor włosów.
Kiwam głową
prostując się. - Brak przecinka przed
„prostując”.
Nie wierzę, że
posunęłaś się tak daleko. Lily kłóci się z głównym
organizatorem? Odpowiada mu opryskliwie, a on wdaje się z nią w
dyskusję! Ich rozmowa była tak dziecinna i nie na miejscu, że
niemal złapałam się za głowę.
Rozdziały 11-15
W rozdziale XI, w którym
organizatorzy przyznają wyniki za pokaz umiejętności, jestem nieco
zaskoczona. Spodziewałam się, że Lily uzyska maksymalną liczbę
punktów, co znów byłoby nieoryginalne, naciągane i takie, jak
wcześniejsze podobieństwa. Ty jednak zastąpiłaś jej wynik
chwilowym brakiem odbioru telewizora, co może poskutkować tym, że
dziewczyna nie będzie mieć żadnych sponsorów i stanie się celem
innych trybutów. Ku mojemu rozczarowaniu główna bohaterka odbywa
krótką rozmowę z Bastianem i... odchodzi. Wielka szkoda, że w
taki sposób zakończyłaś tę scenę.
Nie wiem co powiedzieć. - Brak
przecinka przed " co.
a pod nią masz obietnice
wolności! - "obietnicę".
Nie ważne – "nieważne"!
Podoba mi się zakończenie, gdzie
Pan-wredny-zły-i-okropny Wert słyszy całą rozmowę o
szpiegostwie. Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej.
Nie rozumiem dlaczego nie możemy
go zabić – brak przecinka przed "dlaczego".
Ho ho! Pan-okropny jednak o wszystkim
od początku wiedział! Co za cwany lis. Czuję do niego dziwną
sympatię. Lubię takich pokręconych bohaterów z charakterkiem i
ukrytymi zamiarami.
Nie pamiętam co mi się śniło
– znów brak przecinka przed "co".
obiecuje chowając kartkę.
Ponownie nieobecny przecinek przed "chowając".
Po przeczytaniu zaledwie dwunastu
rozdziałów mogę śmiało przyznać, że poprawił Ci się styl. W
Twojej historii pojawiają się coraz dłuższe opisy. Z każdą
chwilą łatwiej przychodzi mi wyobrażenie sobie świata
przedstawionego. Poznałam już bohaterów na tyle, iż wiem, kto
jest ciekawy, kto ma niepowtarzalny charakter, a kto za bardzo
przypomina daną kanoniczną postać. Niestety tych ostatnich jest
zbyt dużo. Nawet gdy myślę o Bastianie, przed oczami pojawia mi
się Finnick.
ukucie – "ukłucie".
W trzynastym rozdziale trybuci w końcu
trafiają na arenę. Czytam tę notkę jakbym siedziała na
szpilkach. Jak na razie Trzynastka najbardziej mi się podoba.
Wszystko jest ładnie opisane. Lily przedstawia czytelnikom swoje
odczucia i obawy. Myślę, że całkiem nieźle Ci to wyszło.
Kolejna notka jest zupełną odskocznią
od pozostałych. Akcja przybiera na sile. Wszystko jest dynamiczne i
płynne. Zaczęła się rzeź. Mam wrażenie jakby po moim monitorze
spływała krew. Lily nagle przestała zastanawiać się czy wciąż
jest zdolna do pozbawienia kogoś życia. Robi to bez mrugnięcia
okiem. Oszukała Gora, byłego generała w powstaniu, robiąc słodką,
litościwą minkę. Czy ta młoda, delikatna dziewczyna pamięta, jak
się zabija? Oczywiście, że tak! Przychodzi jej to z taką
łatwością jak pisanie czy liczenie do dziesięciu.
Nie chcę nawet na nią patrzyć.
- "patrzeć".
Z zadowoleniem czytam fragment, w
którym pojawia się Bastian. Oh! Okazuje się być prawdziwie
bohaterski. Zamiast zabić Lily, on oddaje jej swój plecak i każe
uciekać. Niewiarygodne. Teraz zaczyna przypominać Peetę. Mimo
wszystko, dalej pozostaje moim ulubionym bohaterem. Wciąż skrycie
liczę na to, że jego wątek będzie nieco ambitniejszy niż
dotychczas.
Rozsiadam się na dwóch grubych
gałęziach i zdejmuję plecak. Syczę cicho, gdy jego ucho ociera
się o moje zranione ramię. - Zaraz, zaraz. Od kiedy plecaki
maja uszy?
zamieniam się w morderce.
- "mordercę".
nawet tym małym dziewczynką
– "dziewczynkom".
Moment, w którym Diana zawiera z Lily
sojusz, wywiera na mnie dziwne, sprzeczne emocje. Niby wszystko w
porządku i ogółem fajnie, ale nie mogę pojąć tego, że główna
bohaterka bez dłuższego zastanowienia zaufała dziewczynie z
Jedynki. Jedna z Zawodowców ot tak chce się do niej przyłączyć,
a ona się zgadza? Brakowało mi tu jeszcze tekstu: "zostańmy
przyjaciółkami!". Rozumiem, chciałaś w jakiś sposób
urozmaicić Twoją historię, ale tak po prostu? Tak szybko? Serio?
Nie kupuję tego. Ponownie dopada mnie irytacja. Widzę tak wiele
wątków pobranych z Igrzysk Śmierci. Pod koniec wypiszę Ci
moje spostrzeżenia.
Nie wierzę! Diana dzieli się z Lily
jedzeniem. Nasza blondyneczka nie pomyślała, że może było
zatrute? Niby jest taka sprytna, przebiegła, odznacza się
nieprzeciętną inteligencją, a nie wpadła na to, iż Zawodowczyni
mogła być wysłanniczką Morta – Cato? Mogła, nie musiała. To
jedynie teorie, ale czy tylko ja zastanowiłabym się trzy razy,
zanim zrobiłabym coś, co może zaważyć na moim życiu?
Końcówka piętnastego rozdziału
była fenomenalna. Mimo że Diana okazała się słabą psychicznie,
zdolną do płaczu dziewczyną, zaskoczył mnie nieoczekiwany zwrot
akcji. Zawodowczyni opowiedziała historię, w której dowiaduję
się, że Mort, Susan i Basiatn zginęli pierwszej nocy. A kto ich
uśmiercił? A no ostatni z nich i zarazem moja ulubiona postać.
Poczułam lekki zawód z tego powodu, że już o nim nie przeczytam,
ale i podziw. Niełatwo jest zabijać swoich bohaterów. Sama zawsze
miałam z tym problem, bo zbyt szybko się przyzwyczajałam.
Dziewczyno, naprawdę potrafisz okręcić wokół palca. Ogromny plus
za to zakończenie.
Rozdziały 16-20
Podoba mi się sposób, w jaki
opisałaś walkę z Georgie i Louise. Choć mam pewne wątpliwości.
Jeśli Twoi bohaterowie będą ginąć w tak ekspresowym tempie, to
niedługo przy życiu pozostaną jedynie Lily i Diana. Aha i jeszcze
jedna rzecz. Dziwne, że Anderson nie przeszukała martwych ciał. Ja
na jej miejscu na pewno sprawdziłabym czy dziewczynki nie posiadały
czegoś, co mogłoby mi się przydać. Ale to w końcu ja.
Wyhamuj z tymi zwrotami akcji, bo
padnę na zawał! Oczywiście to tylko taki mały żarcik. Okazuje
się bowiem, że Mort żyje i odnajduje Lily, by ją uśmiercić, a
ona... nie ma swojej broni! A mówiłam, że zabranie martwym
trybutom rzeczy byłoby przydatne! Nikt mnie nigdy nie słucha! Nagle
ktoś ma nóż w sercu. Tylko kto? Mort czy Lily? Cholera, jest
naprawdę ciekawie. Nie zamierzam Ci teraz słodzić po tym, jak mi
podpadłaś, ale zakończenia rozdziałów są takie, jakie być
powinny. Porywające, budzące nowe pytania i zaskakujące. Co będzie
dalej? Zaraz się dowiem.
Wyciąg do mnie rękę –
"Wyciąga".
Rozdział, w którym James jest
narratorem, trzymał mnie w niepewności. Byłam zszokowana, gdy
czytałam, że Reuel zamordował Lily, ale gdy Steve oznajmia, że to
fikcja, odetchnęłam z ulgą. Dawno nie czytałam tekstu, gdzie
byłam równie przejęta jak teraz. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale
wzbudzanie tak skrajnych emocji w czytelnikach świetnie Ci wychodzi.
Czyli za wszystkim stały Zmiechy? Szkoda, bo już miałam nadzieję,
że "mój" Bastian powróci z wielkim "wejściem
smoka".
Śmierć Diany nie była dla mnie
szokiem. W końcu musiała kiedyś umrzeć. Było to dość
przewidywalne. Mała Rue. Czy tylko ja dostrzegam porównanie? Lily
próbuje ją uratować, wpadając tym samym w pułapkę. Ostatecznie
jej "przyjaciółka" ginie. Jest płacz, są łzy i tak
dalej, aż tu nagle zjawia się... Reuely. Jak zawsze pojawia się,
by uratować swoją ukochaną. Wyrwało mi się krótkie ziewnięcie.
Zawiało mi przewidywalnością.
Hola, hola! Reuel jednak ma niecne
zamiary. A może wciąż jest pod wpływem Belladonny? Nie zjawił
się po to, by ochronić swoją księżniczkę? Albo to ja jestem
przewrażliwiona, albo wyczuwam nawiązanie do Peety, który
postradał zmysły. Otóż, panie i panowie, Reuel nie oszalał, a
jedynie wziął Lily za kolejnego Zmiecha. Potem ot tak przebija
biedną dziewczynę ostrzem.
A wszystko to okazuje się kolejnym
koszmarem! Co za ulga. Zdążyłam już polubić Dianę i cieszę
się, że jednak żyje. Tyle się wydarzyło, iż zdążyłam się
pogubić. Nie jestem do końca pewna czy Mort nie żyje, czy Reuely
stał się psycholem. Mocno to wszystko zagmatwałaś. W
ostateczności wszyscy z dziwnego snu Lily giną, może z wyjątkiem
niej samej. Coś tak czułam, że jej sojuszniczka długo nie pożyje.
No trudno, zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że nie powinnam
darzyć kogokolwiek sympatią, bo prędzej czy później umrze.
W dwudziestym rozdziale pojawia się
nasz bohaterski Reuel. Ratuje Lily przed Zmiechem, a potem idą i
idą, i idą... Na końcu troszkę romantyzmu, wyznań miłosnych i
takie tam.
Rozdziały 21-23
Prezydent Reuel Snow – czyżby
to była zapowiedź jeszcze gorszych dni dla całego Panem? Myśl, że
taki chłopak jak on, będzie tym okropnym i złym prezydentem napawa
mnie ciekawymi uczuciami. Coś pomiędzy rozdarciem a podnieceniem.
Ten wątek jest według mnie jednym z najlepszych. Niby nasz
romantyczny kochanek obiecuje, że nigdy się nie zmieni, ale my
dobrze wiemy, że to ściema. Och, gdyby tylko Lily wiedziała...
Następnie dwójka bohaterów natrafia na kolejną przeszkodę od
organizatorów. Lily cudem przeżyła burzę piaskową, jednak nie
wiem, co z Reuelym. Potem dziewczyna jest zmuszona skrócić
cierpienie byłego rebelianta Bathy'ego. Szkoda mi go, bo był
pozytywną postacią, choć tak naprawdę za dużo się o nim nie
dowiedziałam. Można rzec, że wraz z areną, zmienia się również
skład sojuszu. Co się, kurcze, stało z Reuelym? Lily ot tak po
prostu go zignorowała i ruszyła dalej? Nawet się nie zastanowiła
czy przeżył? Znów zawiało nieludzkim zachowaniem. Powinnaś nieco
popracować nad realizmem i niektórymi odruchami bohaterów.
Pojawienie się wielbłąda jest niczym nieudany żarcik o
feministkach. Ja rozumiem zmiechy, trybuci, mordercze zwierzęta,
trujące rośliny... Ale wielbłąd?! Zwierzak zaprowadził Lily do
wody i tam ją opuścił. On miał być czymś w rodzaju anioła
stróża? Pytam, bo coraz trudniej mi się w tym połapać. W
magicznej oazie oczywiście pojawia się nie kto inny jak Reuel. Czy
ten chłopak posiada moc teleportacji? Jest zawsze tam, gdzie go
aktualnie brakuje. Wszystko robi się mocno fantastyczne. Może zaraz
pojawią się elfy i jednorożce. Ku mojemu zdziwieniu mam do
czynienia jedynie z kolejnymi zmiechami, które zostają pokonane
przez niezwyciężoną Lily.
W ostatnim opublikowanym przez Ciebie
rozdziale rzeka, która otacza fontannę, okazuje się być krwią i
pływającymi w niej kośćmi. Lily ujawnia swoją delikatną stronę
i wymiotuje na ten widok. Ostatecznie parze zakochanych udało się
przejść przez krwistą rzeką, jednakże pod koniec kolejny szok.
Chłopak, który pomagał głównej bohaterce okazał się być
jedynie imitacją Reuela. Lily przeprogramowała go za pomocą
miłości, a sam na końcu popełnił pewnego rodzaju "samobójstwo".
Na samym początku byłam wyjątkowo
zniesmaczona kreowanym przez Ciebie światem, fabułą i bohaterami.
Odnosiłam wrażenie, że nie potrafisz wymyślić niczego własnego.
Ciągle dostrzegałam podobieństwa do kanonu. Jeśli pisanie o
własnych bohaterach miało mierne skutki, może powinnaś pisać o
wielkiej miłości Peety i Katniss, Finnica i Annie czy kogokolwiek
innego? Twój styl pisania pozostawiał wiele do życzenia, jednakże
z czasem wszystko ulegało zmianie. Postacie stały się nagle inne.
Przypisywałaś im nowe, oryginalne cechy charakteru. Im dalej
zagłębiałam się w opowiadanie, tym odnosiłam większe wrażenie,
że zrezygnowałaś z kontynuowania naprawdę ciekawych wątków.
Uśmierciłaś Bastiana – według mnie jedną z najciekawszych
postaci, a na pierwszy plan wysunęło się zmaganie Lily z władzą
i przeszkodami na arenie. Powiem teraz nieco o samej akcji i
płynności.
Pierwsze rozdziały były niczym woda.
Zupełnie się nie kleiły. Po prostu przepływały przez palce.
Akcja była znikoma. Lily i jej przyjaciel jechali do Kapitolu, potem
w nieskończoność opisywałaś pokaz trybutów, treningi,
prezentację umiejętności. Miałam wrażenie, że to nigdy się nie
skończy. Kiedy zawodnicy w końcu trafiają na arenę, akcja
momentalnie przyspiesza. Tak jakbyś zamontowała niewidzialny silnik
w swoich palcach. Wszystko jest płynne, dynamiczne i po prostu
ciekawe, jednak pojawia się moment krytyczny. W pewnej chwili nie
wiedziałam, co jest prawdą, a co snem. Plątałaś wątki, raz ktoś
umierał, nagle żył. Ciągle pojawiały się Zmiechy udające
poszczególnych trybutów. Powinnaś popracować nad akcją i
odnaleźć przysłowiowy złoty środek. W Twoim opowiadaniu zbyt
widoczny jest sam przełom. Pojawia się nieokreślone "bum",
a potem jest tylko gorzej, bo czytelnik gubi się w wydarzeniach.
Muszę przyznać, że podobały mi się opisy walki. Potrafiłaś się
nad nimi rozpisać, pojedynki były wyjątkowo realne. Bez problemu
wyobrażałam sobie, kto w danej chwili obrywał i dostawał łomot.
Przemyślenia Lily również były bardzo ładnie przedstawione. Z
łatwością mogłam wejść w jej skórę i czuć się jak główna
bohaterka. Jej strach stawał się moim strachem.
Dialogi były momentami zbyt wydumane
i nieprawdopodobne. Czasem nie prowadziły do niczego ciekawego,
stanowiły rolę tak zwanych zapychaczy. Sytuacje, o których
rozmawiali bohaterowie, były tak irracjonalne, że nie raz łapałam
się za głowę.
Jeżeli chodzi o całą fabułę –
jako całokształt się sprawdza. Pomysł z pierwszymi Głodowymi
Igrzyskami jest oryginalny i ciekawy. Wątek poboczny Reuela jako
przyszłego prezydenta Snowa, tak mnie zaciekawił, że z chęcią
śledziłam poczynania tego chłopaka i zastanawiałam się, jak
będzie wyglądać jego przemiana. Niestety takowa nie zaszła, co
nieco mnie rozczarowało. Lily pragnąca zniesienia igrzysk przy
młodym prezydencie wypadała bardzo blado. Niekiedy zachowywała się
jak rozkapryszona nastolatka, która uważa, że wszystko jej się
należy. Wtedy bardzo mnie irytowała. Zaraz znowu była skłonna do
prawdziwych wyrzeczeń. Jej postać składa się z prawdziwie
wybuchowych cech charakteru. Dlatego jest taka nieprzewidywalna i aż
boję się napisać przesadzona.
Niektóre sceny, które miały budzić
w czytelniku współczucie lub niepokój, mnie najzwyklej w świecie
bawiły. Wybacz, ale z dramatyzmem u Ciebie krucho. Powinnaś
popracować, by emocje, jakie chcesz przekazać, były niemal
namacalne.
Miałaś również problem z
odzwierciedlaniem rzeczywistości i ludzkich odruchów. Wspominałam
już o przeszukaniu zwłok trybuta. Kto o zdrowym rozsądku by tego
nie zrobił?
Mniej więcej w połowie zaczynałam
przekonywać sie do Twojej twórczości. Opisy były bardzo ładne,
Lily otwarcie mówiła o swoich uczuciach, a akcja nabrała tempa.
Pod sam koniec już gubiłam się w wydarzeniach, a niektóre sceny
były niczym z bajki. Zbyt fantastyczne i nierealne.
Ostatecznie jednak zachowałam
pozytywne nastawienie. "Bo pisać każdy może!".
Podsumowanie:
Przeczytałam już wszystkie Twoje
rozdziały, w międzyczasie pisałam, co mnie razi w oczy. Czas na
ostatecznie podsumowanie. Zacznijmy od mniej przyjemnych rzeczy. Po
pierwsze niektóre Twoje postacie przypominają mi te z kanonu:
Bastian – Finnick
Reuel – Peeta
Lily – Katniss
Mari – Cinna
Zora – z początku była jak Effy,
lecz z czasem jej postawa zaczęła się zmieniać.
Pojawiło się również wiele
podobnych wątków taki jak: prezentacja umiejętności, chwilowa
przyjaźń z Dianą (porównanie do Rue). Masz problem ze stawianiem
przecinków. Wielokrotnie brakło ich w zdaniach. Niektóre dialogi
były niemal idiotyczne, przesadzone, nierealne. Sposób, w jaki
czasem zachowywali się bohaterowie, działał na nerwy. Ich odruchy
były nieludzkie i głupie. Po oczach raziła łatwowierność (Lily
w stosunku do Diany), zachowywali dla siebie ważne sprawy (Reuel
opowiadający BARDZO po czasie o spisku Kapitolu i igrzyskach).
Również niektóre sceny były niczym wyjęte z baśni (wielbłąd,
rozmowa ze Śmiercią – Zmiechem, Reuel, który nie jest Reuelem, a
pod wpływem miłości przechodzi przemianę, koszmary – w ich
przypadku nie do końca wiedziałam, co jest prawdą, a co fikcją).
Natomiast bardzo podoba mi się
fabuła. Piszesz dobre, długie opisy. Dzięki nim z łatwością
wyobrażałam sobie świat przedstawiony. Odczucia Lily były tak
realne, że chwilami miałam wrażenie, iż to ja trafiłam na arenę
zamiast niej. Zauważyłam również wielką poprawę w stylu. Z
czasem robiłaś coraz mniej błędów.
Myślę, że mam kilka rad na
przyszłość. Popracuj nieco nad różnorodnością bohaterów i
poszczególnych wątków. Dopracuj zachowania, pomyśl, jak Ty
postąpiłabyś w danej sytuacji. Zacznij również przykładać się
do przecinków! Swego czasu były one moją zmorą. Na koniec życzę
Ci dużo weny i mam nadzieję, że nie uraziłam Cię w żadnej mojej
wypowiedzi. Pozdrawiam.
Nowa stażystka odrzuciła akta na stare, przejedzone przez korniki biurko i nie patrząc się za siebie, wyszła z pomieszczenia. Oskarżony został skazany na kilkumiesięczną odsiadkę za kratkami. Valkyria prychnęła. Czy była sadystką? To się dopiero okaże - skwitowała w myślach swoją pracę.
Dzień dobry, witam nową stażystkę ;)
OdpowiedzUsuńŚwistak cieszy się ze świeżej krwi na Gaolu, oj cieszy.
Napisałaś, że w ciągu czterech i pół miesiąca autorka opublikowała dwadzieścia trzy notki. Określasz to "miernie"? To ja się boję, co byś powiedziała o moim opowiadaniu ;O
Już napisałam Idi, co sądzę o ocenie - podoba mi się, idealnie nie jest, ale nikt takich ocen nie pisze. Wyrobisz się jeszcze, masz czas. Mam tylko wrażenie, że niepotrzebnie wypisujesz błędy w tych kilku rozdziałach - nie musisz ;)
Bardzo dziękuję za ocenę mojego bloga :D
OdpowiedzUsuńZakładek pousuwałam już trochę, na samym początku dodawałam je i dodawałam, i nawet nie zwróciłam uwagi zbytnio co, gdzie i jak xp
Co do pierwszych rozdziałów, mam zamiar je popoprawiać w wakacje, może napisać od nowa, nie wiem. Na razie nie mam na to czasu
Jeśli chodzi o postacie, ze smutkiem przyznaję Ci rację. Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale pisząc nie zastanawiałam się nad tym za bardzo. Po prostu przelewam na papier to co mi wpadnie do głowy.
Od wejścia na arenę pisało mi się o wiele lepiej i łatwiej, zagmatwanie jest trochę specjalne xp
elfy i jednorożce nie pojawiły się jeszcze i raczej się nie pojawią, masz za to smoka ^_^ (wiem, że przesadzam, ale jak coś mi wpadnie do głowy, nie mogę tego nie umieścić w opowiadaniu xp)
Błędów mam mnóstwo, bo jeśli o to chodzi, to naprawdę jestem słaba
Nie uraziłaś, zgłosiłam się po część po to, by ktoś skrytykował moje opowiadanie, wskazał błędy i zastrzeżenia
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń